Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2016, 16:49   #16
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Już wiedziała jakim cudem matce udało się z nią skontaktować. Uma wracała do sił. Oby... nie było za późno.



- Tak. Muszę ją zniszczyć, Ren. - powiedziała szczerze - Znam ją. Ona... nie jest jak ja. Ona... jest zła. - choć zabrzmiało to banalnie, Tatiana nie miała teraz czasu rozwodzić się nad definicją - Pomóż mi, Ren. Muszę się do niej iść. Przytrzymaj oddział. Zatrudnij ich do pomocy przy znalezieniu ci egzo. Ja muszę dostać się do tego ciała. Sama.

Ren spojrzała na Tatianę z zakłopotaniem. Nie mogła jej odmowić, nawet jeśli to co słyszała nie było dla niej takie oczywiste.

- Dlaczego sama wampirzyco? Jeśli to niebezpieczne użyj milicjantów. - zaproponowała Ren - mogę ich trzymać w korytarzu ale jak to pomoże tobie jeśli będziesz w niebezpieczeństwie?
- Niebezpieczne... owszem. Jedyne co mogłoby mi pomóc to ogień.
- ożywiła się - Macie jakieś miotacze ognia, spalarnie śmieci tutaj?
Ren popatrzyła uważnie na wampirzycę.
- W sensie, czy mamy tu możliwość spowodowania że ciało się pali? tak, choćby poprzez elektryczność.
- To by było najlepsze. Może wrzucić jakieś przewody do tej kadzi? Znajdziesz coś takiego, Ren?
- dziewczyna majstrowała przy konsolecie. Po czym szybko wyłączyła ją, wraz z większością światła w pomieszczeniu.

Odwróciła się do Tatiany.
- Wampirzyco, przecież… CU wszystko słyszy.
- Cholera, jestem bezradna wobec waszej technologii ciągle. Po prostu mnie tam puść. Zrobię co mam zrobić. A jak mi się nie uda, to rozwal ten statek. Rozumiesz?
- mówiła tonem rozkazu.
Ren spuściła głowę.
- Rozumiem. - westchnęła - kapsuła znajduje się trzydzieści metrów od nas poprzez korytarz, tu - wskazała na schemat na panelu - jest zamknięta i odłączona od reszty systemów, zobaczyliśmy co jest w środku tylko dzięki CU, CU ma wgląd we wszystkie zakamarki okrętu na poziomie nieświadomym, widzisz, okręt to jego “ciało” żeby wejść do środka kapsuły, konieczny jest skan dna czterech różnych osób. Podejrzewam że przynajmniej jedna z tych osób znajdowała się na Velesie - Mędrzec Ducheski, niestety teraz jest martwy razem z resztą załogi - uduszenie. Drzwi to 136 centymetrowej grubości tytan powleczony z obu stron ołowiem. Wątpię czy znaleźlibyśmy materiały wybuchowe konieczne do pozbycia się ich na tym okręcie. Aczkolwiek, kilku Juggernautów potrafiło by je otworzyć, widziałam twoją konfrontację z Ultrix, może dałabyś radę. Elektryczność...

Ren podeszła do ściany i otworzyła ukryty w ścianie schowek, znajdowały się tam ułożone rzędem przedmioty przypominające trochę policyjne pałki, trochę “czarodziejskie różdżki”.

- Jeden paralizator ustawiony na maksymalne napięcie zaczyna się palić, jeśli go do czegoś dotkniesz, nic z tego nie powinno zostać.
Wampirzyca przyjęła urządzenie, oglądając je z uwagą.
- To się może nadać, a co z jakimś systemem klimatyzacji? Może też po prostu ściany są mniej trwałe niż te drzwi?
- Nie tam, aczkolwiek…
- Ren sprawdziła coś na wyświetlaczu - Cała kapsuła jest w zasadzie montowana w statek, nawet jeśli wewnątrz niej coś zostało by zdetonowane, nie będzie zagrożenia dla reszty Velesa. Oczywiście, żeby mieć coś co można zdetonować, musielibyśmy wziąć to od milicjantów.
- To będzie plan awaryjny. Spróbuję dostać się sama. A Ty, jeśli dasz radę, spróbuj przekonać CU, że obiekt, który jest w kapsule jest śmiertelnie niebezpieczny. W końcu sam wasz mędrzec odseparował U... tę wampirzycę w kapsule. Nie bez przyczyny. I co więcej, zmarł też nie bez przyczyny. Może warto zagrozić CU, że obcy umysł przejmie nad nim kontrolę, jeśli nie pomoże go zneutralizować?
- wyrzuciła z siebie jednym tchem Kainitka, po czym spojrzała na mapę na wyświetlaczu. - Dobra, idę tam. Nie pozwól Yulowi do mnie dołączyć. Prędzej ta cała Ultrix może się przydać.
“I jej nie będzie mi szkoda
” - dodała w myślach.
Ren pokiwała głową.


***


Tatiana przemierzała odcinek korytarza prowadzący w stronę kapsuły krwi. Niby tylko trzydzieści metrów, jednak każdy odcinek zatrzaskiwały się co trzy. W ten sposób najpierw Wampirzyca znalazła się w małej celce dwa na trzy, a potem kolejnej i kolejnej.

W kolejnej, kiedy spojrzała na swoje dłonie, z przerażeniem zobaczyła iż płoną. Podskoczyła odruchowo. Chciała się wycofać, uciec. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że przecież nie czuje bólu. A zatem złudzenie... Najbardziej skuteczne, jeśli chodzi o odstraszenie wampira.

- Tak, ja też się bardzo cieszę na twój widok - powiedziała na głos - Aż płonę, by wziąć cię w objęcia, mamusiu. - wysyczała, starając się iść dalej naprzód.

Płomienie były tak realistyczne, że Tatiana musiała nieustannie utwierdzać się w przekonaniu o ich iluzoryczności, toteż przedzieranie się przez zamkniętą śluzę korytarza, polegało na bombardowaniu go ciosami “płonących pięści” kiedy znalazła się w kolejnej “celi” płomienie jednak zniknęły, dłonie nie stały już w płomieniach, po prostu były trupio blade i martwe, zupełnie jak wtedy gdy pierwszy raz obudziła się w “przyszłości” a może i gorzej.

Stanęła, patrząc na te ręce. Dziwnym trafem powróciło wspomnienie nocy spędzonej z Yulem. Nocy pełnej życia, które... było oszustwem. Przyjrzała się swoim trupiobladym, powyginanym palcom, które teraz zaczęły lekko drżeć. Taka była naprawdę. Ale... nie tylko ona. Wampirzyca w kadzi była jeszcze starsza i jeszcze bardziej martwa. To, co je odróżniało, to właśnie balans. Tatiana chciała chronić żywych. A przynajmniej tak uważała. Starając się opanować, ruszyła przed siebie powoli.

Znów musiała przebijać się do następnego fragmentu korytarza, znów musiała oddalać od siebie iluzję potwora, którym przecież była. Gdy znalazła się w kolejnej celi, jej dłonie znów wyglądały “ludzko” - iluzja bardziej przyjemna. Jednak zmagania z koszmarami nie pozostawiły Tatiany zupełnie bez szwanku, Bestia była kilka kroczków bliżej.

- Czy ty w ogóle wiesz co właśnie chcesz zrobić? - dziecięcy głos CU spytał po polsku.

Wizje rozstroiły ją, ale nie na tyle, by zatraciła się w nich.

- A czy ty wiesz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie - Myślisz, że to co nagadałam ghulicy to prawda? Nie obrażaj mnie.
Głos w głośnikach wydawał się zaśmiać “pod nosem” co nie wyszło najlepiej.
- Och naprawdę? no to co tam sobie wymyśliłaś?
- Powiedziałam ci. Nie chcę być sama.
- odparła, czując że część jej samej mówi to całkiem szczerze. Wampirzyca zaczęła się przebijać dalej.
- Stwórz sobie rodzinę tak jak ci powiedziałam, na końcu tego korytarza jest tylko śmierć, twoja lub moja, co przynajmniej dla mnie oznacza śmierć tak czy owak.
- Chce sama sprawdzić. Chcę... wiedzieć, że ty to ty, a nie jakaś podstępna projekcja. Tylko kosztując cię... się przekonam. Wiesz o tym.


Przez moment wydawało się że materia w małym odcinku korytarza aż się zagęszcza, że powietrze którym oddychali by śmiertelnicy stało się tak namacalne jak piasek.

- Głupia dziewczyno! kiedy tylko zbliżysz się do mnie wpadniesz w szał! i ja również.
- Nie doceniasz mnie. Nigdy mnie nie doceniałaś. A to ja byłam żoną księcia Nowego Jorku. Żoną Ventrue! Tobie by nigdy nie starczyło na to opanowania!
- warczała Kainitka, waląc w grodź przed sobą.

Tym sposobem Tatiana przedarła się przez kolejne trzy przegrody bez komentarzy CU lub Umy. A kiedy zamierzała się by uderzyć w kolejną śluzę głos znów popłynął z głośników.

- Doceniam cię Tatiano, dlatego nie chcę byś to robiła.
- Minęło pół tysiąclecia! Jakie było prawdopodobieństwo że przeżyję? Że obie przeżyjemy?! Czuję, że... to ty, ale nie chce mi się wierzyć. Nie znam tej technologii. Muszę poznać twoją krew. Nie martw się o mnie.
- szczególnie ostatnie zdanie wywołało u Tatiany wewnętrzny chichot. Lata spędzone przy Marcusie - mistrzu manipulacji bez użycia dyscyplin jednak dawały wyniki.

- Spijałam tych, których mylnie nazywaliśmy przedpotopowcami. Myślisz, że pijąc ze mnie, można tak po prostu przestać? myślisz, że ja uwierzę że przestałabyś nawet jeśli byś mogła? nie dziecko. Będziesz pić, żeby zabić, tak jak ja. Wygram oczywiście i wtedy pozostanę na wieki pogrążona w półśnie, aż po koniec świata, jakkolwiek nie miałoby to wyglądać. Czy aż tak mnie nienawidzisz, by przez ofiarę własnego zniszczenia skazać mnie na taki los?

Nie odpowiedziała. Zyskała tyle czasu, ile była w stanie. Teraz przyszedł czas na brutalną siłę. Swój cel osiągnęła - matka nie była pewna jej intencji.
W końcu Tatiana stanęła przed drzwiami do samej krwawej Komory.

- Jesteś gotowa?
- Bardziej nie będę.
- odparła i ruszyła naprzód.
- Zaczynajmy! - wytrzeszczał głośnik i drzwi zaczęły się otwierać zanim wampirzyca zdążyła zmierzyć się na nie.

Tatianę natychmiast uderzył zapach krwi, tak intensywny, że kobieta niemal natychmiast nie mogła skupić się na niczym innym, postąpiła kilka kroków do przodu i drzwi natychmiast się za nią zatrzasnęły. Podłoga miała kształt niecki, toteż stopy Tatiany już zanurzały się w ciepłej vitae. Tak, to była idealna temperatura żywej krwi, zapewne gdyby wampirzyca miała na sobie okulary od Ren, te pokazywały by coś koło 36 stopni Celsjusza. W centralnej części krwawego basenu unosił się czubek głowy Umy. Jej oczy były otwarte.
Tatiana zachwiała się. Nie spuszczając wzroku z matki, schyliła się i sięgnęła dłonią do niecki z krwią. Nabrała nieco płynu i przystawiła do ust. Dopiero potem się odezwała.
- Cześć mamo. - szepnęła.

Czy spodziewała się odpowiedzi? Nie potrafiła powiedzieć. Nie potrafiła nawet powiedzieć, czy jakaś padła. W momencie, gdy słodka vitae wyścieliła jej przełyk, poczuła jakby szła po schodach - stromych schodach - i nagle omsknęła jej się noga.

[MEDIA]https://krokdozdrowia.pl/wp-content/uploads/2015/11/spadanie-we-%C5%9Bnie.png[/MEDIA]

Runęła w dół - tak, jak czasem czuje się, gdy błędnik robi przez sen psikusa, zapominając na moment o kierunkach czy samym fakcie spoczywania na łóżku. Tatiana przestraszyła się. Na szczęście upadek nie był bolesny. Właściwie to nic nie czuła. Po prostu się zdziwiła zmianą scenerii. Znajdowała się w czymś, co przypominało ogromny namiot cyrkowy - szary i pusty bez świateł, które zazwyczaj rozświetlały takie miejsca. Skąd się tu wzięła, skoro dopiero co była w statku?

Nie wiedziała. Znała jednak to miejsce. Sama je stworzyła. Tak, jak uczył ją duchowy mentor, którego wynajął kiedyś Marcus, zbudowała to miejsce w najdrobniejszych szczegółach po to, by zamknąć w nim dzikie zwierze - Bestię.

Na środku namiotu faktycznie stała klatka, w której zwykła miotać się czarna jak smoła potwora z wielkimi zębiskami. Bestii jednak nie było. To Tatiana tkwiła zamknięta w klatce.

Wampirzyca przypadła do metalowych prętów, lecz zaraz potem odskoczyła oparzona. Pręty były rozgrzane do czerwoności - zupełnie tak, jak sama to sobie kiedyś wyobraziła. Przy czym to nie Bestia tkwiła teraz ograniczona klatką, lecz ona sama, co znaczyło, że ta druga... jest na powierzchni.

Kainitka kopnęła potężnie w kratę, która ledwo zatrzęsła się. Na bosej stopie Tatiany powstała natomiast rana od oparzenia. Coraz bardziej spanikowana zaczęła się miotać wzdłuż prętów, raz po raz parząc o nie swoją skórę.

- Wracaj tu! - krzyczała gdzieś w przestrzeń - Wracaj! Mam prawo stoczyć z tobą walkę! Nie możesz... nie możesz tak po prostu mnie tu wsadzić! Nie po tym wszystkim. Nie...

Krzyk przerodził się w biadolenie. Tatiana klęknęła na ziemi, obejmując ramionami kolana. Położyła policzek na suchym piasku wybiegu cyrkowego.

- Jestem silniejsza... nie doceniasz mnie... nie poddam się. Nie mogę, bo...

Podniosła głowę i spojrzała z determinacją przed siebie - tam, gdzie za ciężkim baldachimem prawdopodobnie znajdowało się wyjście z namiotu.

- Nie dam ci ich skrzywdzić. Ren... Yul... kto by pomyślał, że przywiążę się do ludzi. Domino by mi nie uwierzyła. - na wspomnienie wampirzej córki, uśmiechnęła się półgębkiem. Jednak po chwili zebrała w sobie wszystkie siły i chwyciła w dłonie pręty. Czuła jak jej dłonie topią się, czuła nawet zapach smażonego ciała... mimo to nie odpuszczała.

- Nie dostaniesz ich! - wrzasnęła na całe gardło.

Rif… gitarowy huk rozniósł sie po cyrkowej arenie, za nim rozległ się żałosny jęk dzikiego zwierza, przechodzący w kobiecy wrzask. Tatiana rozpoznała głos bestii, dzikiej, drapieżnej ale jednak swojej, własnej. Przecież to wciąż była ta sama osoba, czy wampirzyca chciała to zaakceptować czy nie. Melodia elektrycznej gitary, werble bębnów brzmiały znajomo. To utwór polskiej kapleli która dawała kiedyś koncert dla Polonii w Nowym Jorku:

“...Pomóż mi, pomóż mi. Mam w sobie suki kły. Pomóż mi! pliz, pliz, pliz!...”

Bestia wydawała się rozumieć lepiej niż sama Tatiana. Wampirzyca mogła nie przyznawać się do bestii, ale dzieliły jedno ciało i nie mogły pozwolić mu zginąć. Klatka nie pękła, po prostu otworzyła się na oścież. Kiedy Tatiana przeszła przez kraty, jej twarz pacnęła w krwawą taflę. Jej własne gardło było rozerwane, ponad nią stała Uma, która przypominała raczej szkielet niż wampira. Wąskie wstążki żywego mięsa które wciąż trzymały się kości, wiły się niczym pijawki. Jeynie głowa kainitki była bardziej “kompletna” Kiedy Tatiana unosiła wzrok, Uma właśnie zrzucała z pleców Ultrix. Kobieta z impetem uderzyła o ścianę komory, towarzyszył temu paskudny dźwięk zderzenia metalu o metal. Ultrix zsunęła się bez ruchu do krwawej niecki. W tym samym czasie przynajmniej sześciu milicjantów strzelało promieniami elektryczności w Umę. W jakiś sposób to nawet stopowało nieumarłą, ale nie aż tak by nie podejść do jednego z ludzi i nie trącić go palcem… powodując tym samym dosłowne zdmuchnięcie go z widoku i zderzenie ze ścianą. Mokra plama wyciekała z otworów w połamanym egzoszkielecie.

“Nie macie z nią szans. Uciekajcie” - chciała im powiedzieć. Zamiast tego jedyne co mogła zrobić to skupić się na regeneracji i niezdarnym człapaniu w stronę drugiej wampirzycy.

Kiedy Tatiana zbliżyła się do matki, ta właśnie rozdzierała egzoszkielet jakiejś azjatki, chyba była to Haruhi, jakby ten był papierową koroną z Burger Kinga. Brujaszka w kadzi zawyła, co przywodziło na myśl bardziej Bestię niż człowieka. Korzystając ze swoich talentów (potencja + akceleracja) skoczyła na Umę.

Tatiana uderzyła ruchliwe wstążki matczynego ciała jak pocisk. Kainitki przeturlały sie w głębrzą część niecki, tak iż obie znalazły się pod powierzchnią krwi. Puma siłowała się z Umą, tylko po to by poczuć jak ta składa jej ramiona jak jakiś mebelek z ikei. W otwarte rany co prawda natychmiast wsiąkała wszechogarniająca krew, jednak Tatiana czuła już kły matki zaciskające sie na własnym obojczyku. Na szczęście było jednak coś, czego nie potrafiła matka, a czego nauczyła się dzięki mężowi - Odporność. Tatiana utwardziła swoje ciało i znów uderzyła w matkę, celując w twarz - jakby chciała ją rozorać.

Tatiana poczuła jak kieł Umy wbija się między palce jej pięści i pozostaje tam odkruszony, gdy głowa matki odlatuje do tyłu. Starsza kainitka wydała z siebie ryk wściekłości, którego wibracja sprawiła iż tafla okrywającej wampirzyce krwi rozstąpiła się, niczym Morze Czerwone. Tatiana dostrzegła jeszcze wiązki elektryczności bombardujące głowę Umy z każdej strony. Sama chwyciła ją za nogi, starając się unieruchomić na jak najdłużej. Każdy ułamek sekundy w tej walce wydawał się wszak skarbem.

Uma doskonale kontrolowała pole bitwy. Jej stopa musnęła jedynie czaszkę Tatiany, posyłając ją tym samym w lot. Wampirzyca zatrzymała się na ścianie, czując jak pod jej plecami zgniatany jest milicjant, który przed momentem jeszcze, strzelał jednym z promieni. Tatiana podnosząc się, próbowała ocenić w jakim stanie jest człowiek jednym szybkim spojrzeniem. Całą resztę uwagi poświęcała matce.

Z człowieka wciąż pozostały sprawne ręce i nogi… Głowa Umy wyglądała teraz gorzej niż te dwie, trzy minuty temu gdy Tatiana wkroczyła do jej sanktuarium, to jest wyglądała tak jak reszta jej ciała. Łysa czaszka wystający z niej samotny kieł oraz oczodoły świecące… cieniem? Tatiana rozejrzała się za paralizatorem, który dostała od Ren. Czuła, że to jest ten moment, w którym musi zaryzykować nie tylko swoim życiem, ale też cudzym. Matka była potężniejsza niż kiedykolwiek - i to w takim stanie. Strach myśleć, jaka była jej prawdziwa potęga.

Tatiana była obeznana z walką. Doskonale wiedziała, że broń znajduje się cudownie pod ręką jedynie w hollywoodzkich filmach czy równie płytkich i naiwnych nowelkach, które mogły zrodzić się tylko w płytkich umysłach maleńkich ludzi którzy nigdy do niczego nie dojdą i nic nie widzieli. Aczkolwiek, paralizator wciąż był przy jej pasie. Wyciągnęła go i włączyła na maksymalną moc - tak jak pokazała jej Ren. Urządzenie rozjarzyło się na końcu, a po chwili zaczeło skwierczeć. Po przedramieniu zaczęły tańczyć wyładowania elektryczne. Tatiana spróbowała znów skorzystać z mocy szybkości i siły, jaką dawał jej brujaszy rodowód i skoczyła na Umę, starając się wbić paralizator w jej ciało niby miecz.

Tatiana pofrunęła ku matce, trzymany w jej dłoni oręż wsunął się w zwłoki znacznie gwałtowniej niż wampirzyca przypuszczała, po prostu wypalił w nim momentalnie dziurę na wylot tak, że dłoń Tatiany ugrzęzła w mięsie Umy. W rozżarzonym mięsie ktore spowodowało poparzenia skóry samej Pumy. Bestia przypomniała o sobie momentalnie, Tatiana rzuciła się do desperackiej ucieczki gdziekolwiek, jak prawdziwa puma. Próbowała wczepić się w sufit, w ściany, gdziekolwiek. Jednak opary żrącej ukropem pary cuchnącej spaloną krwią były wszędzie. Tatiana była jak ziarno kaszy uwięzione w zwierzęcym jelicie kaszanki. Gdzieś w szale wpadła na jednego czy dwóch smażących się żywcem milicjantów, ale ich krew była już niemal zagotowana i niewiele jej pomogła nic, tylko ukrop, ból, strach i urwany korpus Umy agonalnie człapiący po suchym dnie basenu. Ostatkiem świadomości i sił, Tatiana próbowała uskoczyć do drzwi, oddzielających kapsułę od reszty statku. Choć ich już nie było, bo zostały wyważone przez milicjantów, wampirzyca i tak rzuciła się w tamtą stronę - byle jak najdalej od tego piekła. Korpus, w którym ugrzęzła jej ręka, wydawał się teraz najsmakowitszą kanapką na wynos, jaką mogła sobie wymarzyć. Przyssała się do niego, chłonąc bez opamiętania pozostałą w nim krew matki.
Tym razem Tatianę trawiły dwa rodzaje gorąca. Z zewnątrz zabójczo niebezpieczny żar płomieni. W wewnątrz zabójczo, niebezpiecznie ponętny żar rozkoszy. To było przeżycie jedyne w swoim rodzaju na wiele sposobów. Po pierwsze, Tatiana nigdy tego nie robiła… to znaczy piła ze swego Ventrasa, ale krew przesiąknięta mocą jak ta tutaj to był zupełnie inny poziom. Po drugie… po drugie było czymś co Tatiana zaczęła rozumieć dopiero kiedy pozostałosci jej matki rozsypały jej się w dłoniach - drugi taki raz nigdy już nie nastąpi, bo Uma była jedynym pozostałym na świecie wampirem, poza samą Tatianą. Ale było zwyczajnie za wcześnie, by Puma mogła pogodzić się z tą myślą, oraz z końcem rozkoszy, musiała podtrzymać ten stan, musiała ssać.

Poruszyła noskiem, tam pod ścianą wciąż leżała Ultrix. Jej naszpikowane metalem i tworzywem ciało zachowało całą smakowitą krew. Puma jednym susem znalazła się przy nieprzytomnej kobiecie. Rozłożyła ją sobie, strzepała z niej resztki stopionego ubrania i wbiła w nią kły. Krew śmiertelniczki smakowała teraz jak pryta, ale dla pijaka to nie miało znaczenia. Tatiana piła łapczywie i dopiero w pół drogi do osuszenia kobiety uświadomiła sobie co właściwie robi. Z całych sił, odwołując się do tego, kim była... chciała być, wampirzyca oderwała kły od ciała. Pochwyciła nieprzytomną kobietę, której oddech teraz był ledwo wyczuwalny i skoczyła w stronę wyjścia.

Tatiana wciąż posiadała wiele piekących ran, jednak udało jej się przezwyciężyć ból i głód by wydostać siebie i Ultrix z pomieszczenia. Przed nią rozciągał się korytarz, z jego końca biegł ku niej Yul.

Co poczuła, widząc go? Sama nie umiała opisać gamy uczuć, jakie nagle w niej wybuchły. To były te uczucia, które spychała na dno świadomości z każdą śmiercią milicjanta.

- Nie zbliżaj się! - krzyknęła do niego. Ostatkiem sił rzuciła pod jego nogi Ultrix - nie dlatego, że zależało jej na ocaleniu kobiety aż tak, ale by wyzbyć się pokusy.
- Potrzebuję krwi... albo... zakołkujcie mnie. - mówiła z trudem.

Odwróciła się teraz do zimnej ściany korytarza, by nawet nie patrzeć na mężczyznę, nie czuć jego życia... w każdej cholernej żyłce wewnątrz jego ciała.

Yul był dzisiaj przede wszystkim żołnierzem. Natychmiast zatrzymał się jak na komendę i czekał aż Ultrix poturla się w jego kierunku. Dźwięk jaki temu towarzyszył przypominał turlanie stalowej beczki. Głośnik trzasnął.

- Korytarz na prawo, dwadzieścia pięć metrów do przodu, potem w bok, znajduje się pomieszczenie w którym znajdują się ciała ośmiu członków załogi, wskaźniki wskazują iż wciąż znajduje się w nich krew, choć już obumarła. Alternatywnie, osiemdziesiąt metrów dalej, znajduje się ambulatorium, tam można wyprodukować syntetyczną krew w przeciągu czterech-sześciu minut.

- Myślę, że wytrzymam do ambulatorium... - mówiła powoli, trzymając czoło przy zimnej ścianie - Tylko niech nikt do mnie nie podchodzi. Yul, ty szczególnie. - powiedziała twardo.


***

Tatiana sunęła przez okręt wzdłuż pojawiających się dla niej linii wskazujących kierunek. W ambulatorium były znów te rurki, podobne do tych jakie miała w sobie po przebudzeniu. Wampirzyca początkowo obawiała się, że będzie to skomplikowane, ale igły w zasadzie wbijały sie same i po chwili miała osiem z nich na skórze. Ciało zaś mogła ułożyć na wygodnym fotelu. Krew sączyła się z kilkunasto-sekundowymi przerwami, ale była.

- Wampirzyco - w głośnikach odezwała się Ren - mam Velesa pod moją kontrolą. Komunikację również… - dodała - Proszę, odpoczywaj.
- Przepraszam, że ich nie ocaliłam, Ren.
- powiedziała słabo, kładąc się na fotelu z zamkniętymi oczami. - Jeśli stan Ultrix jest zagrożony, możecie ją tu przyprowadzić. Dam jej swojej krwi.
- Nie przejmuj się, wampirzyco
- uspokajała Ren. - Ultrix nie jest łatwo zabić, choć na pewno dała swojej manufakturze wiele ciekawych danych testowych gdyby… były jakieś nagrania, oczywiście są jeszcze inne kwestie ale na razie po prostu skup się na sobie. Ultix jest w suspenserze, zajmiemy się nią w ambulatorium jak ty je opuścisz.
- Dziękuję. Też za to, że przytrzymałaś Yula. Ona nas teraz słyszy? -
mówiła, pozwalając ciału na zregenerowanie się.
- Nie, nie słyszy, cóż… to nie do końca tak, że go przytrzymałam, po prostu zajęłam go udzielaniem mi pomocy i pozwoliłam by przekazał z powrotem dowodzenie nad grupą Ultrix, która i tak powinna to robić.

Tatiana uśmiechnęła się delikatnie, pozwalając sobie na drzemkę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline