Z chęcią dosiadam się do Tura i nawet częstuję się okropnym alkoholem, który mi proponuje. Biorę bardzo skromny łyczek, który i tak prawie wypala mi gardło.
- O matko i córko!!! Co to za okropieństwo?! - dopytuję, wciąż się krztusząc i marząc o tym, by paskudny posmak jak najszybciej przeminął.
- Zawrócić całą wyprawę? Ale czy to nie marnotrawstwo? No wieeeem, że jeśli pan Yuteal faktycznie podda się chorobie, to nici z naszej pensji, jednak pomyśl ile możemy znaleźć skarbów i bogactw na własną rękę na tych nieznanych terenach! Wiesz, kto to wie, może na tyle, by wybudować tutaj nasze własne miasta nazwane naszymi imionami?
Co prawda nie do końca wierzę w to, co mówię, ale nie chcę, by ktokolwiek wszczynał bunt wśród całej załogi - to przykre, kiedy inni się kłócą. Poza tym jestem pewna, że Yuteal wyliże się z tego choróbska.
Potem chcę zaproponować wszystkim małą wycieczkę, jeśli jest jeszcze trochę czasu na zwiedzanie, bo przypominam sobie, co chciałam zrobić, zanim zaciekawiła mnie rozmowa. A wiadomo - w towarzystwie raźniej! |