Piramida Biskupa - Final Countdown
-
“...We're leaving together...” - trzymetrowe monstrum zwane Eve wrzeszczało wyrywając kuchenkę z kuchennego blatu w kantynie pracowniczej na drugim piętrze, w czasie gdy Rzygowina rozlewał rozpuszczalnik nitro na schody przeciwpożarowe a kilku innych sabatników otwierło na oścież każde możliwe drzwi ogniowe.
“...But still it's farewell!..”
Wiedziony ognistym zapałem Eve, Lasombra bebeszył kolejną centralkę - tą od systemu przeciwpożarowego. Siediał okrakiem na nieprzytomnej informatyczce z nocnej zmiany - tej która uprzejmie wskazała mu jak zabrać ze sobą dane z monitoringu. Salicar robił w tym czasie tą przyszłościową część roboty - na jego prośbę zbierał w jednej sali tych, którzy, w jego opinii, byli kimś więcej niż zwykłymi pracownikami na nocnej zmianie. Zbierał niezbyt delikatnie, acz skutecznie. Zbierani przelatywali nad boksami tudzież wbiegali w panice zaganiani morderczą ciemnością.
- Mamy jeden wakat - zaczął, ale przerwał lekko zaskoczony podążył za nienawistnym wzrokiem zebranych.
- Nie, nie zwolni drugiego. Jeden pełny etat. Dla kogoś z was. Wypuszczę z budynku jedną osobę, za półtora minuty przy bocznym wyjściu. Mniej, jeżeli Eve się pośpieszy. Wasz wybór - metaliczny dźwięk noża który wbił się nad ich głowami wyraźnie zaakcentował jaki rodzaj wyborów uznaje za wiążący
- There can be only one. ***
- “...We're heading for Venus, And still we stand tall...” - nuciła obserwując walących w przeszklone, acz zamknięte drzwi wejściowe uwięzionych pracowników piramidy, gdy jeden z sabatników polewał drzwi benzyną.
Tradycyjnie spóźniony Norman pokazał się za rogiem budynku. Pomachał potworzycy i razem z Salicarem dzikim pędem pobiegli w kierunku ciężarówki dźwigając na ramionach wierzgające “łupy”
- “...I'm sure that we'll all miss her so...” - trzymając odpalonego papierosa śledziła strużkę paliwa która płynęła od zamkniętych drzwi poprzez parking ku jej stopom, by w kulminacyjnym momencie rzucić kiepa.
- “It's the final countdown!!” - wydarła się na całe gardło gdy płomień pomknął ku przerażonym twarzom uwięzionych.
Wielkie “pizd” rzuciło stojącą przecież kilkanaście metrów od budynku Eve o maskę sabackiej ciężarówki. Żimisia wbiła pazury w karoserię by nie zdmuchnęło jej gdzieś dalej. Już słyszała w głowie zrzędzenie klechy-marudy.
- Wszystko było zaplanowane! - krzyknęła za siebie do siedzących bezpiecznie w aucie towarzyszy.
- GAZU! - klecha-maruda ponaglał z wybitnym jak na kainitę “życiem”, gdy Eve usadowiła się wreszcie w szoferce. Wampirzyca przeczesała szponem loki i docisnęła pedał gazu.
Kilkaset metrów dalej Eve obejrzała się za siebie.
- Rzygowina, gdzie masz pas? - widząc konsternację na twarzy Nosferata, doprecyzowała
- ten srebrny z czerwoną swastyką na klamrze co ci kupiłam z okazji przystąpienia, na ebayu?