WIECZÓR
Dominik zdyszany zatrzasnął za sobą i siostrą drzwi domu.
- Dziadku, babciu! - zapiszczał od progu sieni, ignorując pytanie dziadka o zamknięcie obory.
- Upiór! Upiór tu jedzie!
Alek mógł być niewidzialny dla dorosłych, ale musieli przecież słyszeć zbliżający się tętent kopyt!
-
Upiór? - zdziwiła się babcia. Dziadek wzruszył ramionami, bez słowa wziął starą, wielką latarkę i wyszedł na podwórze, rozglądając się uważnie.
Chłopiec czym prędzej odsunął się w głąb domu. Odważył się tylko wyjrzeć ostrożnie przez okno.
- Nie słyszycie? - I po co wszystko gadasz? - spytała z wyrzutem i boleśnie szturchnęła brata łokciem. Sama chciała rozegrać to trochę inaczej. Teraz pozostało jej czekać na reakcje dziadków.
- Au! - jęknął Dominik, ale posłusznie ucichł.
Po chwili wrócił dziadek i machnął ręką.
-
E, żaden upiór. To gość tego Rosjanina sobie popił - zmierzył Dominika surowym spojrzeniem.-
Naprawdę tyle trzeba, żeby cię przestraszyć? Co, w tej Warszawie to nie piją, czy jak?
-
Tadzik, daj dzieciakowi spokój - od razu włączyła się babcia.-
Ciemno, las pod okiem, burza i jakieś wyjące bydlę, bo człowiekiem w tym stanie go nazwać nie można. Lepiej, żeby dzieciak przybiegał i mówił. Co, może nie lepiej?
Dziadek tylko coś zamruczał pod nosem i zniknął w swoim pokoju.
Niko bezradnie spojrzał na siostrę, wyraźnie zbity z tropu jakże racjonalnym wyjaśnieniem całej sytuacji.
- Pan Zbyszek jeździ na koniu? - zapytał z głupia frant.
-
Na koniu? - zdziwiła się babcia. -
Nie sądzę. Może to jakiś jeleń drogę przebiegł? Albo sarna? - zastanawiała się przez chwilę. -
Wiesz, rano możesz starego Molendę spytać. Tutaj po tym błocie to na pewno wszystkie ślady widać, a on się na tropach zwierząt zna jak mało kto. Może ci powie, co to za zwierza wypatrzyłeś - uśmiechnęła się.-
To co, może jeszcze gorącego kakaa wam zrobię, dzieciaki?
Monika kiwnęła głową aprobując pomysł wypicia gorącego kakao.
- Babciu - zaczęła dość niepewnie
- słyszałaś o takim chłopcu, Alku? Podobno zaginął tu kiedyś. - Spojrzała badawczo na twarz kobiety.
-
Alek, mówisz? Hm… Niech pomyślę, niech pomyślę… - babcia przez chwilę zastanawiała się. -
A to nie ten harcerz, co w zeszłym roku zaginął. Trzeba by się dziadka spytać, on to ma lepszą pamięć ode mnie. TADZIK! - krzyknęła tak, że na pewno spłoszyła całe nocne ptactwo.-
TADZIK! Pozwól no do mnie.
Z pokoju wyłonił się dziadek, już w samej podkoszulce.
-
Mordują kogo? - burknął.
-
Ty no, słuchaj, stary. Bo tutaj się Monisia pyta o jakiegoś Alka czy Olka, co to miał zaginąć tu w okolicy. Ty to wszystkie te gazety czytasz - machnęła ręką na duży stos, czekający na spalenie w piecu.
Dziadek spojrzał na wnuczkę nieco podejrzliwie.
-
A tobie kto o tym nagadał, co? - Noo… - wydusiła i zrobiła dłuższą przerwę żeby coś wymyślić, przecież nie powie dziadkowi prawdy, tak, jak ten głupi Dominik o upiorze.
- Dzieci w świetlicy mówiły coś, że chłopiec zaginął i nie wiem czy im wierzyć.
Dominik przełknął głośno kakao i kiwnął głową, na potwierdzenie słów siostry.
-
Słuchajcie dzieciaków, to będziecie wszędzie upiory widzieć - oznajmił dziadek, spiorunował spojrzeniem babcię i poszedł do pokoju.
Rodzeństwo dopiło kakao, po czym babcia zapędziła ich do kąpieli a następnie do łóżek.
- Dziadek coś wie, ale nam nie powie - stwierdził Dominik, gdy byli już sami w pokoju.
- I co robimy? - zapytał siostry.
- Myślisz, że tu jesteśmy bezpieczni? - Spytamy jutro Izy i Kamila, może oni wiedzą coś o tym Alku - stwierdziła.
- Jeśli nic o zaginięciu nie słyszeli, w co wątpię, wtedy będziemy musieli jakoś podejść dziadka, albo popytać innych miejscowych. - Ziewnęła.
- Myślę, że jesteśmy tu bezpieczni. - Powiedziała głosem który miał dodać Dominikowi otuchy.
- Ale lepiej nie wyłączajmy dziś w nocy lampki. - Dodała i przykryła się szczelnie kołdrą, bo przecież powszechnie wiadomo, że potwory atakują tylko wtedy, gdy jakaś kończyna wystaje spod przykrycia.