Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2016, 21:50   #26
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Lilliane Mole siedziała w furgonetce i czekała, aż makijażystka nałoży na jej twarz podkład. Kobieta nie spieszyła się. Rozstawiła na stoliku całą paletę różnych odcieni i starała się dobrać ten najbardziej pasujący do karnacji.
- Ma wyglądać na biedną, w każdym możliwym znaczeniu - prezenterka Yvonne Williamson rzekła, odwracając się w ich kierunku. - Żadnej maskary. Nałóż cień na jedno oko, aby wyglądała na pobitą. I trochę cieplejszy podkład. Tak, właśnie ten. Niech ludzie pomyślą, że ma żółtaczkę.

Jeszcze kilka lat temu Lilliane mieszkała na przedmieściach Portland w wielkogabarytowym, przestrzennym domu. Studiowała, miała przyjaciół, rozwijała zainteresowania. Wszystko zmieniło się po śmierci matki, która jako jedyna żywiła rodzinę. Wpierw, korzystając z oszczędności, Lilliane przerobiła posiadłość na wielomieszkaniową kamienicę z zamiarem wynajmowania pokojów. I rzeczywiście, przez jakiś czas utrzymywała się w ten sposób - do czasu, kiedy wadliwa kanalizacja wybuchła, zalewając i zamieniając w ruinę jedną kondygnację za drugą. Lilliane zbankrutowała z powodu odszkodowań, które sąd na nią nałożył. Na dodatek nie znalazła środków na remont. Wyprowadziła się do chłopaka i kiedy ten związek okazał po prostu kolejną porażką… ujrzała obiecującą reklamę.

Lokalna telewizja stworzyła nowy program pod tytułem “Remont Domu i Duszy”. Lilliane uznała, że przełknie dumę, zignoruje poczucie wstydu i zgłosi się. W rezultacie siedziała teraz w telewizyjnej furgonetce, zmierzającej pod adres opuszczonej kamienicy. Tego wieczoru miały rozpocząć się zdjęcia i Yvonne Williamson nalegała, aby pierwsze ujęcia nakręcić po zmroku. Chciała przedstawić ruiny jako nawiedzone, a Lilliane określić mianem przerażonej ofiary poltergeistów. W ostatniej chwili na miejsce miała przyjechać drużyna aktorów wcielających się w pogromców duchów, którzy swymi ogromnymi atrapami bazook wyssą przeklęte widma z ostatniego mililitra ektoplazmy.
- CGI - wyjaśniała Yvonne Williamson. - Wszystko dorobimy w CGI.

Lilliane skinęła ponuro głową, po czym wyjrzała za okno. Noc czołgała się niespiesznie po bezchmurnym niebie. Kobieta obserwowała mijane okolice, lecz w rzeczywistości nie poświęcała im ani jednej myśli. Zastanawiała się, w jakim stanie ujrzy swój dawny dom. Przez wiele lat unikała go - widok ruin był zbyt bolesny. Teraz jednak miała powrócić.

Wyglądała w przyszłość z nadzieją.
“Dzisiejszy dzień to pierwsza strona nowego rozdziału mojego życia”, pozwoliła sobie na uśmiech.
Unikała radosnych min, gdyż właśnie wtedy życie lubiło sobie o niej przypominać i dawać w kość.
Teraz jednak stała się nową Lilliane Mole.
A nowa Lilliane Mole - nawet jeśli świat miał ją poznać jako ofiarę poltergeistów - była wyzbyta przesądnego myślenia.

Lotte Visser


Komendant dopełnił swojej groźby i odprowadził ją prosto do radiowozu policyjnego. Angelika szła wraz z nimi, choć mężczyzna jej to odradzał.
- Nie chcę, abyś była na mnie zła, że nie zareagowałam - szepnęła blondynka, unikając kontaktu wzrokowego. - Ale już wolę, abyś obraziła się, niż żebyś umarła.
Potem Lotte wsiadła do samochodu.

- O! Mój! Boże! - krzyczała Ursula z “Przypadek? Nie sądzę!”. - To niesławna architektka, którą wszyscy znamy z oburzającego nagrania sprzed roku. Czyżby to nie koniec jej bezeceństw?

Eric wyglądał niepewnie. Próbował odciągnąć swoją partnerkę. Skandal amoralnych architektów źle odbił się na ich karierze i dziennikarz uważał, że lepiej omijać szerokim łukiem bohaterów tamtych wydarzeń. To właśnie z powodu Lotte Visser stacja telewizyjna odebrała ich programowi sporą część funduszy i przekazała na rozwój jakiegoś chłamu o remontach domów. Miała go poprowadzić Yvonne Williamson, z którą Ursula i Eric nie znosili się. To było jak sól na rany.
- Co robisz? - dziennikarka posłała przeraźliwe spojrzenie partnerowi. - Mamy szansę odegrać się na suce za zniszczenie naszych karier - szepnęła, dbając o to, by mikrofon nie pochwycił jej słów. - Jeszcze rok temu do głowy by ci nie przyszło, że będziesz pędził jak pojebany, by nakręcić jakiegoś kotka, który utkwił na dachu. To ona nam to zrobiła, Eric - Ursula pokiwała głową. - To ona nas zniszczyła. Lecz ja zamierzam uczynić z nas dwa piękne, dorodne feniksy. Dopilnuję, abyśmy wzlecieli z dna i nawet ty mi w tym nie przeszkodzisz.

Lotte zdołała jednak w tym czasie odjechać, pozostawiając za sobą już tylko smętną smużkę dymu z rury wydechowej radiowozu. Minęło pół godziny jazdy, nim trafiła do aresztu. Mężczyzna przed wejściem oklepał ją dokładnie, chcąc upewnić się, że nie nosi przy sobie broni. Na szczęście nie odkrył wydruków w jej kieszeni. Nikt nie spodziewał się, że Lotte mogłaby mieć przy sobie tego typu rewelacje.

- Kochanie, skoro już się nudzimy - mruknęła otyła, łysa kobieta w celi naprzeciwko, nawiązując kontakt wzrokowy z Visser. Ściągnęła koszulkę i wtłoczyła dwie obfite piersi pomiędzy metalowe pręty celi. Dwa ogromne, błyszczące sutki przypomniały Lotte, że nie trafiła do miejsca, w którym bywają normalni ludzie. - Możemy zabić trochę czasu.

Visser jednak usiadła tuż pod oknem, korzystając z ostatnich promieni słońca. Wyjęła wydruki z kieszeni spodni i zaczęła czytać.

Natalie Douglas


Decyzje zostały podjęte, jednakże Rosjanin zdawał się nie mieć ochoty, by poinformać Natalie o ich naturze. Natychmiast spoważniał. Rozkazał policjantowi zapalić silnik i odjechać z parkingu bazy strzeleckiej. Następne polecenia wydawał przed kolejnymi zakrętami, rozwidleniami, skrzyżowaniami. Mimo wszystko fakt, że Douglas wciąż żyła, zdawał się obiecujący. Gdyby tylko rosyjska mafia chciała pozbyć się jej, uczyniłaby to dawno temu.

W chwilę później jednak zwątpiła. Przypomniała sobie kilka sensacyjnych opowieści z pracy Kierana o mężczyznach, którzy nienawidzili kobiet. Śmierć nigdy nie nadchodziła prędko - wydawała się raczej uwieńczeniem niekończących sesji upokorzeń, tortur i zbiorowych gwałtów. Niekiedy cierpienia przybierały najróżniejsze, najdziwniejsze formy, aby zaspokoić sadystyczne upodobania niektórych zwyrodnialców. Choć zapewne tak naprawdę nic nie było w stanie ich nasycić.

“Dobrze, Natalie, przestań się nakręcać”, pomyślała. Spojrzała na wystającą głowę kukły. Wiedźma prosiła o interesujące wakacje i dostała je prędzej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Już ściemniało się, kiedy zajechali pod duży, opuszczony budynek na przedmieściach Portland. Kiedyś musiał być zwyczajnym - choć nadzwyczaj przestronnym - domem, z biegiem czasu jednak zamienił się w ruinę. Wandale powybijali większość okien, inne były zabite deskami. Na jednej ze ścian narysowano ogromny okrąg, który musiał pełnić funkcję tarczy strzelniczej, gdyż usiano ją mnogością pęknieć, dziur i szczelin. Graffiti - i to bynajmniej nie na poziomie Banksy’ego - namalowano gdzie tylko to było możliwe.
- Jedź tutaj - Rosjanin warknął, wskazując lufą pistoletu przestrzeń pomiędzy ruiną, a postawioną nieco na ukos szopą. Wnet zajechali na plac na tyłach budynku. - A teraz wypieprzać z radiowozu - warknął. - Obydwoje.
Tak też zrobili.

Rozległ się nagły huk, od którego aż zadźwięczało w uszach Natalie. Już drugi raz tego dnia przystawiła dłonie do uszu. Czy dostała? Czyżby umarła? Przez ułamek sekundy nic nie wiedziała. Konsternacja i wątpliwości rozwiały się dopiero wtedy, gdy ujrzała upadające ciało policjanta. Mężczyzna utkwił w nią spojrzenie i mimowolnie nawiązali kontakt wzrokowy. Douglas zastygła, spoglądając na stopniowo gasnący błysk w jego oczach.
- Siergiej, do kurwy nędzy! - rozległ się krzyk jakiegoś człowieka, który wychynął zza węgła. Korzystał z języka rosyjskiego, jednak Skorpion nie miał problemów z tłumaczeniem. Natalie dostrzegła dwa czerwone czyraki na prawym policzku mężczyzny. - Przecież wiesz, że takie rzeczy robimy w Chatce Gwałtce - pokręcił z niesmakiem głową, mając na myśli szopę, obok której przejeżdżali Natalie, Siergiej i martwy policjant.
- Nie mogłem wytrzymać - Rosjanin utkwił w mężczyźnie spojrzenie jasnobłękitnych oczu. - Wyczekiwałem tego już od kilku godzin - splunął. - Aleksiej, nie ocenia się tavarishów, to pierwsza zasada.
- Ale kto to do cholery wyczyści? Samochód, kobieta, trawnik… wszystko we krwi, kurwa!
- Zawołamy Sashę, zleje to wężem. Choć pewnie nawalił się i leży gdzieś spity.
- A co z nią? - Aleksiej wskazał na Natalie.
- Jest na liście. Papa kazał po nią posłać.

Aleksiej i Siergiej spojrzeli badawczo na Natalie Douglas, jak gdyby próbując ocenić, czego Bogdan Gorelev może od niej chcieć.

Sharif Khalid


Sharifa, Fahima i Jimmy’ego zatrzymały czerwone światła na skrzyżowaniu. W samochodzie rozległa się nerwowa cisza przerywana jedynie miarowym stukaniem opuszkami palców o kierownicę.
- P-patrz - szepnął Ahmed, wskazując palcem na okno po stronie Khalida.
Irakijczyk przesunął wzrokiem zgodnie z poleceniem. Ujrzał błyszczący, wypolerowany samochód, który stał na pasie obok. Siedzący w nim opalony brunet opuścił szybę, wpatrując się poważnie w Sharifa.
- Chce rozmawiać - mruknął Jimmy.
- Z-znasz go? - momentalnie zapytał Fahim, jednak jego przyjaciel jedynie pokręcił przecząco głową. W tym czasie Sharif również opuścił szybę. Nieznajomy podał mu tanią, plastikową komórkę.
- Musimy porozmawiać - dodał, po czym urwał kontakt wzrokowy. Następne słowa przekazywał już poprzez urządzenie. - Telefon ma na celu spokojną konwersację. Bez przekrzykiwania się, kiedy światło zmieni się na zielone i ruszymy przed siebie - wyjaśnił głosem wyprutym z emocji. - Kim jesteś i czemu śledzisz naszą kobietę? Pracujesz dla Bogdana? Podaj powód, dlaczego nie mielibyśmy wyciągnąć spluw i cię załatwić.

Po usłyszeniu tych słów Fahim dostał kopa jak po kilku dawkach espresso.
- J-jesteśmy przez nią wynajęci - rzekł. - Mamy ją ubezpieczać w razie k-kłopotów.
- Nic takiego nie konsultowała z nami - odparł nieznajomy. - Obawiam się, że…
- Poczekaj, Francesco. Popatrz, w co ten Arab jest ubrany.

Światło zmieniło się na zielone. Ruszyli.
- Dlaczego masz na sobie uniform hotelu Miriam? - zapytał Francesco. Następnie jednak kontynuował, jakby przewidując odpowiedź. - Rozumiem, chcesz powiedzieć, że tam pracujesz. Jednakże Don Lorenzo dba, aby w jego hotelu nie było mniejszości etnicznych. Nikt nie powinien skojarzyć Miriam z naszą… rodziną. Myślę, że ukradłeś ten uniform.

Rozległa się chwila upiornej ciszy. Sharif z trudem koncentrował się na drodze. Fahim wyglądał, jakby miał zaraz zejść na zawał - i to jeszcze zanim włoska mafia wyciągnie broń i ich zastrzeli. Jimmy nerwowo pocierał dłonie, mrucząc coś w jakimś skandynawskim języku.
- 1-7-4-5 - rzekł Sharif.
- Jeden-kurwa-co? - nieznajomego zaczął trafiać szlag.
- Jeden-kurwa-stul-ryj, Francesco - mruknął jego partner. - Facet podał kod pracowników Miriam. Do wind i innych takich. Skoro go zna, to znaczy, że ktoś mu go przekazał. A nikt z ekipy nie zdradziłby kodu przypadkowemu Arabowi z ulicy. To znaczy, że facet jest z nami.

Francesco milczał przez moment.
- Przepraszam - zreflektował się niechętnie. - Po prostu nie zostałem o was poinformowany. Czy wybaczycie kolegom tę odrobinę szorstkości?
- Tak! - wrzasnął Fahim. - Wybaczymy!
- Dobrze. Gdybyście potrzebowali wsparcia, dzwońcie do nas, korzystając z otrzymanej komórki.

I odjechali.

Imogen Olander


Imogen zeszła po schodach na parter. Jeszcze raz spojrzała na portret kobiety o imieniu Lilliane. Była to ładna brunetka o jasnej karnacji i krótkich, czarnych włosach obciętych na pazia. Z jakiegoś powodu ten jeden eksponat nadawał ruinom nieco nawiedzonego charakteru. Olander nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że straszą tu poltergeisty.
Na przykład rosyjskie poltergeisty.

Imogen podeszła do Tiny i z ulgą ujrzała, że Solvi jest cała i zdrowa. Wzięła ją na ręce. Dziewczynka rozluźniła się w objęciach matki. Wszystko wskazywało na to, że Russov dobrze zajmowała się nią, jednakże obecność Imogen działała w sposób wyjątkowy i tylko przy niej niemowlę zdawało się naprawdę spokojne.
- Teraz twoja kolej, Clem - rzekł Nikolai.
- Wiem - odparła kobieta. Imogen ujrzała w jej oczach strach, lecz również… przebłysk ekscytacji.
Niektórzy skakali z bungee, inni nurkowali z rekinami - sportem ekstremalnym Clementhine Russov był natomiast Bogdan Gorelev.

Imogen usiadła na kanapie, zastanawiając się nad przebiegiem rozmowy szefa rosyjskiej mafii z jej bratową. Kate potrafiła popsuć nawet katastrofalną sytuację, jednakże czasami zdarzały jej się przebłyski geniuszu. Jak będzie tym razem? Rozważania przerwał jej trzask otwieranych drzwi.
- Druga dostawa - rzekł nieznajomy Rosjanin. - Marisol Cortega i Javier Varela.

Nieznajomi wydawali się przestraszeni i zagubieni. Mina kobiety sugerowała, że nienawidzi swojego życia, natomiast mężczyzna sprawiał wrażenie siłą wyciągniętego z palarni marijuany. Usiedli przy stole obok Imogen i oboje jednocześnie posłali jej nieprzyjemne spojrzenie. Nie spodziewali się ujrzeć w takim miejscu kobiety z dzieckiem i zapewne oboje wymyślili sobie własne wytłumaczenie tego widoku. Zupełnie jak gdyby Olander była rosyjską porywaczką niemowląt, czy kimś w tym rodzaju.
Jednak po kilku sekundach kobieta zajęła się obserwacją deski podłogowej, a mężczyzna podrapał się po głowie, spoglądając ku wyjściu.

Nagle Imogen poczuła, że jej Skorpion budzi się do życia. Moduł radia zaczął odbierać słowa płynące z eteru.
Cytat:
Czy ktoś mnie słyszy? Błagam, niech ktoś mi odpowie! Nazywam się Marisol Cortega i zostałam uprowadzona przez bandę rosyjskich kryminalistów. Boję się o własne życie. Proszę, niech ktoś zawiadomi policję. Niech ktokolwiek mi odpowie!
Imogen prędko zrozumiała, że ma do czynienia z dwoma detektywami IBPI. Takimi, jak ona.

Niedługo potem ich grono powiększyło się jeszcze bardziej.

Alice Harper


Thomas nie odbierał telefonu. W rezultacie Alice zostawiła mu wiadomość, proponując spotkanie w barze szybkiej obsługi nieopodal kamienicy Lilianne. Poprosiła również, aby oddzwonił, kiedy to będzie możliwe.

Paranoja Maxinne nie słabła, lecz z drugiej strony trudno byłoby nazwać ją bezpodstawną. Kluczyli drobnymi uliczkami Portland przez jedną, dwie godziny. W międzyczasie Alice zwróciła pierwszą porcję jedzenia. W rezultacie zdecydowali się na krótki postój na stacji benzynowej. Tyler zatankował do pełna, a kobiety ruszyły do toalety. Po wyjściu z niej Harper poczuła się o niebo lepiej. Jak gdyby zwymiotowała nie tylko owoce, ale też resztki środka odurzającego. Znów ruszyli w drogę. Alice czuła się silniejsza z każdą chwilą, aż w końcu odważyła się na drugie śniadanie.

Wreszcie Swift zdecydowała się wskazać Tylerowi adres opuszczonego domu Lilliane. Ruszyli w jego stronę. Kamienica znajdowała się na samych przedmieściach Portland, toteż dotarcie do niej zajęło trochę czasu.

Zajechali na plac przed domem. Wysiedli z samochodu. Alice spojrzała na pustostan z pewną nutką nostalgii. Przypomniała sobie dzień, w którym Lilliane urządziła parapetówkę z okazji przekształcenia posiadłości w wielorodzinny budynek… który teraz stał w ruinie. Kiedy ten czas minął?
- Alice - szepnęła Max. - Czy… czy znasz tych ludzi? - szepnęła z nagłym przestrachem.

Zza domu wyszło trzech niewysokich mężczyzn. Każdy trzymał w ręku kałasznikowa. Pierwszy z nich miał dwa duże, czerwone czyraki na prawym policzku, drugi zataczał się pijany, a trzeci wpatrywał się w nie spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
- Ruszycie się i po was, dziwki! - krzyknął lodowato. - Kim jesteście i czego tu szukacie?!
Tyler prędko szarpnął za broń i wyskoczył naprzód Maxinne. Podniósł lufę pistoletu, wymierzył i.. padł, rozerwany przez strumień pocisków z kałasznikowa.

Rozległ się wysoki pisk Maxinne. Kobieta wyciągnęła rękę, by chwycić dłoń przyjaciółki. Rubinowy strumień spłynął po ciele Tylera, a następnie zmoczył ich buty.

Alice odruchowo uniosła wzrok ku górze, jak gdyby spodziewając się… czy może raczej pragnąc... ujrzeć skoncentrowane światło reflektorów.
Nieprawdolandia, czy Prawdziwność?
A może i to, i to?

Imogen i Natalie


- Mój boże, co tam się dzieje - mruknęła Marisol Cortega, spoglądając krytycznie na sufit. - Czy tylko ja to słyszę?
- Uh, uh, skarbie - czarnoskóra Anneke Bello pokręciła głową i palcem. Miała co najwyżej dwadzieścia lat i znacznie więcej dredów we włosach.
- To och… to tortury, prawda? - Javier zmarszczył brwi.
Anneke spojrzała na niego, jak na kilkuletnie dziecko.
- Tak - skinęła głową. - Erotyczne.
Imogen przysięgła sobie, że kiedy następny raz ujrzy Tinę, kupi jej pieprzony knebel na usta. Jęki źle wpływały na Solvi.
- Nie chciałbym, aby moje dziecko słuchało takich rzeczy - Marisol spojrzała na niemowlę.
- Czytałem w Nature taki fajny artykuł postulujący tezę, że wczesna ekspozycja niemowląt na dewiacje seksualne przyczynia się do wzrostu prawdopodobieństwo nieznormalizowanego życia erotycznego i rozwiązłości w dorosłym życiu. A to z powodu zwiększonej sekrecji pewnych neuropeptydów - Chen Wong z Tajwanu poprawił okulary, spoglądając na Solvi. - Teraz, po rewolucji seksualnej nie jest to już dużym pro…
- Zamknij się - Anneke ziewnęła. Javier jednak chciał dalej słuchać, co doprowadziło do małego spięcia pomiędzy dziewczyną z RPA i Chilijczykiem.

Rosjanie również rozmawiali między sobą, żartując i śmiejąc się. Niektórzy spośród nich ostro wpatrywali się w detektywów IBPI siedzących przy stole na środku zdemolowanego pokoju. Luźna atmosfera była jednak tylko pozorna.
Cytat:
Byłam na jednym śledztwie z Javierem. Facet mógłby podpalić tę budę, a my moglibyśmy próbować uciec w zamieszaniu. Z drugiej strony… nie wiem, to zbyt szalone, by mogło się udać, prawda? Jeżeli jesteś za pomysłem, to krytycznie wypowiedz się na temat telewizji dla niemowląt, a jak przeciw, to pochwal okulary Chena. Choć takim wyborem praktycznie zmuszam cię do zgody.
Niestety Imogen nie posiadała modułu nadawania w przeciwieństwie do Cortegi, przez co zmuszone były do nieco konspiracyjnej komunikacji.

Wtem drzwi otworzyły się, a do środka weszła kobieta. Wszyscy zamilkli. Była zmoczona od stóp do głów. Burza zlepionych, brązowych loków ociekała wąskimi strumykami wody. Zrobiła kilka kroków do przodu, ciągnąc za sobą mokry ślad. Prawą rękę trzymała kurczowo zaciśniętą na kiju, na którego końcu widniała olbrzymia, gumowa głowa czarownicy. Wiedźma spoglądała na wszystkich oliwkowymi oczami.
- Wszyscy znamy tę jedną osobę - Anneke spojrzała wymownie na Imogen i palcem wskazującym zakreśliła spiralę na skroni.

Natalie było zimno. Rosjanie całkowicie bez jej zgody spryskali ją wodą w celu oczyszczenia z krwi policjanta. Na dodatek nie zaopatrzyli ją w ręczniki. Potem Siergiej wyszarpnął torebkę z jej rąk i Douglas o wszystkim zapomniała. Odzyskanie wiedźmy stało się najważniejsze. Umowa nie mogła zostać złamana. Na szczęście udało się.

Imogen spojrzała w kierunku torby z artykułami pielęgnacyjnymi Solvi. Tina zapakowała do niej dwa ręczniki, które mogłyby być w tej chwili bardzo przydatne nieznajomej. Natalie została delikatnie popchnięta przez jednego z mężczyzn. W rezultacie podeszła na środek pomieszczenia, zmniejszając dystans do Imogen i pozostałych detektywów.
- Ty też na zlot IBPI? - rzucił Javier Varela, na co Chen Wong uśmiechnął się kwaśno.

Tymczasem na podwórzu rozległy się kobiece krzyki.

Sharif i Alice


Fahim podpiął swoją rozładowaną komórkę do stacji dokującej w samochodzie. W rezultacie urządzenie powróciło do funkcjonowania i niedługo potem znów zaczęło namierzać sygnał nadawany przez drugi telefon Ahmeda.
- Coś musiało się zepsuć - Jimmy zagryzł wargę. - Oni jadą bez celu. Patrz, znowu się cofają.
- N-nie - odparł Fahim. - J-ja myślę, że próbują nas zgubić. Tak na dobre.
Sharif zaparkował samochód, gdyż nie było sensu gonić kluczącego donikąd pojazdu. Minęły jakieś dwie godziny, kiedy Fahim, lekko znużony, poprawił się na siedzeniu.
- T-teraz jadą szybciej - rzekł niepewnie. - W j-jednym kierunku.
- Zaraz znowu się cofną - Jimmy wydawał się zniechęcony. - Trzeba było podjechać, kiedy stanęli na tej stacji benzynowej. Jednak przegapiliśmy okazję i teraz...
- N-nie! - Fahim krzyknął. Gorączkowo walił w przyciski. Przybliżał i oddalał obraz, utwierdzając się w przekonaniu. - Sharif, gazu!

Bez problemu udało się im dogonić punkcik na ekranie telefonu. Jednak zupełnie co innego w tej chwili zaprzątało głowę Sharifa. Okolica wydawała się coraz bardziej znajoma. Czystym zrządzeniem losu niegdyś mieszkał niedaleko stąd, w opuszczonej melinie Bogdana Goreleva.
- To naprawdę tu - mruknął do siebie, zajeżdżając pod opuszczony pustostan.

Alice Harper obróciła się, słysząc samochód za swoimi plecami. Na plac zajechała trójka mężczyzn. To oni chcieli zaatakować je w hotelu Miriam, kiedy zjeżdżały windą! Spojrzała na twarz Maxinne. Czy i tym razem obroni je swoim sprayem pieprzowym?
“Marne szanse. Może gdyby nas nie rozbroili”, pomyślała logicznie.

- Rzuć mi swój dowód - warknął mężczyzna o jasnych, błękitnych oczach. - Bez sztuczek, pod nogi - dodał, po czym wpatrzył się w wypisane imię. - Czyli jesteś Alice Harper. Czystym przypadkiem jesteś na liście Papy Bogdana - rzekł. - A może to nie przypadek? - enigmatycznie zawiesił głos. - Licho wszędzie lubi maczać palce.

W tym czasie jego towarzysze podeszli do samochodu, z którego wyszło dwóch Arabów i jeden mężczyzna rasy kaukaskiej.
- Sharif? - wybełkotał radośnie pijak. - Wieki cię nie widziałem! - krzyknął, po czym zaczął bełkotać coś po rosyjsku.
- Papa Bogdan kazał ci przyjechać, prawda? W sprawie IBPI, co nie? - rzekł Rosjanin z czyrakami, myląc się zupełnie. - No tak, tyle teraz roboty. Każda para rąk potrzebna.
Mężczyzna o jasnobłękitnych oczach spojrzał przenikliwie na Khalida.
- Przypilnuj tę rudą - rzekł. - Zaprowadź ją do meliny - dodał. - Opiekowanie się nią to teraz twoje zadanie. My tymczasem… - zamyślił się.

Pijak podszedł do Maxinne i gwałtownie szarpnął ją za ramię. W rezultacie kobieta przewróciła się i upadła obok truchła Tylera. Choć próbowała się podnieść, błękitnooki Rosjanin zablokował ją, stawiając stopę na plecy. Pijak uklęknął obok piosenkarki i rozdarł materiał jej letniej sukienki, pomimo rozpaczliwych pisków i jęków. Młode, piękne ciało Swift na ułamek sekundy zamroczyło Rosjan.
- Powinniśmy oddać ją Bogdanowi - rzekł mężczyzna o jasnobłękitnych oczach. Pochylił się i łapczywie pochwycił jędrny pośladek kobiety przez cieniutki materiał bielizny. - Myślę jednak, że najpierw… musimy ją przesłuchać - dodał, po czym wyprostował się, tym samym uwidaczniając wybrzuszenie w kroczu. - Zabierz ją do Chatki Gwałtki. I nie waż się zaczynać beze mnie.

Alkoholik zawlókł opierającą się Maxinne do malutkiej, drewnianej szopy, która przed wiekami służyła Lilianne za garaż. Nie pomagały ani krzyki, ani jęki kobiety. Rosjanin z czyrakami ruszył tuż za nim.
Mężczyzna o jasnych oczach zmierzył wzrokiem Fahima i Jimmy’ego, jakby mocniej chwytając za kałasznikowa. Nie znał ich. Jednak nic nie powiedział. Skinął głową Sharifowi i podążył za kolegami wprost do Chatki Gwałtki.

Zostali już tylko we czwórkę, nie licząc chłodnących zwłok Tylera.

- Musimy uciekać - szepnął Ahmed, wczepiając się gorączkowo w Sharifa. - Bogdan m-myśli, że s-sypiam z jego d-dziewczyną, Clem! Zabije mnie, j-jak mnie zobaczy! - dodał, wpatrując się w truchło Tylera. - Jimmy, powiedz coś!
Kolega Fahima zmarszczył brwi.
- To wszystko jest po prostu dziwne - rzekł. - I… nie podoba mi się to - również spojrzał na zwłoki. - Wcale.

Alice natomiast wpatrywała się w szopę. Następnie przeniosła spojrzenie na dwóch Arabów i ich przyjaciela… po czym uklęknęła przy tym, co zostało z Tylera.
W jej oczy rzucił się metaliczny pobłysk pistoletu.
Leżał nieopodal bladych palców denata i prosił o pochwycenie.

Lotte Visser


Cytat:
Dzień dobry!

Zgodnie z prośbą przesyłam skan dokumentu przechwyconego z posiadłości Dona Lorenzo w Belize. Wciąż nie wiemy, czym jest IBPI, jednak wszystko wskazuje na to, że to nazwa organizacji. Wpierw skierowaliśmy nasze podejrzenia ku Inititative for Pedestrian and Bicycle Innovation, jednak nic nie wskazuje na to, aby Don Lorenzo miał być zainteresowany grupą stanowego, portlandzkiego uniwersytetu. W chwili obecnej nasi technicy i informatycy pracuję nad zebraniem pełnego wywiadu i uzyskaniu możliwie jak najwięcej informacji. Mimo to zakładamy, że mamy do czynienia z wojną gangów.

Wszystko sugeruje, że dołączona lista określa personalia członków organizacji, którzy mają zostać zabici przez Dona Lorenza. Podjęliśmy już pewne kroki wywiadowcze. Zebraliśmy pewną grupę agentów, którzy mają nawiązać kontakt z przedstawionymi osobami i zareagować w przypadku pojawienia się włoskiej mafii. Tylko w ten sposób zdobędziemy dowody, że uzyskana lista nie jest zwykłym zbiorem przypadkowych nazwisk, lecz stanowi element procederu płatnych zabójstw.

Jesteśmy przekonani, że to zlecenie z zewnątrz. Aktywność Dona Lorenza zauważalnie wzrosła w przeciągu ostatnich lat i możemy z dużą dozą pewności założyć, że jego organizacja jest finansowo wspierana z zewnątrz. Mimo wszystko posiadamy niewiele dowodów.

Zauważalnym krokiem naprzód okazało się wysłanie naszego agenta śledczego, Thomasa Douglasa w ślad za Alice Harper, śpiewaczką operową będącą na liście Dona Lorenza. Renomowana restauracja Melvyn’s, w której znajdowali się, została zaatakowana przez przedstawicieli włoskiej mafii. Wszystko wskazuje na to, że jak zwykle Don Lorenzo próbował upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Z jednej strony dopuścił się kradzieży dóbr gości Melvyn’s (między innymi został skradziony zegarek Hublot Big Bang zawierający 1280 trzykaratowych diamentów o wartości pięciu milionów dolarów). A z drugiej strony starano się zamordować Alice Harper. Niestety kobieta zdołała wymknąć się naszemu agentowi, Thomasowi Douglasowi i wsiadła do samochodu Maxinne Swift, również podejrzewanej o kontakty z włoską mafią. Wciąż próbujemy ustalić obecną lokalizację Alice Harper.

Liczę na dobrą, obustronną wymianę informacji i piszę z nadzieją dalszej, owocnej współpracy. Jak widać, sprawa jest pogmatwana, wciąż zbieramy dowody i wkład policji w Portland - którą bardzo cenimy - jest niezbędny. Uprzejmie prosimy, aby jak najszybciej osoby na dołączonej liście otrzymały wykwalifikowaną ochronę, gdyż ich życie jest w niebezpieczeństwie. Słyszałem same dobre rzeczy o profesjonalizmie portlandzkiej policji i jestem przekonany, że zdołacie uratować jak największą ilość osób. To priorytetowe i na pewno nikt nie będzie zgłaszał pretensji, jeżeli w tym celu policja zdecyduje się nagiąć pewne zasady, czy procedury. Każda osoba na liście to potencjalna kopalnia informacji o kryminalnym półświatku kraju oraz IBPI (czymkolwiek jest). Stany Zjednoczone Ameryki nie mogą pozwolić sobie na utratę tych osób.

Z wyrazami szacunku,
John Simlius,
Federal Bureau of Investigation.
Lotte przeglądała trzy strony listy. Znajdowała się na niej zarówno ona sama, jak i rzeczona Alice Harper. Dostrzegła również nowe nazwisko agentki, z którą rok temu pracowała nad sprawą MSC Poesii i Wyspy Wniebowstąpienia. Imogen Olander.
Niektóre imiona Visser kojarzyła ze swoich wcześniejszych śledztw, jednak znakomitej większości nie znała. Zdołała jednak zorientować się, że lista jest uporządkowana od detektywów o najmniejszych stażu do tych o największym. Być może miało to na celu zneutralizowanie możliwie jak największej ilości członków IBPI zanim włoska mafia przestanie radzić sobie z nieco bardziej doświadczonymi członkami tutejszego oddziału.

Prędko schowała listę, kiedy funkcjonariusz wszedł do pomieszczenia.
- Przysługuje pani pojedynczy telefon - rzekł. - Zdecydowała się pani, do kogo zadzwoni?
Ten telefon mógł zadecydować o życiu, lub śmierci członków oddziału.
Lotte Visser musiała dobrze zastanowić się nad odpowiedzią.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 04-12-2016 o 22:58.
Ombrose jest offline