Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2016, 22:20   #52
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Dame obudziła się po raz pierwszy od kilku lat w pustym łóżku. Powoli otworzyła oczy i odruchowo sięgnęła by znaleźć leżące obok martwe ciało. Niestety nie było go. Dragosz odszedł.
Spojrzała w bok. John siedział na fotelu, przy oknie stała Hanachiyo. Oboje wydawali się zmęczeni, ale Belle nie pozostawiła ich z łatwym zadaniem. Trzeba było jak najszybciej wytropić łowców i powybijać, zanim wpadną na trop wampirów. Tuszowaniem wydarzeń poprzedniej nocy zajęła się już poprzedniego dnia wykorzystując byłych ghuli księżnej, obecnie jej podopiecznych. John musiał zająć się sprawami ubezpieczeń i Hanachiyo zajęła się poinformowaniem ghuli Dragosza.
Wampirzyca podniosła się. Szykowało się, ciężkie spotkanie. Wcześniej musiała jednak spotkać się z Hellene i upewnić się, że jej rozkazy zostały wypełnione.
Hellene czekała pod gabinetem. Jej oczy były puste. Wciąż była ubrana w to samo, pomięte już ubranie co poprzedniej nocy. Na jej ustach znów była świeża krew, znów nie jej. Większość ocalałych wampirów, po przekalkulowaniu sytuacji postanowiło jednak pozostań na dzień w rezydencji Księżnej, tak po prostu było bezpieczniej. John poinformował Madam, że Hellene została związana łańcuchem i zawieszona na okres letargu na żerandolu, głową w dół. W sali, której jedyną osłoną przed promieniami słońca były kotary zasunięte na olbrzymich oknach. John utrzymywał iż późnym wieczorem nastroje kainitów wciąż były posępne i cała grupa spokrewnionych wliczając Ruth, otaczała ocalałą Ventórkę. Nikt nie ważył się komentować, nawet jeśli ktoś miałby ochotę…
Hellene ukłoniła się na widok Belle, jednak jeśli młoda wampirzyca pozostanie zabawką dla wszystkich, jej użyteczność do czegokolwiek będzie stała pod wielkim znakiem zapytania.
Belle chwilę obserwowała młodą wampirzycę. Usiadła za biurkiem i otworzyła jedną z ksiąg rachunkowych księżnej.
- Wykąp się i przebierz. Masz kwadrans. Hanachiyo odeskortuj ją proszę to najbliższego pokoju.
Azjatka, która nie rozstawała się dzisiejszej nocy z mieczem oraz karabinem (którym prawdopodobnie umiała się posługiwać) skłoniła się nisko i wyprowadziła Hellene.
Wampirzyca spojrzała na Johna.
- Czy wiemy, kto się dziś pojawi?
Ghul kiwnął głową.
- Marianne skontaktowała się z Albertem Anastasią, childe Salvatore udało się przetrwać pogrom gangu. W imieniu Giovanni pojawi się Irene. Zapewne cię to ucieszy, Billemu też udało się przeżyć, jeszcze jedna Torreadorka - Kristina. Ruth przyprowadzi kilku “wariatów” - wybacz, sama ich tak określiła. Od Gangrelów będzie Bonnie. Jest jeszcze kilku zupełnie młodych, czy nowych. Prawdopodobnie spokrewnionych na Manhattanie jest więcej, zapewne bezklanowcy.
- Czy udało ci się dowiedzieć czegoś o Robercie… -
Dame czuła jakby nagle stała się opiekunką w przedszkolu. - Może chociaż o Salvatorze?
- Billy twierdzi, że Robert opuścił miasto. Salvatore… jest teraz poza wyspą.
- Betty? - Dame powoli przewracała strony księgi rachunkowej. Nagle zgniotła jedną z kart. - Szczur padł wczoraj?
Na dźwięk imienia Torreadorki John jedynie pokręcił głową. Kiedy wspominiany został Nosferatu ruch był bardziej żywy.
- Owszem, ale można się spodziewać, że jakiś inny Szczur pojawi się dzisiejszej nocy.
Dame puściła zgniecioną stronę i wyciągnęła papierośnicę i zapalniczkę. Odpaliła papieros i podeszła do wielkiego okna.
- Jak ghule Dragosza?
- Studentki? nieświadome całej sytuacji. Aleks jest ze mną w kontakcie, trochę oberwał.

Belle zaciągnęła się.
- Niech ta wywłoka wróci. - John wiedział o kogo chodzi i to, że pseudonim pozostanie już przy Hellene. - Niech ten spęd się odbędzie i zabierzmy się do roboty.
John kiwnął głową. Za moment Hanachiyo przyprowadziła Hellene.
Dame zamieniła z Hellene kilka zdań. Omówiły kilka spraw związanych z finansami księżnej. Wampirzyca upewniła się też, że sala została uprzątnięta. We czwórkę przenieśli się do dawnej sali obrad.
Kainici już czekali. Ci którzy byli obecni wczoraj i przeżyli, inni ocaleli o których wspomniał John. Pomieszczenie było dość dobrze posprzątane, choć ślady po strzałach na ścianach nie zostały jeszcze załatane. Służba wstawiła za to świeże meble, przetransportowane z niedotkniętych zamieszkami części rezydencji. Poza spokrewnionymi, w korytarzu, Belle widziała trochę ghuli, ghuli samej Księżnej, za to ubyło. W zasadzie poza tymi, którymi zainteresowała się wczoraj osobiście, nie mogła wypatrzeć żadnej znajomej twarzy. Cóż, “wyposażenie” padło albo ofiarą kradzieży, albo “wandalizmu”...
Belle zasiadła u szczytu stołu zestawionego chyba z wszystkich stołów, które udało się zebrać w lokum Michaelli. W jej ślady szybko poszli pozostali kainici z Marianne i Ruth na czele. Ghule stanęły pod ścianami, między nimi Hellene, mająca po bokach Hanachiyo i Johna. Mogło wyglądać że ghule chronią obecnych przed córką Michaelli jednak Belle aż nadto miała świadomość kto tu przed kim jest chroniony. Jej mina była poważna, maska z uśmiechem nie pasowała do tej sytuacji, więc spokojnie sięgnęła po inną.
- Witajcie. - Jej głos był spokojny, ale doniosły. Użyła prezencji. Chciała to spotkanie przeprowadzić szybko i sprawnie. - Nastały ciężkie czasy dla Manhattanu. Nie wiem ile informacji wam zdradzono, ale wczorajszej nocy Michaella… księżna, dopuściła się wielu haniebnych czynów… - Jej głos wypełniał salę, gdy skupione na niej, zafascynowane, przerażone oczy kainitów szukały w jej słowach pociechy… nadziei. Wampirzyca opisywała wydarzenia poprzedniej nocy wyraźnie sygnalizując kto tu jest bohaterem, a kto wrogiem. Podkreśliła swoją osobistą stratę i dopiero wtedy przeszła do naświetlenia sytuacji w jakiej się znaleźli. Z jednej strony napuszczeni na nich łowcy i rosnący w siłę Sabat, z drugiej oni -nieliczni ocaleni. - Musimy jak najszybciej pozbyć się zagrożenia z wyspy i obwarować się na tyle by móc znów urosnąć w siłę. Pytanie czy chcecie mi w tym pomóc.
- Uważam, że o losie Mantahhanu powinna decydować Rada - odezwał się Anastasia - Czasy Donów minęły.
- Demokrata! Brujah chce być Prezydentem? -
wypaliła Ruth.
- Nie jestem przeciwna radzie. - Madame rozejrzała się po zgromadzonych. Musiałaby kontrolować dużo mniej osób. - Jednak sytuacja w jakiej się znaleźliśmy wymaga szybkich decyzji i jeszcze szybszych działań. Gdy skupimy się teraz na obieraniu rady, możemy za chwilę nie mieć czym rządzić.
Marianne patrzyła na Anastasię z ramionami splecionymi na piersi. Brujaszka nosiła teraz długi płaszcz, w sam raz na zimę, lub by schować karabin.
- A w czyim imieniu mówisz ty Al? nie chcesz się pochwalić co robi teraz twój ojciec? - Anastasia posłał dziennikarce piorunujące spojrzenie, po czym zwrócił się do księżnej.
- Salvatore stracił wiarę w naszą sprawę, jego wiedza na temat naszych interesów jest dodatkową komplikacją, jednak mogę rę…
- Ty nie możesz ręczyć nawet za własnego ojca Al! -
Marianne wycelowała palec w gangstera.
- Powiedz jeszcze słowo… - Anastasia cedził przez zęby.
- Bo?! - kobieta nie dawała za wygraną
- Dość! - Władczy ton Belle poniósł się po pomieszczeniu. - Salvatore podjął taką a nie inną decyzję. Zostało nas tylu ilu zostało. - Madame spojrzała na Anastasie, po czym przeniosła wzrok na Marianne. - Camarilla potrzebuje siły klanu Brujah, a nie jego resztek.
Ruth ziewnęła głośno, wyjęła z płaszcza pistolet, wyciągnęła wszystkie poza jedną kulą po czym zakręciła bębenkiem i rzuciła bronią w stronę Anastasi - mężczyzna odruchowo złapał.
- Załatwcie to tak jak my, ja już wiem kto trzyma klucze do barku w moim domu - puściła oko do brujahów po czym spojrzała na Belle.
- To może być problem, jeśli tych dwóch się nie dogada.
Dame spojrzała ponownie na obu przedstawicieli klanu Brujah i machnęła tylko ręką pozwalając na takie rozwiązanie.
Anastasia mierzył Marianne spojrzeniem, w końcu powiedział.
- Zajmę się Salvatorem osobiście, ufam iż mam twoje poparcie Marianne. - Kobieta również świdrowała meżczyznę spojrzeniem. W końcu kiwnęła głową.
Belle sięgnęła po papieros. John podszedł by go jej odpalić.
- Czy jeszcze jakiś klan ma problemy ze swoją strukturą? - Nie zwracając uwagi brujahów spojrzała na pozostałych zgromadzonych.
- Żadnych problemów tutaj - Odezwała się Bonnie.
Madam widziała Billego i jego krewniaczkę, Kristinę, ale para Torreadorów nie zabrała głosu, jedynie uprzejmie kiwnęła głowami gdy napotkali wzrok Belle.
Dame przeniosła wzrok na Irene. Widząc jednak, że i ona nie ma nic do dodania spojrzała w okno.
- To brakuje nam tylko Nosferatu… - Udało się jej zapanować nad głosem na tyle by nie pojawiła się w nim gorycz. Cały czas miała przed oczami upadającą na podłogę głowę Doris. - Czy możemy już przejść do podjęcia jakichkolwiek decyzji?
Ciszę przerwał aksamitny, żeński głos, o europejskim akcencie.
- Nosferatu zawsze wspierali Venture i to się nigdy nie zmieniło, Pani. - Stojąca na uboczu postać w grubym, filcowym płaszczu padła w głębokim dwornym ukłonie. Następnie nieznajoma opuściła kaptur.

Dame patrzyła na kobietę przez dłuższą chwilę.
- Tak… każdy Nosferatu swojego Venture. - Dame wypuściła kółko z dymu tak by w jego centrum znalazła się zniekształcona twarz. - Rozumiem, że jesteś następczynią Szczurka?
- Jego matką jeśli chodzi o ścisłość Pani. Moje własne dziecko, niewdzięczny syn marnotrawny, zakołkował mnie na początku wieku. Po jego upadku, zagubione ghule uwolniły mnie z letargu.
- Jak cię zwą starsza. -
Starsza. Belle smakowała to słowo. Rzadko go będzie teraz używać. - Nie dane było mi cię poznać.
Nosferatka przekrzywiła głowę w geście zrozumienia.
- Hiena.
Madame wskazała wolne krzesła.
- Dosiądź się Hieno. Czeka na nas kilka decyzji do podjęcia.
Kobieta ukłoniła się i postąpiła jak jej polecono.
Belle uśmiechnęła się po raz pierwszy tej nocy.
- Według mnie najbardziej “paląca” jest sprawa łowców… - Dame po krótce nakreślila sytuację, którą przedstawili jej John i Hellene. Zaproponowała zastawienie pułapki i rozejrzała się szukając chętnych.
Ruth przygryzła wargę.
- Wykonalne.
- Skoro tak uważasz. -
Madame uśmiechnęła się do niej z aprobatą. - Postaram się dostarczyć ci wsparcie młodych i chętnych do działania kainitów. - Przez chwilę wampirzyca niemal poczuła na sobie wzrok Zoe.
Czarnoskóry “biznesman” pozostawał w grupie młodych wampirów oraz bezklanowców, na najniższej możliwej pozycji, tam gdzie nie rzucał się w oczy.
- Omówimy tę sprawę później, gdy już będziesz miała zarys planu Ruth. - Dame przeniosła wzrok na pozostałych. - Teraz temat mocno naruszonej maskarady. Ze swojej strony staram się zapanować nad policją, potrzebuję kainitów, którzy zajmą się mediami i bardzo licznymi świadkami.
Marianne oraz Bily byli zdania iż będą w stanie ograniczyć przecieki i zmylić trop poprzez wyolbrzymienie pewnych krzykliwych śmiertelnych dziwaków, jako kozłów ofiarnych. Hiena stwierdziła iż nie istnieje miejsce, do którego nie mogłaby wejść oraz wziąć czy też zostawić co tylko będzie konieczne, nie ważne czy jest to ratusz, czy więzienie. W końcu Anastasia i Ruth byli zgodni, że jeśli ktoś musi rozstać się z życiem - rozstanie się.
- Jeśli chodzi o Sabat, postaram się teraz zebrać jak najwięcej informacji. Jeśli coś usłyszycie lub zobaczycie, będę wdzięczna za jak najszybszy sygnał. - Dame wygasiła papieros w popielnicy. - Proponuję na dziś zakończyć to spotkanie. Postanowiłam na jakiś czas osiąść w tym miejscu, postaram się też jak najszybciej uruchomić elizjum. Czy ktoś ma jeszcze jakieś uwagi?
Ruth uniosła rękę do góry.
- Tak Ruth?
- Czy w pałacu po Michaeli będzie teraz najlepszy burdel na Manhattanie? - wypaliła Maklavianka.
Dame wyszczerzyła się.
- Zobaczymy co da się zrobić. - Pozwoliła by w jej głosie pojawiło się rozbawienie.


Madam na Manhattanie powróci w: Gotham
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 18-12-2016 o 23:57.
Amon jest offline