Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2016, 23:12   #33
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ja go chyba zabiłam.
Echo tych słów zdawało się nie cichnąć. Leah wyraźnie zbladła, posłała Scottowi pełne konsternacji spojrzenie i sięgnęła po broń, którą zwykła trzymać na podłodze, po swojej stronie łóżka.
- Kurwa - warknęła wściekła i zmartwiona jednocześnie. - Joe kogoś zabiła? Joe? Kurwa.
Na holo wstukała szybką wiadomość do siostry.
“Jesteś w domu?”
Wiedziała, że nie należy pytać o szczegóły przez holofon. Z nakazem można się dokopać do wiadomości tekstowych, a te później służą za pełnoprawny materiał dowodowy, w tym przypadku zaświadczą przeciwko Joannie. Bóg jeden wie w co wdepnęła.
Leah dopięła spodnie, na wymięty tshirt narzuciła szelki z bronią.
- Pojedziemy twoim wozem? Masz autopilota - nawet nie pytała czy Ferro chce z nią jechać. Uznała to za pewnik. On chyba też, bo od razu zaczął się ubierać. Może nie znał się na ludziach za dobrze, ale kiedy trzeba było działać - działał. Niestety siostra nie odpisywała przez dłuższy czas, zdążyli już wsiąść do samochodu i ruszyć. Wtedy dotarło krótkie "tak".

Na miejsce dotarli po wiekach, kiedy samochód dokładnie zgodnie z każdym przepisem drogowym stanowczo zbyt wolno posuwał się do przodu. Kiedy wreszcie dom Huntów znalazł się w polu widzenia, pierwsze co rzucało się w oczy to błysk policyjnego koguta na zaparkowanym przed wjazdem radiowozem. Samochód był pusty, a bramka wejściowa otwarta. Kiedy się zatrzymali przy podjeździe, z budynku wyszedł gliniarz, szybko zmierzając w ich stronę.
- Tu nie wolno parkować, proszę odjechać! - zaczął, nie wiedząc rzecz jasna pojęcia z kim ma doczynienia.
- Jesteśmy z policji - Leah machnęła odznaką przed twarzą patrolowego i nie czekając na jego przyzwolenie ruszyła do domu rozglądając się za śladami ewentualnego zdarzenia i oczywiście za Joe.
- Ale…
Nie dała mu powiedzieć, ale chwilę później, zaraz za wejściem, napotkała innego mundurowego. Nie było śladu po Joannie.
- Postrzelono go na piętrze - poinformował ją drugi glina, sądząc po wyglądzie bardziej doświadczony. - Nie ma sprawcy. Karetkę i nas wezwał android.
- Kim jest ofiara? - Leah skinęła na patrolowego i zagłębiła się w znajomym domu. - Karetka już tu była?
Wiedziała, że nadużywa swojego stanowiska i odznaki, ale w tej chwili zupełnie nie przejmowała się zarówno zawodową etyką jak i konsekwencjami. Bo, że Hicks wyciągnie konsekwencje była niemal pewna, ale chodziło o jej siostrę.
- Ash Hunt, to jego dom - gliniarz odpowiedział po zerknięciu na holo, gdzie miał to na pewno spisane. - Karetka zabrała go w stanie krytycznym.
Leah zaklęła pod nosem i przeniosła zdezorientowane spojrzenie na Ferra.
- Podejrzani? - zapytała patrolowego przekraczając próg salonu.
- Na razie standardowo, żona - wzruszył ramionami. - Nikogo oprócz robota nie zastaliśmy, nie ma broni.
- Miejsce postrzału? - Ferro pytanie zadał omijając słowa "zbrodni".
- Tu w salonie - gliniarz wskazał przed siebie. - Znaleźliśmy go na podłodze, chyba siedział na kanapie.
Ślady krwi były wszędzie na dywanie i kanapie właśnie, częściowo jeszcze rozniesione przez zespół ratunkowy.
Skąd ona, kurwa, miała broń? - pomyślała Leah. Z tego co wiedziała Joanna, jeśli już brała do ręki pistolet, to była to atrapa a siostra nagrywała wówczas jakąś kasową sensacyjną produkcję. Może Ash trzymał coś w domu?
- Gdzie podejrzana? - Joanny nie było nigdzie w pobliżu, co przywodziło złe myśli, że siostrę już zgarnięto do aresztu.
- Jak powiedziałem, nikogo nie zastaliśmy w domu - powtórzył gliniarz, a Ferro wyjrzał przez okno. Na podjazd właśnie wjeżdżał czarny terenowy samochód.
- Przyjechali z labu - obwieścił krótko, zerkając na Leah i gestem sugerując odejście trochę od policjanta z drogówki.
Leah skinęła Scottowi i wartkim krokiem ruszyła z powrotem do samochodu. Nie dostała tej sprawy więc prędzej czy później wybuchnie chryja, że się innemu detektywowi wpierdala do jego roboty.
Pozostawała kwestia zasadnicza, czyli gdzie jest Joe?
Wstukała do niej wiadomość tekstową z tym lakonicznym zapytaniem, mamrocząc do Ferra:
- Co ona, kurwa, wyprawia? Myślałam, że na nas zaczeka.
- Może ciągle tu jest? - szepnął Ferro, rozglądając się. - Nie ma tu jakiś kryjówek?
Do drzwi zbliżały się dźwięki rozmowy. Technikom mógł towarzyszyć detektyw, a jeśli nawet nie, to wszyscy znali Leah. I wiedzieli, że nie powinna tu przebywać. Kiedy sprawa jest osobista, taki detektyw zawsze jest odsuwany. Miała więc mało czasu, aby coś jeszcze zrobić w domu Huntów.
- Przeszukam prędko dom. - Parter w zasadzie zwiedzili, pozostawało zajrzeć na piętro.
Leah zawróciła w głąb domu, wybrała na holofonie numer Joe i zastygła w bezruchu, czy nie usłyszy, choćby urwanego sygnału. Istniała duża szansa, że siostra nadal miała przy sobie holo.
- Ty, wracaj do wozu, najlepiej tak żeby koledzy po fachu cię nie zauważyli. - Wskazała na drzwi tarasowe. - Nie ma potrzeby, abyśmy oboje ryzykowali.
- Jestem przyjacielem rodziny, nic mi nie zrobią - zdecydował szybko Ferro.
Zresztą długo nie musieli po domu chodzić, pomimo sporych jego rozmiarów. Holo siostry co prawda nie dawało żadnych wskazówek, ale kiedy weszli do sypialni, lekko uchyliły się drzwi potężnej szafy. Wypadła z nich zapłakana Joe, zarzucając ramiona na szyję Leah i przytulając się mocno.
- Ja nie ch...chciałam! - szlochała. - Coś… coś mi kazało… nie… nie wiem co… co się stało… - Joanna była w zupełnym szoku, bez wątpienia. A w jej dłoni widniał stary rewolwer, który ściskała kurczowo, chyba bez świadomości. Scott błyskawicznie dopadł do niego i rozbroił ją. Głosy na dole świadczyły o tym, że dotarli kryminolodzy. Wierzbovsky wśród nich rozpoznała głos Messera, który chyba od roku brał potężną ilość nadgodzin.
- Nie odzywaj się i zażądaj adwokata. - ucieczka byłaby bezsensowną brawurą zważając, że na miejsce zjeżdżało się coraz więcej gliniarzy.
Leah spojrzała na Ferra i trzymany przez niego pistolet, który wzbogacił o kolejne odciski.
W pierwszej chwili chciała wytrzeć broń, ale to nie miałoby większego sensu jeśli działał monitoring wewnątrz domu, a logika podpowiadała, że musiał działać, jak zwykle. Ale gdyby jednak zetrzeć ślady daktyloskopijne, dobrać się do monitoringu, Ferro na pewno dałoby radę… Ale do cholery, była gliną. Tym dobrym. Tym praworządnym w środku zepsutego, skorumpowanego świata. Ale czy nie powinna odrzucić własnych przekonań by ratować rodzinę?
- Ja zabiorę broń i zmywamy się przez balkon? Wyczyścisz zdalnie monitoring nim wgryzie się w niego Messer?
To była kwestia sekund i konkretnych decyzji. Decyzji, które niestety, musiała zepchnąć w połowie na Scotta. Pożałowała, że go tutaj zabrała i teraz narażała również jego reputację i karierę w wydziale.
- Przecież ci gliniarze na dole nas widzieli i na pewno rozpoznają - odpowiedział spokojnie, kalkulującym tonem. Wcale nie wyglądał jakby miał uciekać. Z kurtki wyciągnął specjalną torebkę i wrzucił do niej rewolwer. - Jak chcesz ją wyciągnąć zanim to się wyjaśni, to biegnij - wskazał na ciągle szlochającą Joe. - Zajmę ich do tego czasu. Jak zacznę coś mieszać, to oznacza ucieczkę na dobre, Leah. Z kraju.
- Nie. Nie mogę tego od ciebie wymagać - Wzięła do ręki torbę dowodową, gwóźdź do trumny Joanny. - I tak możesz mieć problemy przez samą obecność tutaj.
Bez angażowania Scotta i wymazania monitoringu cały plan brał w łeb, więc Leah porzuciła go w zalążku. Odłożyła broń na stolik i podeszła do rozdygotanej siostry, objęła ją i pogłaskała po plecach.
- Jakoś cię z tego wyciągnę, Joe. No już, maleńka...
Pierwszy nerwowy stan ustąpił pola chłodnej kalkulacji. Nie mogła uwierzyć, że przed chwilą namawiała Ferra do jawnego łamania prawa z całym naręczem tego konsekwencji. Ale do to była jej Joe. Nie pozwoli jej posadzić za kraty, nawet aresztu. Do cholery, zjedzą ją tam.
- Jak wspomniałem, nie sądzę, bym miał problemy - Ferro nie wydawał się przejęty tym problemem. Lecz także nie miał pojęcia co zrobić z dwoma kobietami, z których jedna płakała, a druga wyraźnie traciła jakikolwiek zdrowy rozsądek. - Może lepiej zejdziemy? Jestem pewien, że był to wypadek. Nie wiadomo kiedy paparazzi zwęszą kąsek, lepiej do tego czasu przenieść się na komisariat. Twoja siostra ma stałego adwokata? Zadzwoń do niego.
Może dobry w stosunku do ludzi nie był, ale jego głowa prawie zawsze pozostawała chłodna i skora do rzeczowego, logicznego myślenia. Tam na dole i tak czekało nieuniknione.
Leah udało się wydębić od siostry numer telefonu do jej adwokata. Dzwoniła do niego gdy sprowadzała Joannę po schodach na parter. Zdała prawnikowi krótką relację z tego co zaszło i niechętnie oddała siostrę w ręce kolegów po fachu. Bardziej musiała ją nagrać na holo i wysłać mu, bo rozmowę bez przerwy rozłączało.

Jak tylko Joe się tam pojawiła, bez zaskoczenia została aresztowana pod zarzutem usiłowania morderstwa. Standardowa procedura. Gliniarze nawet byli delikatni, lecz jednocześnie nie było mowy, aby nie użyli kajdanek. Pojawił się Messer, drapiąc się po głowie i towarzysząca mu niska blondynka - także technik śledczy. Wierzbovsky znała ją słabo, dopiero niedawno zaczęła pracę w NYC.
- Lepiej zabierzcie ją stąd. Wyjaśnimy sprawę, nie martw się. To nie była kłótnia małżeńska - Danny lekko poklepał Leah po ramieniu. - Twoja siostra miała monitoring? Pewnie tak. Wiesz jak to działa. Im bardziej pomożesz, tym szybciej się z tym uporamy.
Widok kajdanek, nie wiedzieć czemu, zupełnie Wierzbovsky rozsierdził. Paliła jednego papierosa za drugim ani myśląc opuszczać miejsce zdarzenia.
- Uważaj, do kurwy nędzy, ona jest w ciąży! - naskoczyła na mundurowego, który ją skuwał. Ostatni raz zapewniła siostrę, że jakoś ją z tego wyciągnie. Przez zakratowaną szybę radiowozu spoglądały wystraszone i zapłakane oczy Joe, od widoku których robiło jej się słabo.
Oczywiście ona była z tego wyłączona. I nikt oficjalnie na pewno też nie będzie informował o postępach śledztwa. Dlatego musiała jak najwięcej dowiedzieć się tu i teraz.
- Kto dostał to śledztwo? - naciskała Messera. - Ona była odurzona, zróbcie jej natychmiast toksykologię, zanim to czym ją naszprycowali, nie wyparuje na dobre. Muszę pogadać z detektywem prowadzącym.
- Nie wiem, wiesz jak to działa. Mnie powiadomił szef biura - Messer nie zamierzał zanadto drażnić Leah. - Przekonam się dopiero jak się zjawi. Przez problemy z siecią u nas także dezinformacja na potężnym poziomie. Toksykologię zrobię. Znam swoją pracę - dodał z naciskiem. - Muszę cię prosić o opuszczenie na razie tego domu. Scott? - zwrócił się do Ferro, który krótko skinął głową i wziął Leah pod ramię.
- Chodź, pojedziemy na komisariat - powiedział łagodnie. - Tam będą wiedzieć kto jest prowadzącym, pewnie tam przyjdzie szybko, aby przesłuchać twoją siostrę. I nas.
Leah nie oponowała, nie było ku temu powodów. Tutaj więcej nie wskóra. Przylgnęła odruchowo do Scotta szukając pocieszenia w cieple drugiego ciała. Czy zapierdoliła sprawę, nie idąc na całość? Gdyby wyniosła stamtąd pistolet nic by na Joe nie mieli, w myśl zasady, nie ma narzędzia, nie m a sprawcy. Ale czy wtedy nie przekroczyłaby granicy, której w jej zawodzie przekraczać nie wolno? Posmutniała, choć na zewnątrz niewiele się zmieniło. Ta sama stężała twarz, poważne, zaciśnięte usta.
Wsiadła do wozu od strony pasażera pozwalając by Scott przejął dowodzenie, począwszy od prowadzenia wozu. Ona jak dotąd w niczym się nie popisała. Praca była dla niej zawsze pracą, ale dzisiaj odkryła nowy jej wymiar. Osobisty i emocjonalny.
- Przepraszam, Scott. - Uchyliła szybę camarro, którym gnała tu na złamanie karku. Przez szczelinę wydmuchała wstążkę nikotynowego dymu. - Nie wiem co mnie napadło, zupełnie straciłam głowę. Byłam skłonna złamać dla Joe wszystkie zasady. Właściwie - zamyśliła się - nadal jestem. Ale przelewać tego na ciebie nie mam prawa.
Strzepnęła popiół na czubki butów.
- W jej stanie nie może trafić za kratki. Poza tym, nie wierzę w jej winę. To była najszczęśliwsza para jaką znam. Ktoś musiał jej coś podać. Farmakologicznie zahipnotyzować. Odlot, tak? Tak się nazywał ten drag, podbijający ulice?
- Tak. Niektóre psychotropy działają podobnie - odpowiedział, odpalając samochód i kierując ich do najbliższego komisariatu z aresztem, gdzie z pewnością zabrano Joe. - Nie przepraszaj. Jak kazałaś mi się do siebie sprowadzić to powiedziałaś coś w stylu, że siedzimy w tym razem - to chyba była próba żartu, bo lekko się uśmiechnął, szybko poważniejąc. - Na tyle co poznałem twoją siostrę, to jestem pewien, że tego nie zrobiła ot tak. Będziemy musieli działać poza radarem, inaczej nas zawieszą. Nie żebym nie ufał kompetencjom innych glin - poczuł się zobowiązany dodać. - Joanna jest sławna. Komuś mogło zależeć na zniszczenie tego. Psychofanowi nawet. Lub odwrotnie, miało uderzyć w jej męża. Nie babrał się w czymś wyjątkowo nieprzyjemnym ostatnio?
Niestety Leah tego nie wiedziała, jej relacje z Ashem nie były tak bardzo bliskie ostatnio i nie opowiadał o każdej sprawie. Zresztą rzadko to robił, prędzej próbując uciec od pracy, kiedy spotykali się towarzysko.
- Jest prawnikiem. Gówno to jego chleb powszedni - żart wyszedł niemrawo. - I różnie bywa z kompetencjami detektywów, choć do tej sprawy na pewno nie przydzielą świeżynki. W brukowcach będzie wrzało.
Zdławiła papierosa w samochodowej popielniczce i nic już nie dodała próbując się uporać z własnymi myślami. Podświadomie odliczała przecznice dzielące ich od komisariatu. Musi pogadać z Hicksem aby dał jej choć szczątkowy wgląd w tą sprawę. Nikomu równie mocno jak jej nie zależy na tym, aby to wyjaśnić. W myślach przerzucała też rejestr detektywów i mierzyła kwalifikacje każdego z nich, staż pracy, błyskotliwość, próbując wydedukować kto tą sprawę dostanie i czy Leah się ten wybór wyda trafny.

1st Precint, pierwszy i główny posterunek Manhattanu. Stara budowla nie była już reprezentatywna w żadnym stopniu, pomimo kilku remontów i z tego co wiedziała Leah, zaczęła się już rozbiórka. W tym miejscu miał powstać nowy budynek policji, ufundowany przez burmistrza. Póki co jednak ciągle urzędowano w starym i tu właśnie zabrano Joe, przewożąc ją tutaj mostem. Ferro zaparkował, ale kiedy weszli do środka, Joe zaprowadzono już do aresztu. Nie był to pośpiech w złej wierze, rozpoznawalne twarze szybko usuwano z widoku, aby nie wywoływać zamieszania. Teraz pozostało jedynie czekać, przydzielony detektyw - podobnie jak zwykle robiła to sama Wierzbovsky, najpierw i tak odwiedzał zwykle miejsce zbrodni. Tak było pewnie i tutaj, bowiem pojawił się dopiero po godzinie. Poznała go kiedy pytał o aresztowaną. Joseph Murray, istotnie nie był świeżakiem. Przeszukała zakamarki pamięci i wyszło jej, że pamięta głównie fakt, że uważano go za bezkompromisowego faceta nie lubiącego się z korporacjami i bogaczami. Za jakąś głośną sprawę został na jakiś czas nawet zawieszony. Z drugiej strony w swojej robocie był dobry - przynajmniej tak głosiła powszechna o nim opinia.

Właściwie doszła do wniosku, że to dobre wieści. A Murray, po pierwszym osądzie, przypominał odrobinę ją samą.
- Porozmawiam z nim sama - zasugerowała Scottowi. - Nie chcę żeby czuł się osaczony.
Jej pojedyncza osoba mogła być aż za dużą przeszkodą dla detektywa. Niemniej dogoniła go wartki krokiem i, odrobinę zdyszana po tej intensywnej nocy, zastąpiła mu drogę.
- Jestem detektyw Wierzbovsky, z trzynastki. Możemy zamienić parę słów?
Zlustrował ją niezadowolonym spojrzeniem i spojrzał na teczkę, którą miał w ręku. Teczkę Joe.
- Siostra? - mruknął. - Wiesz dobrze, że nie mogę mówić o śledztwie, nawet koleżance po fachu.
- Wiem. I nie proszę cię o to - zapewniła go pośpiesznie. - Ale chciałabym, w miarę możliwości pomóc. Znam swoją rodzinę, wiem, że Joe nie zrobiłaby tego z własnej woli. Nawet jeśli pociągnęła za spust - nie chciała przyznawać wprost, że to bez wątpliwości zrobiła - ktoś ją musiał otumanić i do tego przymusić. Mam nadzieje, że we wstępnej toksykologii wszystko wyjdzie. Musisz poszukać głębiej, Murray. Ktoś się moją siostrą posłużył, wtargnął z buciorami do życia mojej rodziny... - przerwała w tym miejscu, bo przecież była na dobrej drodze wykazania emocjonalnego zaangażowania.
Właśnie z tego powodu wyklucza się ze śledztwa osoby bezpośrednio powiązane i dlatego detektyw niechętnie poświęcił jej czas. Z drugiej strony, Leah nie miała ochoty zachowywać chłodnego dystansu. Tłamsiła w sobie gniew. Wyrzut. Winny powinien za to beknąć. Powinien, kurwa, zgnić w pierdlu. Detektyw tylko skinął głową.
- Wiem jak wykonywać swoją pracę, Wierzbovsky - powiedział dobitnie, sugerując tym samym, że nie będzie mu mówiła co ma robić. - Jak ktoś za tym stoi, to beknie. Na razie muszę porozmawiać z podejrzaną. Potem z wami, byliście na miejscu zaraz po patrolu, więc nie odchodźcie - zauważył. Cóż, bez wątpienia był więc na miejscu zbrodni. Wyminął Leah i skierował się w stronę aresztu, gdzie obecnie nie miała wstępu.
Leah wycofała się na korytarz do Ferra.
- Każe nam czekać. - Spłynęła na twarde krzesełko i odchyliła głowę w tył aby wylało się z niej zmęczenie.
Zastanawiała się co powie Murrayowi. Prawdę, całą prawdę i tylko prawdę? Tak, jeśli jej zeznania mają zgadzać cię z tymi Scotta, a jego o krzywoprzysięstwo prosić nie zamierzała, i tak już nadużyła jego zaufania. Poza tym musiała zakładać najgorsze, że strzał, który Joe oddała nagrał się na monitoringu.
- Zapytam do jakiego szpitala go odwieźli i jaki jest jego stan - wskazała w kierunku sekretariatu.
Pomyślała, że powinna odwiedzić Hunta jeszcze tej nocy, bez względu na to czy odzyska przytomność czy nie.Była mu to winna. Dowiedziała się, że zabrali go do Gouverneur Health, ale nie mieli tu wiadomości o jego stanie. Gliniarz w domu Huntów mówił, że był w stanie krytycznym, być może jeszcze przechodził operację. Nie było też żadnej wiadomości o jego śmierci, co mogło być pocieszeniem. Kiedy wróciła do Scotta, detektyw ciągle się nie pojawił. Za to Ferro pokazał jej ekran z wiadomościami.
"Strzały w domu Huntów!" "Ash Hunt postrzelony!" głosiły nagłówki wiadomości.
- Z tego co tu napisali, jeszcze nie wiedzą co się stało i gdzie zabrali rannego. Albo jego żonę. Jestem jednak pewien, że te dziennikarzyny już szukają.
- Ale bajzel - Leah schowała twarz w dłonie i zastygła we własnym zamyśleniu. Chciała jak najszybciej przebrnąć przez przesłuchanie Murraya i z marszu podjechać do Gouverneur Health. Dowiedzieć się o stan Asha i koniecznie przeforsować obstawę pod jego drzwiami. Jeśli ktoś, rękami Joe, usiłował go zabić może zechcieć dokończyć sprawę inaczej. Nadal nie była pewna czy cios był wymierzony w jej siostrę czy jej męża, musiała równolegle zakładać obie opcje. Ferro nic nie mówił, jeszcze przez chwilę grzebiąc w sieci. Potem jakby sobie o czymś przypomniał i nieco niepewnie przytulił Leah.

Detektyw wrócił po mniej więcej pół godzinie, zapraszając ich gestem do pustego pokoju przesłuchań. Wskazał im krzesła i sam usiadł.
- Chciałbym usłyszeć o całym waszym wieczorze, w szczególności o tym jak znaleźliście się na miejscu zaraz po patrolu.
- Moja siostra do mnie zadzwoniła - Leah znała metody działania policji. Nie było sensu niczego zatajać, tym bardziej, że w tym zdominowanym przez technologię świecie każdy ruch pozostawiał za sobą ślad. - Była roztrzęsiona. Mówiła, że Ash został postrzelony. Zerwało połączenie a ja popędziłam z miejsca do wozu, razem z… detektywem Ferro - byli niejako w pracy, uznała więc, że będzie używać służbowych tytułów.
- Starszym technikiem - poprawił z przyzwyczajenia Scott.
- Czy twoja siostra lub jej mąż mieli ostatnio jakieś problemy? Ze sobą lub z kimś spoza rodziny? - zadawał standardowe pytania Murray. - Posterunkowy powiedział mi, że poszłaś na górę ich domu i zeszłaś na dół już z Joanną, a oni wcześniej sprawdzili pobieżnie wszystkie pokoje. Chciałbym więc wiedzieć co się tam wydarzyło.
- To sobie ściągnij, kurwa, zapisy monitoringu - warknęła niepotrzebnie. Zmieszana potarła środek czoła i tylko bezsilnie potrząsnęła głową. - Nic nie widziałam. Na broni są pewnie jej odciski, ale to o niczym nie świadczy. Kochała swojego męża i on kochał ją. Nie mieli kłopotów. Ktoś ją musiał naszprycować. Szukajcie winnego zamiast dręczyć kolejną ofiarę.
- Joanna chowała się na piętrze i wyszła, kiedy poznała siostrę. Miała w ręku stary pistolet, wyjąłem go z jej ręki, dlatego będą na nim moje odciski - sprecyzował opanowany Ferro. - Leah wiele przeszła, detektywie, przemawia przez nią szok. Będzie lepiej, jeśli porozmawiamy później.
Scott uspokajająco położył dłoń na ramieniu Wierzbovsky. Joseph nie wyglądał na poruszonego, przeglądając raz jeszcze teczkę sprawy. Cóż, postępował dokładnie tak jak zwykle robiła sama Leah.
- Chyba masz rację - nie skomentował głośno pyskówki, jaką usłyszał od kobiety. - Mam nadzieję, że w lepszych nastrojach, bo inaczej będę musiał to zgłosić.
Nie musiał dodawać co. Emocje uniemożliwiały pracę detektywa. Wskazał im drzwi, najwyraźniej i tak nie wierząc, że dowie się teraz jakiś konkretów.
- Będziemy w kontakcie.
Emocje mogła powściągnąć w pracy, gdy szperała w życiu postronnych sobie osób. Ale tutaj, do cholery, chodziło o jej najbliższą rodzinę.
- Poczekaj, Murray - ton jej zmiękł. - Wybacz, ale jestem po prostu skołowana. Moja siostra… ja za nią ręczę. Ona tego nie zrobiła.
Zaczerpnęła głęboki oddech.
- Nie możesz jej posłać do aresztu, ona jest w ciąży. Daj jej dozór policyjny i obrączkę lokalizacyjną, ale nie sadzaj ją za kratki w takim stanie. Błagam cię - ostatnie zdanie zabrzmiało dość żałośnie w ustach nienawykłej do próśb Leah.
Minę Murray miał kwaśną, kiedy przenosił wzrok z Ferro na nią.
- Nie puszczę jej do domu, Wierzbovsky. Wiesz doskonale, że nie mogę. Na razie pozostanie w areszcie, przeniesiemy ją w lepsze miejsce. Nie będzie miała też kontaktu z żadnymi innymi osadzonymi. Dołożę starań, by sprawę wyjaśnić jak najwcześniej. Toksykologię już robią.
Skinęła na znak, że docenia dobrą wolę kolegi po fachu. Adwokat Joe powinien być już w drodze, nie pozostawało tu nic do zrobienia.
- Dzięki - pożegnała się gotowa opuścić posterunek. Późna pora nie zniechęciła jej przed odwiedzeniem szpitala.
- Muszę sprawdzić co z Huntem. To rodzina. I przyjaciel. Znamy się od dziecka - poinformowała Ferra znad rozżarzonego papierosa. - Jeśli jesteś zmęczony odwiozę cię najpierw do domu.
- Cały dzień się obijałem - odpowiedział tylko ze wzruszeniem ramion. Byli i tak jego wozem, który od razu skierowali do szpitala. Na miejscu okazało się, że Hunt ciągle jest operowany. Niczego więcej się nie dowiedzieli.

Pozostawało im czekać, co równie dobrze mogli robić w domu, w ciepłym łóżku, łapiąc choć namiastkę snu. Wcześniej zadzwoniła do kapitana upraszając o ochronę dla Asha, tłumacząc, że mogą nachodzić go dziennikarze lub, co gorsza, niedoszły zabójca. Właściwie nadal nie wiadomo co zaszło i choć to nie ich jurysdykcja, to przecież Hicks na pewno ma kontakty i w innych posterunkach.

Mimo późnej pory pokusiła się o prysznic, chociaż gorąca woda nijak nie zmyła ze skóry niesmaku dzisiejszego dnia.
- Pojedziesz jutro do tej firmy ochroniarskiej? - zagadnęła Scotta gdy wślizgnęła się pod kołdrę i ułożyła policzek na jego szczupłej piersi. Wróciła myślami do sprawy powierzonej jej przez Hicksa. Na krótką chwilę mogła oderwać się od bagna w jaki wdepnęła Joe, albo przynajmniej sprawiać wrażenie opanowanej. - A przy okazji mógłbyś zawinąć androida - Aleksa, i prześwietlić go u was w technicznym. Ja zajrzę najpierw do narkotykowego. Wypytam o ten cały odlot, czy zostawia jakieś ślady w organizmie. U Amandy niby nic nie wykryto, ale właściwie odlotu tam też nie szukano, może ta informacja zmieni postać rzeczy. I zorientuję się czy mogli go użyć również na Joe... - to tyle z niemyślenia o rodzinnych kłopotach. Zaklęła na co Ferro pogładził ją po włosach. - Spróbuję jutro znaleźć tego całego Ricka Bauera, niedoszłego świadka w procesie przeciwko Dzieciom Raajnesha. Zdaje się, że to przez niego wybuchło całe zamieszanie, to w przenośni i to dosłowne, sprokurowane przez Amandę. I, jeśli zdążysz, zerknij na taśmę z sądu. Dałabym sobie głowę uciąć, że ona patrzy w oko kamery, jakby wiedziała, że ma widownię. Obserwator to powinien zostawić jakieś ślady w bazie monitoringu.
Ziewnęła jak mała zmęczona dziewczynka.
Przed snem zmieniła godzinę pobudki ze zyczajowej szóstej rano na siódmą trzydzieści. Do diabła, jutro niedziela. Odeśpi choć trochę tą parszywą noc a później ją wybiega przez pięć, może sześć mil. Zrobi Scottowi śniadanie i pójdzie, jak gdyby nigdy nic do roboty. Może będzie już coś wiadomo w sprawie Asha i Joe. Tak, do szpitala zadzwoni podczas joggingu, oczekiwanie jest nie do zniesienia.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 07-12-2016 o 23:18.
liliel jest offline