Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 08:41   #30
Morri
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Blondynka trzymająca na ręku niemowlę chyba jako jedyna spojrzała na zziębniętą Natalie ze współczuciem, a nie uznała za wariatkę. A gdy ta tylko nawiązała z nią kontakt wzrokowy to wskazała gestem ręki jej puste miejsce przy stole po jej prawej stronie.
- Mam ręcznik, tu w torbie - odezwała się kobieta, a w jej głosie dało się słyszeć charakterystyczny brytyjski akcent. Skinęła głową wskazując na pakunek pod swoimi nogami.
- Dzięki - odpowiedziała mokra kobieta, podchodząc do torby i kucając przy niej. - To paraspatium - wyszeptała, ruchem brody wskazując na swoją kukłę. - Mamy umowę i muszę ją wypełnić.
Wyciągnęła jedną ręką ręcznik i zaczęła się niezgrabnie wycierać.
- Ktoś tu w ogóle ma jakiś przydatny w naszej sytuacji moduł? - wiedziała, że Ruscy i tak nie zrozumieją, o co pyta, a warto było dowiedzieć się, czy mają jakiekolwiek szanse na zmianę swojej sytuacji.

Marisol skrzywiła się. Nie podobało jej się to, jak wszyscy dookoła otwarcie mówili o szczegółach związanych z IBPI. Oczywiście, trudno byłoby nie zauważyć, że i tak mleko się wylało, lecz jednak... zastanawiała się, czy nie kwalifikuje się to pod pogwałcenie regulaminu. W każdym razie ona sama postanowiła dalej trzymać się konspiracyjnych wypowiedzi.
Kłótnia pomiędzy Javierem, a Anneke wybuchła na nowo. Chen Wong przypatrywał się jej, momentalnie tracąc zainteresowanie nowoprzybyłą kobietą oraz matką z dzieckiem.

- Tak, nazywa się "zdrowy rozsądek" - Imogen odparła Natalie. Mimo wszystko nie było w jej słowach nic złośliwego. - Siadaj - ponownie wskazała jej siedzenie po swojej prawej stronie. - Jestem Imogen, a reszta to Mirasol, Javier, Chen i Anneke - przedstawiła wszystkich siedzących przy stole kolejno wskazując na każde z nich skinieniem głowy. Cortega posłała jej przeraźliwe spojrzenie, gdy przekręciła jej imię. - A jak tobie na imię? - wtedy Imogen poczuła woń jaką było czuć od kobiety zlanej wodą. - To… krew? - dodała i skrzywiła się jakby wzbudziło to w niej złe wspomnienia.
- Mam na imię Natalie - odpowiedziała i skinęła głową. - Tak, krew. Zastrzelił mój… dostarczyciel, kierowcę, który miał mnie porwać, który pracował dla włoskiej mafii. I zlali mnie wodą. Stąd - machnęła ręką na siebie - to właśnie.
Rozłożyła ręcznik na siedzeniu obok Imogen i usiadła na nim, układając przed sobą na stole kukłę, żeby mieć ją na wyciągnięcie ręki.
- Czyli zdajesz sobie sprawę z tego, że tu, w tym miejscu jesteś najbezpieczniejsza? - odparła jej blondynka, poprawiając sobie w międzyczasie ułożenie dziecka w ramionach. Olander skierowała wzrok na blat stołu i chwilę przyglądała się kukle. Skrzywiła się jakby zjadła coś kwaśnego.
- Coś czuję, że cały mój odwyk pójdzie w pizdu... - mruknęła z niezadowoleniem Immy po szwedzku.
- Jaki odwyk - automatycznie przestawiła się na ten sam język Natalie. - Poza tym… najbezpieczniejsza? Nie lepsze byłoby nie wiem… Biuro? Albo coś? Tu niektórzy mają zapędy za bardzo sadomaso coś tam seksualne… - Nat spojrzała na dziecko, a potem jakby w zupełnie inny, nowy sposób na Imogen.

Marisol odwróciła się od nich, jak gdyby uznała, że skandynawska mowa miała na celu wykluczenie jej z rozmowy. Spojrzała na resztę detektywów, próbując sprawiedliwie rozsądzić ich kłótnie. Mimo wszystko trudno było wcisnąć się Anneke w zdanie, więc ponownie zamilkła.
- Nienawidzę swojego życia - szepnęła do siebie.
- To twoje dziecko? Jak ma na imię? - tymczasem Douglas kontynuowała.
Imogen pokręciła głową, ale wyraźnie ucieszyło ją, że Natalie zna szwedzki.
- Żyję, więc Firma dogadała się z nimi - powiedziała w pocieszającym tonie, ale po angielsku by i reszta rozumiała. - Dlatego też Rosjanie są naszymi sprzymierzeńcami - dodała patrząc po wszystkich zebranych tu Detektywach, by na koniec zatrzymać wzrok na Natalie.
- Odwyk od przedawkowania Fluxu - powiedziała wracając do szwedzkiego. W końcu byli wśród "swoich" to można było zabić czas rozmawiając na ciekawsze tematy. Ale wspominając o tym spojrzenie Imogen mimowolnie skierowało się na kukiełkę. Kobieta patrzyła na ten przedmiot jakby był siedliskiem dżumy, cholery i eboli na raz. Zaraz przytuliła dziecko mocniej do siebie.
- Tak, jest moja - odparła Immy z troską w głosie wspominając o trzymanej w ramionach dziewczynce. - Ma na imię Solvi - dodała. - Okazało się, że moja pomoc domowa to dziewczyna szefa tych panów co nam towarzyszą - westchnęła.
- Niestety nie mogę jej zabrać, jesteśmy związane obietnicą. Ona - znowu wskazała ruchem podbródka na kukłę - w sumie uratowała mi życie. Długi trzeba spłacać. Naprawdę mi przykro, że cię narażam.
Immy pokręciła głową.
- To i tak nic by nie dało - odparła jej i spojrzała z jakiegoś powodu na Javiera.
Chilijczyk w tym czasie wypominał Anneke, że nie powinna szydzić z Chena i podkreślał rolę wzajemnego szacunku. Czarnoskóra zaprosiła do rozmowy Marisol, prosząc, aby opowiedziała się po którejś stronie. Cortega zastygła w bezruchu, po czym posłała Imogen rozpaczliwe spojrzenie. A ta tylko westchnęła, nie mając zamiaru się wtrącać.

Natalie westchnęła, wyciągając spod siebie ręcznik i próbując wytrzeć włosy.
- Jak na sprzymierzeńców, to trochę niemiło się zachowują. No i nie pomogli mi z bratem…A miał być taki spokojny dzień. Podejrzewam, że Kościół zlecił całą tę akcję. I ukradli eksponaty i to takie wiecie…. fluksowe. Chyba ktoś tu próbuje z siebie robić świecącą bombkę - zauważyła Natalie. Zawsze wyobrażała sobie, że skażenie Fluxem musi być podobne do takiego radioaktywnego, choć świetnie wiedziała, że nie ma w tym prawdy.
Imogen skrzywiła się słysząc to co powiedziała Nat.
- Ta, KK tak robią... - mruknęła dusząc w sobie złość jaką w niej wywołała ta informacja. W końcu zaklęła po szwedzku.
- Może i naszym miłym panom brak dobrych manier, ale nie można im odmówić skuteczności - stwierdziła blondynka unikając spoglądania na Ruskich.
- Długo jesteś w Firmie? - zmieniła temat.
- Rok - odpowiedziała cicho Natalie, wzdychając. Nie tak sobie wyobrażała ten dzień. A do tego martwiła się o Petera. I zaczynała o Kierana, który pewnie martwi się o nią. Do cholery, trzeba było zrobić tak, żeby przyjechał… Chociaż nie. Kto wie, czy to nie on byłby teraz zwłokami na zewnątrz budynku. Najbliższa przyszłość rysowała się jej w czarnych barwach.

Nagle rozległa się cisza - z rodzaju tych zaraźliwych. Wpierw zamilkli Rosjanie, potem Anneke z Javierem, wreszcie Natalie i Imogen przestały rozmawiać. Nawet Tiny nie było już słychać. Wtedy akurat Solvi rozpłakała się, ale tylko na chwilkę, jak gdyby i ona wyczuła, że to nie jest odpowiedni moment.
U szczytu schodów pojawił się Bogdan Gorelev. Zaczął schodzić, a doniosłe skrzypienie przypominało o masywności mężczyzny. Z szeregu wystąpił Nikolai, podszedł do mężczyzny, uklęknął, po czym pocałował sygnet.
- Niech Papa powie, co dalej mamy robić - rzekł po rosyjsku.
- Nawiązałem porozumienie z IBPI - z Bogdana promieniowała aura doniosłości. Wydawał się w bardzo dobrym humorze. Tina na pewno w dużej mierze przyczyniła się do tego. - Mamy umowę. Jednak wciąż czekam na przelew. Do tego czasu ci ludzie dalej są naszymi zakładnikami - skinął głową, po czym podszedł do Imogen. Przestawił się na język angielski. - Kim jest ta kobieta, z którą rozmawiałem? Czy to wasza dyrektorka?
Olander odruchowo próbowała się cofnąć, ale siedzenie nie pozwoliło jej na to, więc tylko bardziej wbiła się w swoje oparcie. Po chwili jednak opanowała się i przełknęła ślinę, myśląc nad odpowiedzią.
- To nadzorca moich przełożonych - odparła mu Imogen. - Nie ma nikogo ważniejszego - "...w tym Oddziale" dodała już w myślach.
- To Rosjanka, prawda? - Bogdan uśmiechnął się do siebie i skinął głową. Wszystko wskazywało na to, że w trakcie ich krótkiej rozmowy bardzo polubił Katherine.
Imogen zamrugała oczami na pytanie Goreleva jakby nie rozumiała o czym on mówi. Już miała zaprzeczyć, ale ugryzła się w język. Pokiwała głową w taki sposób, że ten gest można było odebrać zarówno za potwierdzenie jak i zanegowanie.
"Też ją kiedyś lubiłam" pomyślała blondynka ze smutkiem.
"Już tylko przelew i wszystko będzie w porządku" próbowała pokrzepić się w myślach, bo choć wieści jakie przyniósł szef mafii były przecież dobre, to Olander nie potrafiła przestać się martwić.
- Cieszę się, że udało się dojść do porozumienia - odezwała się w końcu Imogen do Bogdana, siląc się by w jej głosie nie było ani grama sarkazmu. Bogdan skinął głową, po czym zwrócił się do Natalie.
- Czy to prawda, że byłaś przy kradzieży eksponatów z Pittock Mansion? - zapytał. Zapewne ktoś z jego ludzi, być może Siergiej, poinformował go o zdarzeniu.
- Byłam - potwierdziła grzecznie, intensywnie wpatrując się w swojego nowego rozmówcę. - I o ile rozumiem chęć posiadania pewnych rzeczy, to ich sposobowi brakowało finezji, totalna rozpierducha.
- To akurat dobra wiadomość - Bogdan skinął głową. - Don Lorenzo - nagle w oczach olbrzyma jakby zabłysły nienawistne ogniki. - On zawsze dba o elegancję i robi dość przemyślane plany - zdaje się Gorelev nie miał problemu z docenianiem przeciwnika. - Jeżeli brakowało im finezji… to znaczy, że traci formę - skinął głową. Bardziej sobie, niż komukolwiek innemu. Następnie zwrócił się do wszystkich detektywów. - Ufam, że jesteście dobrze traktowani przez moich towarzyszy? - zapytał.
- Tak, tylko te… krzyki nas niepokoją. Czy… czy moglibyście zaprzestać tortur? Bo tak to brzmi. - Natalie dalej starała się być uprzejma. - I czy mogłabym poprosić o interwencję odbicia, bądź przewiezienia w bezpieczne miejsce, niekoniecznie tu, jeszcze jednej osoby? Za odpowiednią opłatą?
- Jeśli masz wolne dwadzieścia tysięcy - mruknęła do Natalie Imogen, którą wyraźnie zainteresowały słowa Bogdana na temat działań szefa włoskiej mafii.
"Może to wcale nie Don Lorenzo to organizował" teraz miała jakieś potwierdzenie swoich wcześniejszych założeń. "Dahl dawał im dokładne wytyczne jak mają działać" Immy odruchowo pokręciła głową z niedowierzaniem. "Szkolił ich sobie?" zastanowiła się. "Stopniowo dawał coraz bardziej wymagające zadania by móc działać na terenach chronionych zasięgiem Portali? Portland było jego poligonem testowym? By wykradać IBPI spod nosa przedmioty, z których mogli ściągać Flux?" Olander zaczynała być na siebie zła, że przez ten okres bycia w Błękitnej Lagunie marzyła by w końcu wrócić w miejsce gdzie Konsumenci nie mogli jej dosięgnąć... "W takim cholernym błędzie żyłam" Immy jęknęła cicho i skuliła się w sobie, gdy zdała sobie sprawę, że nigdzie nie było bezpiecznie. O ironio, teraz była w możliwie najbezpieczniejszym miejscu. Ale to dało jej pomysł...
Imogen spojrzała na Goreleva. Był w dobrym humorze, rozmowa z Kate mu się spodobała...
- Z tego co mówiłeś o Włochach... - zaczęła Olander. - Wedle mojej wiedzy, wzrost ich skuteczności pokrywa się z pojawieniem się tych, którzy zlecili im zabicie nas. A... ten brak finezji wskazuje, że to wcale nie Don Lorenzo był głową we włoskiej mafii... Powiedzmy, że ta głowa została zneutralizowana. Zastanów się... może warto, żeby Twoja współpraca z IBPI nie była jednorazowa? - zasugerowała mu po rosyjsku.

W tym czasie rozległy się dwa strzały na zewnątrz budynku. Bogdan zmarszczył czoło, ale nie zareagował. Odgłos broni nie był aż tak niecodzienny na tym obszarze. Podwładni Goreleva często trenowali oko, korzystając z tarczy wymalowanej na murze. Poza tym mogli również zabić jakiegoś nieznaczącego zakładnika - przypadkiem, lub celowo.
- Ikar wzleciał zbyt blisko słońca i spadł - mruknął Gorelev. - Ja nie zamierzam zbytnio bratać się z organizacją, o której wciąż niewiele wiem. Drobnymi krokami. Wpierw poczekam na pierwszy przelew - dodał, po czym zdawałoby się stracił zainteresowanie detektywami i podszedł do jednego ze swoich towarzyszy. Zaczęli rozmawiać ze sobą szeptem. W międzyczasie pomiędzy pozostałymi Rosjanami również nawiązały się drobne konwersacje. Wszystko wskazywało na to, że Imogen i Natalie mogły kontynuować rozmowę.

- To chyba nie jest dobre miejsce dla dziecka - zaczęła Nat, spoglądając znów na Solvie. - Nie wiedziałam, że nasze życie da się połączyć z takimi obowiązkami.
"Nie no, jasne, bo jestem tu z własnej woli!" Imogen spojrzała gniewnie na Natalie.
- To kwestia wyboru. Albo tu ze mną, albo porwana przez fałszywych policjantów - odparła jej Olander z niemałą irytacją w głosie. Drugie pytanie blondynka ostentacyjnie w złości zbyła.
- Nie no, jasne, przepraszam, chyba nikt nie przybył tu z własnej woli. - Skruszyła się Nat. Ale jednak nie dała za wygraną. - No, ale nie bałaś się właśnie takich dziwnych sytuacji? Że dziecko w coś wpadnie, w co byś nie chciała? - Chyba jej pytania były nie tylko powodowane ciekawością.
- Dobrze, jeśli nie chcesz o tym mówić, to nie będę cię wypytywać - zgodziła się ostatecznie Natalie, widząc nieco skwaszoną minę swojej rozmówczyni. - Po prostu sama się zastanawiam, czy w naszym nowym świecie jest czas na normalne życie. Czas i miejsce na brak obaw, że ktoś… coś… doszczętnie rozwali ten świat. - Dodała nieco dramatycznie, wzruszając ramionami.
Ostatnie słowa zdawały się bardzo dotknąć Imogen. Kobieta odwróciła wzrok i przygryzła wargę.
- Gdyby nie ten cały syf jaki robią Konsumenci to przecież ta praca nie różni się wiele od innych - mruknęła po szwedzku Immy. - Na co dzień pracuje jako tłumacz, w domu. Każda chwilę z nią spędzam - dodała. - Zleceń od Firmy nie dostaje, bo jestem na macierzyńskim... Ale jestem złą matką, bo nie zakładam, że w każdej chwili świat może się skończyć - stwierdziła na koniec z nutą sarkazmu w głosie.
- Ja tego nie powiedziałam - podkreśliła Nat, obejmując się ramionami. Cała ta akcja z “polej ją wodą, żeby zmyć krew” w tej chwili przyprawiała ją o dreszcze i to dosłownie. - Nie wiem, jak pokonałaś strach - zakończyła ciszej.
Immy spojrzała na Natalie. Złość z niej w końcu zeszła, gdy popatrzyła na kobietę, która wyglądała jak uosobienie nieszczęścia. Olander westchnęła.
- Solvi jest wcześniakiem - odparła. - Dziewięć tygodni przed terminem... Wiele dni spędziła w szpitalu... Nigdy w życiu nie przeżyłam niczego bardziej przerażającego... Nie wyobrażam sobie życia bez niej - Imogen uśmiechnęła się smutno i spojrzała na swoją torbę. - Jest jeszcze jeden ręcznik, okryj się nim.
- Nie, nie - zaprotestowała Nat. - Niech coś zostanie dla Solvi, nie wiemy kiedy stąd wyjdziemy. Celowo wzięłam tylko jeden - uśmiechnęła się szczerze do nowej koleżanki. - Nigdy nie sądziłam, że w Biurze zdarzają się aż tak normalne osoby - podsumowała krótko, wstając, robiąc kilka kroków wokół fotela i siadając z powrotem.
Immy spojrzała na nią zaskoczona jej stwierdzeniem. Po chwili mimowolnie się uśmiechnęła.
- Dzięki, to miłe - powiedziała nieco speszona.

W pokoju obok rozgorzała sprzeczka. Niestety trudno było wyłowić sens poszczególnych słów, jednakże wszystko wskazywało na to, że sprawa jest poważna. Bogdan zmarszczył czoło, po czym przestał rozmawiać ze swoim podwładnym i ruszył w kierunku sąsiedniego pomieszczenia. Zniknął za drzwiami.

Tymczasem... otworzyły się drugie, frontowe. Do salonu weszło dwóch Rosjan, trzymających pod pachą trzeciego, krwawiącego mężczyznę. To był kolejny sługus Goreleva, czy może detektyw IBPI? Otrzymał ranę poniżej barku. Bladość jego cery sugerowała, że stracił już dużo krwi. Sprawa była poważna.
- To już trup - mruknął jeden z Rosjan. - Zanieś go do Chatki Gwałtki.
Imogen przeszła kurs pierwszej pomocy, natomiast Natalie również znała się na rzeczy. Arthur, będący chirurgiem-ortopedą postarał się, aby jego siostra wiedziała, jak zachować się w takiej sytuacji. Tyle że... czy ich interwencja naprawdę mogła pomóc mężczyźnie? Czy warto było wychodzić przed szereg i zwracać na siebie uwagę Rosjan? Czy nie miały dość własnych problemów?
- To mógł być każdy z nas - Marisol złapała za rękę Natalie i spojrzała na nią zalęknionym wzrokiem. Nawet Anneke wydała się zmieszana. Żarty Chena i Javiera natychmiast przycichły.

Dopiero w następnej sekundzie Cortega przyjrzała się twarzy krwawiącego nieznajomego.
- T-to... - jęknęła. Niespodziewanie zerwała się z miejsca i skoczyła do mężczyzny. - Liam! - wrzasnęła. Jeden z Rosjan był jednak szybszy i przechwycił ją brutalnie, obawiając się jej nagłego ruchu. Wykręcił ręce do tyłu i przetrzymał. - C-co się stało, Liam!
Javier gwałtownie wstał i spojrzał ostro na oprawcę Marisol.
- Zostaw ją w tej chwili! - wrzasnął, łomocząc pięścią o blat stołu. Tym samym poruszył pozostałych Rosjan w pomieszczeniu. Anneke złapała go za rękę, jednak nie mogła w ten sposób ugasić gniewu mężczyzny.
Natalie i Imogen spojrzały po sobie. To wszystko zmierzało w bardzo złym kierunku.

Olander nawet się nie zastanowiła, bo gdy pojawiała się sytuacja kryzysowa, taka, od której zależało czyjeś życie, to zawsze działa instynktownie, pozwalała, by przeczucia kierowały nią.
- Ja się znam na pierwszej pomocy! - krzyknęła po angielsku, na tyle głośno by jej głos przebił się przez słowa innych. Jednocześnie Immy nawet nie drgnęła ze swojego miejsca, tuląc nadal dziecko do siebie. Solvi za to zaczęła płakać.
- Mari, Javier, pomogę mu, znam się na tym - Olander zwróciła się do dwójki Detektywów chcąc ich uspokoić tą deklaracją. Blondynka była zdeterminowana i nad wyraz opanowana. - Tylko proszę, kłótnia w niczym tu nie pomoże! - zaraz po tym wzrokiem zaczęła szukać jednego z ruskich. - Nikolai, przynieść spirytus, apteczki… wszystkie jakie macie tu… i jakieś w miarę czyste szmaty, prześcieradła. Szybko, proszę - zwróciła się do mężczyzny w jego rodzimym języku. Wiedziała dobrze, że rzucenie tego w tłum nie da efektu i tylko zwrócenie się do konkretnej osoby sprawi, że to o co prosi zostanie zrobione.

- Połóżcie go na stole - powiedziała do trzymających bladego mężczyznę Rosjan - dopiero wtedy Imogen powoli wstała ze swojego miejsca. Ucałowała córkę w czoło, co nieco uspokoiło ją, a przynajmniej na tyle, że przestała płakać. Olander wyciągnęła z torby miękki, zielony kocyk z wyhaftowaną na rogu żabką i rozłożyła go jedną ręką na fotelu, tam gdzie siedziała. Ostrożnie położyła na wyściełanym miejscu Solvi. Wyprostowała się i nagle syknęła z bólu. Chyba-złamany-obojczyk dał o sobie znać, lecz to nie zniechęciło Imogen, nie zamierzała odstąpić od tego co planowała. Zagryzła tylko zęby tłumiąc w sobie jęk i była gotowa działać.
Natalie wstała ostrożnie:
- Ja też się znam na pierwszej pomocy! - oznajmiła głośno i podeszła do Imogen. - Mogę pomóc, mój brat jest ortopedą i będąc na medycynie zakładał na nas szwy i pilnował podstawowej wiedzy.
Imogen skinęła jej głową, wdzięczna za okazaną przez nią chęć pomocy. Olander skupiła się co prawda na tym by pomóc Liamowi, ale kątem oka co chwilę spoglądała na córkę.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline