Odpowiedziała spojrzeniem. Przez kilka długich sekund w ciasnym pomieszczeniu panowała cisza rozpraszana wyłącznie przez szelest wydawany przez rozpakowującą plecak Ruth. Wreszcie Meghan westchnęła i odwróciła wzrok. Usiadła ciężko na jednym z rozłożonych tu posłań, pocierając twarz.
- Schron was nie ochronił - zauważyła gorzko rudowłosa. - Ta choroba i twoje obdarzenie, którego się wypierasz, to pewnie efekt tego, co zrzucili nam wszystkim na głowy. Może wasz schron zamienia się w zarażonych, tylko znacznie wolniej. Nie możemy ryzykować…
Zawiesiła głos, nie patrząc ani na ciebie, ani na nikogo innego. Wyglądała na szczerze zasmuconą i tak też to odczułaś. Lecz jednocześnie także zdeterminowaną. Zanim zdążyłaś coś powiedzieć lub zrobić, to Ruth uniosła głowę. Nie musiałaś czuć od niej emocji, aby zauważyć złość na ładnym obliczu.
- Nie musimy ryzykować. Pójdę z nią. Te nasze krycie się po wszystkich dziurach nie przynosi nam nic dobrego, Simson - rudowłosa uniosła wzrok, krzyżując spojrzenie z drugą kobietą. Szybko pokręciła głową.
- Jak cię stracimy…
- Do licha, przestań już! - Ruth nie uniosła głosu, ale to polecenie wywarło wrażenie nawet na tobie. Staruszka zachichotała, a ciemnowłosa wyglądała na zmieszana. Meghan jednakże faktycznie zamilkła. Cisza trwała do momentu, kiedy plecak został w pełni rozpakowany. Wtedy Ruth przemieściła się i usiadła obok ciebie. Wbiła w puszkę ciężki, żołnierski nóż i podała ci razem z manierką.
- Zjedz i napij się. Będziesz potrzebowała siły.
Sama wzięła drugą puszkę i drugi nóż, bez najmniejszego problemu otwierając ją za jego pomocą.
- Widziałaś jak to działa - następne słowa ciemnowłosej nie były głośniejsze od szeptu. - Blokuję wszystkich. Dzięki temu mogę ukryć się przed zarażonymi i chodzić na dalsze, bardziej niebezpieczne wypady. Prawda jaka cudowna umiejętność? - uśmiechnęła się gorzko. - Ty na pewno też umiesz coś niezwykłego. Luisa się nie myli. A twoi znajomi, ci co byli odporni? Zauważyłaś coś u nich? Może właśnie przez to nie zaraziliście się chorobą. |