Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2016, 23:32   #34
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Kurwa! - Mik kopnął z całej siły w ścianę, ukruszając spory kawał tynku.
Oddychał głośno, wpatrując się w leżący w pudełku ucięty palec. Po chwili zerknął na wpół obłąkanym wzrokiem na Psyche, lecz nic nie powiedział. Gwałtownym ruchem wyszarpnął z kieszeni klucze i zaczął otwierać drzwi.

Psyche zignorowała na razie holofon. W jej dłoni skądeś wziął się miniaturowy pistolet, który musiała trzymać jakimś cudem pod tą obcisłą sukienką. Uniosła go i bez słowa osłaniała Mika.

Zamki poddały się zabiegom, system weryfikacji potwierdził i Maroldo znalazł się w mieszkaniu. Na pierwszy rzut oka pustym i nietkniętym, jak gdyby ten ktoś od paczki tylko zostawił ją pod drzwiami i odszedł.
Mik wniósł do środka pudełko i zamknął drzwi. Opadł ciężko na fotel do VR, włączając przyciskiem komputer.
- Muszę tam jechać - oznajmił. Nie prosił o pomoc inaczej jak oczami.

Korzystając ze stałego łącza wybierał już numery.
W grę wchodziły w zasadzie tylko Steph i Michelle, obie były z nim wczoraj w barze. Po namyśle postanowił zadzwonić też do Sive, w końcu to z jej polecenia był na spotkaniu "Dzieci Ranjeesha".
Steph odebrała jako pierwsza, w zasadzie od razu. Połączenie szybko rozłączyło, ale Mik zdążył się dowiedzieć, że u niej wszystko ok, a z Michelle ostatnio kontaktowała się wczesnym popołudniem. Miała iść na jakąś imprezę. Sama Michelle nie odpowiadała, podobnie jak Sive. Z tą ostatnią jednak sprawa mogła mieć inne dno i być zwykłym fochem.
Obawy się potwierdzały.

Oczywiście, wiedział, że to pułapka. Dobrze przygotowana. Tylko co po tej wiedzy? Musiał, po prostu musiał coś zrobić. Ale nawet z pomocą Psyche mógł tylko głupio zginąć. Potrzebowali pomocy, której dotąd nie mieli.
Dirkauer tym razem nie balował.
- Co tam?
- Potrzebujemy wsparcia do Mount Vernon, rejon East Sandford Boulevard - wypalił z marszu cyborg. - Jak najszybciej, jeszcze tej nocy. To ważne - dodał z naciskiem.
W międzyczasie powiększył trójwymiarową projekcję okolicy, tagując narożny budynek z czerwonej cegły, wyglądający na najstarszy.
- Nie - zareagowała natychmiast Psyche. - Będziemy potrzebować wsparcia, ale dyskretnego i kiedy przemyślimy sytuację. Dron plus drużyna szybkiego reagowania. Przygotuj ich, odezwiemy się za chwilę.

Rozłączyła transmisję i spojrzała na niego wzrokiem chłodnej profesjonalistki.
- Jej tam nie ma, Mik. Gdyby była, nie kazaliby ci potwierdzać holofonicznie swojego pojawienia się. Kiedy zadzwonisz, to albo ją przyprowadzą, albo każą ci przejść gdzieś indziej. Albo od razu uderzą z zasadzki nie zamierzając jej oddać. Musimy to przemyśleć, zgoda? - spróbowała ochłodzić jego podgrzane do czerwoności nerwy. - Na początek ten numer. Musi być aktywny, a aktywny numer można spróbować wyśledzić.
- Masz rację, oczywiście - ochłonął trochę Mik. Oderwał wzrok od ekranów i spojrzał poważnie na Psyche. - Napisali “tej nocy”, to daje nam trochę czasu. Nie zamierzam iść tam, żeby dać się odstrzelić, key? Ale z początku będę musiał zagrać według ich reguł. Mają moją przyjaciółkę, nie bliską, ale spotkało ją to przeze mnie. Wsparcie niech czeka przecznicę czy dwie dalej. Będziesz osłaniać mnie z bliska?
- Ktoś w końcu musi powstrzymywać cię od robienia głupich rzeczy - Psyche odpowiedziała z bardzo słabym uśmiechem. - Nie mam ekwipunku - spojrzała po sobie. - I nie mogę chwilowo wrócić do siebie - dodała nie podając powodów. - Będziemy musieli się przygotować. Możemy liczyć na zaskoczenie ich, w tej kiecce i butach wyglądam niegroźnie.
Pokręcił krytycznie głową.
- W garażu mamy zapasową kamizelkę - powiedział. - Nie będzie jej widać pod kurtką. I taką czapkę z włókien grafenowych - wskazał na swoje nakrycie głowy. - Wygląda jak zwykła, chroni prawie jak hełm. Do tego pistolety maszynowe, ładunki, granaty różnych typów. Z tym pistolecikiem-zabawką dużo nie zdziałasz. Dam ci chociaż ten z tłumikiem - wręczył jej swoją broń. - Ja raczej nie będę musiał być cicho.
Myślał gorączkowo, bębniąc palcami w oparcie fotela.
- Będę miał włączony GPS, kamerkę i Spydera. Też weź jednego, będziesz mogła mieć mnie na oku z większej odległości. Oni na pewno podejrzewają, że ktoś będzie mnie osłaniał, mogą obstawić teren. Wcześniej zresztą zbadamy teren i budynek Spyderami. Będziemy znać układ wnętrz i pozycje przeciwników. Pewnie będzie tak jak mówisz, że każą mi gdzieś jechać, ale warto się upewnić, key? I...
Wziął głęboki oddech.
- Stalowa Siostro - spojrzał jej w oczy. - Dziękuję.
Odpowiedziała mu spojrzeniem, nie wykonując innego gestu. Myślała.
- Kazali ci zadzwonić. Wystawisz im się wtedy jak kaczka. Sami mogą być daleko i czekać, by cię sprzątnąć. Uważasz, że przy tym porwaniu chcieli cię przesłuchać czy tylko się pozbyć?
- Przesłuchać i przypłacili to życiem. Jeśli uczą się na błędach tym razem spróbują mnie kropnąć. Dlatego wezmę opancerzoną furgonetkę a na sobie będę miał dwie warstwy pancerza. Jak nie dostanę bezpośrednio z granatnika to przeżyję.
Psyche schowała mały pistolet i wzięła drugi od Mika. I tak musiała uzbroić się bardziej.
- Nie jestem snajperem, wolę trzymać się blisko. Z daleka niech osłania grupa od Dirkauera. Będę potrzebowała dużej damskiej torebki, tam zmieszczę potrzebne mi uzbrojenie.
Mik rozejrzał się bezradnie po zagraconym mieszkaniu. Było tu praktycznie wszystko, ale damskiej torebki akurat nie.
- Z takich rzeczy mam tylko różowe boa - zażartował bez uśmiechu. - Ale automat zmieści się pod kurtką.
- Jest trochę otwartych jeszcze sklepów. Ja nie przetrwam takiego ostrzału, powinnam więc uchodzić za niegroźną - uśmiechnęła się słabo i przesunęła palcami po policzku Mika, który jakby bezwiednie musnął wargami koniuszek jej palca. - Wydostaniemy twoją koleżankę. Ale musimy ruszać już teraz. Zanim pojawimy się tam oficjalnie czeka nas sporo pracy. Pokaż mi mapę, trzeba wybrać bezpieczną pozycję do rekonesansu, zakładając, że obserwują okolicę.
Przyjrzała się wyświetlonemu hologramowi, wskazując na budynek oddalony odrobinę od skrzyżowania.
- Dach? Nie wiemy o który budynek im chodziło. Dwa albo nawet trzy wchodzą w zakres określenia “na rogu”.
- McDonalds raczej odpada - stwierdził oczywistość Maroldo, przechodząc do street view. - Na zbliżeniu czerwona kamienica wygląda zdecydowanie najstarzej. Jeśli dach to tylko najwyższy, więc kamienica lub ten szary, dwupiętrowy budynek za nią. Inaczej wypatrzą cię, jeśli sami mają obserwatorów wyżej. Ale najpierw rekonesans Spyderami. Zaczniemy tak: ja zatrzymam się parę przecznic dalej, ty zajedziesz do McDrive i wypuścisz dwa pajączki, po czym dołączysz do mnie. Baterie starczają na godzinę, to starczy, żeby zajrzeć we wszystkie okna, na dachy i do wszystkich zaparkowanych w rejonie wozów. Spytam jeszcze Alana na którą możemy spodziewać się wsparcia - dodał, wybierając ponownie numer Dirkauera. Który tym razem odbierał naprawdę sprawnie. Co prawda brzmiał na lekko podpitego, ale co za różnica?

- Dwie godziny, pełna drużyna i operator małego drona. Co to za akcja?
- Przeciwko ludziom, którzy wczoraj mnie porwali - odparł lakonicznie cyborg. - Niech wojacy czekają na parkingu centrum handlowego Super Stop & Shop przy East Sandford Boulevard. Niech wezmą dwa dodatkowe komunikatory krótkofalowe i tarcze energetyczne, jak mają na stanie. Przydałaby się też karetka gdzieś w rejonie. Przewiduję bycie znów ciężko rannym.
- To drużyna specjalna, mają własne wyposażenie zgodnie z preferencjami - oznajmił Alan takim tonem, że można się było zastanawiać kogo do tego zaangażował. - Jeśli jest potrzeba mogą wykorzystać cichy nocny helikopter i dotrzeć we wskazane miejsce o dokładnym czasie.
- Hmm… - Mik chwilę się namyślał. Zastanawiał się nawet przez moment czy nie wykorzystać niecodziennej hojności Dirkauera i idąc za ciosem nie poprosić o firmowy batalion pancerny. Gdyby był w nastroju do żartów pewnie by tak zrobił. - Nie znamy dokładnego miejsca ani czasu. Pewnie poznamy je w ostatniej chwili, więc będą musieli podążać dyskretnie za moim GPS-em i wejść do akcji na nasz sygnał, wykorzystując zaskoczenie. Najważniejsze, żeby do tego czasu nikt nie wiedział o ich istnieniu, key? Obawiam się, że żaden helikopter nie jest wystarczająco cichy.
W międzyczasie spojrzał pytająco na Psyche. Ta odpowiedziała przeczącym ruchem głowy.
- Ciche helikoptery to mają, doskonałe do użycia w nocy. Zorientujesz się dopiero jak zawisną nad tobą, a może nawet wtedy nie. Lecz muszą startować i lądować z miejsca oddalonego o spory kawałek, gdzie będą czekać na sygnał, taka maszyna nie utrzyma się długo w powietrzu. Czas dotarcia do celu więc może okazać się podobny - powiedziała. - Może warto byłoby podzielić ten zespół, aby część mogła skorzystać z powietrznego transportu i desantować się na przykład na dach lub do okien.
- Tak byłoby najlepiej - zgodził się Maroldo, w międzyczasie oddalając mapę. - Helikopter mógłby czekać na boisku baseballowym przy Hutchinson River Parkway. Richie Bell Field - przeczytał. - To kilometr od naszej wyjściowej pozycji a o tej godzinie i w śniegu raczej nikt nie gra w baseball.
- Wyślijcie mi dokładne wytyczne na maila, przekażę je drużynie - odezwał się znowu Alan. - Czy to wszystko na ten moment?
- Jeszcze numer holo, który zdałoby się namierzyć, gdy będę się z nim kontaktował. Pisałem o tym Remo, ale może być zajęty w terenie, więc można odpalić to dyżurowi w centrali.
Zaraz prześlę z resztą danych. Potem kontakt może być utrudniony, więc ważne byśmy mieli krótkofalówki do łączności z teamem.
- Przekażę - sucho potwierdził Dirkauer.
- Dzięki. - Mik rozłączył się, po czym zaczął pisać wiadomość.
- Ciekawe jakie miny miałby oddział specjalny gdybyśmy poprosili ich o wzięcie damskiej torebki.

- Cieszyliby się z odrobiny humoru w posranym życiu - odpowiedziała mu łagodnie, spoglądając w oczy. - Nadzieja i radość są ważne. Ktoś mi to często powtarzał jakiś czas temu.
W oczach kobiety na chwilę pojawił się smutek, zanim je szybko zamknęła i wzięła głęboki oddech.
- Powinniśmy ruszać.
Skinął jej głową.
- Ten ktoś mądrze gadał. - Mik wysłał wiadomość, wyczyścił pamięć komputera i wstał z fotela. Następnie zgarnął do plecaka turystycznego trochę ubrań oraz wszystkie rzeczy mogące łączyć go z firmą, jak wyjaśnił Psyche. Nie było tego dużo, głównie puchary z zawodów i targów cybernetycznych. Skurczył wszczepione blond-włosy i naciągnął holomaskę z projekcją swojej dawnej twarzy.
- Gość, który zostawił mi swój numer w galerii to jakiś reżyser - powiedział bez związku. - Jak to wszystko się skończy wyjeżdżam robić w Hollywoodzie. Mogę cię zabrać ze sobą.
- Tylko jeśli nagrasz ze mną scenę porno na krwawej posadzce, wśród zabitych wrogów w horrorze akcji kategorii D - odpowiedziała mu poważnym tonem, poprawiając płaszcz i chowając pistolet.
Uniósł brew, rozważając propozycję.
- Nawet dzisiaj, jak już pozabijam tych skurwieli.
- W takim razie do garażu, a potem po torebkę. Zmieszczę motor w tej twojej furgonetce?
- Wejdzie - odparł po namyśle.
- Przyda się do rekonesansu. O ile nas teraz nie obserwowali.
- Nie sądzę, chyba że zamontowali kamerki w całej okolicy.
Oderwał jeszcze od zgrzewki butelkę mineralnej, założył plecak i chwycił w dłoń pęk kluczy.
- Papa domku - westchnął zamykając drzwi. - To tyle jeśli chodzi o bezpieczną przystań.
- Znajdziemy sobie nowe przytulne gniazdko, Key-Hedzie - Psyche znów się nie powstrzymała przed wypowiedzeniem tych słów zmysłowym, niskim głosem.
Gdy schodzili po schodach Mik sprawdził jeszcze termowizją klatkę schodową, szukając mikrokamer. Nie zauważył nic niepokojącego.
- Wiesz - zerknął na partnerkę, wychodząc na zewnątrz - nawet podoba mi się kiedy mówisz “my”.

Zabawne, kiedyś nawet myślał w ten sposób o Michelle. Zamknięty rozdział. Łączyła ich sztuka, dzieliło niemal wszystko inne. Zawsze był zbyt inny, za bardzo na krawędzi, żeby ciągnąć w swoją przepaść jeszcze kogoś. Pociągnął tak czy inaczej.
To musiała być Michelle, gdzieś tam w opuszczonej hali fabrycznej lub piwnicy. Nie sądził, że tamci zdołają namierzyć jego znajomych, przecież odjechali wczoraj wraz z nim. Mogli co najwyżej zapamiętać ich twarze, zrobić zdjęcia. To jednak wystarczyło. Przez jego twarz doszli do imienia i nazwiska, do Goodmans, do Bronx River Art Center, połączyli twarze przyjaciół Mika z nazwiskami, wymusili informacje, zdobyli adresy. Nie byli w tym gorsi od ludzi CT.

"Nic do stracenia", co Mik? Jesteś głupcem, Lay Higgs miał rację.

To nie było fair, lecz kto, prócz głupców, oczekuje fair play w grze bez zasad? Nie był gotowy na taką grę i teraz musi zapłacić cenę za naiwność. Myślał o palcu dziewczyny. Palec da się zastąpić, wyjdzie z traumy, będzie znów malować. Wiedział jednak, że każda dalsza krzywda jaka ją spotka, przeleje w jego sercu czarę zimnej, nieskończonej nienawiści, zamieni go w płomień bezowocnej zemsty, który paląc wszystko wokół sam się wypali.

Odpędził od siebie najczarniejsze myśli, wyjące w zimowym wietrze.
Nie, zrobi wszystko żeby ją ocalić.
Wygrali, nieczysto, ale wygrali.
Wycofa się, pozwoli zabić.
Byle nie nadaremno.
Byle nie nadaremno.

Psyche o to zadba.
Mik czuł w tej chwili wobec niej psią wdzięczność.
I coś jeszcze, nieokreślonego.
Nowy rozdział, który może skończyć się zanim zdążył zacząć.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 09-12-2016 o 08:33.
Bounty jest offline