Psyche, Mik Godzina 1:20 am czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Mount Vernon, New York State
Róg Franklin Avenue i East Sandford Boulevard znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Kiedy jechało się od strony Bronxu, z lewej strony jeden po drugim wyrastały zakłady mechaniczne i sklepy z częściami. Obecnie było tam cicho i ciemno, kręcili się co najwyżej ochroniarze, patrolując zamknięte wysokimi ogrodzeniami tereny. Po prawej stronie natomiast większość budynków stanowiły kilkupiętrowe kamienice mieszkalne. Wiele z nich pamiętało czasy sprzed życia Mika czy Psyche i może nawet ich rodziców. Tylko McDonald się nie zmieniał, umiejscowiony przed podjazdem, naprzeciwko najbardziej interesującego ich budynku. Oddzielała ich tylko górka i drzewa, wszystko pokryte śniegiem. Aż do tego momentu nie napotkali trudności w realizowaniu swojego planu i szalenie atrakcyjna kobieta w krótkiej sukience, odsłaniającej pomimo płaszcza całe jasne, zgrabne nogi, podjechała pod knajpę z szybkim żarciem, na szyldzie szumnie nazwaną "restauracją". W pełni zautomatyzowana obsługa pozwalała oszczędzać na kosztach i miejsca tego typu od dawna czynne były przez całe dnie i noce. Do środka wejść się nie dało, lecz Psyche nie potrzebowała tego, odbierając hamburgery i w tym samym czasie wypuszczając niewielkie, zdalne sterowane roboty.
Kiedy wracała do Mika, ten już mógł obserwować jak mechaniczne pajączki pną się w górę, a wkrótce jego oczom śledzącym ekrany ukazał się budynek. Nie wyglądał jak na mapie, nie do końca w każdym razie. Elewacja już wiele lat temu stała się cieniem samej siebie, część okien zabito dyktą, a dolna część czteropiętrowego budynku wymazana była neonowym graffiti, jarzącym się w obiektywach kamer spiderów. Co więcej, całość została ogrodzona przenośnym ogrodzeniem, pod którym szybko przemknęły roboty. Ogrodzenie sięgało również bardziej na prawo, a holotablica informacyjna ujawniała, że wkrótce powstanie tu nowoczesny budynek mieszkalny. Prace dopiero się rozpoczynały, teren jeszcze nie został oczyszczony. Na miejsce tajnego spotkania budynek wydawał się idealny - pusty i otwarty dla każdego, kto przeskoczy stalową siatkę. Nie ściągnięto ciężkiego sprzętu, ciągle nie rozmieszczono więc także i kamer.
Szybko okazało się, że nie taki znowu pusty. Drzwi były zamknięte, więc pajączki musiały wspiąć się po murze i wskoczyć do środka przez szparę w jednym z zabitych dyktą okien. Wnętrze zgodnie z oczekiwaniami okazało się być ruiną, częściowo już oczyszczoną w środku ze wszystkiego, co nadawało się choćby na skup złomu. Mimo tego, audio małych zwiadowców wyłapało jakieś odgłosy, które po zbliżeniu się okazały się być chrapaniem. Kilka pomieszczeń drugiego i trzeciego piętra zostało zaadaptowanych przez meneli i innych bezdomnych. Rozwiesili koce i płachty zastępujące im drzwi, walało się trochę butelek i puszek - także tych po żarciu - a całość musiała cuchnąć, co podpowiadała im wyobraźnia. Ludzie ci korzystali z tego schronienia póki jeszcze mogli, ogrzewając się w prymitywny sposób za pomocą ognisk i koksowników. Psyche zdążyła w tym czasie wrócić do Maroldo, częstując go pyszną chemią z charakterystycznym logo na opakowaniu.
Pierwsze piętro było największą ruiną, oprócz kilku stalowych zabetonowanych elementów i gruzu nie pozostało nic. Przeznaczone głównie na lokale użytkowe zostało rozkradzione, wymazane sprayem i obsikane. Ci z góry musieli się gdzieś załatwiać, bo w kiblach lokali za sedesy mieli jedynie dziury. Czwarte piętro przeciekało, dlatego tam nie spali. Dach w jednym miejscu wręcz zawalił się i teraz jeden z lokali pokrywał śnieg. Podobnie jak piętra poniżej, zostało całkiem rozkradzione, a reszta rzeczy - na przykład drewnianych resztek mebli - pewnie spalona. Nie krył się w środku nikt podejrzany. Nawet menelom się przyjrzeli - tylko dwójka nie spała jeszcze, grzejąc się przy koksowniku. Żaden z nich nie sprawiał wrażenia udawanego bezdomnego. Psyche wraz ze swoim spyderem odkryła zaś co innego. W wielu betonowych i ceglanych ścianach wykonano nieduże nawierty, widać było to głównie na słupach lub miejscach gdzie prawdopodobnie znajdował się komin. Standardowa technika przy wyburzaniu budynków. Bez zaskoczenia, w końcu miało tu stanąć coś innego. Ten właśnie pod wyburzenie był przygotowywany. Spydery zakończyły rekonensans miejsca spotkania. Gdzie mógł kryć się wróg? Zapewne wszędzie. Odsłonięty z trzech stron budynek był doskonale widoczny z daleka, dzięki dodatkowemu faktowi, że stał na wzniesieniu względem całej południowo-zachodniej strony.
- Alfa na miejscu - odezwało się holo Maroldo męskim, niskim głosem. - Delta w pogotowiu - zabrzmiało po chwili, tym razem znacznie milszym dla ucha, damskim sopranem. Drużyna sprowadzona przez Dirkuera rozstawiła się. Alan na pewno będzie chciał sprawozdania, bo w końcu liczył na akcję prowadzącą do zniszczenia Free Souls lub przejęcia ich lidera.
Leah Godzina 6:21 am czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Manhattan, New York
Nie dane jej było dospać do siódmej trzydzieści. Nawet do szóstej trzydzieści się nie udało. Wariacki wieczór i noc nie zdążyły się wystarczająco ulotnić z głowy i ciała, kiedy holofon zaczął uporczywie dzwonić.
Ojciec.
We wczorajszym szaleństwie zapomniała powiadomić rodziców, zarówno swoich jak i Asha. Zrobił to ktoś innych. A teraz nawet nie rozłączało połączenia, jak gdyby kłopoty z siecią minęły zupełnie.
- Leah! - władczy, rozkazujący ton Vincenta Wierzbovskiego nie pozwalał pomylić go z nikim innym. - Dlaczego nie zadzwoniłaś?! Musiałem odbierać od jakiegoś urzędasa i jeszcze nie chcą dać mi porozmawiać z córką! Jesteśmy w szpitalu, są tu też rodzice Asha. Przyjedź, wiemy już, że tu byłaś. - Zamilkł na chwilę, po czym jakby przypomniał sobie, bo dodał: - Wiesz na pewno więcej niż my teraz. Ash leży w śpiączce, podobno ma mieć jeszcze jedną operację.
Rozbudzony Scott usiadł na łóżku, pocierając twarz. Zerknął na Leah współczująco i lekko się skrzywił. Odezwał się kiedy skończyła rozmawiać.
- Powrót sieci to dobra rzecz, jestem bardziej przydatny. Tak jak obiecałem zajmę się androidem i pomogę z siostrą. Ale Leah. Do nowej sprawy zaprzęgnij swojego nowego partnera, co? - skrzywił się, jak gdyby konieczność tej sugestii była w pewien sposób bolesna. Jasne jednak było, że latać po mieście i uganiać się za widmami z Dzieci Rajneesha nie chce. To nie dotyczyło go bezpośrednio i co więcej, jako technika nie wchodziło w zakres obowiązków. Leah w nocy zrobiła taką listę rzeczy do zrobienia, że prawdopodobnie zapomniał połowy. Ba, ona sama pewnie nie pamiętała wszystkiego.
Wstał i poczłapał do łazienki.
A ona musiała lekko zrewidować plan na ten piękny, słoneczny poranek. Powiedzmy, że słoneczny, bo dzień dopiero wstawał - za to faktycznie nie zauważało się na niebie chmur.