Minęło dużo czasu odkąd napisałem ostatnie luźne opowiadanie. Proszę więc wybaczyć wszelkie niedociągnięcia. Niemniej jednak myślę, że warto pochylić się nad tą opowieścią. Teraz, kiedy ją piszę, nie znam w prawdzie jeszcze jej zakończenia, ale znam Sama. Chłopaka niezwykłego w swojej prostocie i skromności, który brał udział w tej wyprawie.
Wielu uważa fakt istnienia Srebrnej Gwiazdy jedynie za miejską legendę, wymyśloną ku pokrzepieniu uciśnionych serc. Lecz dzisiaj i ja wiem, że faktycznie istnieje. Zrzesza dzielnych wojowników, utalentowanych czarowników i nieustraszonych zabijaków. Co więc robił tam ten chłopczyna? Być może przyjęcie go było błędem, lecz ja wierzę, że jego hart ducha pozwoli w przyszłości spojrzeć na tę decyzję z niewyobrażalną dumą. Modlę się jednak by duma ta nie była okupiona bolesnym poczuciem straty.
Samwise Avaron nie wiedział dlaczego został przyłączony do tej, owianej mistyczną tajemnicą, organizacji. Nie pytał jednak o to, prawdopodobnie więc już wtedy domyślał się prawdziwej przyczyny.
Wszystko rozpoczęło się dnia 12 Uktar Roku Dzikiej Magii...
Był to chłopiec liczący sobie dwadzieścia cztery lata, a w wieku tym wyglądał na jeszcze młodszego niż faktycznie był. Dlatego też z przyzwyczajenia mówię o nim jak o „chłopcu”, mimo że w zasadzie był to już mężczyzna. Był raczej chudy, co mogło zmylić, bowiem ciało miał żylaste i silne. Mięśnie szybkie i rozciągnięte. Chodził odziany najczęściej w jasne kolory - odcienie błękitu, bieli i szarości. Jego włosy były rude, a oczy zielone, a nos... ha! ha! ...nos wiecznie w księgach. Przynajmniej odkąd pojawił się na Wyspie Mgieł – siedzibie Srebrnej Gwiazdy. Biblioteka ta liczyła nieprzebrane ilości dzieł. Czas poza biblioteką spędzał podobnie jak reszta, na treningach. Doskonalił fechtunek mieczem oraz formowanie zaklęć. Wstawał codziennie przed świtem i trenował by wytrwale dorównać lepszym od siebie.
Dzień wyruszenia z pewnością przyjął z radością, bowiem nie lubił zbyt długo pozostawać w jednym miejscu. Rozumiał jednak konieczność powtarzalnych treningów. Z tych dwóch powodów, spędzony na Wyspie Mgieł czas, wykorzystywał do granic możliwości. Pech chciał, że pierwsza poważna wyprawa Samwise’a Avaron’a prowadziła do...
- ... w ciasnych korytarzach przewaga liczebna ma... - Theadalas w tym miejscu musiał zrobić krótką pauzę, bowiem ktoś z zebranych wyraźnie się zakrztusił.
- Prze... khłe! ...praszam – uśmiechnięty i lekko speszony Samwise odkasłał cicho, zaraz jednak z powrotem zamienił się w słuch, a Theadalas kontynuował swój wywód.
Kiedy czarodziej skończył mówić, Samwise szykował w głowie swoje pytanie. Jak miał jednak w zwyczaju, pozwolił by najpierw przemówił ktoś inny. Okazało się, że identyczne pytanie zadał
Revalion Artemir. Chyba czarownik... a przynajmniej tyle Samwise mógł wywnioskować z krótkich pogawędek w bibliotece. Pytanie czarownika dotyczyło niebezpieczeństw jakie staną im na drodze.
- ...interesuje mnie z jakim typem ożywieńców mamy do czynienia. – dodał od siebie Samwise, uzupełniając tym samym pytanie Revaliona. –
...istnieje wiele typów nieumarłych Allipy, Bodaki, Pożeracze, Ghoule... za dużo by wymieniać. Naturalną rzeczą jest, że bywają one ze sobą mylone. Pewne cechy charakterystyczne powinny pomóc nam zweryfikować z czym będziemy... – Samwise przełknął ślinę-
...walczyć i odpowiednio się przygotować.