Chwilę to trwało nim barmanka wróciła… „Trzy placki i pindziesiontka.. razem siedem blach.” Drogo.. ale rzecz wiadoma- za lokal trzeba płacić. Przynajmniej samogon nie był ciepły- dzięki temu nie czuć go było aż tak bardzo karbidem. „Kibel tam je..” Stara wskazała na szmatę wiszącą w rogu sali „… za drzwiami”. Cóż- można się było tego już wcześniej domyśleć…. czuć to było po prostu.
Po chwili Cezary gotów był ażeby wyjść z chutliwą kobietką. Klatka schodowa, piętro w górę. Tutaj nie było aż takiego zaduchu.. z drugiej strony- czuć było chłód promieniujący od odrapanych, pokrytych rosą ( a gdzieniegdzie szronem) ścian.
Dziewczyna wprowadziła go do dużej, poprzegradzanej różnej maści przegródkami sali. Kawałki dykty, stare szmaty i kawałki blachy pełniły tu rolę ścian. Wszystko to oświetlone było przez jedną słabą żarówkę i płomienie buzujące w tandetnej „kozie” ustawionej w centrum pomieszczenia.
Minęli kilka kojców- w dwóch czy trzech leżeli nawet jacyś nędzarze. Cezary splunął na ich widok.
Pomieszczenie dziewczyny wyglądało nawet przyzwoicie- stare szpitalne wyrko, stolik z miednicą i jakiś zydelek. Tyle zobaczył- wystarczyło- nie przyszedł tu przecież mebli oglądać. Zresztą, dziewczyna nie powiedziała nic, tylko uklękła przed nim i zaczęła robić co do niej należało. Robiła to dobrze.. bardzo dobrze… „Fachura, niema co” wysapał Gruby.
Gdy skończyła, wytarła usta i zapytała się prawie że niewinnie „To co masz tego piątaka?” |