Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-12-2016, 09:58   #37
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Remo spojrzał na Ann, zastanawiając się jak powinni to rozwiązać. Powiedzenie ochroniarzowi o wszystkim nie wchodziło w grę, podobnie jak brnięcie w kłamstwa. Służbami się nie martwił, pojawiły się tu z innego powodu.
- Pójdę, wezmę co nam potrzeba i wracam? - zaproponował. - Nie powinienem zwrócić na siebie uwagi. Zdecydujemy co dalej jak zobaczymy nagranie.
- Idziemy wszyscy, tak na wszelki wypadek. - Powiedziała Azjatka, a potem odwróciła się w kierunku Dru i powiedziała zdecydowanym tonem:
- Masz mnie ochraniać, ale nikt nie powiedział, że będę ci tłumaczyła wszystko co robię. Mogę współpracować, jeśli nie będziesz przeszkadzał. Jestem jednak wolnym obywatelem tego kraju i niczego nie możesz mi zabronić. Zgodziłam się na twoje towarzystwo tylko ze względu na ojca, ale ma to pewne granice.
Ciężko powiedzieć, czy Dru kiedyś okazywał jakieś emocje. W tym przypadku na pewno nie.
- Wolny kraj - musiało być coś w tych słowach, ale najlepsze ucho miałoby problem z wychwyceniem co - to jedno. Przestrzeganie prawa to drugie. Mam autoryzację, by zabrać cię do ojca w razie, gdybym uznał sytuację za tego działania wymagającą. Możemy współpracować. Lub nie. To do ciebie należy wybór.
W przeciwieństwie do Dru Ann nie ukrywała emocji. Jej zielone oczy zwęziły się w wyraźnej irytacji:
- Właśnie! Przestrzeganie prawa. Jeśli spróbujesz zabrać mnie gdziekolwiek wbrew mojej woli, będzie to ewidentne jego złamanie i nic Ci tu nie pomoże autoryzacja od ojca.
Po tych słowach otworzyła drzwi i rzuciła jeszcze wysiadając:
- To idziesz z nami czy pilnujesz samochodu?
Kye roześmiał się cicho, kręcąc głową przy słuchaniu tej wymiany zdań.
- Po co się spinać? - spytał lekkim tonem. - To nic nielegalnego. A obawiam się, że jak zechce wprowadzić to polecenie twojego ojca w życie, to gliny potraktują go bardzo łagodnie. Nie sądzę jednak, aby było to potrzebne, prawda? - spytał Dru i klepnął go w ramię, wychodząc z samochodu. - Mamy swoje sprawy i są one związane z bezpieczeństwem nas wszystkich - dodał jeszcze. Tak to było, kiedy towarzyszył ochroniarz zatrudniony przez kogoś innego. Pułkownik Ferrick był trochę zbyt sztywny jak na gust Remo.
- To nie ja się spinam - zauważył sucho Dru, wysiadając z samochodu razem z nimi. Policjant w radiowozie nie zainteresował się nimi, bo i dlaczego by miał. Wjazd do garażu znajdował się nieco z boku. Co jakiś czas otwierał się, wpuszczając i wypuszczając jakiś samochód. Ruch był o wiele większy niż przy ich poprzedniej wizycie w tym miejscu.
- Chodźcie, staniemy tam. - Ann wskazała miejsce na chodniku koło drzwi. - Poczekamy, aż znowu się otworzą. Najlepiej, by nie zwracać na siebie uwagi porozmawiajmy sobie o czymś. Jesteś żołnierzem Dru, prawda? Jaki masz stopień? - Zapytała swojego ochroniarza, tak zwyczajnym tonem jakby poprzednie, dość gorące wypowiedzi w jej wydaniu, zupełnie nie miały miejsca.
- Ja obstawiam, że jest z sektora prywatnego - powiedział Remo, ciągle odrobinę rozbawiony. - Powiązanego z sekcją militarną korporacji. Standardowi żołnierze narodowej armii to teraz przeżytek. A, wybacz Dru, nie wyglądasz na przeżytek. Shelby był przeżytkiem - dodał z uśmiechem, na końcu języka mając dodać jeszcze “umysłowym”.
- Takich jak ja nazywają "Solo" - odparł Dru. - Pracujemy na swój rachunek.
Nie dodał więcej, ale ten rodzaj najemników był już znany od jakiegoś czasu, nazwę biorąc z faktu, że preferowali prace, które mogli wykonywać sami, ale również dlatego, że często byli jednoosobową armią. Sprowadzało się to do ilości i jakości zamontowanych wszczepów oraz wyszkolenia.

Wejście do środka nie nastręczało większych trudności. W międzyczasie obejrzeli też jak ratownicy wynoszą na noszach jakiegoś człowieka. Z tej odległości nie widzieli szczegółów. Kiedy drzwi garażowe się zamknęły, zostali odgrodzeni od gapiów z zewnątrz i pozostawali tylko ci idący do i z samochodów - lecz to nie był żaden problem. Remo szybko zdobył nagrania. Wciąż jednak była to doba do przejrzenia, zawierająca nudne wjeżdżanie i wyjeżdżanie pojazdów z garażu. I pytanie samo się nasuwało: czego dokładnie w tych nagraniach szukali.
- U ciebie czy u mnie? - Zapytała rzeczowo Azjatka gdy wracali do samochodu. - Chyba musimy to dokładnie obejrzeć, by się przekonać, czy znajdziemy coś przydatnego.
- We mnie - Remo odpowiedział z uśmiechem. Kiedy znaleźli się w środku, wyjął komputer i wgrał do niego dane, a potem kablem podpiął do siebie. Miał oprogramowanie potrafiące rozpoznawać twarze, obrazy, napisy. - Na początek chyba przejrzę pod kątem znanych nam twarzy i samochodu?
Dziewczyna tylko pokiwała głową w odpowiedzi. Przejrzenie całego materiału z wykorzystaniem nowoczesnych technologii okazało się szybkie. Poprzedniej nocy nie działo się już nic interesującego, natomiast już w sobotę około godziny jedenastej, z drzwi gdzie wcześniej wszedł Walls, wyszedł podobnej postury mężczyzna o nieznanej im twarzy. Wszedł do samochodu i wyjechał. Tego samego samochodu, lecz nie zgadzała się jego rejestracja. Kamera nie zarejestrowała w jaki sposób została podmieniona. Nie mieli na nagraniu, aby wracał. Nikt inny też nie skorzystał z tych drzwi, ani w jedną, ani drugą stronę.
- Wygląda na to, że musimy sprawdzić co jest za tymi drzwiami - mruknął Remo. - Wyjechał, ale nie wrócił. Obstawiam, że to on, kamera nie rozróżnia prawdziwej twarzy od dobrej holomaski. Dru, posiadasz termowizję?
- Nie zamierzam użyć jej do włamania - odpowiedział od razu ochroniarz.
Ann położyła rękę na dłoni Remo, pokręciła głową i powiedziała:
- To beton. Rozkazy są jednoznaczne. Wracamy do mnie. Jak wróci sieć spróbujemy się więcej dowiedzieć o tym budynku. Może uda się zdobyć plany i sprawdzić kto w nim mieszka. To był długi dzień. Przyda nam się trochę odpoczynku.
- Nie chcemy nikogo okradać, a to co robimy nie ma nic wspólnego z korzyścią majątkową i nie jest dla nas przyjemnością, Dru - Remo mimo wszystko postanowił wyjaśnić co nieco. - Robimy to, by pomóc innym. Jedyne co chciałem, to sprawdzić czy tam w środku ktoś lub coś jest. Ciepło określa czy to zamieszkane miejsce czy jedynie przejście gdzieś indziej. Ale masz rację - tu skierował spojrzenie na Ann. - To był długi dzień.
- Rozumiem - Dru nic sobie nie robił ani z uwag, ani ze spojrzeń. - I tak nie pozwolę wciągnąć się do waszych planów. Ja skupiam się na ochronie. Jakiś człowiek obserwuje nas z zaułka.

Trudno powiedzieć jak to dojrzał, ale chwilę później Ann zobaczyła zieloną kropkę lasera na oparciu siedzenia. Kropka pojawiała się i znikała szybko. Człowiek w kapturze na głowie nie tylko ich obserwował i zanim go powstrzymali, ochroniarz odpalił silnik samochodu i nawet ruszył, kiedy Ferrick rozszyfrowała kod morse'a. "Jamaz".
- Czekaj! - Zawołała dziewczyna w kierunki swojego nadgorliwego ochroniarza. - To chyba nasz znajomy.
- Chyba? - Dru zwolnił, ale nie zatrzymał.
- Zatrzymaj samochód Dru. - Podkreśliła wyraźnie swoje słowa mała Azjatka
- To może być Jamaz - Powiedziała do Kane - albo ktoś od niego. Sygnał alfabetem Morsa pasuje do naszego znajomego.
- Nie zatrzymuj samochodu - skorygował polecenie Ann Remo. - Zamiast tego przejedź powoli obok tego zaułka, jeśli to on to możemy go zabrać na przejażdżkę i porozmawiać.
Dru miał cierpliwość. Przy zajęciu ochroniarskim to pewnie druga najważniejsza cecha, zaraz po spostrzegawczości. Przejechał kawałek i zawrócił w dogodnym do tego miejscu, przejeżdżając powoli obok zaułka. Jamaz, a raczej Roy, wychynął z niego i szybko wskoczył do ciągle jadącego wozu przez otwarte mu drzwi. Ścisnęli się na tylnej kanapie. Evans rzucił spojrzenie Dru.
- Musimy pogadać bez świadków - powiedział od razu bardzo cicho. - On ma wszczepy czyli można się do niego włamać.
- My też mamy wszczepy - Stwierdziła spokojnie Ann. - Dru jakie masz zabezpieczenia przed hakowaniem? Może zamiast mnie chronić w pewnym momencie staniesz się moim najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem? - Ostatnie zadanie powiedziała lekko ironicznym tonem.
- Moje wszczepy behawioralne nie mają połączenia z siecią, jestem odporny na zdalny haking - odpowiedział od razu Dru, nie oglądając się. Jechał powoli dalej, skręcając w boczne uliczki.
- Wam zaufałem - syknął Jamaz, jego paranoja chyba jeszcze wzrosła przez ten dzień. - Nie potrzeba mieszać w to kogoś innego. Pewnie ma wzmocnienie słuchu. Namierzyli mnie, mogę żyć tylko dzięki aktualnym problemom z siecią!
- Myślisz że w C-Tower znajdzie się jeszcze jeden pokój dla kogoś prześladowanego przez zwariowany program komputerowy? -Azjatka zapytała Kane'a zupełnie nie wierząc by Roy pozwolił się uziemić w budynku należącym do korporacji jak Dorne.
- Lepiej nie, tam jest okropnie dużo kamer - Remo odpowiedział poważnym tonem, kierując następne słowa do Evansa. - Nie wygłupiaj się. To nie ucieczka przed glinami, a ten samochód jest wygodny do rozmowy. Lepiej mów czego się dowiedziałeś.
- Nie róbcie se jaj! - wybuchnął Jamaz. - Wiem co mówię i wiem, że mnie śledzą. Zlikwidują od razu jak mnie dorwą! - wyglądało na to, że Evans jest istotnie bardziej zdenerwowany niż zwykle. - Ale dobra, tylko wyłącznie wszystkie urządzenia sieciowe. Stałe połączenia powoli wracają - westchnął, opierając się o kanapę tylnego siedzenia. - Śledziłem to miejsce i śledziłem jego. Wiem gdzie się znajduje, ale niewiele poza tym. Nie byłem w stanie podejść odpowiednio blisko. Zmienił twarz i udał się do kancelarii prawnej. Wygląda na to, że tam pracuje lub to przykrywka.
- Pokaż mu nagranie z monitoringu - Powiedziała Ferrick spoglądając na hakera. - Potwierdzimy czy to ta sama osoba. Gdzie znajduje się to biuro do którego poszedł? Wychodził stamtąd czy nadal siedzi w pracy? - Zapytała Jamaza.
Remo pokazał Jamazowi ciekawsze fragmenty nagrane przez kamery, podejrzewając, że część zadanych przez Ann pytań jest retoryczna.
- Dowiedziałeś się czegoś więcej o tej kancelarii?
- Niewiele - przyznał Jamaz. - Surfowanie po sieci jest dla mnie bardzo niebezpieczne. To jedna z firm powiązanych z Kalisto, a jak nie z Kalisto to na pewno inną wielką korpo. Siedzi tam odkąd tam trafił. To ten sam, którego macie na nagraniu, ale nie wiem co jest maską a co prawdziwą twarzą. Może takiej wcale jeszcze nie widzieliśmy.
- Mnie jeszcze nie szukają, jak podasz mi nazwę kancelarii to sprawdzę. Gdybym znalazł trochę czasu, to dałbym radę też porównać czasy wchodzenia pracowników do środka z godziną pojawienia się Wallsa. Może dałoby się ustalić nazwisko - Remo zamilkł na moment. - Z drugiej strony może to nie mieć znaczenia. Musimy ustalić jak odbiera informacje od swojego pracodawcy. Kiedy pojawi się ten trop, będziemy mieć punkt zaczepienia do czegoś więcej. Problem w tym, że aktualnie jeszcze nie wiem jak to zrobić.
- Ciekawe, że to już drugi raz jak śledztwo prowadzi nas w kierunku Kalisto. Może powinniśmy tę wiadomość sprzedać komuś w CT? Zawsze lubią się wtrącać do tego co robi konkurencja, a tym razem może nam to być na rękę. - Stwierdziła Ann rozważając słowa Roya.
- Maroldo już to na pewno sprzedał, ale firma nic nie zrobi przeciwko takiemu graczowi bez twardych dowodów. My też mamy wyłącznie poszlaki. Może być tak, że lepiej będzie sprzedać to Kalisto, jak okaże się, że Walls wykorzystuje kontakty tam, aby zdobywać informacje i handlować nimi - zauważył Remo. - Na razie ciągle za mało wiemy. Musimy złapać go na wymianie danych z jego mocodawcą lub innym pośrednikiem. Nie widzę obecnie innej opcji z tym co mamy na Wallsa.
- Zgadzam się z tym ostatnim - wtrącił Roy, kręcąc się na swojej części siedzenia, jak zwierzę zamknięte w klatce. - Jestem w stanie śledzić każdy jego ruch, ale spotkania z informatorem to mogą być krótkie, przelotne zetknięcia. Jestem niemal pewien, że przekazują sobie dane na zewnętrznych nośnikach, nie ryzykując przy tych wymianach użycia sieci. Może być to poprzez miejsce, może przez osoby. Aby się dowiedzieć, należałoby śledzić go na podglądzie dwadzieścia cztery godziny na dobę…
- Nie ma co smęcić - zdecydował Kye, nie mając dalszych pomysłów. Choćby na dalszą rozmowę w tym towarzystwie. - Masz jego namiar. Sprawdzimy dokładnie każdy jego ruch, nałożymy na siatkę miasta i zobaczymy co nam wyjdzie. Gdzie zbaczał z trasy, gdzie się zatrzymywał. Do tego potrzeba kilku dni obserwacji, jego pracodawcy nie dorwiemy tak od razu. Mój numer i mail kontaktowy masz, w razie czego pisz. Kryptonim to student - powiedział na koniec do Evansa.
- Jak tylko czegoś się dowiem. Może będę musiał zapaść się pod ziemię. Przydałoby się coś do zmiany wyglądu - Roy podrapał się po zarośniętym policzku. - Wysadźcie mnie tam - wskazał wylot ciemnego zaułka. - W razie czego kontaktujcie się przez skrytki pocztowe na głównym dworcu. Numer sto czterdzieści osiem.
- Czy chcesz pełną operację plastyczna twarzy czy wystarczy ci holomaska? - Zapytała jak zwykle konkretna Ann.
- Poradzę sobie z tym, mam kilku znajomych - odpowiedział szybko. - Holomaska i tak zadziałałaby tylko na chwilę. O operacji nikt nie może wiedzieć jeśli ma być skuteczna. Wykorzystam stare, klasyczne sposoby. Tego on nie rozumie i to mu najtrudniej ominąć.
- Jak uważasz, w razie czego pisz. Podrzucimy na tę skrzynkę. Gdyby cokolwiek się zmieniło, odezwij się zamiast czekać na nas w jakimś zaułku - Remo wyszczerzył się i wskazał Dru gdzie ma się zatrzymać.
Jamaz wyskoczył zanim jeszcze samochód w pełni się zatrzymał i za chwilę zniknął w ciemności.

- Mam nadzieję, że nigdy nie będziemy żyć w taki sposób. - Ferrick przez chwilę jeszcze spoglądała na miejsce w którym zniknął Roy. - W co my się właściwie wpakowaliśmy?
- Nie wiem jeszcze. Przezorny zawsze ubezpieczony, powiadają - Remo także patrzył w tamtą stronę przez chwilę, aż Dru nie wywiózł ich z tej uliczki. - Problem w tym, że on zachowywał się w bardzo podobny sposób również wcześniej. Ukrywanie się połączone z chorobliwą potrzebą odkrycia kolejnych tajemnic, z tego nie wychodzi nic dobrego. Nawet nie próbuje uciekać, a krąży wokół swojego prześladowcy niczym sęp.
- Tak, to chyba w większej mierze związane z jego naturą. W sumie trochę mi go żal. - Dziewczyna spojrzała w lusterko w kierunku kierowcy:
- Dru wracajmy do mnie do domu. Dziś już nie będziemy wychodzić. Umówimy się na rano. - Przeniosła wzrok na hakera - Myślisz, że uda nam się rano wydobyć coś z uczelnianych dysków? Chciałabym się zabrać za te prace naukowe. O której można by się tam wybrać?
Dru bez słowa obrał drogę powrotną na Manhattan.
- Mamy niedzielę, a oni nieczynną serwerownię. Pewnie uczelnia będzie zamknięta, ale nakaz jest w mocy. Obiecałem Maroldo, że koło południa zajrzę do kliniki, więc przydałoby się na uczelnię pojechać wcześniej - mina Remo świadczyła o tym, że zupełnie nie ma na to ochoty.
Ann wyciągnęła rękę i pogładziła go po policzku:
- Wystarczy, że wyszukasz dla mnie prace z tamtego roku. Zajmę się czytaniem, kiedy będziesz załatwiał sprawy z Mikiem. Na szczęście mam świetnie opanowane skanowanie stron. - Uśmiechnęła się - To o której musimy wyjechać? Trzeba się jakoś umówić z Dru.
- O ósmej najwcześniej - uśmiechnął się. - A najlepiej o dziewiątej. Nie wiem co zastanę na miejscu, ale jak przez kilka godzin nic nie wskóram to nic nie wskóram w ogóle.
- Dobrze w takim razie dziewiąta Dru. Do tej pory nie ruszymy się z apartamentu. W końcu to niedziela i trzeba trochę się wyspać. - Przy ostatnim zdaniu uśmiechnęła się do Remo, uśmiechem który wiele obiecywał.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 15-12-2016 o 10:06.
Eleanor jest offline