Mój wzrok spoczął na puszce i nożu. Czy ona naprawdę myślała, że ja mam tyle siły, że otworzę w ten sposób solidny kawałek metalu? Zerknęłam na otwartą puszkę Ruth i uznałam, że raczej tak. Nieporadnie więc spróbowałam powtórzyć jej ruchy, wbijając nóż mocniej i poruszając na boki. Nie szło to dobrze.
- Nie, nic nie zauważyłam - odpowiedziałam ostrożnie. - To znaczy to nie były osoby, z którymi byłam blisko i mogłabym obserwować ich zachowanie przez dłuższy czas. Tylko przez jeden dzień. Oni o mnie też niewiele wiedzieli. W schronie uważano mnie za co najwyżej przeciętną i leniwą. I dziwaczną czasami.
Zdobyłam się na słaby uśmiech, a zaraz potem na nieporadne westchnięcie, kiedy puszka nie chciała się poddać. Posłałam Ruth błagalne spojrzenie. Mówiłam cicho, nie wierząc jednak, że w tak małym… miejscu tylko ona będzie mnie słyszała.
- Co do mnie… to chyba już się przyzwyczaiłam, że czuję emocje innych. Czasem mam wrażenie, że znam wszystkie ich myśli, emocje i sekrety - parsknęłam. - To głupie. To przecież nie mogło się wydarzyć, prawda? Nie jestem jakimś… supermutantem niczym z komiksu. Mieliśmy kilka w bibliotece w schronie. No i u ciebie rzeczywiście nic nie czuję. To… to niemal ulga, wiesz?
Zamilkłam nagle, speszona tym, że się rozgadałam. To co powiedziałam była jednak szczerą prawdą. Fakt, że rozmawiałam z kimś i nie znalałam odpowiedzi zanim ta zostanie wypowiedziana. Ruth mogła sobie myśleć o mnie najgorsze rzeczy, a ja tego nie czułam. Prawdziwa ulga!
Wreszcie wzięła ode mnie puszkę i kilkoma ruchami dostała się do środka. To była jakaś fasolka w sosie, podobna do niektórych konserw ze schronu. Podziękowałam uniesieniem kącików ust i głodna zaraz zaczęłam jeść, słuchając jak mówi, równie cicho co ja wcześniej.
- Teoretycznie kiedyś nie było to możliwe - przytaknęła. - Teraz jednak jest. Coś co zrzucili na nas podczas tej wojny, wyzwoliło u niektórych niezwykłe umiejętności. Tych zwiemy sobie obdarzonymi. Inni, ogromna większość, zwyczajnie zwariowali i teraz nazywamy ich zarażonymi. Nie do końca rozumiemy nawet czym się żywią, ale na pewno są niesamowicie agresywni. Zwykle jak cię dostrzegą, to już nie żyjesz. Jestem jednym z wyjątków. Nie do końca wiem, czy to ulga.
Przełknęłam kolejną porcję jedzenia, starając się ignorować nie za dobry smak. Jak zawsze przy jedzeniu, ono nie było dobre.
- Znacie innych… obdarzonych? - to słowo ciężko przechodziło mi przez usta. - To znaczy oprócz mnie i ciebie. Luisa jest obdarzoną, skoro od razu tak mnie nazwała? |