Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-12-2016, 23:02   #1
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
[Zaris] Cisza przed burzą [18+]


Nemeria. Kraina lasów, o tej porze roku otulonych lśniącym śniegiem. Królestwo dwóch ras, których korzenie splatają się ze sobą niczym kochankowie w namiętnych zapasach. O ile niewiele wiadomo o elfim królestwie Errasuma, które swych granic strzeże niczym ojciec swej urodziwej córki, o tyle o królestwie ludzi więcej jest wiadome zewnętrznemu światu. Królowa Elisea, zwana także Wiedźmą, półelfka o magicznych zdolnościach, rządzi swymi ziemiami twardą acz sprawiedliwą ręką. Rzec przy tym należy iż ma ona czym władać, bowiem Nemeria to kraina bogata. Co prawda mlekiem i miodem ona nie płynie, płynie za to diamentami i złotem, które przez wielu uważane są za znacznie lepszy towar. I zdecydowanie bardziej pożądany. Z tego też powodu, na terenie Nemerii nie brak zbrojnych jednostek które zarówno granic pilnują jak i porządku w ich wnętrzu.

Pomimo tego, że elfy trzymają granice swych ziem szczelnie zamknięte, nie znaczy to, że nikogo przez nie nie przepuszczają. Co prawda, do samego serca, w którym znajduje się królewski pałac, dopuszczani są jedynie władcy i ich wysłannicy, to jednak reszta pokrytych lasem ziem od czasu do czasu widuje przedstawicieli innych ras. Czy to posłańców, kapłanów, handlarzy lub bardów. Wita się ich uprzejmie, traktuje z szacunkiem. Przynajmniej do chwili, w której ciekawość nie skieruje ich tam, gdzie nie powinna. Przynajmniej do chwili, w której zapomną gdzie są. Przynajmniej do momentu, w którym nie zaśpiewają miecze…

To jednak nie śpiew mieczy słychać było w przydrożnej karczmie zwanej “Kufel”. O nie, tym co wypełniało nienaturalną wręcz ciszę, jaka panowała wewnątrz owego przybytku, był delikatny dźwięk giterny, na której ktoś zwinnymi palcami wygrywał łagodną melodię. Melodia ta nie była sama, towarzyszył jej głos. Hipnotyzujący niemal, zmuszający do tego by porzucić wszystko i pozwolić by jego czar zawładnął duszą i umysłem. Osobą, która była odpowiedzialna za stan, w jakim znajdowali się goście “Kufla”, był śnieżny elf, który zajął miejsce niedaleko kominka i raczył biesiadników swą twórczością. A może była to twórczość jego braci? Jedna z owych pieśni, których pochodzenie liczone było w tysiącach lat, a które tak miłowała królowa Solitane.

Obecność elfa nie powinna nikogo dziwić. Nie dość, że była to Nimeria, to na dodatek karczma znajdowała się przy Białym Trakcie, który łączył ziemię śnieżnej królowej z tymi, które należały do Almandriela. Tego wieczoru jednak, ów bard o złotym głosie, był jedynym przedstawicielem swego rodu, który zawitał w progi przybytku należącego do Fryderyka, starszego wiekiem karczmarza, który odziedziczył interes po swym ojcu, a ojciec ten wygrał go w karty od jakiegoś krasnoluda, którego imię pochłonął czas.
Prócz elfa, pod dachem karczmy gościli głównie ludzie. Głównie, bowiem w kącie, z drugiej strony kominka, siedziała młoda, na oko, anielica.


Nieco dalej zaś, bliżej szynku niż kominka, siedział czarnowłosy mężczyzna, który co prawda sprawiał całkiem ludzkie wrażenie, gdy jednak przyjrzeć się bliżej, można było dostrzec ogon, którego końcówka wystawała spod poły płaszcza, jaki miał na sobie.


Wieczór był ciepły i spokojny. Nic nie wskazywało na to by taka sytuacja miała się zmienić. Dzień, który odszedł już i przeniósł się do wspomnień tych, którzy go przeżyli, upłynął pod znakiem przejrzystego nieba i słońca, które ciepłymi promieniami ogrzewało zmarzniętych mieszkańców krainy. Zima na dobre objęła we władanie Oler i jego królestwa. Była to piękna zima, bez zabójczych burz śnieżnych, bez lawin zabijających mieszkańców podgórskich wiosek. Nawet wszelkie zbrojne konflikty jakby zamarły, zduszone pięknem natury. Czy jednak tak było naprawdę? Czy to czasem nie była po prostu cisza przed burzą? Nawet jeżeli, to w “Kuflu” na chwil parę zapomniano o tych niespokojnych myślach, o bliskości Vole Kes, o mroku, który stamtąd nadciągał. Przez te chwile, w których bard trącał struny swego instrumentu, myśli gości karczmy skupione były na świecie pełnym cudów, na legendach z dawnych lat, na chwale i odwadze. Na pieśni…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 21-12-2016 o 20:01.
Grave Witch jest offline