Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2016, 08:07   #3
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Okryta niewidzialnością Minerva przyglądała się całej scenie stojąc za plecami obcych. "Co jak co, to musiało być ciekawe" - pomyślała, choć przynajmniej czasowo, wolała wstrzymać się przed interakcją.

-”A nie mówiłam”... - Shillen szeptem odezwała się do swoich towarzyszy, tak aby mantykory nic nie usłyszały - Trzeba było zwyczajnie zignorować ten płacz i iść dalej. Mamy dwie opcje walczyć z nimi, albo uciekać. Ja bym była za walką, bo gdy będziemy uciekać one pewnie i tak nas dogonią, ale przecież mnie nikt nigdy nie słucha... - mówiła wciąż ściszonym głosem, wpatrując się w trzy bestie.

- Cóż Nythlaugu, masz rację, nie nam, chudopachołkom, kwestionować królewskie decyzje - przyznał rację nienażarty Blikrrizzch - ale... Czego król nie widział, to nasze. - Kiedy następnym razem w tak dzikiej i odludnej okolicy trafi ci się drowka? Zobacz tylko, jak na ciebie patrzy! Zdaje się aż prosić o zdarcie tej hebanowej skórki... - ciągnęła nienażarta mantykora.

Po usłyszeniu słów bestii z głowy elfki od razu zniknęły złośliwe uwagi wobec jej towarzyszy, a w oczach pojawił się widoczny strach. Nieświadomie złapała ramię stojącego obok niej druida i z całej siły wbiła w nie paznokcie.

Na całym ciele Amiry pod wpływem bliskości potworów pojawiły się łuski, ona jednak nie zwróciła na to uwagi i nie oglądając się na resztę drużyny wychyliła głowę, zza skały.

- To nie wygląda na zjadliwe... - syknął na Amirę Blikrrizzch.

- Witajcie szanowni kuzyni - powiedziała - przypadkiem usłyszałam, że pochodzicie od szlachetnego Pazzuzu, a tak się złożyło że brat trzeciej żony mojego stryjecznego dziadka był jednym z jego potomków. Jakaż to radość ujrzeć krewniaków, nie spodziewałam się was tutaj… Me imię to Aaamirrra, a wy o ile dobrze pamiętam nazywacie się Blikrrizzch, Saaridek i Nythlaug - powiedziała, przy każdym imieniu wskazując na chybił trafił na którąś z mantikor, mając nadzieję, że to je skonfunduje jeszcze bardziej.

- Niech to szlag - Anlaf zwrócił się do Shillen - Piekielne zombi-pnącza, przerośnięte komary, zmory poległych, a teraz nieśmiertelne mantykory - zaśmiał się w duchu. - Nie zdziwię się jak jutro skoczy na nas z drzewa awatar Malara. Co ona… - urwał patrząc jak Amira zwraca się do bestii. - Sprytnie - powiedział szeptem.

- Ha! - burknął przemądrzale Saaridek. - Bracia, przed nami stoi nie nasz obiad ani złodzieje, szumowiny i hultajswo godne jedynie lochu fałszywego króla, któremu chwilowo służymy, a nasi... Poplecznicy. Pierwsi, za którymi pójdą następni, aż nie będą nas legiony, legiony, które przelewając krew z naszymi imionami na ustach zwrócą Torremor jedynym prawowitym władcom Otchłani. Prawda nieznajomi, że nigdy nie spotkaliście wspanialszych stworzeń? Klęknijcie przed nami Amiro i wypowiedzcie modlitwę na naszą cześć!

- Saarideku... - szepnął Nythlaug. - Ale ona nazwała Pazuzu SZLA-CHET-NYM... - Nythlaug i Blikrrizzch wyszczerzyły trzy rządy kłów, kręcąc lwimi grzywami z niedowierzaniem.

- Nie planuje aczkolwiek jesteście wspaniałymi stworzeniami padać przed wami na kolana. Nie przybyłam tu bowiem jako bezmózga masa, czcząca starszych kuzynów krwi - gdy Amira skończyła wypowiadać ostatnie zdanie jej ciało zaczęło się zmieniać, z twarzy wyrósł dziób, pleców skrzydła i już po chwili wyglądała jak dorodna harpia. - Przyszłam tu jednak z własną misją, która muszę wykonać zanim będę mogła wesprzeć waszą sprawę. Rozumiem, że jako pierwszy z popleczników zostanę w stosownym czasie wynagrodzona wraz z moją świtą …

Rashad na chwilę wychylił głowę, następnie zajmując pozycję za kamieniem poza zasięgiem wzroku stworów. Walka z potworami nie była im potrzebna, natomiast dowiedzieli się już całkiem ciekawych informacji - kimże był ten Król o którym wspominały makintory? Amira podeszła do sprawy sprytnie, może jeżeli ich nowi kompani nie przeszkodzą, uda im się odejść z cennymi informacjami. Gdyby coś poszło nie tak, był gotów do przywołania swojego łuku i oddania strzałów do makintor.
To tylko jakiś goblinoid, nic wartego ryzykowania naszego życia - Wyszeptał do Mawashiego, który wcześniej był najbardziej zainteresowany ratowaniem dziecka.

Słysząc to, mnich zmarszczył brwi. Jedną z zasad wyznawanych przez jego klan był Beakjul-bool - niezłomny duch, tłumaczone też jako odwaga. Sprzeciwiłby się własnym tradycjom, gdyby teraz stąd uciekli. Czymże jest pomoc słabszemu, jak nie aktem odwagi?
- Podziwiam spryt twojej krewnej - zdobył się w tej chwili tylko na krótką odpowiedź - Ale nawet jeśli teraz obędzie się bez walki, to one po nas wrócą - podniósł drobny kamień z ziemi i mocno ścisnął go w ręce, aby rzucić na niego zaklęcie przywołujące magiczną ciemność i cisnąć w stronę mantykor, jeśli sprawy przybiorą zły obrót.
 
Lord Melkor jest offline