Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-12-2016, 11:02   #81
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Volund i Freyvind

Wojownik przestąpił próg chaty, zrywając z siebie opończę, krocząc zdecydowanym krokiem. Szedł prosto ku swojej skrzyni, oczyma wodząc po pomieszczeniu, widząc, że ciała uprzątnięto. Rozpasał się i pas z mieczem do skrzyni wrzucił, gdzie tkwiły inne… pamiątki.
Miał już ściągnąć pozyskaną czerwoną rubę, egzotyczną, przez głowę, lecz wstrzymał się. Spostrzegłszy staruszkę śpiącą w pomieszczeniu, na nią nie zwrócił nawet uwagi, lecz przytuloną do niej… mampę. Uśmiechnął się do stworzenia, zdejmując już do końca szatę od kupców z południa i… obnażając się na dłuższą chwilę, patrząc do skrzyni gdy zmieniał swoje przebranie, gotów znowu przywdziać kolczugę.
Zwierzątko popiskiwało wtulając się mocniej w uśpioną, jakby schować się chciało i zniknąć. Jej poczynania i przestrach w końcu ze snu poczęły wybijać starszą kobietę. Z jękiem niezadowolenia nakryła się ciaśniej, mruknęła coś odruchowo w obcej mowie i przytuliła mampkę chowając ją pod skórą. Zajęło Pogrobcowi dobrych minut kilkanaście by doprowadzić się do postaci, do jakiej pragnął.
Niewiele zważał na kobiecinę, co pewnie bezdomna do chaty się zapanoszyła gdy hirdmani ją opuścili. Zerknął na dobra zgromadzone w skrzyni.
Miecz. Kolczuga. Szkarłatna ruba. Kołek Leiknara, co z Agvindura wyjęty. Grudka ziemi zglinionej zatrutą krwią i chusta, co zeń go Gudrunn wycierała. Zerknął ku wygasłemu palenisku, wahając się, co dalej czynić. W końcu przybrał zwykłe giezło i kolczugę na to. Szkarłat cieniutki i delikatny schował do jakiej sakwy, worka by nosić ze sobą, za dużo kosztował kosztowności…
Przypasał miecz i podszedł stanąć w wejściu chat, wyjrzeć na przedplac, który uprzedniej nocy był pobojowiskiem, świątynią Odyna i zaczął wypatrywać jakie ślady pozostały.
Krew. Oręż poległych. Sakwy. Resztki ciał. Wypatrzyć się chciał, czy oprawcy zabitych przyszli i ślad po ciałach zniweczyć, czy to ubóstwo najgorszej części Aros do rabunku skłoniło nędzników.
Krwi ślady nie tak wyraźne jak wcześniejszej nocy były. Ktoś sprzątał też obozowisko, bo nie wyglądał na rozgrabione, lecz uprzątnięte. Broni nie zoczył porzuconej, jeno namioty opustoszałe. Połać wejściowa przy namiocie Erika łopotała z lekka nie związana, luźno zostawiona. Volund chwilę jeszcze się rozglądał swymi szkarłatnymi oczyma, które na namiocie wnet spoczęły. Przez chwilę każdą alejkę, każdy zakamarek lustrował jak gdyby spodziewał się tam napastników co Freyvinda ubić próbowali i co rzeź hirdu z taką łatwością uczynili. Wystąpił z progu, ruszając do namiotu, podnieść ręką łopoczące płótno i zajrzeć, nim wstąpi, zastanawiając się, dlaczego ten tu pozostał.

Freyvind wracał do husu zastanawiając się nad ostatnimi słowy staruszki. Einar pojawiał się w mieście… On? Ktoś do niego podobny? To wszystko było coraz bardziej skomplikowane. Nagle zamarł jak wryty. Nie widział go od zeszłego wieczora, ale wobec wydarzeń jakie nastąpiły. Opuszczonej chaty, zaginionych sług, śladów jatki… niepewności co do losu każdego z osobna.
widok Volunda podziałał na niego jakby nie widzieli się latami.
Stał tak chwilę nie mogąc wydusić słowa i patrząc tylko na berserkera. Krwiste oczy skrzyżowały się natychmiast ze spojrzeniem jego brata krwi. Nim czerwień z nich odpłynęła, widać jeszcze było jak Pogrobiec uśmiechnął się delikatnie na widok Freyvinda, od razu porzucając zamiar wejścia do namiotu i ruszając mu na spotkanie.
- Dobrze jest cię widzieć. - powitał go lakonicznie.
- Volund… - skald postąpił sztywno kilka kroków w jego stronę. - Przy tym wszystkim co się wydarzyło… Nawet nie wiesz jak dobrze… - urwał kręcąc głową. - Elin? Co z nią?
- Wiele do opowiedzenia. - odparł spokojnie Pogrobiec - Nasza siostra z Halfdanem i nielicznymi stąd ocalałymi na drakkarze. Zaraz chciałem tam się udać. Tam możemy pomówić.
- Chlo? Karina? Jorik są z nią? - w głosie Freyvinda czuć było nadzieję.
Pogrobiec zamilkł tylko, kręcąc przecząco głową.
- W Aros, lecz nie wiem gdzie… Jednak mam obawy.
- Zabije go. Zabiję tego skurwysyna. Żal, żem nie śmiertelnikiem i na dymiące zgliszcza Tisso odsikać się nie będzie można.
- Szkoda miasta, lecz może okazję będziesz miał. Zapowiedział, że z drakkarami i hirdem wróci, Aros z dymem puścić. Lecz Chlo, Kariny ni Jorika zda się nie tknął, i nie z jego strony krzywdy dla nich bym wypatrywał.
- Bjarkiemu gardło poderżnął, za to będzie patrzył jak ginie wszystko co ukochał. W mocy jest tych co Einara opadli. - Na twarzy skalda pojawiły się ból i wściekłość.
- Pewnyś co do Bjarkiego? - jeżeli Volund mógł w ogóle być zaskoczony, tak w tej chwili brzmiał - Przybyliśmy tu z Elin niedługo po waszej swadzie. Śladu po Bjarkim żem nie widział, a trup ścielił się gęsto.
Freyvind zawahał się.
Pewny nie był, jedynie słowa Lynelle o podcinanym gardle jednemu z mężów, Bjarki jawił mu się jako jedynym, którego mogło to spotkać gdy Halfdan i jego ludzie w mocy Erika się znaleźli.
- Niepewnym… - przyznał nie chcąc przyznawać skąd to wie. - Chaos i mętlik mam w głowie. Sługi swe musze znaleźć.
- Może nasza siostra może to uczynić. Albo ukrywają się… albo saraceńscy afterganger, skądkolwiek przybyli, już ich pochwycili. Oni rzeź hirdmanom uczynili. Wielem się o nich dowiedział ostatniej nocy… dzięki temu, któregoś sprowadził. - przyznał z satysfakcją Pogrobiec.
- I jam się trochę dowiedział. - Skald zrobił krok ku chacie. - Jest ze mną ktoś. Pomogła mi dzień przetrwać na bezdrożach. Trzeba nam zabrać rzeczy, ją i Elin poszukać.
- Zgoda. - zawtórował mu Pogrobiec - Śpieszno nam wiedzą się podzielić i coś postanowić. Jeśli Eryk spełni swą zapowiedź, za dwie noce może Aros stanąć w ogniu. - i ruszył powoli ku chacie, nie komentując zdziwieniem, że starowina co ją w chacie ujrzał w jakiś sposób dopomogła skaldowi.
- Mam nadzieje, że wróci. Szukać go nie będzie trzeba. - Skald zgrzytnął zębami. - W jego namiocie ostał się majątek jakiego nie zabrał. Weź go, ja nasze rzeczy pozbieram z husu i Lynelle zabiorę. Volund na to skinął tylko głową i znikł w namiocie, by zebrać to co onegdaj miało być łapówką dla godiego.
Frey pozbierał i zapakował rzeczy swoje i swoich ghuli objuczając się workiem w jaki je zmieścił. Mało ważne przedmioty zostawił bez żalu. Podszedł do alfki śpiącej na jednym z posłań na powrót w postaci starowinki. Delikatnie potrząsnął ją za ramię.
Spod skóry wyprysnęła z piskiem mampka i wskoczyła na Freya. Rozespany, trzęsący się głos odburknął:
- Mmm...spać chcę...
Skald zaniepokoił się.
Z dziewczyną… staruszką… Z alfką było coś nie tak.
Delikatnie wziął ją na ręce sycząc lekko gdy mampa uładowawszy się mu na ramieniu ciągała go za brodę. Po chwili obładowany jak muł wyszedł na zewnątrz szukając wzrokiem Volunda. Ten już czekał gotów, jego postać skryta opończą i tylko grubo szyty wór z lnu przerzucił przez plecy, a w środku acz szczękało od kosztowności i srebra przede wszystkim przy każdym ruchu, jakby ostentacyjnie Pogrobiec pokazać chciał, za co ma dobra doczesne.
Wzrokiem obrzucił starowinkę co ją wcześniej w husie widział, ale nic nie powiedział, tylko zerknął na Freyvinda czy ten gotów prowadzić na drakkar.
- Bramy zamknięte w nocy, myślisz że nas wypuszczą tak po prostu? - Frey spytał kręcąc głową na kolejne próby łapania go za włosy przez zwierze.
- Zapewne nie. Pomóc ci? - zapytał, wolną rękę wskazując zwierzę, nieco jak gdyby zamierzał złapać je za kark, żeby trzymać albo uspokoić.
- Jak się da zabrać, to chętnie. Coś temu zwierzęciu odbiło… - skald mruknął ruszając lecz mampka ze skrzekiem okrutnym odskoczyła od ręki Gangrela zadrapawszy policzek skalda. Przerażona pomknęła w mrok - Jak tak, to wcześniej chciałbym zajrzeć w jedno miejsce. Karina i Jorik nikogo tu nie znają. Bjarki… gdy siedziałem w Aros załatwiał sprawy na mieście, ale nie wiem czy z kimś mocniej się znosił. Podobnież Chlo… ale jest w mieście jedna osoba, którą z pewnością znają i mogli do niej pobieżyć. Kupiec, który dla mnie pracował śledząc południowego cudaka, u którego Franka informacje zdobyła. Pójdziemy po drodze?
- Noc jest długa, a Elin bezpieczna. Są ci bliscy, będziemy ich szukać aż odnajdziemy. - skinął głową Pogrobiec, próbując sięgnąć po mampę, która jednak zręcznie zbiegła przed jego ręką, zawijając się na plecy skalda. Toteż zrezygnował.
- Prowadź. Bliżsi będziemy wiedzy, czy są w rękach Saracenów… czy bezpieczni.
Skald ruszył przodem zmierzając ku dzielnicy przyjezdnych kupców.

Lynelle w jego ramionach spała bezgłośnie, zdawszy się całkowicie na skalda. Dzielnica kupiecka jak zwykle o tej porze żyła jeszcze, chociaż już leniwym tempem, różnym zupełnie od dziennego chaosu. Obaj przechodzili pomiędzy rozłożonymi obozowiskami, palącymi się ogniskami i przysłuchując się mimo woli toczonym rozmowom. Przyjezdni zwracali na nich uwagę na tyle na ile stanowili oni nowość w zastałej wieczornej biesiadzie.
Frey stanął przy jednym z ognisk, gdzie po ubiorze można było spodziewać się iż to northmani odpoczynku zaznawali.
- Szukam miejsca spoczynku kupca z północy, co włos ma biały. - jego towarzysz przystanął tylko obok, mimochodem lustrując innych do Aros przybyłych, szczególnie wystrzegając się południowców, tych co twarze przesłaniali i saraceńskich symboli.
- Biały włos? - rzucili po sobie spojrzeniami.
- Starszy? - dopytywał kolejny siorbiąc z kubka, spoglądając na Freya.
- Jasny, aż srebrny? - rzucił z głębi młodzik jakowyś.
- Niestary, srebro na głowie, czerwień w oczach. Tycho się zwie - uściślił skald.
- Kilka namiotów w dół i w prawo. - dorzucił ten sam młodzieniec - Niewielki obóz. I towary lichsze niż u nas. Potrzeba wam czego?
Freyvind pokręcił głową i ruszył tam gdzie go pokierowali. Pogrobiec skinął im tylko głową w podzięce i ruszył za towarzyszem.
- Musiszże coś wiedzieć o naszych wrogach, skoro tak jawnie działamy. - szepcząc nachylił się nieco, idąc obok skalda. - Ten, który rękę na Ciebie i Eryka podniósł zda się posłany został bez względu na jego życie. Działać będą rozważnie dla ich sukcesu, lecz nie przetrwania. Co ważniejsze… napojony był potężną krwią przed misją. Antyczną. - dokończył, każdego z mijanych praktycznie obozowiczów obrzucając spojrzeniem, czujny jak nigdy wcześniej odkąd go skald poznał.
- Krwią pana swego, co potęgę ma wielką - kiwnął głową skald - a ten choć jedynemu służy, to potrafi po korzeniach Yggdrasill między światami bieżyć. Do Helheim mnie zabrał.
- Rzeknij mi potem, co o nich wiesz. Nie są to słudzy Krysta, krzyże ich inne. Krew ich zabija jak trucizna. Pomówim więcej, gdy uznasz za stosowne. - dokończył Pogrobiec, by idąc za skaldem w pełni skupić się spoglądaniu w nocne cienie.
- Mówił że jest jedynego boga posłańcem. O jakiejś sadzawce… Siloam? Tako rzekł.
- Inaczej w jedynego boga wierzą Frankowie, co na modłę rzymską, inaczej Bizanty. Saraceni w boga jedynego… chyba... lecz nie tego samego. - skwitował Volund.
- Nic to nie zmienia. - Frey rozglądał się szukając wzrokiem Tycho. - Służy jedynemu, furda to na jaką modłę. A walczyć z nim nie sposób. Brat jego skinął na te słowa jedynie głową, pozwalając Jarlowi Bezdroży prowadzić i być może odnaleźć sługi drogie. I dwójkę ghouli, co tyle dlań znaczyli...

“Duch” faktycznie widoczny z dala był. Jego obóz niewielki, kilkoro sług się kręciło. Sam kupiec rozkazy im na dzień następny wydawał, lecz prócz tego samotnie siedział, mimo, że obozowiska wokół towarzystwa pełne dość były.
Podchodząc Freyvind zlustrował bacznie obozowisko.
- Służkę mąś widział? - spytał prosto z mostu, gdy podeszli, a Tycho wzrokiem go odnalazł.
Kupiec poderwał się na nogi widząc podchodzących:
- Widziałem. - pokiwał głową - Noc czy dwie temu.
Na twarzy skalda straszny zawód się odmalował. Spojrzał na Volunda.
- Nic to - rzekł z jakimś zacięciem. - Znajdę ich.
- Jeszcze jakieś miejsce podejrzewasz? - zapytał Pogrobiec.
- Tak. Hallę jarla - Frey odpowiedział z goryczą, na co Lynelle w ramionach jego zamarudziła przez sen. gdy spojrzał w dół na zawiniątko w ramionach, zobaczył spiczaste ucho powoli wynurzające się spod jasnych włosów. Skóra ponownie gładsza się robiła na pomarszczonej twarzy staruszki, jakby przez maskę wyzierać poczęła młoda alfka.
Volund pokręcił przecząco głową.
- Tam ich nie ma. Musimy znaleźć miejsce. Pomówić, o czym się obaj dowiedzieliśmy.
- Tycho, namiotu użyczysz nam? - skald odwracał się tak by nikt nie zoczył zmian w Lynelle. - Com ci obiecał, to będziesz miał, ale i srebrem za pomoc już okazaną i przyszłą się teraz odwdzięczę.
- Tak. - odparł prosto albinos i połę wejścia odrzucił - Co jej? - wskazał na trzymaną w ramionach - Medyka trzeba?
- Nie trzeba, osłabiona jeno. Volundzie, podziel się z nim srebrem, pomógł wiele i daj mi chwilę nim wejdziesz… - Skald popatrzył na berserkera z prośba w spojrzeniu wślizgując się zaraz potem do środka.
Pogrobiec zerknął na albinosa, po czym przerzucony przez ramię wór przed się wziął i obydwoma rękoma rozchylił, umożliwiając kupcowi spojrzeć i sięgnąć do środka.
- Ile ci należne, twoje. Wybierz, co byś chciał. - rzucił po prostu, pozwalając kupcowi wybrać z kosztowności co uzna za właściwe.
Tycho zagłębił ręce w worku i nabrał garść kosztowności. Kulki delikatnych paciorków przeciekały niemalże między jego palcami wpadając z powrotem do worka. Wybrał kilka i po namyśle dobrał kilka kawałków srebra.
- Starczy - niechętnie wyznał.

Tymczasem Freyvind Lynelle w namiocie na posłaniu ułożył i znów zaczął potrząsać nią za ramię lekko.
- Lynelle! - szepnął. - Lynelle!
Dziewczyna zamruczała cicho:
- Spać muszę - zamrugała powiekami nie budząc się i uśmiechnęła trzpiotowato do skalda.
- Taką jaka jesteś cię widać, nie jak… - urwał bo Volund za nim wszedł, głowę przekrzywiając i patrząc na starowinkę, o którą Freyvind zdawał się tak dziwnie tak dbać.
- Może faktycznie uzdrowiciela…
Na głos Gangrela Lynelle zamrugała i oczy otworzyła, co błysnęły złociście. Przestrach na twarzy jej się odmalował i z zacięciem usta zbiła w dzióbek. Na powrót powoli maskę swą poczęła przyoblekać, zmarszczki głębsze się zdały, oczy żywe, błyszczące o migdałowym kształcie znowu zniknęły pomiędzy fałdami zwisających powiek.
- Spać… - zaskrzeczała. - Zostaw, spać. - poklepała dłoń skalda.
Frey spojrzał na Volunda bezradnie. Drugi zaś jak zmrożony spojrzenie w śpiącą wpił.
Podszedł do niej powoli, klękając na jedno kolano obok śpiącej, uważnie twarz jej oglądając. Zaniepokojony i zafascynowany. Wzrok podniósł na Freyvinda na chwilę.
- Widziałeś to?
- Ja… Volundzie to Alfka. - Skald spojrzał na berserkera z wzrokiem w którym widniała prośba o dyskrecję. - Alf zagubiony w Midgardzie.
Berserker skinął głową.
- Nasza siostra umiałaby jej pomóc… - sam przyglądał się chwilę łaknącej snu. - Musisz rzec, czy do Elin nam jak najszybciej, czy dzielić się wiedzą zamierzamy i szukać naszych wrogów… lecz do takiego przedsięwzięcia ona tutaj zostać musi, a i nasza siostra i hird do tego byłby bardzo zdatny. - wstał, patrząc na leżącą alfkę… niezdrową fascynacją - Przy bramach coś rzekniem, lub może dr jakiś podobny Agvindurowi posiadasz. Tak czy owak cokolwiek postanowisz, działać nam. Wszystkiego do świtu nie zdążymy.
- Nie wiem po prostu na ile jej stan poważny. - Skald pokręcił głową. - Nic jej nie było. Żywa... radosna... a teraz by spała tylko jak osłabiona czy umierająca. I przebranie swe czarodziejskie traci. Ktoś zoczy, to źle może być.
- Jeśli to pomoże Ci zdecydować… - Pogrobiec zerkał to na skalda, to na nadnaturalną istotę prosto z sag - Nie wiemy, czy Saraceni pojmali twoich… lecz jeśli tak, nie zabiją ich od razu. Wywiedzieć się wpierw wszystkiego będą chcieli.
Słowa te jakby przebudziły Freyvinda.
- Widziałem… - wychrypiał. - Widziałem co z Galvana ostało gdy go wypytali.
Wziął Lynelle na powrót na ręce i wstał.
- Elin koniecznie trzeba nam znaleźć. Prowadź. A daru jak Agvindur nie mam, ale z bramą wyjść zdołam gdyby mnie wstrzymywali. - W oczach błysnęła mu wściekłość.
Volund więcej nie powiedziawszy, worek sobie zarzucił na plecy i ruszył do nabrzeża, prosto do bram zamkniętych.

- Tycho… - Freyvind odezwał się do kupca gdy wyszli z namiotu. - Nie poskąpię srebra, jeżeli wyślesz ludzi i popytasz o Chlothild i Bjarkiego. Zniknęli, znaleźć mi ich trzeba.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline