Wolfgang w końcu udał się do izby. Zajął łózko przy małym stoliku i odpalił świecę. Wyjął księgę i zaczął czytać. Nie chciał przeszkadzać Lotharowi w jego kontemplacjach.
Po około godzinie zgasił świecę, schował książkę na powrót do plecaka, który schował pod łóżko. Wstał i najciszej jak mógł podszedł do drzwi i zamknął je dokładnie. Sprawdził także okno. W życiu miał wiele sytuacji czy to z jego obecnymi towarzyszami a będącymi nie do końca prawymi obywatelami. Nauczył się od nich już coś o bezpieczeństwie swoim i swojego majątku.
Rano wstał o pierwsze co zrobił odświeżył się w balii na dworze. Wrócił na posiłek do reszty towarzyszy. Widząc szlachciankę za przykładem Essinga ukłonił się jak on i pomógł usiąść jednej z towarzyszących kobiet szlachciance.
Po zakończonym śniadaniu uregulował należność z karczmarzem i dał cztery Karle na możliwość podróżowania dyliżansem.
Chciał podczas czekana zagadać gryzipiórka, ale ten uciekał wzrokiem i samym sobą co dawało do zrozumienia, że człowiek raczej stroni od obcych.
Cóż, Wolfgang nie był osobą napastliwą i uszanował zachowanie osobnika.
W końcu mogli ruszyć w drogę. Techler nie robił problemu z zajęciem miejsca na tyle wozu. Nawet wykorzystał to miejsce by schować przed ewentualnym deszczem swój plecak z drogocenna książką. Nie chciał by zmokła. Niby umiał sobie z tym poradzić, ale po co się ciągle afiszować. Mistrz nie raz mówił by z magią uważać. Ona jest zdradziecka a i postronni ludzie mogą źle odbierać ludzi parających się tą sztuką tajemną.
Mimo tylu lat w sąsiedztwie magów i tym podobnych, ciągle lud był zabobonny a łowcy czarownic nad wyraz chętni do palenia stosów ku uciesze tłumów.