Ellisar nigdy nie był żądny pochwał, ale nie ukrywał sam przed sobą, że uznanie dla jego talentu zawsze było sercu miłe. Nie na tyle jednak, by miał wmieszać się w tłum i ściskać dłonie każdego, komu przyjdzie do głowy i serca pomysł złożenia bardowi gratulacji i podziękowań, wyrażanych uściskami czy poklepywaniem po plecach.
Porcja otrzymanych oklasków była wystarczająca nawet dla dużo bardziej wymagającego artysty, zaś ilość trunków, jakimi chciano go częstować, zwaliłaby z nóg konia (gdyby te gustowały w piwie i winie). Jako że nie mógł skorzystać ze wszystkich ofert, oraz nie chciał obrażać żadnego z ofiarodawców, dziękował tylko uśmiechami i skinieniami głowy. Potem zabrał się za kolację, miłym uśmiechem dziękując kelnerce, podobnie jak i pozostali słuchacze oczarowanej występem. A może i oczarowanej samym elfem?
Nie dało się ukryć, że tak pod względem obsługi, jak i jakości serwowanych potraw, 'Kuflowi' (wbrew prymitywnej nazwie) nie można było nic zarzucić.
Dodatkowy plus gospody stanowiła łaźnia.
Co prawda latem każdy mógł się do woli kąpać w jednym z licznych strumieni, to w środku zimy tylko nieliczni byli na tyle zahartowani i zapaleni, by wyrąbać dziurę w lodzie i zażywać kąpieli w lodowatej wodzie.
Od czasu do czasu Ellisar korzystał z takich rozrywek, ale nigdy nie miał nic przeciwko temu, by skorzystać z tak zwanych dobrodziejstw cywilizacji. Teraz również zamierzał.
- Łaźnię, poproszę - powiedział, podchodząc do karczmarza po skończonej kolacji.
- Z łaziebną? - Wzrok Fryderyka na moment powędrował w kierunku dziewczyny roznoszącej posiłki, po czym powrócił do elfa.
- Tak, chętnie - odparł Ellisar.
Kąpiel była wyśmienita, łaziebna młoda, ładna i uczynna. W sumie pobyt w łaźni przeciągnął się. Znacznie. No i rachunek za pobyt w gospodzie wzrósł odrobinę. Woda, gorąca, nie była za darmo. W przeciwieństwie do towarzystwa dziewczyny. Za to Fryderyk nie pobierał opłat. W wolnych chwilach dziewczyny mogły robić, co chciały.
W nocy również.
Tuż przed świtem dziewczyna wymknęła się z pokoju, a Ellisar zapadł w sen, z którego wyrwały go odgłosy sugerujące, że magia i natura sprzymierzyły się, wywołując śnieżną burzę. Te dwa słowa niektórym kojarzyły się tylko z zimą, wiatrem i opadami śniegu, lecz tu, niedaleko Naszyjnika, miały one nad wyraz groźny wydźwięk. Śmiertelnie groźny.
Żywot tych, co mieli pecha, których śnieżna burza zaskoczyła z dala od bezpiecznego schronienia, był bardzo krótki i po niejednej burzy można było znaleźć to, co zostało z podróżnych, którym szczęście nie dopisało. Ellisar nie spotkał nikogo, kto by burzę śnieżną przeżył, będąc pod gołym niebem. Ba, nie słyszał nawet o takich, prócz paru nad wyraz potężnych magów.
Na szczęście 'Kufel' był solidnie zbudowany i przynosił chwałę swym krasnoludzkim budowniczym. Okiennice również były w stanie stawić czoła furii śnieżnej burzy. Jednak nawet najsolidniejsza budowla stawała się równocześnie więzieniem, z którego nie można było wyściubić nosa, chyba że się chciało go stracić, bo ze śnieżną burzą nie było żartów. Jedyne, co można było zrobić, to spokojnie siedzieć i czekać. Dzień, dwa, najwyżej trzy.
Ellisar powoli zaczął się ubierać, uważnie wsłuchując się w odgłosy, jakie wydawała burza. Starał się zapamiętać każdy dźwięk, każdy odgłos, by w wolnej chwili zamienić wszystko na melodię - opowieść o burzy śnieżnej, opowieść, której z pewnością chętnie wysłuchają osoby, które mieszkają daleko od Naszyjnika i z taką burzą nigdy się nie spotkały.
Moc burzy była taka, że zaklęcie jej w nuty wystarczyłoby, by wzbudzić wśród słuchaczy odpowiednie emocje. Nie trzeba by wymyślać żadnych dodatkowych faktów, by ubarwić opowieść.
Na szczęście Ellisar miał pamięć i do faktów, i do dźwięków. Nie potrzebował nawet zapisywać nut. Wystarczyło uważnie słuchać.
Po chwili sięgnął po giternę, by spróbować odtworzyć kawałek wymyślonej przed momentem melodii. A potem kolejny. I następny.
Gdy w końcu przerwał, poczuł, że zrobił się głodny, że pora coś wreszcie zjeść - niekoniecznie w swoim pokoju. Może warto by było zejść na dół, zobaczyć, w jaki sposób goście reagują na burzę, na "uwięzienie" i, ewentualnie, wpłynąć na poprawienie nastrojów.
Zbyt wielka grupa, zamknięta w jednym miejscu - różnie mogło się to skończyć. Czy była to prawdziwa śnieżna burza, czy jedna z jej młodszych i słabszych sióstr - w tej chwili trudno było to przewidzieć i określić. Ale, jak powiadano, lepiej było zapobiegać.
Ellisar, w towarzystwie giterny, zszedł na dół, na spóźnione nieco śniadanie.