Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2016, 17:53   #2
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie skłoniła się lekko Eliottowi i stanęła przed drzwiami.
- Dzieje się coś ciekawego? - Była spokojna. Reakcja mężczyzny była oczywista. Może to był jej błąd, że nie zasygnalizowała wcześniej kim była, ale… czuła, że i tak się domyślał. Upewniła się, że garniak dobrze leży i spinki do mankietów się nie przekręciły. Niby była przyzwyczajona do mundurów, ale to jednak nie było to. Jedyne z czym czuła się komfortowo w tym wdzianku to z załadowaną bronią w kaburze.
Widząc, że Eliott jej nie odpowie weszła do gabinetu. Zatrzymała się jak zwykle tuż za drzwiami stając w lekkim rozkroku z rękami założonymi na plecach.
- Wzywałeś mnie Andre. - Słowa wypłynęły z jej ust nim odnalazła swego pracodawcę.

- Co? - Burth spojrzał na kobietę ze zdziwieniem.
Spacerował z jednego brzegu pokoju w drugi i dopiero teraz przystanął, patrząc na Sophie ze zdziwieniem. Przy okazji zauważyła, że zwykle nienagannie ułożone włosy wampira są w lekkim nieładzie, a on sam wydawał się co najmniej roztrzepany. To było jednak wrażenie, które trwało nie dłużej niż pięć uderzeń serca. Po chwili Andre był już sobą.


- Ach, Sophie. Posłałem po ciebie. Musimy porozmawiać.
Podszedł do biurka, gestem dając znać swojej pracownicy, by usiadła w fotelu naprzeciwko. Kobieta poczuła znów ten niesamowity magnetyzm i tylko dzięki własnemu opanowaniu nie rzuciła się mężczyźnie na szyję, by błagać go... no właśnie, o co? Chciała by zanurzył się w niej, ale którą częścią ciała... tego nie umiała dokładnie powiedzieć.

To było dziwne. Sophie nie widywała Andre innego niż opanowanego, ewentualnie rozbawionego. Ta dziwna namiętność, która znów na chwilę zawładnęła jej ciałem lekko ją zirytowała. Powoli podeszła i zajęła miejsce we wskazanym fotelu. Nie odzywała się, miała nie pytać, więc czekała aż wampir sam zacznie mówić. Była ciekawa z czego wynika nieład, w którym zastała mężczyznę. Czyżby znów widział się z kochanką? Ta myśl lekko ją ukuła, ale nie pozwoliła by w jakikolwiek sposób odmalowało się to na jej twarzy.

- Powiedz mi Sophie, jak ci się u mnie pracuje? Teraz. Zginęłabyś, ochraniając mnie, gdyby nie... specyficzne zdolności, którymi dysponuję. Musisz być tego świadoma, prawda? - zapytał Andre, siadając we własnym fotelu i składając dłonie na wysokości paska od spodni. Na jego twarzy gościł przyjazny uśmiech.

Kobieta jak zwykle utrzymywała wzrok tuż powyżej oczu rozmówcy. Siedziała wyprostowana z dłońmi spokojnie spoczywającymi na kolanach. Wymagało od niej niesamowitej ilości siły woli by wzrok nie podążył za dłońmi i spoczął na kroczu mężczyzny, jeszcze więcej by nie przygryzła wargi, gdy przyjemny gorąc rozlał się po ciele, jak tylko zobaczyła jego uśmiech. Cholerny wampir i jego “zdolności”.
- Dobrze. Byłoby dużo prościej gdybyś przestał to robić. - Andre doskonale wiedział o czym mówi. Już nie raz poruszali temat ich “relacji”. Całkowicie zignorowała temat swojej ewentualnej śmierci. Była ochroniarzem. Ochroniarze są od tego by ginąć za kogoś innego i ten typek to wiedział.

- Co robić? Przestać wychodzić z domu? - zapytał z miną niewiniątka.

- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi Burth. - Użyła jego nazwiska specjalnie, nie lubił tego tak jak ona nie lubiła gdy się z nią droczył. - Byłoby prościej gdybyś nie starał się na mnie wpływać… na moje emocje.

Mężczyzna odepchnął się nogą od biurka, przejeżdżając na fotelu pod dębową, oszkloną gablotę.
- Podejdź i usiądź mi na kolanach Sophie. - rozkazał. Czuła, że niczego innego nie pragnie.

Jej ciało wykonało polecenie zanim jej głowa właściwie przyswoiła o co ją poprosił. Usiadła na nim okrakiem, a siły woli wystarczyło na tyle by go nie objęła. Jej ręce opadały swobodnie wzdłuż ciała. Chciała zadać pytanie po co to robi, ale toż miała nie pytać. Przygryzła wargę i skupiła wzrok na wampirze.

- Jak prosiłem, byś do mnie mówiła? - zapytał Kainita, bawiąc się spinką jej marynarki.

- Nie mogę sobie przypomnieć. Chciałam zauważyć, że prosiłam byś tego nie robił. - Sophie uśmiechnęła się. Jego bliskość była zbyt przyjemna. Czuła, że niepotrzebnie to zaognia. Mogła mu po prostu dać czego chce.

Uśmiechnął się lekko, podnosząc na nią wzrok. Teraz musiała spojrzeć mu w oczy, gdy odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
- A co jeśli ci powiem, że tego nie robię? Jeśli wy, kobiety, poznając raz taką moc, zaczynacie wyobrażać sobie, że wszelkie popędy, które odczuwacie, są efektem tej mocy? - zabrał rękę, przejeżdżając nią jakby od niechcenia po policzku i szyi Sophie. - Poza tym to nie było mądre. Moje i twoje prośby nie mają tej samej wartości. Czy mam ci tłumaczyć, dlaczego? - w słowach wampira kryła się jakaś niewypowiedziana groźba.

Sophie spoważniała. Na jego dotyk nie zareagowała wcale, zmusiła się by postawić przed sobą jednego z tamtych facetów. Wspomnienie bólu szybko ją ocuciło. Znała swoje popędy, nie to nie mogło być to. Burth robił z nią coś, ale jeśli nie chciał o tym gadać była to jego sprawa.
- Wybacz Andre, było to nierozsądne z mojej strony. - Zamilkła na chwilę. Postanowiła wrócić do poprzedniego tematu jakby ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca.- Pracuje mi się dobrze.

- Możesz usiąść na fotelu - powiedział wampir, jakby stracił nią nagle zainteresowanie.

Wstając zastanawiała się czy poczuła ulgę, czy też zrobiło się jej smutno. Spokojnym krokiem wróciła na swój fotel. Teraz jednak gdy zajęła miejsce skupiła wzrok bezpośrednio na Burthu. Czekała. O co mogło mu dzisiaj chodzić? Chce ją zwolnić? Nagle wizja utraty broni poważnie ją zabolała. Czy w ogóle może ją zwolnić? Toż jest ta cała maskarada itd. W razie czego, najwyżej ją zabije. Wizja wydała się jej dużo pozytywniejsza niż możliwość życia bez pistoletu w kaburze.

Andre otworzył laptopa i zajął się przeglądaniem jakichś plików. Chwilę więc siedzieli w milczeniu, a jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu było szybkie klikanie palców mężczyzny w klawiaturę. Miał piękne palce... Męskie, a zarazem - tak, Sophie pamiętała że potrafią być niezwykle delikatne...
- Dobrze. - nie wiadomo czy Burth powtórzył jej wypowiedź, czy było to jego własne sformułowanie - Dobrze. - powtórzył - Jak uważasz, z ilu procent swoich zdolności bojowych dotychczas korzystałaś? Czy to, co pokazałaś przy ataku na mnie, to było 100%?

Gdy tylko wampir skupił się na komputerze, ona przeniosła wzrok na okno. Wypatrując.. Snajpera. W sumie nie była pewna. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Myślę, że jest ci łatwiej ocenić moje “zdolności” niż mi. - Na chwilę zamyśliła się. To był prosty strzał. Zadziałała odruchowo. - Wątpię by było to 100%.

- Byłem ciekaw twojej oceny. - przyznał Andre, mrugając do niej znad ekranu laptopa. Po chwili zamknął komputer i skupił wzrok na kobiecie - No dobrze, Sophie. Podjąłem decyzję. Bardzo ważną decyzję. Wyjeżdżam do Wiednia. Tak, tam, gdzie urzęduje Najwyższa Rada Camarilli. Być może ten wyjazd przeciągnie się, nie ukrywam bowiem, że jest on dla mnie ważny. Wobec tego zamierzam zabrać ze sobą tylko to, co najważniejsze i najlepsze. Dlatego z obstawy chcę tylko ciebie i Eliota. - zrobił pauzę, by mogła przyswoić informacje, po czym kontynuował. - Jednak tam wszelkie zagrożenia wzrosną. Nie będziesz miała też jako takiego czasu wolnego. Będziesz odpoczywać, jeść, pić gdy nadarzy się ku temu okazja. Oczywiście, wzrośnie też twoje honorarium. Podstawowa stawka to 6000 euro... plus premia uznaniowa.

Sophie cały czas uważnie obserwowała wampira. Gdy wspomniał o Wiedniu przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl... nie zna niemieckiego. To może być problem. Jedyny problem. Jechała gdzieś i zabierała z sobą broń, to było najważniejsze.
- Jestem twoim ochroniarzem Andre. Jeśli chcesz bym była z tobą w Wiedniu... tam też będę. - Jej głos był spokojny, nie zawahała się nawet na sekundę, zupełnie jakby decyzja była mniej istotna niż to co zje na śniadanie. To tylko kolejne zadanie. Przymknęła oczy. Musi nauczyć się niemieckiego.

- Musisz nauczyć się niemieckiego - zawyrokował wampir, jakby mógł czytać w jej myślach - I na tym skupisz się przez najbliższy tydzień. Dostaniesz prywatnego nauczyciela. W tym czasie Elliot ogarnie nasze nowe mieszkanie w Wiedniu pod kątem systemu zabezpieczeń. Jest jeszcze coś w Wiedniu... coś specjalnego, co ci obiecałem. Specjalna jednostka do walki z łowcami wampirów i tymi, spośród spokrewnionych, którzy zagrażają lub łamią maskaradę. Ankh - najlepsi z najlepszych śmiertelnych.

W tej jednej sekundzie Sophie dosłownie się wyszczerzyła. Chyba po raz pierwszy od kiedy Burth ją poznał. Szybko się zreflektowała i na jej twarzy pozostał tylko typowy lekki uśmiech. Najchętniej rzuciłaby mu się na szyję i pocałowała, a potem… Szybko wymazała te myśli.
- Tym bardziej cieszę się, że mnie wybrałeś. - Jej głos był spokojny. Gdyby nie to co przed chwilą zobaczył wampir, mógłby powiedzieć, że kobieta zareagowała na tą informację zupełnie spokojnie.

Przełożony uśmiechnął się tylko półgębkiem.
- Jest haczyk. - powiedział bez emocji.

Sophie nawet nie drgnęła. Zawsze jest jakiś haczyk.
- Wiesz już co potrafi krew spokrewnionego. Wszyscy członkowie oddziału Ankh przyjmują codziennie porcję krwi swoich przywódców. Tylko tak mogą przetrwać mordercze treningi i... polować na spokrewnionych.

Głowa kobiety momentalnie podsunęła jej wspomnienie smaku krwi Burtha. Tą siłę, którą czuła i chwilę potem to spełnienie. Chciała spytać kto będzie jej dowódcą, ale toż było to pytanie. Liczyło się jedno. Będzie miała front, będzie miała rozkazy, broń, przeciwnika. Znów będzie walczyć.
- Jeśli tego sobie życzysz.

- Źle mnie zrozumiałaś. - Andre uśmiechnął się szerzej - To twoja decyzja. Mówię ci prosto z mostu, nie przejdziesz testu, jeśli nie zaczniesz przyjmować krwi nieśmiertelnego. Nie mówiłem też, że dam ci swoją. O to przynajmniej powinnaś poprosić. Ładnie. - dodał z naciskiem.

To ją już zbiło z tropu… jak to nie przejdzie testu? Przygryzła wargę. Patrzyła wampirowi prosto w oczy. Chciała tego, chciała walczyć. Znów poczuć tą adrenalinę… znów mieć cel. Jeśli wszyscy, którzy tam będą piją krew wampirów, jeśli mają tą siłę, którą ona czuła przez chwilę… Delikatnie otworzyła usta. Nie miała szans. Tak doskonale rozumiała, że nie ma szans.
Niemal słyszała tykanie zegara stojącego za drzwiami, może to złudzenie ale wydawało się, że niemal słyszy oddech stojącego tam Eliotta. Nie nie mogła słyszeć oddechu Burtha, on nie oddychał. Czy też to była ona? Czuła jak jej serce wali. Chciała walczyć… musiała walczyć. Podniosła się i obeszła biurko. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyrwie się z klatki piersiowej. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę z góry. Musiała walczyć, pragnęła tego i teraz widząc jego oczy czuła to, że pragnęła jego, jego krwi. Kolana ugięły się przed nią i teraz to wampir mógł patrzeć na nią z góry.
- Proszę Andre. - Jej głos drżał. - Tak bardzo chcę walczyć… - Ugryzła się w język. Wampira nie powinno to obchodzić. Liczyło się tylko to, że może mu służyć. Czemu miałby jej dać swoje “vitae”... bo tak je nazywali. - Proszę.. Błagam. Czy mogłabym pić twoją krew?

- Jeśli się dostaniesz, nie będziesz mogła pełnić obowiązków wobec mnie. - mówił Kainita ze spokojem - Z drugiej strony to też swego rodzaju prestiż dla spokrewnionego, jeśli to właśnie jego ghul zostanie wybrany. Muszę się zastanowić... co ja z tego będę miał?

Grał nią. Wyciągnął przed siebie na dłoni jedzenie i schował gdy tylko nabrała apetytu. Klęczała przed nim przygryzając wargę. Co mogła mu dać. Już i tak oddała prawie życie by go osłonić. Chwilę patrzyła mu w oczy, po czym zaczęła rozwiązywać swój krawat.
- Wiesz jak bardzo tego pragnę Andre. - Rzuciła krawat na podłogę i rozpięła koszulę odsłaniając szyję. - Chcę walczyć i błagam byś mi to umożliwił. Nie jestem w stanie dać ci nic ponad prestiż.

Wampir przyglądał jej się, lustrując ją od stóp do głów. Raz za razem. Patrzył na nią i patrzył. A ona stała jak ta idiotka.
- Krew za krew. To dobra wymiana. Choć nie będę mógł cię osłabiać zbyt często. - mówił niespiesznie, ważąc każde słowo - Zróbmy tak... będziesz mi winna przysługę. I to nie jest byle co, bo sama wiesz jak wiele mogę od ciebie żądać w ramach twojej pracy. To będzie coś większego, coś, co być może stanie na przekór wszystkim zasadom, które wyznajesz... a może to będzie igraszka. Sam nie wiem. Chcę jednak, byś liczyła się z konsekwencjami, a nie myślała “jakoś to będzie”. Przysługa to może być potężne zobowiązanie. Rozumiesz?

- Rozumiem… na tyle na ile jestem w stanie pojąć. - Nie była w stanie ocenić czym jest przysługa dla istoty nieśmiertelnej. Będzie walczyć, może tylko walczyć. - Zgadzam się na twoje warunki Andre.

- Zatem zawarliśmy umowę. Każdego wieczora zgłoś się po swoją porcję. - powiedział wampir z wyraźnym zadowoleniem. Następnie kłami rozorał nadgarstek, na którym leniwie zaczęły wypływać czerwone wstęgi vitaę.
- Niestety, będziesz musiała pić ze źródła, bo nie mam pod ręką żadnego naczynia. - powiedział i było to niemal jawnym kłamstwem, niedaleko bowiem znajdował się w pełni wyposażony barek Kainity.

Sophie zawahała się. Czuła to dziwne pragnienie patrząc na czerwoną kroplę, a nie lubiła poddawać się takim rzeczom. Będzie walczyć. Nachyliła się na klęczkach do nadgarstka wampira i zaczęła ostrożnie zlizywać krew. Po chwili chwyciła ostrożnie jego nadgarstek w swoją rękę i przymknęła oczy. Czuła jak vitea wampira działa na nią i chciała więcej.

- Starczy. - zażądał Andre, a ona nie śmiała się sprzeciwić. Kainita zalizał ranę i spojrzał na nią - To wszystko, Sophie. Teraz wyjdź. Możesz ubrać się przed gabinetem. - powiedział, o czym wrócił do przeglądania zawartości laptopa.

Sophie podniosła się zgarniając krawat z podłogi i powoli opuściła pokój. Zamykając za sobą drzwi osunęła się na ziemię. Chwyciła kołnierzyk koszuli, zasłaniając szyję. Pragnęła go, chciała tego wampira. Czy to czuł Eliott? Rozejrzała się szukając ochroniarza. Czuła jak jej ciało zaczyna drżeć. Powoli zwlokła się z kolan. Musiała wziąć prysznic… zimny.

- Pomóc ci? - zapytał mężczyzna, znów stojąc w cieniu zegara.

- Poradzę sobie. - Uśmiechnęła się do mężczyzny, wsuwając ręce do kieszeni by ukryć ich drżenie. - Podobno wyjeżdżamy razem.

- Taa... - mruknął ochroniarz. Odprowadził Sophii aż do drzwi, choć wcale o to nie prosiła. A kiedy miała już wyjść, zapytał szeptem:
- Czy... czy on zrobił coś... wbrew tobie?

- Nie. - Poklepała Eliotta po ramieniu. - Tylko to, na co się zgodziłam.

- To dobrze. Choć... to i tak czasem sporo - poszukał wzrokiem jej spojrzenia, po czym dodał - gdybyś potrzebowała pogadać... sama wiesz. - dodał nieporadnie.

Patrzyła na niego lekko zaskoczona. Pogadać, toż ona nigdy nie rozmawia. Czuła jak podniecenie, które zafundował jej wampir zaczyna się z niej dosłownie wylewać. Musiała się szybko ogarnąć.
- Pogadać… nie, dziękuję Eliott. Jakbym była potrzebna to wołaj. - Wsunęła dłoń z powrotem do kieszeni i zmusiła się do uśmiechu. - Zmykam na dalszą część, mojej “wolnej” nocki.

- Jasne. Dobranoc. - powiedział mężczyzna, wracając pod drzwi gabinetu.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 23-12-2016 o 17:59.
Aiko jest offline