Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2016, 16:36   #53
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Karl

Zamek Tsocha
Karl znajdował się w małym podłużnym pomieszczeniu, celi trzy na dziesięć metrów. Co ciekawe, za plecami Karla nie było już schodów a na żadnej ze ścian nie było też żadnych drzwi. Jedynym źródłem światła, był chłopiec stojący trzy, cztery metry od Karla, po środku celi.
Chłopiec mógł mieć nie więcej niż 6 lat, płakał i był bardzo bardzo wystraszony… Karlem.
Co więcej, wampir rozpoznawał w nim siebie samego… z czasów kiedy nie był wampirem, z czasów kiedy nie był dorosły. Tak, to definitywnie był mały Karl.
Spojrzał na dawnego siebie z niemalże czułością. Był taki niewinny, zagubiony... I jednocześnie wyczuwał głęboką więź dawnego siebie z światem duchów, powodującą jego odrzucenie przez równieśników, które tak go przygnębiało w tamtych czasach... Ale wiedział, że to doprowadzi go do tego miejsca, w którym był teraz. A może to było błędne koło? Może znów miał to przeżyć? Ponownie? Może dostał szansę naprawienia swoich błędów...?
- Karl... - szepnął w stronę chłopca.
Chłopiec spojrzał na Karla z przestrachem po czym rozryczał się na całego.
Podszedł spokojnie do młodszej wersji samego siebie. Ujął delikatnie jego podbródek.
- Ciiii... spokojnie. - szepnął, kładąc dłoń na jego główce. - Czemu jesteś smutny?
Chłopiec się uspokoił. To wystarczyło iluzja rozmyła się, Karl stał znów na skraju schodów wraz z pozostałymi.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, starając się wyłapać jak najwięcej detali.
- Gdzie jesteś, kurwo...? - szepnął pod nosem, chcąc na siłę dojrzeć Nosferata.
Grupa wparowała do lochu, w którym na wszystkich ścianach rozmieszczone były lustra. Karl zobaczył swoje odbicie, wysuszoną, zmumifikowaną skórę ciasno opinającą czaszkę z której wystawały długie kły. Aghata i pomniejsza wampirzyca zakryły oczy z wrzaskiem, trudno ocenić co widzieli w lustrach ghule i żołnierze, którzy przecież byli żywi, ale po ich histerycznych wrzaskach można było spokojnie założyć, że nic miłego. Największą jednak zagadką była Amelia która zaczęła płakać krwawymi łzami.
Malkav miał tego serdecznie dosyć. Puścił serię w lustra, chcąc roztrzaskać jak najwięcej z nich.
- WYŁAŹ! - warknął głośno, spoglądając to na Aghatę, to na Amelię. - Rozwalcie te lustra! - warknął do żołnierzy.
Zanim to się jednak stało, dwóch z czterech ghuli wpadło w szał dwóch z pięciu żołnierzy padło ich ofiarą,trzeci ze strachu sam się zastrzelił. Pozostałych dwóch ludzi i dwa ghule oraz spokrewnieni rozstrzelali lustra i oszalałych.
- No! - wrzasnął. - To, to ja rozumiem. Dawać dalej! - krzyknął, wbijając wzrok w pierwszego żołnierza, pchając go “subtelnie” lufą Mausera. - Kici, kici... - zaczął szeptać pod nosem, przywołując Nosferatu. - Taś, taś... - raźnym krokiem zaczął maszerować dalej.
Tunele pod wieżą miały ten nieprzyjemny zwyczaj bycia niesamowicie ciemnymi, kiedy Karl wkroczył do kolejnego pomieszczenia, znów był sam…
Sam na sam z Emmą…
Ghulica wyglądała tak jak ją zapamiętał, zimna, podziurawiona i wyssana. Ale żywa.
- To wszystko twoja wina Her Sonderführer! - wrzasnęła z wyrzutem.
- Och, moja droga... - westchnął. - To nie moja wina. Sama zawiniłaś, nie dałaś sobie rady! - warknął, dobywając broni i celując w ghula. Miał pewne przypuszczenia, że to kolejna iluzja…
Głowa Emmy eksplodowała teatralnie, Karl odruchowo podniósł ramię by osłonić twarz przed kawałkami mózgu, gdy jednak ją odsunął, nie było ani krwi, ani Emmy. Stał w korytarzu wraz z Aghatą, Ivanem, Amelią, Johnem i jeszcze jedną wampirzycą oraz ostatnim ghulem. Najwyraźniej nie tylko Karl miał wizję. W korytarzu przed nimi znajdował się rząd luster po obu stronach.
Wampir miał tego serdecznie dosyć. Tego było za wiele, zdecydowanie za dużo jak na jego gust. Wyrwał granat zza pasa i rzucił go do korytarza.
- Zakryć uszy! - warknął, czekając na eksplozję, która miała wstrząsnąć posadami zamku i zniszczyć lustra, w których widzieli krzywe odbicie rzeczywistości…
Zniszczenie jakie spowodował granat było w pierwszej chwili trudne do opisania. posadzka pod nogami sfory tąpnęła a moment później sufit zawalił się Karlowi i reszcie na głowie. Miażdżenie kości, mielenie w zasadzie mięsa i gwałtowny ból tym spowodowany mogły zostać jedynie przebite gwałtowną utratą krwi jaka temu towarzyszyła. Świadomość zasypanego gruzami Karla szybko więc odpłynęła, nastał czas bestii.

***

Kiedy Karl odzyskał świadomość ciało wciąż go paliło, ale czuł się pełny. W korytarzu którego wcześniej nie widział był tylko on i Aghata. Oboje ubrani byli jedynie w strzępy ubrań. Ale byli cali, zdrowi i żywi… czyli martwi. Jasne było, że musieli jakoś się pożywić by przetrwać obrażenia po przygnieceniu i w ogóle wygrzebać się spod sterty głazów i cegieł. Uczucie sytości oraz brak kogokolwiek w pobliżu był wymowny. Karl czuł od swojej córki woń drapieżcy, jej aura spowita była ciemnymi pręgami. Jednak patrząc na swoje dłonie dostrzegł iż jego też.
Przetrwał Ojciec i córka, najlepiej przystosowani.
Korytarz ciągnął się tylko w jednym kierunku, w podziemia, w nieznane.
Mężczyzna złapał Aghatę za rękę i przyciągnął ją do siebie.
- Kochanie. - ucałował jej czoło. - Zostaliśmy sami... - szepnął jej do ucha.
Córka przywarła do swojego Ojca i już po chwili zrywała z niego te strzępki munduru jaki jeszcze na sobie miał. Namiętnie gryzła jego twarz i szyję.
Odpowiedział czule na jej pieszczoty, lekko przegryzając jej wargi. Zerwał z nich strzępki ubrań i zrobił dokładnie to, na co miał teraz ochotę - wziął ją na tym starym, pokrytym kurzem bruku. Przegryzł sutki kobiety, namiętnie spijając nektar z jej piersi. Jego zmysły pozostawały ostre, a on sam, mimo zaangażowania, był czujny.
Dwoje kainitów splotło więc swoje ciała w nekrofilicznej unii kłów i krwi. A kiedy ojciec i córka niemal całkiem zatracili się w swoich żądzach, do uszu Karla doleciały powarkiwania psów.
Podniósł głowę i porwał pistolet, leżący obok głowy Aghaty. Wypalił cały magazynek w kierunku odgłosów, nie przerywając ruchów posuwisto-zwrotnych. Dla pewności przyspieszył swe ruchy i przeładował pistolet, władował kolejny magazynek w stronę psów.
Wielgachne zghulone rottweilery wybiegły na parę kochanków Karl dopatrzył się pięciu. Kule z pistoletu wampira rozstrzelały jednego z nich, zanim oplatająca go Aghata zdążyła sama sięgnąć swojej broni. Uwaga Karla rozproszyła się, gdy znajdująca się pod nim córka prężyła ciało starając się sięgnąć leżącego nieopodal AK47. Jednak gdy kobiecie wreszcie się to udało, jedna seria sprawiła, że zamiast dwóch wściekłych psów, nakryła ich krwawa plama krwi, wnętrzności, futra i kości. Całkiem smaczna nota bene. Kolejnego psa Karl wykończył po przeładowaniu, zaś ostatni… ostatni psiak wpadł między dwa podniecone wampiry… przypominało to trochę walkę mokrą poduszką…
Karl rozszarpał pazurami gardziel psa, zalewając Aghatę ciepłą juchą. Odrzucił truchło w bok i zaczął spijać vitae z ciała swej córki, co rusz przegryzając jej skórę i mieszając jej krew z tą należącą do zwierzęcia. Uśmiechnął się pożądliwie do córki, sprawiając wrażenie jeszcze bardziej szalonego niż zwykle - zakrwawiona twarz tylko to pogłębiała…
Tym sposobem para kainitów pozostała sama, niczym niepokojona. Przynajmniej chwilowo. Sam fakt bycia przysypanym w zamkowych lochach będącymi leżem starego wampira nie napawa przecież niepokojem Maklavianów! Korytarz był zwalony od strony wyjścia, był więc tylko jeden kierunek - w głąb.
Gdy ich żądzom stało się zadość, Karl wstał i założył na siebie strzępki spodni, które leżały nieopodal. Lekkomyślnie rzucony granat pozbawił ich wsparcia i - prawdopodobnie - drogi ucieczki z zamku. Wzruszył ramionami, nie przejmując się tym zbytnio. Jeśli jego los miał się dopełnić tu i teraz, przynajmniej zabierze ze sobą tego parszywego Nosferata, który działał mu tak na ambicje... Zważył w ręce pistolet i załapał dłoń Aghaty.
- Idziemy? - zapytał z szerokim uśmiechem.
Aghata nie starała się nawet sprawiać ludzkiego wrażenia, jej blada twarz, wystające kły i ogólne umorusanie w krwi nadawały jej szalenie przerażającego wyglądu. Seksownego w maklavialicznym pojęciu ma się rozumieć. Kobieta uniosła kałacha i przeładowała.
- Prowadź szefie! - powiedziała i para wampirów ruszyła w ciemność. Po kilkunastu metrach korytarz doprowadził ich do uchylonych drzwi, za nimi znajdowało się oświetlone świecami pomieszczenie.
Było tu między innymi kilka regałów z książkami, oraz sarkofag, którego odsunięte wieko pokazywało puste wnętrze. Nie było natomiast żadnych innych drzwi czy widocznych przejść, to miejsce, nie tylko wyglądało na wampirze leże, ale i na ślepy zaułek.
Karl podszedł powoli do sarkofagu, rozglądając się czujnie. Gdy upewnił się, że nic mu nie grozi, złapał materiał wnętrza i uwolnił swój umysł, chcąc poznać ostatnie momenty, które pamiętał materiał…
W sarkofagu jeszcze kilka godzin temu spoczywał wampir, szkaradny pan tego miejsca. Wampir korzystał z tego leża przez ostatnie kilkaset lat, każdego dnia.
- Scheisse! - zaklął Karl, uderzając pistoletem o nagie udo prawej nogi. - Zwiał. - spojrzał na Aghatę. - Ten skurwiel nam zwiał. Sprzed, kurwa, nosa... I wszystko do dupy... - usiadł na stopniach sarkofagu, kuląc ramiona w sobie…
- Myślisz, że jest stąd inne wyjście? to szczur, może gdzieś się tutaj ukrywa. - zauważyła Aghata.
- Musi być. Szczury lubią kanały z dwoma wyjściami. - podniósł głowę i rozejrzał się po pomieszczeniu, wyczulając swoje zmysły. Nawet najlżejszy powiew wiatru miał być podpowiedzią, najcichszy szmer…
Ale żadnego przejścia Karl nie wypatrzył i nie zwęszył. Zdawało się za to raczej, że w lochu jest ktoś jeszcze.
- Pokaż się! - warknął, czując jak jego palce drży na spuście broni.
Coś trzasnęło za jego plecami, ale nic, nic się nie ukazało i oczywiście nikt nie odpowiedział. Karl doskonale wiedział, że Nosferatu potrafią się doskonale ukrywać, Umiała to Amelia no i… od kogoś się przecież tego nauczyła.
Spojrzał w stronę dobiegającego go dźwięku i rozciągnął swe zmysły, chcąc dojrzeć choć zarys wampira.
- Wyłaź z cienia, tchórzu! - warknął.
Histeryczny wrzask Aghaty zmusił Karla do przeniesiania uwagi na kobietę. Wampir ze zdziwieniem spostrzegł, że przedramię jego córki leży na podłodze. Z rany krew może i nie sikała jak u człowieka, ale wciąż było jej sporo. Chwilę później samego Karla uderzył rwący ból, kiedy to na jego plecy spadł skrytobójczy cios żelazem. Ostrze ugrzęzło w obojczykach, gdyby cięcie dotknęło szyi, wampir pożegnałby się z głową.
Odwrócił się momentalnie, chcąc dorwać tego, który trzymał ostrze.
- Plecami do siebie, kochanie! - warknął, mierząc wzrokiem pomieszczenie. Wyostrzył swój słuch, chcąc zmienić mylny zmysł wzroku…
Pan zamku we własnej osobie w końcu się ujawnił. Wampir był silny, rozłożył Karla na łopatki.
Niemiec uderzył czołem w nosa oponenta i wgryzł się w jego szyję... A przynajmniej taki był jego zamiar.
Nosferat pisnął z bólu na nutę tak wysoką, że Karl na moment niemal całkowicie stracił słuch. Stary wampir wyrwał się z kłów Maklaviana, pozostawiając temu ostatniemu w ustach kawałek swojego mięsa. Karl zobaczył jak nad jego głową przelatuje blond pocisk. To Aghata sama rzuciła się na szyję Pana Tsochy. Karl wyobrażał sobie jej dziki wrzask, wyobrażał gdyż wciąż nie był w stanie niczego usłyszeć. Nosferat dość łatwo zrzucił z siebie jednoręką kainitkę i starał się teraz rozłupać stopą jej głowę. Jego uderzenia powodowały pękanie kamiennej posadzki, Aghata miała dużo szczęścia unikając tych ciosów.
Niewiele myśląc, wpakował cały magazynek ponad podłogą, nawet nie starając się celować za bardzo w przeciwnika. Chciał tylko odciągnąć uwagę Szczura od swojego childe... I miał nadzieję, że zrobi to skutecznie. Skupił swój umysł, starając się zniekształcić zmysł wzroku wrogiego wampira.
Kul Karl miał niestety już tylko parę… czyli dwie. Pociski niewiele uczyniły Nosferatowi, za to wpłynięcie na jego zmysł przyniosło pewny skutek. Wampir chwycił się za oczy, Aghata wykorzystała ten moment by odturlać się w bok. Maklavianka doskoczyła do swojego ojca i wyszarpała ostrze - autentyczny miecz, z jego pleców.
- Bij, zabij, moje dziecko! - wykrzyknął, widząc co uczyniła. Złapał pistolet niczym maczugę i ruszył na Nosferata, chcąc go znokautować…
Nosferatu wciąż pozostawał oślepiony, lecz gdy Karl zaczął okładać nieprzytomnie jego głowę kolbą pistoletu, Szczur zakleszczył swoje szpony na ramionach Maklaviana. Karl czuł jak wampir ciągnąc w przeciwległych kierunkach dosłownie rozrywa go, niczym kartkę papieru. Mięśnie, żebra, wszystko rozchodziło się powoli, powodując okrutny ból. Jeszcze chwila i Maklavian zostałby rozpołowiony przez oślepionego kainitę, jednak jendorękiej Aghacie udało się przycelować mieczem i odciąć ramię Szczura. Nosferat wrzasnął i puścił z pozostałej mu kończyny Karla. Chwilę po tym Aghata wyprowadziła kolejny zamaszysty cios oddzielając stopy wampira od reszty nóg… obu wampirów… Karl upadł na plecy a Nosferatu na niego. Maklavianka spuściła ostrze na drugie ramię Szczura. Odcinając je, po raz kolejny zahaczyła o swojego ojca pozbawiając go dłoni. Kobieta odrzuciła żelazo, skoczyła na plecy Nosferata, wgryzła się w jego kark i zaczęła ssać.
Niemiec skorzystał z okazji i wgryzł się w oponenta. Jedyną ręką, która mu pozostała, wbił szpony w żebra szczura, mszcząc się za wszystkie krzywdy, których doznał z jego strony…
Jeszcze przez jakiś czas, Karl słyszał łapczywe siorbanie swoich własnych ust. Vitae kainitów była cudowna, tak starego jak ten w szczególności. Do tego Karl nie planował przestać...
W gardło wampira wlał się żywy ogień rozkoszy i w tej dramatycznej przecież scenie, Karl czuł się bardziej żywy niż kiedykolwiek wcześniej. Orgazmiczny żar wypełniał jego ciało, jego umysł, jego duszę. Wrzaski umarłych brzmiały jak muzyka, szczęśliwa nuta zwiastująca ekstazę.
Czy to było możliwe? czy działo się naprawdę?

Koniec?

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 24-12-2016 o 19:37.
Amon jest offline