Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2016, 18:25   #82
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy


Nie uszli daleko, gdy zobaczyli grupkę wojów z volvą idących. Na czele Halfdan, Elin przy nim tłumacząca czemu im z kulthusu kazała wyjść. Skald wnet ruszył ku nim żwawym krokiem. Pogrobiec zatrzymał się na chwlę pod jakimś husem, koło jakiego przechodzili, bacznie pochodowi się przyglądając i dopiero gdy Freyvind już był przez volvę spostrzeżony ruszył ku nim, co i ruch oglądając się za plecy.
Na twarzy wieszczki ulga się odmalowała, gdy swych braci ujrzała i na czoło pochodu wyszła powitać ich.
- Freyvindzie, Volundzie! Dobrze Was widzieć.
- I Ciebie Elin, nawet nie wiesz jak bardzo. - Na twarzy skalda również widniała wielka ulga.
Pogrobiec zrównał się w końcu z nimi. Otaksował volvę tylko wzrokiem na powitanie. Skinął głową z szacunkiem Halfdanowi, ale to było tyle, ile uwagi poświęcił śmiertelnemu.
- Odejść stąd prędko musimy, nie czas na radość, ni na powitania. - wyszeptał prędko.
Volva rozejrzała się uważnie dookoła i głową skinęła.
- Wracajmy na statek, mamy za co wejście okupić, więc nie powinno być kłopotów.
- Z wyjściem nie. - Skald był sceptyczny. - Ale z powrotem do miasta już srebro może nie starczyć. Słudzy moi zniknęli, gdzieś w Aros są zapewne.
- To oni nie z Tobą byli? - zmartwiła się Elin.
- Pomyśleć nam, gdy będziemy bezpieczni. Teraz nie starczy nam nocy poszukiwać hirdu Jarla Bezdroży. - stanowczo stwierdził Volund, ściągając uwagę rozradowanej volvy na fakt, że skald w starannym pakunku na ramionach… kogoś niósł. - Jest ktoś jeszcze skaldowi ważny, kto potrzebuje twej pomocy.
Aftergangerka ciekawie pojrzała na “pakunek” i skinęła głową.
- Wracajmy zatem… Pomówimy na miejscu.
Skald pokręcił głową.
- Nie ruszę się za palisadę gdy powrót niepewny, a oni gdzieś tu są pomocy mogąc potrzebować.
- Ja tu wrócić muszę. Jarl Einar będzie mnie oczekiwał z daniną dla Agvindura. - Odparła najspokojniej volva. - Mamy zatem wejście do miasta.
- To jest zatem nasza droga powrotu. Nie pomożesz im natomiast, jeśli nieprzygotowany na noc śmierć w Aros spotkasz. - orzekł tylko Pogrobiec.
- Einar oczekiwał?! - Freyvind był zszokowany. - Śmierć? - Przeniósł wzrok na Volunda. - Śmierć… zeszłej nocy w Helheim byłem. Przy tym godna śmierć to jak wybawienie.
- W Helheim lub sztuczkach naszych wrogów. Posłuchajcie mnie obydwoje. Napastnika co cię życia prawie pozbawił… - Volund przekrzywił głowę, szukając słów, zastanawiając się jak wyjaśnić. Sekundę.
- Dane mi było z nim pomówić, a nim z tego świata całkiem odszedł w mojej był mocy. Wiem - zerknął na volvę - że Einar jest u siebie. Wiem, że nasi wrogowie przybyli tu przed nami, lecz miasta w posiadanie nie objęli. Znowuż… - rzucił, patrząc prosto w oko volvy świdrującym wzrokiem - Inny czas niż sądziłaś ukazali Ci bogowie.
Elin przysłuchiwała się Pogrobcowi niepewnie, a na ostatnie jego słowa zagryzła wargi.
- Czyli to przeszłość czy przyszłość była? - Zapytała cicho.
- Tego nie wiem. Lecz nasi wrogowie w tym mieście dłużej od nas, dłużej od thingu w Ribe. Pośród nich stara krew. Potężna. Albowiem kroczą w nocy jak Einherjar. - odparł jej Pogrobiec. Namyślił się chwlę, nim powiedział.
- Tyś u Einara była. Ja prawdę, ale zapewne i kłamstwa wydarłem jednemu z nich. Tyś zaś widział, co nam ukazać chcieli, Freyvindzie. - zachmurzył się - Jeśli pomiędzy tym nie ustalimy prawdy, tak samo ślepi jak przed wyruszeniem z Ribe będziemy.
Skald rozejrzał się wokół z bezsilnością we wzroku.
- Dobrze. Chodźmy na drakkar - powiedział głucho zrezygnowany.
Wieszczka dłoń na ramieniu mu położyła chcąc choć trochę otuchy wlać w serce brata.
- Znajdziemy ich… - Powiedziała łagodnie.


Drakkar

Gdy wstąpili na pokład Freyvind złozył Lynelle w zagłębieniu przy dziobie i okrył śpiącą płaszczem Bjarkiego. Ludzie Halfdana pokładli się na deskach śpiąc lub rozmawiając cicho.
- Kto zacznie? - spytał patrząc to na Elin, to na Volunda.
- Ty, bracie. - Zwróciła się do skalda wieszczka. - Od Ciebie się zaczęło.
Skinął głową.
- Poszedłem z Erykiem do Ahmata, kupca co mampę ofiarował i miał szpiegować tu dla mnie. Od Chlo wiedziałem, że ma tej nocy u Einara o posłuchanie się starać. Zacząłem go nagabywać by poprzedniej jeszcze się wystarał abyśmy z nim mogli do halli wkroczyć. - Frey mówił ponurym głosem. - Wtedy Eryk zmienił temat nagle chcąc niewolników od kupca wytargować. I wszystkim odbiło. Kupcowi, tłumaczowi, naszym zbrojnym… mi… Chciwość tak złapała za serca, że kupiec aż się chyba zastanawiał czy nas nie zabić dla srebra. Nas, aftergangerów z czterema zbrojnymi. Zbrojni zaś sami zaczęli… - Skald machnął ręką. - I mi, co nie przywiązuję wagi do srebra się to rzuciło. Poczułem wpływ mocy. Mocy krwi, choć nie potrafiłem jej rozpoznać. A z aftergangerów tylko ja i Erik tam byliśmy. Udało się, choć niełatwo, sytuację od rękoczynów odnieść. Sporo się tam zdarzyło, w końcu jednak Ahmat uległ mi i obiecał łapówki godiemu dać, abyśmy wczoraj jeszcze z nim do halli mogli się wślizgnąć przy okazji jego wizyty. Gdy wracaliśmy, ktoś zaatakował nas. Zatruta strzałka rzucona trafiła jednego z niewolnych co ich w końcu od kupca wzięliśmy. Ruszyłem za napastnikiem, wyrwałem mu ręce, krew miał… och jakże słodką. Afterganger jako i my. Gdym walczył… Erik miast z pomocą mi przyjść nie ruszył się. Spił drugiego niewolnego do cna, a sugerował potem by zatrutą trucizną krwią trafionego thralla podpić jeńca, który wskutek ran w torpor wpadł. - Skald spojrzał to na jedno, to na drugie. - Już wcześniej działania Erika dziwnymi mi się zdawały, a trzy noce mieli go w swych łapskach… Gdy wróciliśmy do chaty… ja krwawiłem mocno. Osłabiony... posoka lała mi się z oczu, nosa, uszu, skórą. Ten któregom zwyciężył coś mi zdążył uczynić. Nie miałem sił by obu mieć na oku. Zasugerowałem, że wobec tego co Erik czyni, winienem go kołkiem przebić, a z Wami się rozmówię co czynić dalej gdy on zapewne w mocy tych co Aros nawiedzili. - Elin skrzywiła się leciutko na wzmiankę o kołku ale nie przerwała bratu. - Zapowiedziałem mu, że jak daru krwi użyje, zabiję go. Z miejsca jej użył… - Skald zacisnął szczęki. - Wzbudził we wszystkich w chacie coś… nawet we mnie. Alem się oparł. Pięknym się zdał. Zbliżyć się do niego, dotknąć, wręcz wychędożyć, mysli tylko na tym się skupiały. Rzuciłem się na niego, bo wszak wiem jak moc ta działa. Opierać się można, aż wola się tak czy owak złamie. Raniłem raz. On sięgnął po oblicze bestii. Znów się oparłem jedynie dziką wolą. Raniłem drugi, miecz wypadł mi z rąk… dalej nie pamiętam. Uciekłem.
Freyvind spojrzał na Lynelle.
- Gdy się ocknąłem, wciąż osłabiony i krwawiący udałem się do jednej z zagród by choć na zwierzęciu się pozywić. Tam mi przeszło w końcu. Gdy zmysły mi w pełni wróciły zawiniątko obok siebie znalazłem. Głowa jednego z wojów Halfdana. Galvana, co z nami poszedł po Eryka i go inną drogą odesłałem. Był tam sługa jedynego. Nim go zoczyłem on wzrok mi odebrał. W chwile jeno. Ciemność mi kochanką zaczęła być jedynie. Dał mi wybór, że ubije, lub z miasta odejdę. Coś zaczęło mnie owijać. Zimnego, mrocznego, oślizgłego. Prócz wzroku odbierał tym jeszcze możliwość ruchu. We mnie zaś krwi nie było prawie… - Skald skrzywił się na wspomnienie a w oczach nagle rozbłysł mu strach. - Sięgnąłem do przymiotów Lokiego. Rzekłem mu, że odstąpię od miasta, odwołując się ku przebiegłości Jotuna Ognia. W myślach szło mi, że odstąpię jak Aros od nich uwolnię. Jakże się omyliłem… On jakimś sposobem potrafi po korzeniach Yggdrasill chodzić. Choć jedynemu służy jak rzekł. Wciągnął mnie w otchłań tak straszną, że wyłem ze strachu. To musiało być Helheim. Nie wychodziliśmy z miasta, a rzucił mnie na pustkowia. Parę godzin marszu od Aros… Trafiłem do chaty gdzie ona była - wskazał Lynelle. - Od Sól w dzień mnie uchroniła, zabrałem ją ze sobą po przebudzeniu. W połowie drogi wilki mój trop schwyciły. Pazury przeorały bramę tuż za mną, gdym ją przekraczał. Wiedzą o nas, czają się za miastem albo i tu już są. Wróciłem do chaty, zobaczyłem krwawe ślady, uznałem, że Eric zabił sługi moje… Tam Volunda spotkałem.
- Úlfheðinn… tutaj, pod Aros? - Pogrobiec się zdziwił, oczy mu aż promieniały natomiast jakimś podnieceniem. Parsknął śmiechem bez radości. - Dobrze… dlaczegoż nie mieliby przybyć wszyscy wrogowie Einherjar.
Volva wzrok spuściła na moment znów przypominając sobie dziwaczną rzeźbę. A co jeśli, to Leiknar pozamieniał wspomnienia Einara? Nic jednak nie rzekła, jeszcze.
- Teraz Twoja kolej Volundzie… - Rzekła do Gangrela.
- Tak… - skinął głową, a z poły ruby wydobył niewielką rurkę z egzotycznego drewna i strzałkę pachnącą trucizną i ziołami, kładąc je delikatnie na sękatej dłoni.
- Ja zaś wiele dowiedziałem się od… twego niedoszłego mordercy, o bracie. Niektóre rzeczy… mogły kłamstwem być, lecz tuszę, że niewiele. Niektórych się domyślam. Na przykład, że uśmiercić cię wcale nie chcieli, a jak Eryka potraktować. - spojrzał prosto w oczy skalda - Cząstkę swej mocy przeciw nam dopiero wykorzystali. Ten, któregoś pochwycił… młody, wybrany tak aby jego śmierć niewiele znaczyła. Przed działaniem napojony prastarą krwią dla potęgi i wigoru. Krew ich jak trucizna dla nas. Poza tym skryci niezwykle a prędcy jak wicher, co sam żeś widział, a my po tym... jak hirdu Halfdana prawie w całości wymordowali. Skrywają się pomiędzy Saracenami i Saraceński jest to oręż. - uniósł dłoń ze strzałką - Przybyli tu przed nami. Nie służą jednak jedynemu. Nie po Einara jednego przyszli, lecz głównie. Pościg z czasem czynią.
Pogrobiec przeciągle spojrzał na oblicza rodzeństwa, jak gdyby upewnić się chcąc, że nadążają.
- Albowiem są wrogami czegoś… kogoś, kto dla nich jest Cieniem. Ciemnością. Nie znam ich mowy, ale to wiem. Jest ktoś w Aros, czas nieznany, ktoś dłużej nawet od nich, cień, ciemność, moc jakaś z południa. Moc Rzymu, któremu Frankowie i Sycylijczycy i Iberowie i nawet niektórzy Germanowie w wierze są oddani, albowiem to dla nich święte miasto. Saraceni przybyli po Einara, a przybyli po ciemność, która zalęgła się tutaj niewidoczna… jakoś nań wpłynąć może. Tego nie wiedział.
Volund zamknął dłoń na rurce, do której strzałka akurat pasowała. Ją samą zaoferował volvie i Freyvindowi, by mogli zapach trucizny poczuć, trucizny i krwi, i obejrzeć rzecz uczynioną z ciemnego drewna z południa.
- Więcej aniżeli jeden wróg nasz w tym mieście.
- To kto…? - Zaczęła wieszczka ale przerwała i głowa pokręciła wzdychając. - Najpierw i ja opowiem… Będziecie wiedzieć skąd moje pytania. Pierwej wiedzcie, iż wysłałam Agivindurowi ukrytą wiadomość, iż w mieście inni, potężni afterganger się znajdują, by był choć tak ostrzeżony, gdyby coś nam się stało… Potem do godiego się wybrałam. Przyjął mnie i na rozmowę zaprosił. Nie został sługą krwi, nie był przestraszony, ba, za człowieka mnie wziął i zezwolił na ujrzenie jarla, by ten stwierdził, czym rzeczywiście od Agvindura przybyła, czy nie. Co samo to, już innym zachowaniem od tego cośmy słyszeli było. Wokoło langhusu więcej zbrojnych się kręciło niż to zazwyczaj bywa. W środku, rzeczywiście Einara ujrzała. Nie wydawał się skażony obcą mocą, przynajmniej nie w sposób widoczny. Był spokojny i opanowany… - Zerknęła na Freyvinda. - Powiedziałabym, że zbyt spokojny. Twierdzi, iż nie wie nic o żadnych ataku na niego i hird, poza burdą przy bramie sprzed czterech (no kiedy Ericzek wchodził) dni. Na moje stwierdzenie, iż sam Orm przybył, by nam o ataku powiedzieć, stwierdził, że Orm przecież na ożenek do Ribe pojechał. Kazał mi przekazać, iż Aros bezpieczne i on bezpieczny i zdawał się być do tego przekonany, choć myśli jego wokół lepszemu dozbrojeniu jego ludzi chodziły i o wytyczaniu nowego szlaku… Mam wrócić do niego przed świtem, by przekazał mi zaległą daninę dla Agvindura… - Zawahała się na moment. - Nie dostrzegłam i nie wyczułam nikogo w okolicy w czasie naszej rozmowy. Ale jest coś co mnie jeszcze niepokoi…. Za siedziskiem Einara rzeźba niezwykła stoi… Rzeźbę tą dwukrotnie już w wizjach widziałam. Pierwej, jeszcze przed thingiem, gdym kości zapytała co powodem jest jego zwołanie. Wtedym ujrzała tron pusty, jeno światłem zalany, za którym rzeźba taka stała… Wokoło tronu postacie chodziły, choć to bardziej cienie były. Wizja dziwną o tyle była, iż o ból mnie przyprawiała… Drugi raz w Varde ujrzałam… gdym o miejsce pobytu Leiknara pytała. Żagiel statku, którym płynął ozdobiony był takim wizerunkiem co rzeźba… Chciałam Wam narysować ten znak i spytać czy go gdzie nie widzieliście lecz tyle się działo… - Ręce rozłożyła.
- Niewiele z tego rozumiem. - Skald błysnął zebami w gniewnym grymasie. - Einar sobą, ale nie sobą. Przybysze po coś przyszli, nie znamy tego na co polują. A hird ktoś wymordował, a rzeźba skądś się wzięła. Ci co z nimi styczność miałem jak u siebie się czują. Chaos czysty nie na moją to głowę - Skald uderzył pięścią w burtę.
- Ktoś pierwszy do miasta przybył. Na długo przed thingiem. - Pogrobiec spojrzał na Elin - Z posągiem złowrogim… wedle bogów powiązan. Powiązan z cieniami i Leiknarem. Einar u siebie cały ten i czas i wciąż. Jak u siebie się w w Aros czuje, ktoś kto włada… - na skalda wzrok przeniósł - Ciemnością i cieniem? Wzrok Ci odebrano, czy resztę światła wszystkiemu wokół? Nieistotne. - uprzedził odpowiedź.
- Ktoś ten coś z hirdem uczynił. Orm zbiegł by do Ribe dotrzeć, ale sprawnie cokolwiek się dzieje zatuszowano. Einara podporządkowano… lub współpracować się… zgodził. - zawahał się Volund, jak gdyby z jakiejś przyczyny głęboko w to niedowierzał. Lub dowierzać nie chciał. - Czyś pewna, że to Einar był? Czyś pewna, że to Einherjar, że to nie złuda, że to nie kto upodbniony mocami jakich jeszcze nie znamy?
Zawahała się na moment.
- Pewnam, że to Einherjar ale wszystko inne jest dla mnie dziwnym… - Odparła w końcu. - Jego emocje były nie takie jak trzeba… stonowane… - Przekrzywiła lekko głowę i na Freyvinda nagle spojrzała.
- Chlothild! - Skald wyrzucił z siebie patrząc na volvę prawie półprzytomnym wzrokiem. - Demon w Chlo. Ciemność jaka tu przyszła, a której wrogiem saraceni co tu przybyli. Einar może być w mocy tak jak Franka. Zważcie, że ona też naturalnie się zachowuje gdy demon głębiej się schowa, a wciąż jest w jego mocy.
- To… - Volund zawahał się - ...tak… tak chyba być może. Dziw jeno, że spotkawszy cię na Krysta się powołuje. Acz… demon co w Chlo znieść mógł imię samo, jeno modłów nie. Ten może i w ten sposób się maskuje… jeśli to demon. - dokończył nie w pełni przekonany - Ale nieważne czym jest, nieodgadnione dla mnie jedno. W łasce Cię ciemność miała… lecz… oszczędziła. Przegnać chciała, koniec przynieść mogąc. To… niespodziewane. - rzekł, rozmyślając głęboko.
Wiedząca pokręciła głowa na słowa Freyvinda.
- To nie demon… widziałabym go w Einarze… i to co się zaatakowało bracie… To przypomina to com w wizji widziałam. To nie były demony, to było znacznie gorsze od nich… - Wzdrygnęła się na wspomnienie. - Dziwnym też jest to, iż Ciebie nie ubili, Erika również… ale ludzi nam pozabijali… A mówiąc o jarlu Tisso, gdzież on?
- Nie wiem - odpowiedział skald spokojnym tonem, pod którym kryła się zimna furia. - Wiem gdzie będzie. W domenie Hel. Bo jak będę z nim kończył, to miecz mu odbiorę, a zatłukę ścierwem psa jakiego, nie żelazem.
- W Tisso na powrót. Rzekł, że z drakkarami i hirdem powróci. - wyjaśnił Volund, przypomniawszy sobie że co innego Helleven, a co innego Elin wiedziała - Dzień, może dwa… czy prawdę mówił przekonamy się, ale tak tuszę.
Elin zmartwiona na Freyvinda spojrzała.
- Nie zapominaj bracie, że on jest jarlem… całe Tisso przeciwko sobie mieć chcesz?
- Choćby i cały kraj Danów. Kurwi syn szczeźnie.
- Jeśli z armią wróci, jedno mi obiecaj. - Pogrobiec na Freyvinda spojrzał - Że pierwej koniec przyniesiemy wrogom ukrytym, gdy chaos po naszej stronie. Wówczas… Wówczas gdy miasto z jednych wrogów oczyścimy, dopomogę ci choćbyśmy hird cały we dwóch wybić mieli, nim naprzeciw niego staniesz.
- Nie. Bo jeżeli moim co sie przez niego stało, to nie zdąży tu nawet przybyć. Nim wojów zgromadzi by tu przypłynąc ja w Tisso już będę.
Nijak się Volund nie ustosunkował do tej odpowiedzi.
- Dobrze więc… wiemy, że Saraceni niewidoczni w mieście, lecz nim nie władają. Wojów co w chacie byli poza Halfdanem i trzema innymi wycięli, bezgłośnie zda się. Zabójców wysyłają… otruć jak Eryka chcą. Jeśli Bjarki, Chlotchild, Karina i Jorik wtedy właśnie za tobą zbiegli, prosto na nich wpaść musieli. Pośród ciał ich nie ma. U Tycho ich nie ma. - zerknął na volvę - Czy ktokolwiek w mieście ich dostrzegł… uciekających choćby, powiedziałoby nam na pewno, czy ukryci, czy w ręku wroga.
Wiedząca nic nie rzekła na słowa Freyvinda zdając sobie sprawę, iż jeśli brat tak zacietrzewiony był, do rozumu nikt i nic mu nie przemówi. Jedyną nadzieją było odnalezienie jego ludzi.
- Mogłabym spróbować ich odnaleźć, jednakże do tego mapa by się zdała... Bez niej ciężko będzie określić dokładnie miejsce, wszak chaty w większości tak samo wyglądają… I coś należącego do nich by się przydało…
- Rzeczy ich mam - wskazał na wór leżący obok staruszki - ale mapa… wątpię by istniało coś takiego jak mapa Aros, a i tutejsi z pamięci co do budynku mogą nie odwzorować - zasepił sie.
- Czy w wizjach siostro… poza widzeniem zdarza ci się doświadczyć… zapachy? - zapytał Volund.
Zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Widzę i słyszę… Czuję… ale zapachy? Może… Nie wiem, nie skupiałam się na nich…
- Saraceni, na pewno ich śmiertelni kupcy zazwyczaj wożą ze sobą przyprawy. Kadzidła. Egzotyczne olejki o wyraźnych zapachach, jak rzeczy pozostałe. Jeśli na oślep uderzać nie chcemy… Być może po woni ich poznamy. - przyznał Volund, jakoś skrzywiony na własny pomysł.
Zniecierpliwiony skald wyciągną seaxe’a i zaczął płytko ryć coś na deskach pokładu. Bardziej zeskrobując brud niż rżnąc dechy. Mruczał przy tym coś do siebie nie bardzo zadowolony z efektów. Była to raczej wariacja na temat planu Aros, niźli dokładny plan. Widniały na nim jedynie najważniejsze budynki rozmieszczone ‘mniej więcej’ na tyle na ile pamietał spedziwszy tu dwa razy ponad rok pomiedzy swymi podróżami. Efekt prezentował sie mizernie, ale dawał całkiem znośne rozmieszczenie dzielnic i niektórych budynków. Ot tyle o ile. Skald spojrzał na volvę lekko niesmiało.
- Nie szkolonym w tym… - bąknął. - Tyle pamiętam…
Elin przyglądała się jego poczynaniom z namysłem i na koniec skinęła głową.
- Powinno wystarczyć. - Zdecydowała. - Podaj mi rzeczy. - Sama sięgnęła po woreczek z runami potrząsając nim wpatrując się w “mapę”.
Freyvind zaczął grzebać w worze i podawał Elin rzeczy należące do Bjarkiego, Chlo, Kariny i Jorika. Skupiał się by wybierać te z którymi byli najmocniej związani o ile pamiętał to. Brosza jaką Franka mu ukradła, a on jej ją w końcu darował, lutnia młodego domorosłego skalda, te i inne rzeczy lądowały przed Volvą.
Wieszczka skinęła głową i przyklękła przed wyrytym rysunkiem biorąc pierw w dłoń brosze, przez chwilę trzymała ją w rękach jeno, by potem na podołku ułożyć i runy w jedną dłoń chwycić, w drugiej nadgarstek przegryzła i kości krwią własną zrosiła mamrocząc coś cicho pod nosem.
Wzięła potem brosze i kości rzucając rzekła:
- Ukażcie mi służkę krwi mi mego brata… Ukażcie gdzie jest…. - Kości potoczyły się po rysunkowym Aros, a Elin wizja w miasto rzuciła, ciągnąc ją w kierunku północnym.

Stała przed chatą z drzwiami zdobionymi w konie, a za nimi ujrzała Chlothild rozciągniętą na stole. Postać jakaś na ciemno ubrana pochylała się nad nią… i skórę jej na nogach ucinała krew upuszczając. Życiodajny płyn skapywał do miski… Czerwień, krew… Wieszczka szarpnęła się wychodząc z transu. Brosza z rąk jej wypadła, a aftergangerka pochyliła się do przodu próbując odzyskać kontakt z rzeczywistością. Chwilę jej to zajęło, gdy w końcu rzekła.

- Drzwi… w konie rzeźbione, gdzieś na północy miasta… Chlo żyje… - Jeszcze dodała w myślach.
Frevind pochylił się i podtrzymał Elin widząc jej słabość. Na jego twarzy przez chwile troska sie rozlała wnet zalana zdecydowaniem.
- Kojarzę… pamiętam drzwi w konie rzeźbione, ale… - wytężył pamięć. Po chwili pokręcił głową. - Mniej wiecem wiem gdzie to było, ale nawet która uliczka między husami nie wspomnę.
Pogrobiec patrzył na plan miasta góry, jak gdyby Baldur patrzący na coś paskudnego i parszywego i wstrzymujący niechętny osąd. Słuchał ich słów, dziwnie nieporuszony zachwianiem Elin.
- Tej nocy… czy następnej? - zapytał tylko.
Skald spojrzał na niego tylko. Jakby nie rozumieł o co berserker pyta. Jakby nie miesciło mu się w głowie coś innego niż…
- Ruszam natychmiast. Znajdę ten dom.
Volund skinął na to jeno głową, po worek z rzeczami zebranymi sięgając i kołek zeń wyjmując. Przy tym dopiero na Elin spojrzał.
- Kiedyś ostatnio krwi kosztowała?
Namyśliła się chwilę.
- W Varde… - Odrzekła niepewnie.
- Napić się musisz teraz, z załogi Halfdana. On sam wskaże, z kogo… - spojrzenie na Freyvinda przeniósł - Ty, zaś, bracie…?
Wieszczka rozejrzała się niepewnie. Kiedy ostatnio bezpośrednio z człowieka pić próbowała? I co jeśli nie podoła przy załodze drakkara?
- Można kogoś w mieście przekupić… - Zaproponowała.
- Tak zrobiłem… - Frey skinął głową. - Za srebro krew. Pełnym życiodajnego płynu. Niewolnego możemy kupić na pożywienie dla Elin.
- Jeśli taka wasza wola. Jeśli mamy na to czas. - zamrugał ze zdziwienia oczyma Volund, ale nic więcej po jego kamiennym obliczu widać nie było.
- Ja jestem gotów ruszać… choćby w tej chwili. Lecz hirdmanów ostawmy, bój to będzie dla Einherjar…
- Bój tak, wziąłbym jeno część wojów by niewolników zakupionych na okręt odnieśli. Sami iść nie zdołają po tym jak się na nich pożywim.
- Pewniście, że bić się chcecie z tymi aftergangerami? - Zapytała jeszcze volva, choć nie oczekiwała innej odpowiedzi, wszak tu chodziło o ratowanie ludzi Freyvinda. Nie mogli ich zostawić na pastwę innych nieumarłych. Z drugiej strony to jej za bardzo Caern przypominało. - A dla naszych ludzi ryzyko iść mniejszą grupą.
- Pierwsi uderzyli. Nadszedł czas krwi i kling. Pomówimy z nimi gdy w pętach ze stuporu krew niewolna ich wybudzi. - odrzekł tylko Volund, broń poprawiając.
- Pierwsi uderzyli - zgodził się skald. - Weźmiemy dziesiątkę ludzi, którzy wrócą na statek z thrallami na których się pożywimy. Czas nam. Geir!
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 27-12-2016 o 20:20.
Blaithinn jest offline