Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2016, 19:39   #5
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***



Wylądowali miękko w okolicy Dunaju (a Mauriccio nawet w jego toni, co raz za razem podkreślał szczękając zębami), jakieś 20 kilometrów od wiedeńskiej zabudowy miejskiej, na terenach leśnych. Jak się okazało, Jules wziął ze sobą satelitarny telefon i dał namiary Eliottowi, by po nich przyjechał. Musieli tylko dojść do pobliskiej drogi - jakieś 2 km na wschód. Niestety, załatwienie terenowego wozu o tej porze graniczyło z cudem.
Sophie szła tuż obok Andre, ale cały czas zerkała na pozostałych. Normalnie nie miałaby problemów z chodzeniem w terenie, ale garniak i półbuty nie sprzyjały takim spacerom.

Kobieta targana była milionem pytań. Dlaczego Andre jest zdrajcą, czemu zachowywał się w ten sposób w samolocie? Czy zawsze będzie jej utrudniał pracę?

Raz na jakiś czas zerkała na profil wampira. Było to o tyle dobre, że przynajmniej nie marzła. Dziś nie piła jego krwi… czy jej głowa wróci do normy?

Zerknęła na zegarek. Pół godziny, w tym tempie dotrą tam nad ranem. O dziwo, teraz jej pracodawca wydawał się bardziej napięty niż w trakcie spadania samolotu. Nawet zabronił Julesowi dzwonić w sprawie katastrofy, by ją jak najprędzej wyjaśnić i zatuszować.

- Nie teraz.
- rzucił szeptem.

Mimo wszystko był w stanie jednak dostrzec w tym wszystkim Mauriccio, który wylądował w wodzie. Mimo protestów kamerdynera, zdjął z niego frak i okrył go własną marynarką.

- Jak się ma serce skute lodem, to się nie marznie. - zaśmiał się cicho, po czym ruszył dalej w kierunku drogi, którą pokazywał gps - 1,56km przed nimi.

Sophie odnosiła wrażenie, że jeśli ktoś tu ma serce skute lodem to ona.
Jeśli obawiasz się czegoś konkretnego, byłabym wdzięczna gdybyś mnie o tym poinformował. - Kobieta zaczęła się już rozglądać za miejscem, w którym wampir mógłby się przespać.

Lupini. Mała szansa, by zapuszczali się aż tak blisko terenów miejskich, ale kto ich tam wie. Trochę zamieszania narobiliśmy.

- Na szczęście narobiliśmy zamieszania kilkanaście kilometrów dalej. - Sophie uważniej teraz nasłuchiwała zwierząt. Bo lupini to były wilkołaki… tak mało nadal wiedziała. Jak z tym walczyć? Lepiej jak po prostu stąd znikną. Zerknęła na dwóch idących za nimi mężczyzn. - Może się wyrobimy.

Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Mniej więcej w połowie drogi usłyszeli wycie wilka. A potem kolejne. Nie były to bliskie odgłosy, ale jednak mroziły krew w żyłach... przynajmniej tym, którzy ją mieli.

Sophie wyciągnęła broń z kabury. Poczuła się lepiej, ale wolałaby coś o większym zasięgu. Czy taka broń w ogóle działała na wilkołaki? Zerknęła na zegarek. Jeszcze z kwadrans w tym tempie.

Kobieta zaczynała mieć nadzieję, że Elliott wyjdzie im naprzeciw z cięższym kalibrem. Nie pozwalała by na jej twarzy odmalował się niepokój.

- Za wolno… - jej szept był bardzo cichy. Można go było nie zauważyć w hałasie który wywoływali nieporadnie idąc po ciemku. -... idziemy za wolno.
- Jeżeli zaczniemy biec, stracimy czujność i narobimy większego hałasu. - szepnął w odpowiedzi Andre.
- Poza tym Mauriccio chyba nie da rady. - dodał Jules równie cicho.
- Wybacz, tylko marudziłam. - Sophie obejrzała się za siebie, słysząc dźwięk pękającej gałązki. Musiał to być dźwięk wywołany przez któregoś z mężczyzn. - Zabierajmy się stąd.

Bardzo chciała, by to wyobraźnia płatała jej figle, ale dźwięk się powtórzył i na pewno nie pochodził spod stóp towarzyszy, dochodził gdzieś z boku.

- Ukryjcie się - warknął Andre - Im nie chodzi o was, tylko o mnie.
Asystent i kamerdyner nawet nie oponowali. Wskoczyli w pobliskie krzaki, by tam się przyczaić. Została Sophie.
- No już! Sam mogę ich zgubić. - wytłumaczył wampir.
- Jeśli chcą cię gonić będą musieli się przebiec po mnie. - Sophie uśmiechnęła się. Nie miała z nimi szans. Czuła to. Jednak co by się nie działo była jego ochroniarzem. - Ruszaj się.
- Sophie, wydałem ci rozkaz! -
wampir fuknął i obnażył zęby. Wyglądał teraz jak dzika bestia a nie cywilizowany nowobogacz.

Sophie zamarła. Bardzo chciała wykonać polecenie... Jak każde polecenie Andre. Nie było opcji, że kogoś zostawi… znowu.

- Jestem twoim ochroniarzem Andre, nie gadaj tylko biegnij.
- Idiotka.. Biegnij i nie oglądaj się!
- ruszył przed siebie.

Był szybki... nieprawdopodobnie szybki. Ubranie w niczym mu nie przeszkadzało, na dodatek miał jakąś magiczną zdolność unikania przeszkód. Zawsze przeskakiwał we właściwym momencie nad powalonymi pniami, unikał też zderzania z większymi gałęziami.

Kobieta ruszyła za wampirem. Nie miała szans by dotrzymać mu kroku, nawet gdyby była jeszcze w wojsku. Lewą ręką osłaniała twarz przed gałęziami. Skupiała się na tym by go mieć w zasięgu wzroku… na długość strzału. Zwiększenie tempa uniemożliwiło jej nasłuchiwanie, teraz jednak liczyło się by dotrzeć do auta i najlepiej załadować do niego Andre.
Wtem zobaczyła jak z krzaków po lewej stronie Burtha wypada wielka owłosiona bestia i... spada wprost na plecy Andre, przewracając go i spychając w zarośla.

Gdy tylko wilkołak, bo tym chyba było to coś, wypadł z krzaków. Sophie oddała strzał. Widząc jak dwie istoty lądują w krzakach ruszyła w ich stronę. Oby lupiny nie były jak wilki… nie biegły watahą.

W krzakach się kotłowało, jakby ktoś kogoś rozrywał na strzępy. A kiedy kobieta była już blisko... usłyszała śmiech. Jakieś 50 metrów od niej, na stosie liści siedział Andre i śmiał się rozbawiony, mimo że cały jego garnitur był podarty. Obok niego natomiast stała prawie naga kobieta.

[MEDIA]http://vanessaflorence.com/wordpress/wp-content/uploads/2014/01/wild-woman.jpg[/MEDIA]

- Ty się nie śmiej, byłoby po tobie. - mówiła do wampira, jakby ten był uczniakiem - Co ty sobie myślisz? Tylko ludzka obstawa. Zdurniałeś do reszty?

Sophie zamarła. Adrenalina nadal się jej trzymała na wypadek gdyby to jednak nie był koniec. “Tylko ludzka obstawa”... przygryzła wargę poirytowana.

- Czy skończyli już państwo? Chciałabym odprowadzić Pana Burtha do auta. - Nie wiedziała, jak ma się do niego zwrócić w towarzystwie innych. Wolała formalniej. Najwyżej potem się jej oberwie. Opuściła pistolet ale nadal trzymała go w pogotowiu.
Wampirzyca spojrzała na nią z irytacją.
- Milczeć! - rozkazała ostro.
- Daj spokój Seleno, Sophie tylko się martwiła. Nastraszyłaś nas. - Andre podniósł się z liści, po czym krytycznie spojrzał na siebie - Lubiłem ten garnitur…

Kobieta schowała broń do kabury i podeszła do wampira. Czuła, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi dopadnie ją zmęczenie, krótki sen zaczynał dawać o sobie znać. Rozejrzała się po okolicy tylko na sekundę zawieszając wzrok na wampirzycy. Najwyraźniej inni nieśmiertelni nie byli tak życzliwie nastawieni do ludzi. Zsunęła z siebie marynarkę i wysunęła na dłoni w stronę Selene.

- Czy nie zechciałaby Pani się okryć? - Ciekawe czy znów się jej oberwie za odzywanie się… Chciała już tylko opuścić ten przeklęty las. Zabrać stąd tego szalonego wampira. Adrenalina zeszła, pojawiło się zmęczenie.

Selena spojrzała na nią w taki sposób, w jaki patrzy się na psie odchody na chodniku. Nagle uniosła rękę... i nim wykonała jakiś ruch, Andre chwycił jej nadgarstek. Zamarli w jakimś dziwnym napięciu.

- Sophie - odezwał się wampir - Przyprowadź proszę Julesa i Mauriccio. Powinni wiedzieć, że nic nam nie zagraża. Pani Selena odpowiada za porządek na granicach terytorium Camarilli i na pewno nie chciałaby konfliktu... ani z nieśmiertelnymi, ani z ludźmi. - spojrzał znacząco na wampirzycę.
- Jak sobie życzysz. - kobieta narzuciła na ramiona marynarkę i ruszyła z powrotem po mężczyzn. Chciała się obejrzeć, ale i tak czuła że narobiła wampirów i kłopotów.

Kiedy w trójkę już dołączyli do Andre, Kainita był sam. Nigdzie nie było widać wampirzycy.

- Eliott już na nas czeka. Zostało pół kilometra.
- powiedział, na powrót rozluźniony, po czym ruszył w kierunku, skąd dało się wyłowić co jakiś czas warkot silnika.

Sophie znów szła dwa kroki za wampirem. Musiała mocno walczyć z sobą by utrzymać tempo i się skupić. Zastanawiała się na ile to spotkanie, może mieć wpływ na jej pobyt w Wiedniu. Zerknęła na Andre. Była ciekawa jakie wampiry mają między sobą relacje.

- Przepraszam jeśli zachowałam się nietaktownie.
- A ty uważasz, że twoje zachowanie było nietaktowne?
- zapytał wampir, uśmiechając się lekko.
- Nie. - Sophie nawet nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią. - jednak nie jestem w stanie ocenić jak to widzą wasze nieśmiertelne główki. - mówiła za dużo. Ugryzła się w język. Jednak zmęczenie dawało się jej we znaki.
- Więc po co przepraszasz? Gdybym uważał, że twoje przeprosiny są mi do czegoś potrzebne, dałbym ci znać. O, chyba słyszę Eliotta jak podśpiewuje znów tę rzewną melodyjkę. Gdzie on to usłyszał?

Choć Sophie domyślała się o jaką melodię chodzi, bo ochroniarz faktycznie ostatnio chodził notorycznie z jedną pieśnią na ustach, sama nic nie była w stanie usłyszeć z tej odległości.

- Na zajęciach z etykiety które mi zafundowałeś mówiono, że jeśli urażono kogoś, należy za to przeprosić. - Pominęła fakt, że tego typu zajęcia miała też w przedszkolu. Gdy wampir stwierdził, że się zbliżają - Tamta wampirzyca wydawała się, jak dla mnie, bardzo oburzona moim zachowaniem. Zrozumiałam, że ciebie też mogłam urazić. - Sophie nawet cieszyła się na myśl, że zaraz zobaczy Eliotta. W końcu ktoś, kto w jej rozumieniu był normalny. Troszkę się ożywiła i wyrównała w końcu oddech.


- Musisz się z tym liczyć, że nie każdy spokrewniony widzi... człowieka w człowieka. Nie powinno cię to jednak obchodzić. Ty jesteś ze mną. Co więcej, prawdopodobnie niedługo zostaniesz żołnierzem elitarnej jednostki, która często dba o spokój nieśmiertelnych, gdy są bezbronni - w czasie snu. Nie, Sophie, masz prawo być sobą. I do ciebie tylko należy decyzja z kogo zrobisz sobie przyjaciela, a z kogo wroga.

Na sformułowanie “Ty jesteś ze mną” Sophie zrobiło się dziwnie gorąco. Przytaknęła tylko ruchem głowy, że przyswoiła co wampir do niej powiedział. Z ulgą przyjęła widok Eliotta stojącego przy aucie. Odruchowo rozejrzała się po okolicy, mimo że wiedziała, iż ochroniarz na pewno sprawdził czy będa tu bezpieczni.

- Wyglądacie jak gówno
- przywitał ich Eliott, po czym zerkając mniej pewnie na Andre dodał - Za przeproszeniem.
- My przynajmniej mamy wytłumaczenie.
- odciął się Burth, najwyraźniej też kontent z widoku znajomej twarzy.
- Zabierajmy się stąd Eliott. - Sophie uśmiechnęła się do ochroniarza. Nadal nie czuła się pewnie w tym miejscu. Tym bardziej, że pozostawała jeszcze sprawa zatuszowania całego wypadku, którą na szczęście nie ona musiała się zajmować. - Opowiemy ci wszystko po drodze.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline