Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2016, 12:46   #6
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Hotel, który od teraz miał być ich domem, z zewnątrz nie wyglądał szczególnie okazale. Westbahn Hotel wpasowywał się w szereg zadbanych, aczkolwiek podobnych do siebie kamienic zabudowy śródmiejskiej Wiednia.


Czy ten budynek naprawdę zasługiwał na cztery gwiazdki? Wystarczyło wejść do środka, by się o tym przekonać. Modernistyczne, urządzone ze smakiem wnętrze zdawało się być rajem perfekcjonisty. Nic dziwnego, że Andre wybrał właśnie tę lokalizację.


Wampir i jego ekipa mieli do dyspozycji całe północne skrzydło na ostatnim - 3 piętrze budynku, czyli w praktyce poza osobną sypialnią dla każdego, były jeszcze dwa salony (jeden dla ludzi, drugi dla Andre i jego gości - wyposażony w jakuzzi), mała siłownia, biblioteczka oraz stół bilardowy na korytarzu. Tutaj prym ochroniarski przejął też Eliott, odsyłając Sophie do jej pokoju, by mogła odświeżyć się i rozpakować.


Tej nocy miała już wolne. Mogła położyć się spać lub iść na miasto - byleby była pod telefonem.
Sophie zatrzymała się patrząc z lekkim niedowierzaniem na swój pokój. Nie to, że mieszkała w gorszych warunkach będąc na służbie u Andre, ale po prostu nie mogła się do tego przyzwyczaić. Spojrzała na swoje ubłocone buty i spodnie. Nie zastanawiając się zbyt długo zaczęła zrzucać z siebie wszystko. Pasek z kaburą chwyciła w zęby. Była to jedna z rzeczy, z która się nigdy nie rozstawała. Zupełnie naga przeszła do łazienki, widząc prysznic o mały włos nie wypuściła broni z rąk.
- Co złego jest w opcji ciepła i zimna woda? - Pytanie poniosło się echem po pustej łazience.
Po kilkunastu sekundach walki z ustawieniami maszyny do kąpieli jakoś udało się jej wziąć ciepły prysznic. W hotelowym szlafroku padła na zbyt miękkie łóżko i wydobyła z małej kieszonki przy pasku kabury pierścionek od Johna. Z jakiegoś powodu nie mogła się z nim rozstać. Chwilę przyglądała się mu mając nadzieję, że zaraz zmorzy ją sen, który tak dopominał się uwagi w lesie. Miała czas wolny, równało się może się wyspać. Jednak wydarzyło się tyle…
- “Tylko ludzka obstawa…” - Sfrustrowana podniosła się i sięgnęła do jednej z przywiezionych przez Eliotta toreb. Szybko wcisnęła się w sportowy strój, pomijając temat bielizny. Niestety sporą część tego typu garderoby straciła w wypadku samolotowym i wyszukiwanie teraz czegoś co by się nadawało irytowało ją bardziej.


- Błagam o wybaczenie, że jestem cholernym człowiekiem… - Związała włosy sznurówką po kilku minutach poszukiwań gumki do włosów. - … jak większość istot na tej planecie.
Jeszcze bardziej zirytowana chwyciła pasek z kaburą wsuwając wcześniej pierścionek do właściwej kieszonki i opuściła pokój. Albo skorzysta z tej siłowni, albo ruszy na miasto w poszukiwaniu innej, było jej wszystko jedno. Musiała odreagować by zasnąć.


Było pusto, w sumie nic dziwnego był środek nocy. Wdrapała się na drabinkę rzucając pod sobą pasek z kaburą. Zwiesiła się w dół czując jak krew napływa jej do głowy, miała nadzieję, że zaraz zacznie wypychać te wszystkie głupie myśli: czemu Andre jest zdrajcą, co chował do kieszeni, czemu zwlekał z opuszczeniem samolotu, kim dokładnie była tamta wampirzyca, czy jej zachowanie nie zaszkodzi w dostaniu się do Ankh, czy chce się tam dostać i opuścić Andre, czemu właściwie chce przy nim być i tak nie jest przydatna bo jest cholerną “tylko ludzką” obstawą.
Zaczęła się podciągać robiąc to jak najdokładniej i wolno. Musiała się wymęczyć. Tak jak myślenie przeszkadza na wojnie, tak i przeszkadza tutaj.
Była tak pochłonięta ćwiczeniami, że w pierwszej chwili nie zauważyła jak do sali wszedł obcy mężczyzna. Dopiero kiedy rzucił swoje rzeczy w kąt, wyłapała ruch w odbiciu szyby i obejrzała się w tamtą stronę.


Blondyn zdjął koszulkę i już zaczął szykować się do ćwiczenia na kajaku, gdy sam spostrzegł Sophie. Uśmiechnął się do niej.
- Guten Abend - przywitał się po niemiecku.
- Good evening.. - Przez chwilę mogło się wydać, że wita się z nieznajomym. -...doesn’t sound correct at this hour. - Sophie wróciła do ćwiczeń. Nie miała ochoty ani na przypominanie sobie niemieckiego, ani na rozmowę z kimkolwiek.

Teraz była wkurzona jeszcze bardziej, jak mogła wcześniej nie wyczuć czyjejś obecności… Zerknęła na leżącą obok drabinek kaburę, ale stwierdziła, że teraz i tak się nic nie poradzi. Jeśli nie jest ślepy to już ją widział, a jak jest, to nie ma czym się martwić.

Mimo, że znów ćwiczyła teraz cały czas obserwowała mężczyznę. Nie chciała by się zbliżył… przede wszystkim by zbliżył się do jej broni.
Jakby odczytując te sygnały, blondyn zajął się wyciskaniem na kajaku. Po kilkunastu minutach zmienił maszynę, ale wciąż trzymał się z dala od Sophie. Wydawało się, że on również preferuje samotność. Kiedy zawieszony na drabince zaczął robić brzuszki, a jego włosy odsłoniły uszy, kobieta dostrzegła bezprzewodowe słuchawki w nich. Teraz już rozumiała skąd to bezgłośne mamrotanie co jakiś czas - facet musiał sobie podśpiewywać. Nagle spojrzał na Sophie, a zauważywszy jej spojrzenie znów się uśmiechnął. Wydawał się wyluzowany.

Nie mogła się skupić. Zeskoczyła z drabinek i podniosła broń narzucając ją na ramię. Obecność mężczyzny niepokoiła ją. Podeszła spokojnym krokiem do blondyna. Była pewna, że ta część budynku była przeznaczona dla Andre… pomyliła się? Powstrzymała się by nie przetrzeć twarzy koszulką, bo pokazałby wtedy blizny. Widząc, że ma z nim kontakt wzrokowy, wskazała by zdjął słuchawki.
- Kim Pan jest? - zapytała po angielsku. Wolałabym rozmawiać w tym języku… choć może ćwiczenia niemieckiego w takich miejscach nie byłoby złe…. Nie, niech myślą, że nie rozumie co obok niej mówią.
- Och, niepokoję panią? - mężczyzna wstał i wyprostował się. Mówił płynnie po angielsku, choć dało się wyczuć obcy akcent. Podszedł kilka kroków w stronę Sophie, ale nie na tyle blisko, by ją to niepokoiło. - Jestem Martin, sąsiad spod 316. Nie myślałem, że kogoś zastanę o tej porze. Mówi się, że lepiej ćwiczyć wcześnie rano, ale... ja nie potrafię się zebrać. Wolę już w nocy. - powiedział wesoło, po czym skinął przyjaźnie głową - A pani?

Sophie szybko starała sobie przypomnieć układ pokojów i czy ten konkretny znajduje się w ich skrzydle. Facet musiał być innym gościem. Będzie musiała spytać Eliotta czy inni też mogą korzystać z siłowni.
- Abigail. Też mieszkam na tym piętrze. - Obejrzała mężczyznę nie uśmiechając się. - Uważam, że lepiej jest ćwiczyć o jakiejkolwiek porze niż nie ćwiczyć wcale. Udanych ćwiczeń.

Kobieta wyminęła mężczyznę. Nie była w stanie trenować z kimś takim w pomieszczeniu. Już miała wyjść, gdy mężczyzna podbiegł kilka kroków. Powstrzymał się jednak przed dotknięciem jej, wyczuwając, że prawdopodobnie sobie tego nie życzy.
- Przepraszam, wydaje się pani zdenerwowana. Jeśli to przeze mnie... mogę przyjść później. Nie chciałem przeszkadzać. - zaczął się tłumaczyć, choć wcale nie musiał. Poczochrał się przy tym po blond czuprynie. Sophie zauważyła, że z jego ucha cieknie po szyi wąziutka strużka krwi. Mężczyzna prawdopodobnie skaleczył się, wyjmując słuchawki.

Kobieta sięgnęła i starła trochę krwi z jego szyi i pokazała mu.
- Uważałabym trochę. - pstryknęła strzepując ją z palca na nieskazitelną hotelową posadzkę. - Nie musi się Pan tłumaczyć. Jedyne co mnie irytuje to problemy ze snem. - Uśmiechnęła się do Martina. - Siłownia jest dla wszystkich.
- Rozumiem. Prawdę mówiąc, to też mój sposób na bezsenność. - mężczyzna przyłożył dłoń do krwawiącego miejsca - Gdy nie ćwiczę, to siedzę w barze. Nie znam miasta i raczej sam nie mam zwyczaju się wypuszczać. Tak więc gdyby pani miała kiedyś ochotę na drinka... ja stawiam. - skłonił się, po czym ruszył znów w stronę przyrządów do ćwiczeń.

Podrywał ją? To było nawet zabawne. Opuściła siłownię i skierowała swoje kroki w kierunku… no tak. Gdzie może być teraz Eliott? Rozejrzała się po korytarzu i uznała, że zacznie od okolicy gabinetu Andre.

Faktycznie, gdy tylko weszła do salonu, przeznaczonego dla Andre i jego własnych gości, natknęła się na drugiego ochroniarza, sterczącego pod drzwiami do gabinetu, który wyraźnie się ożywił na widok Sophie.
- Co tam? - zagadnął.

Sophie rozejrzała się po saloniku. Powoli podeszła do Eliotta zerkając za siebie.
- Czy inni goście mogą korzystać z siłowni? Trafiłam na pewnego uroczego blondynka i nie wiedziałam czy powinnam go wywalić.
- Jak uroczego, to zdecydowanie powinnaś. Nie będzie mi konkurencji robił. - zaśmiał się Eliott, po czym spoważniał - Siłownia jest tylko dla nas. Co to za koleś? Rozmawiałaś z nim? Węszył?
- Ćwiczył. Martin, podobno pokój 316. Mogę tam wrócić i go wyprosić. - poprawiła kaburę na ramieniu. - Albo zabrać na drinka i sama powęszyć.
- Już się tak nie wczuwaj - burknął ochroniarz - Sprawdź go na recepcji i wywal. Może mu się coś pomyliło, albo to ktoś z zewnątrz. Lepiej bądź ostrożna Ab... Sophie.
- Jak chcesz. Wrócę się jeszcze po telefon bo został w pokoju.

Kobieta opuściła salonik. Może jeśli jeszcze jej nie zabił, to teraz też będzie grzeczny. Zaszła do pokoju i zgarnęła telefon z leżącej na podłodze marynarki. Ruszyła w stronę siłowni. Otwierając drzwi była bardzo ostrożna. Nie przepadała za ludźmi, którzy ładowali się tam gdzie nie powinni. Miała serdecznie dość emocji jak na ta noc. Czy tak miało być cały czas. Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając blondyna. Tym razem jednak była zupełnie sama. Piękniś musiał zwinąć się w tak zwanym międzyczasie.

Przeklęła cicho… to ją zaniepokoiło jeszcze bardziej. Powoli obeszła wszystkie pomieszczenia, które zajmował Andre, po czym zeszła do recepcji. Była ciekawa na ile będa chcieli jej pomóc. Te wszystkie poufne informacje…
Podeszła do kontuaru rozglądając się za kimś z obsługi.
Od razu pojawiła się filigranowa szatynka z uśmiechem przyklejonym do twarzy - ogromnym uśmiechem, trzeba dodać. Panna Ida - według plakietki - chyba była świeżo po zabiegu botoksu... albo spotkaniu z rojem pszczół.
- Tak, w czym mogę pomóc?
- Byłam ciekawa kto zajmuje pokój 316. Potwornie tam głośno. - Sophie uśmiechnęła się do panny Idy.
- Och, zaraz poślę tam kogoś. Uprzejmie przepraszam za tą sytuację. Na przyszłość jednak nie musi pani wychodzić z pokoju, wystarczyłoby zadzwonić.
- Skoro już się pofatygowałam, mogę tam zapukać wracając. Ktoś istotny, kogo nie powinnam niepokoić? - Sophie odsunęła się od kontuaru. Najwyżej, poczeka na obsługę i się upewni gdy przyjdą.
- Wszyscy nasi goście są istotni. - odpowiedziała szatynka wyuczoną formułką, uśmiechając się szeroko, po czym chwyciła za słuchawkę i wcisnęła kilka klawiszy - Halo? Erou, poproś gościa spod 316 żeby przestrzegał ciszy nocnej. Sąsiadka się poskarżyła. Yhm. Yhm. - odłożyła słuchawkę, po czym znów odezwała się do Sophie - Zrobione, czy mogę w czymś jeszcze pomóc?
- Dziękuję za pomoc. - Sophie obróciła się i ruszyła spowrotem na 3 piętro. No cóż, najwyżej będzie musiała zapukać i sama sprawdzić. Nigdy nie potrafiła gadać z tymi laskami z recepcji… gadać z kimkolwiek. Westchnęła ciężko wchodząc po schodach. Co Andre sobie wyobraża chcąc ją angażować w te “imprezy”. Czymkolwiek by one nie były.

Na piętrze skierowała swoje kroki bezpośrednio do pokoju 316. Będzie najgorszą sąsiadką w życiu tego typka. Nim wyszła z bocznego korytarza, już rozpoznała jego głos. Mężczyzna mówił po niemiecku.
- To jakaś pomyłka. Jedyną muzykę miałem na słuchawkach. A i tę teraz wyłączyłem, bo brałem prysznic. - tłumaczył się komuś.
Sophie zatrzymała się w pół kroku i z rozbawieniem przysłuchiwała wymianie zdań. Czuła się jak wredny pięciolatek… a przynajmniej tak się jej wydawało. Powoli opuściła kryjówkę nim jeszcze zamknęły się drzwi i podeszła do rozmawiających.
- Guten Abend. - Uśmiechnęła się do Martina.
- Och, dobry wieczór - odpowiedział jej po angielsku, po czym zwrócił się do niskiego boya hotelowego - Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz włączyłem telewizor czy radio. Słucham muzyki tylko na słuchawkach. To nie mogłem być ja!
- Oczywiście, musiała zajść pomyłka - odpowiedział młodziutki boy z wyraźnym problemem trądzikowym - Może ktoś pomylił numery pokoju. Zaraz to wyjaśnię.
- A jak wyglądała ta osoba, która złożyła skargę, jeśli mogę zapytać? - wszedł mu w słowo blondyn.
- To byłam ja. - Sophie uśmiechnęła się do mężczyzny. - Miałam problemy by zagadać.
Blondyn otworzył usta, patrząc na kobietę. Po chwili zreflektował się i je zamknął.
- To chyba się wyjaśniło. Może pan już iść. - zwrócił się do boya hotelowego.
- Tak... em... dobranoc... państwu - chłopak był zdecydowanie zbity z tropu, ale postanowił się wycofać.

Gdy zaś Sophie i niejaki Martin zostali sami, mężczyzna - tym razem ubrany w krótkie spodenki i biały podkoszulek - wykonał zapraszający gest w stronę swoich drzwi.
- Może zechcesz mi to wyjaśnić. Abi, prawda?
- Zobaczymy co da się zrobić. - Kobieta weszła do pokoju i rozejrzała się z zaciekawieniem po wnętrzu. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jej zdradzić kim jest mieszkający tu mężczyzna. - Jak tam ucho?
- W porządku. - odpowiedział mężczyzna - To było tylko skaleczenie. Napijesz się czegoś?

Wnętrze pokoju bardzo przypominało to, które już znała ze swojej sypialni - tylko wszystko było utrzymane w tonacji bieli i brązu. Osobistych rzeczy było niewiele. Na nocnym stoliku kobieta zauważyła butelkę z wodą mineralną, komórkę i książkę. Na biurku leżał laptop, a przy nim stało otwarte piwo. Na wieszaku przy drzwiach zauważyła też czarną, skórzaną kurtkę.

- Wody.
Sophie nie przejmując się co sobie o niej pomyśli mężczyzna podeszła do stolika i zerknęła na książkę.
- Nie zdążyłam się napić po treningu.

Martin wyjął z niedużej lodóweczki 0,5 litrową nie otwartą wcześniej butelkę i rzucił Sophie.
- Mam tylko niegazowaną.
Dziewczyna otworzyła butelkę i jednym chaustem opróżniła prawie połowę.
- Przepraszam, za zamieszanie. Musiałam się upewnić, że tu mieszkasz, a był to jedyny pomysł jaki przyszedł mi do głowy.

Przez chwilę zastanawiała się czy gdzieś nie przysiąść, ale uznała, że pozostawienie śladów od potu w pokoju obcego faceta, na którego właśnie się nasłało obsługę hotelu… może nie być najlepszym pomysłem.

Podeszła do mężczyzny, stając zaledwie krok-dwa od niego.
- Będę musiała cię prosić byś nie korzystał z siłowni na tym piętrze. - Uśmiechnęła się. - Upewniłam się i przez jakiś czas nie będzie ona ogólnodostępna. - Przeniosła wzrok na skórzaną kurtkę. Trochę kojarzyła się jej z czasami jakie spędziła w “podziemiu”. Z Johnem… kobieta uśmiechnęła się, ale odruchowo skrzyżowała ręce na piersi, odcinając się od Martina. - Ładna.
- Co? A. Kurtka. Dzięki - tym razem to on się wycofał. Podszedł do okna, ale po chwili wrócił do Sophie z szerokim uśmiechem na ustach - To wy wynajmujecie większość piętra! - najwyraźniej cieszył się, że sam to rozgryzł - Obsługa mnie informowała. A niech to, nawet mówili które pokoje, a ja jakoś nie skojarzyłem, że jeśli pokój siłowni ma numerek, to też się w to wlicza. Jakoś mi wyszło, że to pomieszczenie jest zawsze ogólnodostępne. A przecież duża siłownia jest w piwnicach razem ze spa. Wyszła ze mnie małomiasteczkowość. - blondyn wyglądał na zakłopotanego - A ja ci jeszcze wlazłem tam bez koszulki... Bardzo, bardzo cię przepraszam. Oczywiście, już nie popełnię takiej gafy.
- Na szczęście należysz do tych facetów, którym brak koszulki nie przeszkadza. - Sophie uśmiechnęła się. - Odwdzięczyłam się małym zamieszaniem. - Przez chwilę rozważała czy jednak go nie przeprosić, nie zaproponować drinka, jednak jak na zawołanie w jej głowie pojawił się Andre. Wyminęła mężczyznę i podeszła do drzwi. - Nie będę wobec tego Panu już przeszkadzać. Zalecam nie zapuszczać się w tamte rejony. Dobranoc.
- Chwileczkę... - mężczyzna wyraźnie nie chciał by odchodziła - Może... skoro oboje narozrabialiśmy, da się pani... nie, czy dasz się jutro zaprosić na lunch? Chciałbym zmazać wrażenie nieogarniętego wieśniaka, jakie zapewne na tobie zrobiłem. A przynajmniej mieć szansę. - mrugnął wesoło.

Sophie dłuższą chwilę uważnie przyglądała się mężczyźnie. Czuła, że przymilanie się do kogoś w Wiedniu… mieście, które powitało ją samobójstwem pilotów w samolocie, spotkaniem z nadętym wampirem w lesie, krytykę, która do tej pory ją bolała.
- Niestety nie jestem w stanie w żaden sposób zagwarantować tego, że jutro będę miała czas wolny, a już tym bardziej w porze lunchu… - Może rozmowa z kimś dobrze jej zrobi. Z kimś spoza tego wszystkiego. - Jeśli chcesz, możemy się wybrać teraz do baru na dole. Myślę, że mogę pozwolić sobie na coś bezalkoholowego. - Uśmiechnęła się do Martina i jeszcze raz oceniła jego strój. - Tylko, chyba, kładłeś się spać.
- Raczej miałem poczytać - wskazał książkę na stoliku nocnym “Rok 1Q84” Murakamiego - Cóż, to może oboje się ogarniemy i spotkamy na dole za 5 minut? - zaproponował.
- Jeśli satysfakcjonuje cię wersja bez makijażu - Sophie mrugnęła do mężczyzny. - to widzimy się za 5 minut.

Nie czekając na jego odpowiedź opuściła pokój i ruszyła w stronę swoich włości. Przechodząc zerknęła jeszcze na salon, w którego gabinecie zapewne stał Elliott. Pierwszy raz była ochroniarzem, nawet nie wiedziała czy może pozwolić sobie na to co teraz robi. Wróciła do swojego pokoju i od razu przeszła do łazienki. Teraz ustawienie prysznica zajęło jej dużo mniej czasu. Gdy wyszła z łazienki w samym ręczniku zdała sobie sprawę z jednej rzeczy… w torbie miała głównie koszule i poskładane garnitury. Była to jedyna rzecz jaką nabywała od kiedy zaczęła pracę u Andre. Musiała założyć marynarkę bo na pewno brała z sobą broń… Pozostawało mieć nadzieję, że jeansy pamiętające czasy walk w Paryżu jakoś załagodzą sytuację.


Zgarnęła jeszcze telefon i napisała do Eliotta, że w razie czego jest w barze w hotelu. Po niecałych 5 minutach była na dole.
 
Aiko jest offline