Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2016, 13:05   #83
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Freyvind, Volund
Straże widząc zbliżających się zbrojnych i volvę z palisad, w pogotowiu stały.
- Przed świtaniem zakaz wpuszczania obcych - mruknął niechętnie jeden znużonym tonem.
- Przepuść nas. Ja z kupcem umówiony, w dzień nie mogę handlować. Volva zaś wizytę u jarla ma zapowiedzianą - Frey rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Volva? - spytał ten sam woj z nieco mniejszym znużeniem. Tym razem zainteresowanie wykazał i jakoś wyprężył się bardziej. - Przejdźcie do bocznej bramy. Tej nie otworzym. - wskazał kierunek wskazujący na wschód.
Elin skinęła głową i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Dobrze, chodź z nami - Skald skinął głową i podążył za Volvą.

Wschodnia brama różniła się od bramy głównej jedynie wielkością. Gdy główna brama portowa wielkimi odrzwiami była, wschodnia jej siostra mniejsza i skromniejsza zdawała się.
Strażnik przeprowadził ich w obręby miasta po krótkiej wymianie zdań z towarzyszami broni. Najwidoczniej tym razem ich asem w rękawie była Elin, wobec której Einar wykazać się chciał.
- Co dalej? - spytał towarzyszący im Halfdan.
- Część kupiecka - odparł Frey ruszając do strefy gdzie przyjezdni się rozbijali.
Wieszczka na niebo spojrzała.
- Myślisz, że jeszcze thralli znajdziemy o tej porze? - Zapytała z namysłem i nagle krótkie. - Och. - z siebie wydała. - Wiem, czym jest Krwawy Księżyc. - Zwróciła się ku Volundowi.
- Dobra pora, by się wywiedzieć. - rzucił tylko berserker - Być może kupiec, o którym rzekłeś… Ahmad niewolników ma? Dobrze byłoby z kimś kto i tak o nas wie targu dobijać… - zasugerował Freyvindowi.
- Pójdziemy do Tycho, u którego byliśmy z Lynelle. - Skald ruszył do namiotu “ducha”.
Volund przerzucił sobie znów ciągle noszony wór z kosztownościami, gotów za nim iść.
- Czym jest zatem Krwawy Księżyc? Rzeknij mi, ja zaś przekażę Helleven.
- Znakiem na niebie, który nawet za dnia będzie widoczny. Zwiastuje nadejście wojny i niepokojów… - Odrzekła Elin ruszając za swymi braćmi. - I… rzeczywiście niedługo należy się go spodziewać, choć to nie kwestia dni najbliższych, jeno trochę dalszych.

Duch siedział nadal przed namiotem chociaż już na ziemi, w naprędce ułożonym grajdołku. Kurzył fajkę pocierając czerwone oczy. Najwyraźniej zmęczony a jednak nie potrafiący zasnąć. Wokół do niedawna dość gwarne obozowiska na uśpione wyglądały.
- Tycho, thralli potrzebujemy. Ilu kupcy teraz mogą sprzedać?
- Większość tutaj już się powysprzedawała. - mruknął ochryple od zielska palonego - Ale pewnie jak popytać to niewolnych znajdziesz. O tej porze cenę jednak wysoką zapłacisz.
- Cena roli nie gra, ale czasu mi nie zbywa. Natychmiast potrzebuję ilu się da. Szybko to załatwisz, za pośrednictwo jeno pięć od sta dostaniesz.
- Dziesięć. - pyknął nie ruszając się.
- A niech ci będzie i dziesięć. Jak szybko załatwisz, jak zmitrężysz nic. - Frey spojrzał na Volunda, wszak i tak nie z ich kiesy to szło a z dóbr po Eriku.
Pogrobiec uśmiechnął się nieodgadnienie i jak wcześniej tej nocy, do Tycho podszedł, wór z dobrami i srebrem naprędce z namiotu jarla Tisso rozwinął, pozwalając kupcowi obrać, w jakich przedmiotach oszacuje i jakich chcieć będzie swoją zapłatę.
Wieszczka rzecz coś chciała widząc tak niefrasobliwe targowanie się ale zmilczała, rzeczywiście śpieszno im było.
Tycho zanurzył dłonie i wygrzebywał co i rusz nowe przedmioty i kawałki srebra. W końcu z nich stosik ułożył.
- Tyle..dla mnie. - wskazał - A to… - wybrał dwie grube obręcze już z nacięciami gotowymi by łatwiej je łamać było - … na niewolnych. Zgoda?
- Zgoda, ale Tycho, na cipę Hel, nam się spieszy. - Volva skrzywiła się lekko na te słowa.
- Tu zaczekajcie. - zebrał się sprawnie i dwóch służących śpiących w namiocie kopniakami zbudził.
- Zbierać się!
Gdy zaspani oczy przecierali nakazywał im:
- Biegiem niewolników wyszkać dla tego oto tu klienta. Na me imię rozliczenia brać. Rychło się uwinąć.
Ruszyli.
Tycho ruszył też zostawiając trójkę aftergangerów wśród śpiących kupieckich obozowisk.
Wieszczka rozglądać się zaczęła, tak na wszelki wypadek, korzystając ze swych wzmocnionych zmysłów.
Frey czekał, choć niecierpliwym wielce się zdawał.

Dłużyły się chwile czekania. Dłużyły. Szczególnie volvie, która wciąż wizję przed oczami miała i cierpiącą tortury Frankę. Frey im dalej w las tym bardziej podminowanym był.
W końcu jednak, po czasie co jak wieczność się zdawała, na widoku pojawił się pierwszy ze sług Tycho prowadząc trójkę niewolnych.
Kolejno i Duch i jego drugi niewolny powrócili wiodąc za sobą kolejną piątkę.
- Tyle na teraz się udało - rzekł albinos prezentując “zdobycze”. Pięciu mężczyzn i trzy kobiety zbiło się w gromadkę.
- Dzięki ci. - Skald dał znak by wojowie Geira otoczyli niewolnych. - No to teraz poszukamy tego husa z końmi…
- Ruszajmy. Po drodze ustalimy następny krok. - powiedział Pogrobiec do rodzeństwa i Gveira, samemu wysuwając się na prowadzenie.
Wieszczka nie dostrzegłszy niczego podejrzanego westchnęła cichutko i ruszyła za nimi. Była ciągle rozdarta, z jednej strony chciała ratować Chlo, z drugiej wejście na teren nieznanych afterganger mogło wyprawę ratunkową zmienić w ich porażkę. Wyprawa ratunkowa… Elin zacisnęła usta przypominając sobie ich ostatnią taką wyprawę.



Skald prowadził ich ulicami osady krokiem pewnym choć pewności w sercu jego nie było. Jedynie czego pewien był to kierunek, lecz uliczki w Aros plątaniną były. Gdy w dzielnicy północnej już byli, Pogrobiec skinął mu.
- Nam mniej krwi jak tobie, my się już przygotujem. Znajdź właściwy hus. Najwięcej krwi tobie i tak będzie przeznaczone. - zaproponował Pogrobiec.
- Chodźmy razem do części miasta gdzie kojarzę ten dom. Tam zostaniecie, poszukam i wróce po was.
Na to berserker przystał. Gdy znaleźli się już w północnej części Aros, dopiero skald ruszył dalej sam.
Wiedząca ostała z Pogrobcem i niewolnikami patrząc niespokojnie na oddalającego się skalda.
- Byle tylko nie próbował sam tam wejść… - Odezwała się zmartwiona.
- Prędki i gniewny, acz niegłupi. - odpowiedział siostrze Volund, rónież odprowadzający spojrzeniem Jarla Bezdroży nim na nią zerknął. - Posil się już, i ja tak uczynię. Nie ma sensu przedłużać. - i dałszy znak Gveirowi i wojom podszedł do niewolnych, przebierając wśród nich aż jedną z kobiet wybrał i z grupki wyprowadził za nadgarstek łagodnie. Rozejrzał się jak stali nocą wśród śpiącego Aros i dłoń jej położywszy na ustach a drugą w talii przytrzymując, zbliżył się jak gdyby przez chwilę chłonął woń skóry niewolnej, niepomny na jej przerażony wzrok i ręce bezsilnie próbujące oswobodzić od aftergangera.
Nogi ugięły się pod uciszoną kobietą, gdy jak dzikie zwierzę wgryzł się w szyję, sącząc życiodajny płyn…
Wieszczka również do thralli podeszła ale jej wzrok wyglądał na równie niepewny co ich. Wybrała pierwszego z brzegu mężczyznę i kroków kilka uczyniła ciągnąc go ze sobą. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
- Nie bój się… - Szepnęła w końcu nachylając się do jego szyi. - To nie będzie bolało. - Musnęła go nosem jeszcze po uchu, by na moment zastygnąć z kłami przy jego szyi, chwilę potem kosztowała już krwawego trunku.

Skręcał często, w pamięci na szybko i na siłę szukając punktów odniesienia jakie by zastosować mógł i tu.
Konie, konie…
Gdzież je widział?
W pamięci widok bramy zdobionej odgrzebywał co róg, co załom.
Kręcił się, powracał, pewnym był, że to już by znowu rozczarowanie odczuć.
Gdy irytacja i niecierpliwość górę zaczęły brać nad nim z wolna, wspomniał skąd końska brama zapadła w pamięć.

Niedaleko domu z takowymi wrotami znajdowała się wszak zielarnia, co Chlo odwiedzała często, gdy się w Aros znajdowali. Opowiadała mu potem o miejscu, co zioła jej ulubione - l’opium - ma od czasu do czasu.
Ruszył już krokiem pewniejszym…
Faktycznie, hus znalazł, trzy chałupy z dala od zielarni.
Korciło go, jego ludzie tuż obok… Ale zagryzając zęby minął chałupe nie dając spostrzec, że jej widok jakoś nim wzruszył, po czym przeszedł między dwoma langhusami by wrócić do reszty.

- Znalazłem powiedział zbliżając się do grupy. - Czas nam - dodał kierując się ku jednemu z niewolnych.
Pogrobiec akurat kły wysunął z kędzierzawej niewolnej, co jej oczy zamglone wprost na gwiazdy były skierowane, a sama bardziej trzymana była przez berserkera niż stała. Podszedł do reszty niewolnych i położył ją na ziemi, delikatnie acz dość bezwiednie. Dwie pozostałe kobiety natychmiast przypadły przestraszone do młódki, wypytując gorączkowo w nieznanym języku.
To jest, gdy Einherjar się już odsunął. Wwiercił się wzrokiem w Elin, patrząc, czy ta już głód zaspokoiła.
Volva oderwała się od mężczyzny tuż przed momentem, gdy miał stracić przytomność i westchnęła cichutko. Dawno już tak krwi nie piła i czuła, iż dobrze je wielce zrobiła ta chwila.
- I już po wszystkim… - Rzekła do thralla uśmiechając się delikatnie i pomagając mu powrócić do reszty grupy.
Skald podszedł do kolejnego z niewolnych. W jego ciele krew buzowała wzmacniając nieumarłe mięśnie. Ich siłę, gibkość, odporność. Krew cyrkulowała w ciele Freyvinda. Ta wykorzystywana do wzmocnienia ciała zaspokajana była spijaną z thralla. Jednego. Drugiego… Trzeciego.
Gdy oderwał się od przedramienia czwartego z niewolnych spojrzał z dziką euforią na Geira.
- Nie wasza to walka. Życie wasze mi drogie. Weźcie ich i wróćcie na drakkar - powiedział.
Sługa Sighvarta skinął i ludzi zabrał. Odeszli, ich dowódca raz się oglądnął.
- Na Asów i Vanów - skald pokręcił głową. - Niełatwe to będzie. - Zaczął prowadzić siostrę i brata w krwi do miejsca które znalazł. - Jak będzie tam ten, który mnie złapał, to przygotujcie się na to, że wzrok może odebrać. A jeżeli… - Spojrzał na Volunda. - Coś mówił o tym, że oni przybyli tu zanim ciemność Aros naszła i oni nie z nim… Może żywcem ich lepiej wziąć.
Pogrobiec krocząc szybkim krokiem obok skalda miecz dobył i w dłoń drugą seax, tarczy nie mając, ani pożyczać nie chcąc od sług Sighvarta.
- Jak tu będzie to dobrze, zrazu i jego zabijem. Niestety nie będzie. - rzucił, nagle na opak bardziej prostolinijny i bezpośredni niż skald.
- Jeśli jest szansa, by się z nimi porozumieć… może powinniśmy spróbować. - Rzekła na to Elin choć wiedziała, że jeśli wejdą na moment, gdy któryś z ludzi jej brata jest torturowany, to na żadne rozmowy nie będzie szansy.
- Zobaczymy… - odpowiedział skald wymijająco, choć w głosie jego ciężko znaleźć było pewność zarówno rzezi jak i rozmów. Wyciągnął miecz, a z pleców zdjął tarczę i ucapił ją w lewicę.
Gdy stanęli przed husem spojrzał na Elin, na Volunda…
I kopnął mocno w drzwi by je wywalić.

Spodziewali się huku, wybuchu krzyków…
Tymczasem drzazgi z wykopanych przez skalda drzwi zawirowały w powietrzu, kawałki belek frunęły w ciszę i przesycone zapachem krwi powietrze wewnątrz chaty.
Wnętrze ledwo oświetlone ukazało się oczom trójki aftergangerów.
W środku proste, wręcz ascetyczne wyposażenie, co Freyowi nasunęło na pamięć wygląd celi klasztorów jakie plądrował u Franków.
Brak było tu paleniska więc i chłód panował.
Brakowało prawie wszystkich sprzętów typowych dla halli, miast tego jeden stół i krótka ława, niemal cokolik. Na stole gdy Elin spojrzała brak było rozciągniętej Chlotchild. Drugi rzut oka jednak ukazał ciała leżące niemal na kupie pod ścianą chaty. Na jednej z nich ktoś się pożywiał. Druga postać obracała się ku drzwiom…
Volva w pierwszej chwili pomyślała, że przybyli za późno, że wizja znów ją oszukała i jedynie miejsce przesłuchań ujrzała i dalej wiedzieć nie będą, gdzie się ludzie jej brata znajdują. Jednakże drugie spojrzenie ciała znajome ukazało. Elin zdolności swej użyła, by sprawdzić, czy żyją i ku jej uldze okazało się, że jeszcze tak.
- Żyją! - Krzyknęła do Freyvinda, który z grymasem wściekłości na twarzy biegł na przeciwnika pożywiającego się na jednym z ciał. Rozmył się w powietrzu gdy biegł na okutanego w zwoje materiału wroga, lekko zaskoczonego takim obrotem spraw. Południowiec zdążył puścić jedynie ofiarę, w której skald ujrzał Ulfa, człowieka Erika. Postawy bojowej zdążyć już nie udało mu się, nastąpiła jedynie próba desperackiego zasłonięcia się metalowymi szponami od ciosu długiego miecza Freyvinda. Próba upiornie szybka. Południowiec jak i Frey zaczął wręcz rozmazywać się w powietrzu.
Na próżno…
Wściekłym ciosem afterganger rozrąbał naręczną broń, ramię i pociągnął mieczem po piersi. Uderzenie wręcz odrzuciło wroga w bok jak szmacianą lalkę.
Ale to nie była szmaciana lalka…
Gdy skald postąpił krok by dobić, południowiec rzucił się na niego z metalowymi szponami na rękach przypominającymi trochę pazury wilkołaków. Frey zastawił się tarczą, o którą zgrzytnęła dziwna broń, sam zaś pchnął, jednak ostrze przeszyło jedynie powietrze. Przeciwnik był ciężko ranny, ale poddawać się zamiaru nie miał. Był niesamowicie zwinny, sam korzystając z wychylenia Freyvinda uderzył ponownie, ciosem jaki ciężko wychwycić byłoby skaldowi tarczą.
Prosto w głowę.
Lennartsson zwinnie uchylił się i zadał piekielnie mocne uderzenie z zamachu od dołu. Rozległ się tylko szczęk gdy ostrze wgryzło się w kolczugę, odrąbało nogę tuż przy biodrze, i rozcięło podbrzusze i brzuch aż po żebra. Siła ciosu wyrzuciła południowca w górę… ale na klepisko opadły już tylko szaty i... proch.
Wszystko to trwało zaledwie chwile, dla śmiertelnego jedno uderzenie miecza w murze tarcz. Gdy oczy volvy od zgładzonego pyłu już tylko przesunęły się w ciszy na drugiego wroga - jak gdyby śmierć zwiastując - Pogrobiec już był doń doskoczył, urąbawszy mieczem od góry, roztrzaskując obojczyk swojego wroga tak, że śmiertelny by nie przeżył. Obcy aż zatoczył się, ledwo ustając od siły ciosu i Volund wykorzystał to, błyskawicznie jak na siebie. Ręka o sękatych palcach wystrzeliła, zaciskając się na wątłej szyi i pozbawiony równowagi został przyciągnięty, klinga podstawiona pod samo jego oko.
Ten nie miał umrzeć, nie jak długo Pogrobiec miał pytania.
Lecz choć zachowywał się jak ranny… nie krwawił… nie czuł berserker jakby prawdziwą szyję o pobudzającym Bestię pochwycił…
- Kottrinn inn blauði! - wykrzyknął, puszczając mężczyznę, którego chwilę wcześniej chciał zmusić do poddania się, którego wcale tam nie było.
Volva na afterganger, którego Pogrobiec atakował pojrzała swym Wzrokiem i zadziwiona do braci krzyknąć chciała ale istota zniknęła. Ruszyła zatem rozglądając się uważnie do stosu z ich ludźmi.
Frey odrzucił mało delikatnie Ingeborg leżącą na wierzchu, po czym przeciął przegub. Zaczął poić krwią pozostałe ofiary. Chlo, Jorika… i Bjarkiego rozciągniętego więzami na wbitych w polepę palikach.
Elin na odtrąconą dziewczynę pojrzała i westchnęła cichutko. Ingeborg nieprzytomną była i odrzucona padła nieświadoma jak szmaciana lalka.Jeśli miała przeżyć potrzebowała krwi.
- Jarl nie będzie zadowolony… - Mruknęła pod nosem i schyliła się do rudowłosej przegryzając swój nadgarstek i podtykając jej pod usta, a drugą ręką podtrzymując za ramiona.
Pogrobiec natomiast wypadł wejściem na zewnątrz, z oczyma w karmazynie. Obydwie strony ulicy wzrokiem omiótł, spodziewając się kłopotów w każdej chwili gdy ułuda się rozprysła. Stanął w wejściu, chowając seax i wolną ręką zakrył swoją sylwetkę połą opończy, aby nikt nagiej klingi nie ujrzał z wydeptanej alei.
Chlo zaś czując pierwsze krople krwi wpiła się w ramię skalda łapczywie ciągnąc życionośny płyn niemal z siłą.
W tym czasie Volund ulice obserwując nie zoczył nikogo. Prócz jęków i lekkiego mlaskania dochodzących z chaty nie zauważył nic. Jednak pewien był, że potyczka mimo, że wygraną się okazała, nie przesądziła wyników cichej wojny jaka toczyła się w Aros.

W międzyczasie skald oderwał Frankę od ramienia, która oczyska otworzyła czarne na niego.
Uśmiechnęła się i wargi i zęby oblizała wyuzdanym gestem.


Karina gdy tylko pierwsze krople krwi mocnej Freya wpadły w usta, oczy otworzyła. Metaliczny smak w ustach czując wrzask przekropny z płuc wydała odtrącając ramię skalda. Wpatrywała się w niego nie jak w zbawcę lecz zabójcę. Ból szarpnął nią i w pół się zgięła z jękiem jakby konać miała, na co skald zaskoczony przegub od jej ust zabrał i patrzył zdziwiony taką reakcją. Bjarki, co jak martwy leżał, powieką zatrzepotał i stęknął. Lecz nic więcej uczynić nie dał rady lub ...nie chciał. Nieruchomym pozostał leżąc spętany.

Pogrobiec z powrotem do wnętrza wrócił. Do Bjarkiego na chwilę podszedł, seax dobywając i pęta przy jednej ręce rozcinając, potem drugiej. Zostawił nóż ghoulowi Freyvinda by dalej się oswabadzał i bez słowa podszedł do pozostałości po ich oponentce… sękatymi palcami przeczesując nie popiół, a wschodnie szaty, na oręż wymierzony w skalda patrząc… czegokolwiek niosącego prawdę o posiadaczce szukając.
Godi bez woli leżąc nie zareagował ani na bliskość Volunda, ani na jego pomoc, ani nawet na miecz wbity tuż obok dłoni.
Ingeborg powoli z początku pić poczęła, by z chwilą przycisnąć mocniej usta do ramienia volvy.
Karina zaś… gdy spokój odzyskała… wyglądała jakby z niej wszelkie siły życiowe kto zabrał. Podkrążone na krwawo oczy, spierzchłe usta, zapadnięte policzki, trzęsące dłonie i nieopanowane drżenie. Przy bliższym spojrzeniu kilka jasnych pasm pojawiło się w jej ciemnych włosach.
Ulf pomiędzy znalezionymi się również znajdował. Szpieg Erika w najlepszej formie zdawał się być chociaż i on na zmęczonego wyglądał.

Volund zaś znalazł w pyle i stosie materiałów cieniutką jak nić a ostrą niczym najostrzejszy z mieczy broń w formie niewielkiego zwoju, zakończonego na obu końcach zdobionymi uchwytami. Uchwyty te na palce doskonale pasowały wąskie. Miękka materia jednoczęściową szatą się okazała, z niewielkimi fałdami co na ukrycie licznych przedmiotów pozwalałaby.

Wieszczka po chwili Ingeborg oderwała od siebie i ułożyła ostrożnie na klepisku, by na resztę pojrzeć. Wzrok jej szalonego męża, co do drużyny Erika należał, dostrzegł. Podeszła więc i do niego klepiąc pierw ostrożnie po policzku i sprawdzając czy zareaguje. Frey tymczasem spojrzał bezradnie po wszystkich.
- Nie uniesiem… ktoś musi po ludzi iść na drakkar.
Usłyszeli głuchy łomot gdy Pogrobiec pięść w drewnianej ścianie husu zagłębił, prawie przebijając całkiem i blade ciało kalecząc. Widać było po wcale nie kamiennym obliczu wściekłość. Miecz leżał gdzieś porzucony obok opylonych resztkami ich przeciwniczki szat. Afterganger uniósł głowę, odwrócony tyłem do rodzeństwa i śmiertelnych.
- Bestia nadchodzi. - powiedział tak dziwnym tonem i prawie nie jego głosem, miękko i delikatnie. Odwrócił się do Freyvinda i Elin.
Lecz w oczach istoty przed nimi nie było już Pogrobca. Była tylko jego kwintesencja.
Volva słysząc słowa swego brata odwróciła się do niego zaskoczona, kompletnie nie rozumiejąc co się w zasadzie dzieje.
- V… Volund? - Frey spytał patrząc na berserkera czujnie.
Elin dostrzegając co się dzieje zamarła przerażona bezgłośnie w pustkę rzucając.
- Styggrze…. błagam… wspomóż nas jak przy Agvindurze…
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline