Bitwa się zakończyła szybko dość. Zaskoczenie połączone z odrobiną szczęścia pozwoliło rozbić oddziały wroga. I zdobyć jeńca.
Związany drzemał pod “czułą opieką” krasnoludów. Pozwoliło to przejrzeć w spokoju łupy. Poza magiczną maczugą i magicznym pierścieniem wroga… łupy nie powalały jakością. Orkowe szable, śmierdzące skórznie, dzidy… i racje żywnościowe w postaci kawałka solonego mięsa i niewielkich bukłaczków z tanim piwem. Kilka drobiazgów, żadnych łupów.
Dało się z tego wysnuć wniosek, że byli patrolem wysłanym na przepatrzenie okolicy.. co zresztą potwierdził Yearan.
A skoro byli jeno patrolem, gdzieś w okolicy mieć obóz musiały główne siły. Skoro byli patrolem i oficjalnie… już zaginęli, to ktoś przyjdzie ich szukać, za sześć osiem… dwanaście godzin góra.
Sam Yearan zaś twierdził, że zna okolicę i jest tu całkiem bezpieczna kryjówka skryta za starą magią jeszcze z czasów dawnych królestw. I że zna do niej dojście.
To było pocieszające.
W tym czasie, gdy Yearan dzielił się tą rewelacją, Silke ruszyła przez wrzosowiska poszukując swojego towarzysza. Pogwizd bowiem jako istota stojąca powyżej zwierząt naziemnych i brutalnych dwunogów, gardził przemocą i jej unikał. A zwłaszcza angażowanie się w nią. Toteż.. w czasie gdy wszyscy toczyli heroiczny bój, on zajął się przyziemnym polowaniem na polną mysz. No co? … na samych potrawach duchowych żaden mędrzec nie wyżyje.
Spojrzał na Silke, gdy ta do niego podchodziła i zakrakał.-
No i? Co takiego ustaliliście? Jakie mamy plany na dalszą drogę?
Zebranie łupów w jedną kupkę zajęło trochę czasu, może i niepotrzebnie, bo wysiłek nie był ich wart. Opatrzenie ran i przygotowanie tu posiłku było koniecznością. Większość wilków już się rozbiegła po wrzosowiskach. Pozostał tylko jeden, ten którego druidka w jasyr wzięła.
Yearan okazał się zaś skarbem nad skarbami. Bo poza tym, że był bardem, łowcą, Harfiarzem etc. etc… Przede wszystkim był też kucharzem.
Z zapasem jedzenia i przyprawami które wrzucone do kociołka polowego wraz z orczymi racjami rozniosły się przyjemnymi dla nosa zapachami budzącymi burczenie w brzuchach całej drużyny. Koniec z suchymi racjami. Przynajmniej dziś, prawdziwe jedzenie.
Taki posiłek był okazją do omówienia ważnych obecnie spraw takich jak: gdzie iść dalej, jak przesłuchać jeńca, o co się go spytać, co z nim zrobić po przesłuchaniu…
Zdanie Grama i jego kamratów nie zmieniło się bardzo, słowa trzeba dotrzymywać, a orka do piachu dać od razu i ruszać ku Nesme. Gram nie miał w planach przesłuchiwania orkowego jeńca, ale też nie bronił takich zabaw reszcie drużyny. No i jeszcze łupy.
Teraz dla odmiany mieli dwie warte uwagi magiczne zabawki. Pierścień i maczugę. Obie wymagające rozpoznania, by móc wykorzystać je właściwie.
Dużo rzeczy do omówienia. Ale wpierw… żarcie w michy !