Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2017, 15:03   #9
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Minerva jęknęła na wysoką nutę po czym klepnęła się otwartą dłonią w szyję… rozmasowując tłustego owada.
- Przynajmniej nasze współtowarzyszki komarzyce nie narzekają na brak jedzenia czy napitku…

Minerva stanęła nad przepaścią i teatralnie wyjrzała w dół, po czym ujęła lutnie i podjęła pieśń:

“Prosisz mnie znowu, który to już twój list?
By ci odpisać, jeśli tylko bym mógł
Jakie postępy poczyniłem na dziś
W sztuce latania, najtrudniejszej ze sztuk”

Na koniec westchnęła i wzięła się pod boki.
- Chyba będzie trzeba zlecieć na dół miłe panie i panowie.

Czarodziej przekrzywił głowę raz w jedną, raz w drugą stronę oceniając odległość.
- To... będzie… kosztowne - Katon skrzywił się szacując, ile razy będzie zmuszony do wyczerpującego zaklęcia.

- Po czym wnosicie, mistrzu? - zagadała czarodzieja Minerva.

- Może nie będzie, aż tak źle jak się wydaje - Amira przymknęła oczy, przygotowując się do przyjęcia postaci przerośniętej skalnej wiewiórki.

Rashad zadumał się, widząc zapomniane przez tysiąclecia wspomnienia dawnej chwały i potęgi cywilizacji Tlan. Przypomniał mu się los imperium orichalańskich władców, których on i Amira byli dalekimi potomkami. Zacytował z melancholijnym westchnieniem fragment poematu o ostatnim wielkim orichalańskim władcy:

“Ja jestem Rallan, król królów. Mocarze!
Patrzcie na moje dzieła i przed moją chwałą
Gińcie z rozpaczy! Więcej nic już nie zostało
Gdzie stąpić, gruz bezkształtny oczom się ukaże
I piaski bielejące w pustyni obszarze.”

- Wybaczcie moją chwilę zadumy, nasza droga Minerva wzbudziła we mnie poetyckiego ducha. Być może ten król, o którym wspominały mantikory chce przywrócić chwałę sprzed dalekich stuleci… Pytanie jakaż to straszliwa cena musi zostać zapłacona i czy to nią właśnie ucieleśnia ten złowrogi szkarłat spływający z góry - powiedział, uśmiechając się ciepło do uroczej bardki. - To wspaniale, że twoje pieśni mogą nas unieść jak na skrzydłach, Amira może skorzystać ze swojej mocy przemiany, natomiast pozostali muszą chyba liczyć na moc Katona, jak rozumiem będzie to dla naszego mędrca wyczerpujące… może moglibyśmy odpocząć w jakiejś niewielkiej jaskini na dole, żeby zregenerować siły. W tym mieście wydają się działać różne siły, które niekoniecznie muszą działać w jedności, moglibyśmy to wykorzystać, ale zbyt mało wiemy. Najlepiej byłoby, aby ci spośród nas, którzy dysponują zdolnościami i magią ułatwiającymi przekradanie się spróbowali pojmać jednego z “mieszkańców” ruin, żebyśmy mogli zdobyć więcej informacji. Podejrzewam, że serce tajemnicy tkwi w którejś z dwóch świątyń… Wiedzcie jeżeli nie wspominałem, że poszukuje starożytnego miecza królów Tlan zwanego “Spragnionym” i z racji tego zgłaszam do niego pierwszeństwo, oczywiście co do pozostałych znalezisk popieram sprawiedliwy podział.

Amirę na słowa kuzyna ogarnął dziwny smutek, zaś słowa ballady przypomniały jej dzień w którym wśród rzezi krewniaków, jedynym ratunkiem była jej ucieczka, w tym dniu upadku upadłych. Ponieważ jednak była całkiem praktyczną osobą, szybko otrząsnęła się z melancholii mając nadzieję, że nikt nie zauważył tej chwili słabości.

- Nie żebym nie ufała zdolnościom naszego czarodzieja, bo przy przejściu przez most były bardzo pomocne… - wtrąciła się drowka - ale czy nie bezpieczniej byłoby iść dookoła? Może zajmie to więcej czasu, ale zmniejszy się ryzyko roztrzaskania o ziemię. Użycie lewitacji na tylu osobach nie będzie dla ciebie zbyt wyczerpujące? - zadała pytanie elfowi.

- Ceną każdej magii jest zmęczenie. To nieuniknione. Ale warto zapłacić… jeśli zyski przeważą straty… - prychnął czarodziej zdegustowany brakiem wiary kobiety w jego mistyczną moc.

Elfka wzruszyła ramionami i wysiliła się na uśmiech. - Cóż… W sumie, ty sam chyba najlepiej znasz swoje możliwości… - odpowiedziała Katonowi, po czym przysiadła przy wilku i czekała na decyzję reszty.

Mawashii skrzywił się na samo wspomnienie o zaklętym mieczu. Zwrócił się do Rashada:
- Najpierw skupmy się na tym, by dostać się na dół i nie rozdzielić przy tym. Później zajmiemy się porywaniem… co nie powinno być trudne - spojrzał na młodego wojownika niemal z troską. - Jeśli znajdziemy ten twój miecz… bądź ostrożny. Nie używaj go, nie wiedząc jak działa - dopowiedział cicho ostatnią część zdania. Nie miał ochoty znów mieć do czynienia z przeklętym orężem.

Rashad przeszył Mawashiego spojrzeniem bez wyrazu.
- Dziękuje za troskę, chciałem postawić sprawę jasno żebyście nie mogli zarzucić mi ukrywania intencji… jestem świadom zagrożenia, które otacza nas ze wszystkich stron… lecz ci, którzy lękają się ceny nie osiągną tego, co może być im dane i nie zbliżą się nawet do ulotnej szansy by być więcej niż kruchym pyłem na wietrze - jego oczy znów powędrowały ku majestatycznym budowlom… potrząsnął głową, żeby nie ogarnął go ponowny przypływ zadumy i marzeń o utraconej chwale. - Ale racja, wpierw skupmy się na przejściu na dół.

- “Przeminął czas, kiedy imperium rządziły trzy głowy, dziś wystarcza jedna, moja…..” - Katon w zadumie pogładził podbródek obserwując ruch “tubylców” ze szczytu urwiska. - Ach, wybaczcie… analizowałem potencjalną…”politykę” w tych ruinach na dole - zachichotał elf. - Powiesz coś więcej o tym… mieczu, którego szukasz?

- Na pewno należał do Tecutli-Lelem-Mayela, pierwszego króla Tlanitlan, o czym świadczą płaskorzeźby z odległych czasów, przedstawiające władcę triumfującego na polu walki. Powiadają, że to moc tego oręża i groza jaką budził pozwoliła mu pokonać wszelkich wrogów, w tym potężnych jaszczurzych królów i inne plemiona zamieszkujące te ziemie. Pieśni i podania zgodne są co do tego, że Spragniony - Napizmiqui, był w stanie ranić dusze, a nie tylko ciała wrogów… król miał zostać pochowany wraz z mieczem w krypcie pod ruinami stolicy Tlan. Czarodziej Balthasard, jeżeli jeszcze żyje, może wiedzieć więcej - odpowiedział Rashad.

- Hmm… Tecutli… to chyba znaczy władca, albo król. Tyle zdążyłem odkryć w piramidzie we wiosce. Imiona Tlanitlańczyków chyba oznaczają zwierzęta lub przymioty owych. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten… król nazywał się “król prędki jaguar” czy “król szpotawa kaczka”. Albo coś równie bezsensownego… - mruknął czarodziej próbując przypomnieć sobie nieco więcej informacji, szczególnie zestawiając je z obserwowanymi i przedstawianymi we wiosce tubylcami. - I naprawdę zależy ci na orężu, który sieje tylko grozę i rani duszę? Zaiste, wielki musi być twój gniew, jeśli chcesz ostudzić go za pomocą takiego okrutnego narzędzia… - Katon pokręcił głową, po raz kolejny uświadamiając sobie przepaść dzielącą rozumowanie ludzi i elfów.
- Dziwna broń… jak na Tlanitlańczyka… nie widziałem wśród nich zbyt wielu ostrz. Po prawdzie nie widziałem niczego poza krzemiennymi nożami, pałkami i włóczniami. Ciekawe...

Minerva spojrzała z sympatią i ciekawością na Rashada.
- Oh czcigodny panie… macie taki wspaniały władczy głos.. ile to białogłów już wam uległo na sam jego dźwięk, powinnam chyba zasłonić sobie uszy, ale taka słaba kobieta jak ja, nie potrafi odebrać sobie tej muzyki - zatrzepotała rzęsami.
- Co się zaś tyczy latania nie chciałabym naszego szanownego mistrza nadwyrężać swoim ciężarem.

Rashad odpowiedział Minevrze szerokim uśmiechem i dworsko ujął, a następnie pogładził jej dłoń.
- Och Minervo, pośród koszmarów i przepełnionych grozą tajemnic, które nas zewsząd otaczają, twoje słowa są niczym samotna gwiazda rozświetlająca mrok nocy podróżnikom - ta gra sprawiała mu przyjemność, zastanawiał się, kiedy będzie miał okazję znaleźć się z tą kobietą sam na sam i poznać jej urok dogłębniej… niestety pewnie nieprędko i nie było pewne czy oboje dożyją tej chwili.

Shillen przewróciła oczami z wyraźnym obrzydzeniem, - To może zanim udzieli mi się ten wasz poetycki nastrój - uśmiechnęła się szyderczo - sprawdzę czego możemy się jeszcze spodziewać na dole… - podniosła się z ziemi i skupiła się w ciszy.

Amira spojrzała na mroczną elfkę z czymś na kształt ni to uznania ni to porozumienia i również przewróciła oczami. Oj ci mężczyźni, nawet najszlachetniejsza krew nie uchroni ich od myślenia kutasem. No jedno jest pewne, pocupcia sobie w krzakach i pewnie mu rozsądek powróci. W sumie może to i lepiej, że ta wywłoka się pojawiła, panowie zyskają rozrywkę, ich ciała nabiorą higieny, zaś ona sama nie będzie musiała nikogo spośród nowych towarzyszy kastrować. Tak definitywnie dobrze się stało - pomyślała wysyłając w stronę Minervy najserdeczniejszy z pośród profesjonalnych uśmiechów.


- Dobra. Nie ma co chyba czekać. Kto pierwszy zechce zlecieć na dół? - czarodziej uniósł ręce, przygotowując się do rzucenia zaklęcia.

-Stój! - krzyknęła Shillen wyrywając się ze swego skupienia. - Nie możemy tamtędy iść… obawiam się, że nie jesteśmy jedynymi, którzy mają ochotę rozejrzeć się po świątyni. - Wskazała palcem w kierunku południowego-wschodu, w stronę z której sami by przybyli, gdyby nie zdecydowali się na podróż przez góry. - Z tamtej strony w stronę miasta zmierza bardzo duża grupa ludzi. Zdecydowanie większa grupa od naszej, nawet o kilkadziesiąt osób. Nie mówiąc już o tym jak wielkie szczęście mieliśmy, przypadkowo omijając kilkaset grimloków i troglodytów.

- Kiedy dotrą do miasta? Może warto jeszcze chwilę tu zostać? - czarodziej niespecjalnie wyznawał się na tropieniu, wykrywaniu oddziałów i ich ruszaniu, jednak wdzięczny był za doradców, których zesłał mu los.
- Co radzi wojownik w takiej sytuacji? - Katon spojrzał na Rashada zajętego wciąż konwersacją ze śpiewającą poetką.

- Dajmy im tam wkroczyć - Mawashii wskazał na ruiny miasta - będziemy mieli jakieś pojęcie o tym czy oni lub istoty w mieście mają wrogie zamiary. A jeśli tak... tym lepiej dla nas - spojrzał po reszcie, jakby pytając czy ich myśli idą w tę samą stronę - Pozabijają się nawzajem, a my wejdziemy zaraz po wszystkim i zajmiemy się resztą.

- Rozsądne. Poza tym, lewitując po tym urwisku w świetle dnia, będziemy widoczni dla wszystkich. Gdyby był wieczór, światło byłoby nieco gorsze. Wolałbym nie zwracać uwagi tak dużej grupy zaklęciami i nadmiernym ruchem w miejscu, gdzie nie powinno być go w ogóle - Katon obserwował położony niżej teren w miejscu wskazanym z grubsza przez łowczynię.

Rashad oderwał się od rozmowy z Minervą, ostrzeżenie Shillen przywróciło go do ponurej rzeczywistości…
- Hm, mówisz, że grupa, którą wyczułaś, to kilkudziesięciu ludzi takich jak my, potrafisz odróżnić ich od miejscowych? Podejrzewam, że mogą to być Poławiacze Pereł, zwabieni opowieściami o skarbach miasta, a miejscowi zdegenerowani potomkowie Tlanitlanczyków służą temu tajemniczemu królowi, o którym mówiły mantykory. Nie trzeba być strategiem, Katonie, żeby uznać, że w naszej sytuacji wdawanie się w otwarte bitwy byłoby szaleństwem. Zgadzam się, że prawdopodobne jest, że przybysze wdadzą się w walkę z siłami, które znajdują się już w ruinach, wtedy moglibyśmy przekraść się i je zbadać… czas niezupełnie działa na naszą korzyść, co jeżeli skarby zostaną złupione zanim my do nich dotrzemy? Wydaje mi się, że na dole skarpy znajduje się jakaś jaskinia, tam moglibyśmy poczekać, spróbować pojmać jeńca pod osłoną nocy i zdobyć więcej informacji.

- Za pozwoleniem mistrzu… - Minerva zwróciła się do Katona unosząc dłoń w geście skromnego zapytania uczennicy. - Chciałabym zostać i obserwować jak pracujesz swoje potężne gusła, kto wie? może powstanie kiedyś o tym wszystkim wspaniała ballada…?

- W takim razie, niech Minerva zleci używając swojej mocy, jak Katon skończy. Proponuje kolejność Mawashii, ja, Shillen, Rahnulf, Katon. Anlaf rozumiem, że może zmienić się w jaszczura i zabrać Amirę - wyruszcie może na dół jak druga osoba zacznie zlatywać - Rashad zaproponował plan, który został przyjęty bez sprzeciwu.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 01-01-2017 o 15:06.
Lord Melkor jest offline