Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 14:14   #7
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy zebrani odpowiedzieli na pytanie w ten, czy inny sposób gospodarz wstał z krzesła i zaczął chodzić po pokoju. Nie był typem mówcy, który może przemawiać, siedząc w jednym miejscu. Jego ciało było jak maszyna – krok za krokiem, ramiona w ruchu, dłonie rysujące w powietrzu kształty, głowa przechylająca się z boku na bok, brwi sunące to w górę, to w dół. Żaden z tych ruchów nie był odizolowany. Wszystkie łączyły się w jakąś całość, podporządkowane jego głosowi. Zupełnie jakby głos był narzędziem, a ciało maszyną, która je wyprodukowała; jakby jego kończyny i organy były dźwigniami i trybami niezbędnymi do wytworzenia wydostającego się z jego ust dźwięku.
Ciało się poruszało i powstawał głos.
– Wyobraźcie sobie – powiedział (głowa na bok, lekki gest dłoni) – starszego człowieka w wieku około sześćdziesięciu pięciu lat, wdowca mieszkającego samotnie w Rzymie. Bynajmniej nie odludka. Bardzo lubi brać udział w ucztach i przyjęciach. Uwielbia arenę i teatr. Uczęszcza do łaźni. Ba! Nawet jest stałym gościem – przysięgam, ma sześćdziesiąt pięć lat! – pobliskiego domu publicznego. Jego życie to przyjemności. Nie pracuje, wycofał się z zawodu. Och, pieniędzy ma pod dostatkiem. Posiada dochodowe posiadłości na wsi, lecz nie poświęca im w ogóle czasu. Dawno już pozostawił zarządzanie nimi komuś młodszemu. Swemu hipotetycznemu synowi. Sam zaś poświęca cały swój czas przyjemnościom. W pogoni za nimi przemierza ulice Rzymu o wszelkich porach dnia i nocy, w towarzystwie tylko swych niewolników.
– Nie ma eskorty? – spytał Aratus.
– Praktycznie nie ma. Chodzi z dwoma niewolnikami, bardziej dla wygody niż dla obrony.
– Są uzbrojeni?
– Prawdopodobnie nie.
– Mój hipotetyczny ojciec szuka guza. –
rzucił z przekąsem Marek Aquila.
Cycero skinął głową.
– Istotnie. Porządni obywatele raczej nie powinni włóczyć się nocami po ulicach naszego miasta bez zbrojnej eskorty. Zwłaszcza starsi, do tego wyglądający na ludzi zamożnych. Głupota! Dzień w dzień tak szafować swym życiem... stary z niego głupiec! Prędzej czy później spotka go kiepski koniec, pomyślicie. A jednak rok za rokiem postępuje tak skandalicznie i nic się nie dzieje. Zaczynacie myśleć, że musi nad nim czuwać jakiś niewidzialny demon czy duch, bo nigdy nie trafia mu się nic złego. Ani razu go nie obrabowano. Ani razu nawet mu nie grożono. Najgorsze, co może go spotkać, to że zaczepi go jakiś żebrak, pijak czy włócząca się po nocy dziwka – a z takimi łatwo sobie poradzić za pomocą rzuconej monety albo słówka szepniętego niewolnikom. Pozostawiony własnemu losowi starzec może żyć bez końca. Zaś hipotetyczny syn nienawidzi go. Nieważne dlaczego. Przez chwilę po prostu przyjmij, że z jakiejkolwiek przyczyny chce jego śmierci. Desperacko.
Cycero przerwał na chwilę by zaczerpnąć tchu i jakby coś sobie przypominając.
– Zdrowie ma doskonałe. Prawdopodobnie jest zdrowszy od syna. Dlaczego nie? Wszyscy wokół mówią, jak syn się zapracowuje, zarządzając majątkiem, dbając o rodzinę... wprost wpędza się do grobu. A starszy pan nie ma na głowie choćby jednej troski oprócz używania życia. Rano odpoczywa. Po południu planuje wieczór. Wieczorem napycha brzuch wykwintnymi specjałami, pije ponad miarę, hula z mężczyznami o połowę młodszymi od siebie. Następnego ranka dochodzi do siebie w łaźni i zaczyna od początku. Jak z jego zdrowiem? Powiedziałem zdaje się, że jest stałym gościem miejscowego burdelu.
– Znane są przypadki, że jedzenie i picie zabiły człowieka, może więc trucizna – rzucił uwagę Tytus Vasco. – Mówią też, że niejedno stare serce przestało bić w łożu młodej dziewczyny.
– Nie. –
Cycero pokręcił głową. – To za mało, zbyt niepewne. Nienawidzisz go, nie rozumiesz? Może się go boisz. Z rosnącą niecierpliwością czekasz jego śmierci.
– Polityka? – spytał Aulus Herminius Rosa.
Cycero na chwilę przestał krążyć po pokoju, uśmiechnął się, po czym ruszył znowu.
– Polityka – powtórzył. – Tak, w tych czasach w Rzymie polityka może z pewnością zabić człowieka szybciej i pewniej niż hulaszcze życie, objęcia kurtyzany, a nawet nocna przechadzka po Suburze. – Rozłożył szeroko ręce w oratorskim geście rozpaczy. – Niestety, stary jest jednym z tych godnych podziwu stworzeń, które potrafią przejść przez życie bez żadnych poglądów politycznych.
– W Rzymie? –
zdumiał się Aratus. – Obywatel i właściciel ziemski? Niemożliwe!
– Powiedzmy więc, że jest jednym z tych ludzi jak króliki: czarujących, pustych, nieszkodliwych. Nigdy na siebie nie zwracają uwagi i nikogo nie obrażają. Niewarci fatygi polowania, dopóki trafia się większa zwierzyna. Otoczeni zewsząd polityką jak gąszczem pokrzyw, potrafią jednak prześliznąć się przez jej labirynt bez zadraśnięcia. Ma po prostu szczęście, to wszystko. Nic do niego nie dociera. Italscy sprzymierzeńcy podnoszą bunt przeciw Rzymowi? Pochodzi z Amerii, miasteczka, które czeka do ostatniej chwili z przyłączeniem się do rewolty, za to pierwsze zbiera owoce pojednania. Tak właśnie został obywatelem. Wojna domowa pomiędzy Mariuszem i Sullą, a potem Sullą i Cynną? Stary waha się w swej lojalności – realista i oportunista jak teraz większość Rzymian – i wychodzi z tego jak delikatna dziewica, przeprawiająca się przez strumień, skacząc z kamienia na kamień, nie zamoczywszy nawet sandała. Tylko ludzie bez poglądów są dzisiaj bezpieczni. Królik, powiadam. Jeśli będziesz polegał na polityce drogi Roso, że go zabije, dożyje stu lat. Oczywiście donos nie wchodzi w grę. Straciłbyś majątek.
– Z pewnością nie może być aż tak nijaki, jak mówisz. Każdy dzisiaj ryzykuje choćby przez to, że żyje. Mówisz, że to właściciel ziemski z interesami w Rzymie. Musi być klientem jakiejś wpływowej rodziny. Kto jest jego protektorem? – spytał Tytus Vasco.
Cycero roześmiał się.
– Nawet tu wybiera na sprzymierzeńców najmniej rzucającą się w oczy i najbezpieczniejszą rodzinę – Metellusów. Szwagrów Sulli, przynajmniej do czasu, kiedy Sulla rozwiódł się ze swą czwartą żoną. I to nie kogokolwiek z nich, ale najstarszą, najbardziej bezwładną i niezmiernie godną szacunku spośród rodowych gałęzi. W ten czy inny sposób wkradł się w łaski Cecylii Metelli. Nie. Polityka nie zabije dla Was tego człowieka. Sulla może zapełnić Forum Romanum głowami na tykach, Pole Marsowe może zamienić się w czarę krwi przelewającą się do Tybru – a Wy nadal będziecie widywać starego, jak łazęguje po nocach w najgorszych dzielnicach miasta, obżarty po kolacji u Cecylii, wesoło zmierzając do najbliższego burdelu.
Cycero raptownie usiadł. Maszyna wymagała, jak się zdaje, okresowego odpoczynku, ale chrapliwe narzędzie pracowało dalej.
– Widzicie więc, że fatum nie będzie z Wami współpracowało, zabierając Wam znad głowy obrzydliwego starucha. Poza tym niewykluczone, że macie jakiś ważny powód, by chcieć jego śmierci... nie zwykła uraza czy nienawiść, ale jakaś nagła krytyczna sytuacja. Musicie sami podjąć działanie.
– Zatem... trucizna? –
zaproponował Askaniusz.
Cycero wzruszył ramionami.
– Być może, jeśli masz dostęp do starego. Ale wy nie odwiedzacie się wzajemnie, jak zwyczajny ojciec i syn. Pomiędzy wami panuje niezgoda i gorycz. Pomyśl: stary mieszka w swym miejskim domu, w Rzymie, i rzadko sypia gdzie indziej. Ty mieszkasz w starym rodzinnym domu w Amerii, a w tych rzadkich okazjach, kiedy interesy zaprowadzą cię do miasta, nigdy nie zatrzymujesz się u ojca. Stajesz u przyjaciela albo nawet w zajeździe. Przepaść między wami jest głęboka. Zatem nie masz wygodnego dostępu do obiadku starego. Przekupić jednego ze sług? Nieprawdopodobne i wielce ryzykowne – w podzielonej rodzinie niewolnicy zawsze stają po czyjejś stronie. Są o wiele bardziej lojalni wobec niego niż wobec ciebie. Trucizna odpada.
– Wobec tego rozwiązanie wydaje się oczywiste, czcigodny Cyceronie. Jeśli ojciec musi zostać zamordowany... z poduszczenia własnego syna, zbrodnia prawie zbyt ohydna, by ją rozważać... należy to zrobić wówczas, gdy stary jest najbardziej narażony i dostęp doń jest najłatwiejszy. W jakąś bezksiężycową noc, po drodze do domu z zabawy albo do burdelu. O tej godzinie nie będzie świadków, a w każdym razie nie takich, co by się rwali do zeznawania. Po ulicach grasują bandy. Taka śmierć nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Łatwo będzie o nią obwinić jakąś przygodną grupę anonimowych rzezimieszków. – oświadczył Aratus.
Cycero pochylił się do przodu w krześle. Maszyna wracała do życia.
– Zatem popełniłbyś tę zbrodnię sam, własną ręką?
– Oczywiście, że nie! Nawet nie byłoby mnie wtedy w Rzymie. Byłbym daleko na północy, w Amerii... przypuszczalnie dręczyłyby mnie koszmary.
– Wynająłbyś jakichś zabójców, by dokonali jej za ciebie?
– Oczywiście.
– Ludzi, których znasz i którym ufasz?
– Czyż mógłbym znać takich ludzi osobiście? Ja, ciężko pracujący ameryjski włościanin? –
Aratus wzruszył ramionami. – Raczej polegałbym na obcych. Przywódca bandy spotkany w tawernie w Suburze. Bezimienny znajomy polecony przez innego znajomego mojego przelotnego znajomego.

Oczy Cycerona zabłysły zainteresowaniem. Wydawał się zadowolony z tego co usłyszał. Sięgnął po puchar z winem i upił niewielki łyk. Tyle tylko by zwilżyć wyschnięte gardło. Spojrzał na Marka Crastinusa.
- Jestem Wam moi przyjaciele winny wyjaśnienie celu tych rozważań. Otóż wprowadziłem hipotetyczny model, po prostu po to, aby wysondować Was co do paru czynników – metodologii, praktyczności, prawdopodobieństwa – dotyczących bardzo realnego i bardzo poważnego przestępstwa. Jest tragicznym faktem, że pewien nobil z Amerii został zamordowany na ulicach Rzymu w czasie id wrześniowych, w noc pełni księżyca. Prawie osiem miesięcy temu. Jego imię, to Sekstus Roscjusz. Teraz, dokładnie za osiem dni, syn Sekstusa Roscjusza stanie przed sądem, oskarżony o zorganizowanie zabójstwa własnego ojca. Ja będę jego obrońcą. Oczywiście nie wierzę w jego winę, inaczej bym go nie bronił. Z resztą gdy go poznacie wierzę, że sami nabierzecie tego przekonania.
- Kto jest oskarżycielem? –
spytał Tytus Vasco.
- Gajusz Erucjusz.
Młody prawnik o nim słyszał. Erucjusz urodził się niewolnikiem na Sycylii; teraz był wyzwoleńcem i prowadził najbardziej podejrzaną praktykę adwokacką w Rzymie. Brał sprawy dla pieniędzy, nie dla zasługi. Broniłby człowieka, który zgwałcił jego matkę, gdyby widział w tym złoto, a potem odwróciłby się i oskarżył staruszkę o oszczerstwo, gdyby mógł z tego wyciągnąć dodatkowy zysk. Takim człowiekiem był oskarżyciel.
- Dlatego moi przyjaciele proszę was o pomoc. Potrzebuję dowodów niewinności Sekstusa Roscjusza młodszego. Obaj bowiem noszą to samo miano. Jeszcze lepiej, bym się dowiedział, kto jest prawdziwym mordercą lub mordercami. A jeszcze lepiej, bym odkrył, kto wynajął tych morderców i dlaczego. A wszystko to w osiem dni, przed idami. Jak się do tego zabierzecie?

Spytał Cycero patrząc na Was z uwagą, ale i troską.
 
Tom Atos jest offline