WÄ…tek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2017, 22:28   #4
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację

Godzina 20:32 czasu lokalnego
Sobota, 20 marzec 2049
Phnom-Penh, Kambodża


Phnom-Penh ukazał się ich oczom podczas lądowania po krótkim, bezproblemowym locie niewielkim samolotem należącym bezpośrednio do generała lub frakcji, której był członkiem. Samolot widział co prawda lepsze czasy, ale utrzymywano go w dobrym stanie, dodatkowo jedynymi pasażerami byli najemnicy i jeden z mężczyzn w garniturze, oddelegowany przez Khemera, aby im towarzyszyć. Zresztą jego rola kończyła się zaraz po tym, jak wyszli z samolotu na międzynarodowym, głównym lotnisku stolicy Kambodży. Niezbyt imponującym, nawet porównując te z Bangkoku, oboje jednakże widzieli w swoim życiu o wiele, wiele gorsze.
Kiedy tylko samolot zatrzymał się na pasie i rozłożono schody, podjechał pod nie wojskowy samochód terenowy i wyskoczyło z niego dwóch ludzi. Kierowca był wojskowym w mundurze, w stopniu mniej więcej sierżanta i w wieku co najwyżej dwudziestu kilku lat. Drugi mężczyzna był starszy i po cywilnemu. Szybko się okazało, że to tłumacz, bowiem żołnierz po angielsku znał jedynie podstawowe słowa. Nie zawahał się jednakże ich używać.
- My witać. Ja sierżant Chea, ja wyznaczony przez generała Khieva. Wy mówić w czym ja móc pomóc i gdzie zawieźć. Trzeci mówił, że pojawić się tam gdzie wy chcieć.
- Zabierz nas na razie w bezpieczne miejsce, gdzie będzie można spokojnie porozmawiać - zasugerował Lloytz, a sierżant skinął głową i wskazał samochód.

Chea był wyraźnie zaskoczony obecnością Shade, lecz oprócz zezowania w jej stronę, nie powiedział ani słowa. Zwłaszcza, że Crack wpasowywał się już w jego pojęcie zagranicznych najemników. Mężczyzna ubrał się w strój wojskowy, bez oznaczeń i w kolorach maskujących, lecz nie na tyle zbliżony do tutejszych mundurów, aby ciągle móc uchodzić za kamerzystę. Zgodnie z obietnicą załatwił dokumenty. On nazywał się Hans Gruber i był Niemcem, ona Pauline Anthons - Amerykanka, oboje zatrudnieni mieli być przez Reutersa. Przykrywka była na tyle solidna, że nawet telefon do tej agencji miał potwierdzić ich jako reporterów. Przy czym lepiej było tego unikać, jeśli tylko będą w stanie.

Podróż nie trwała długo, Chea zabrał ich do jednego z niepozornych budynków, przed którym stały dwa terenowe pojazdy. Kiedy weszli do środka, minęło ich kilku innych wojskowych, używających tego miejsca jako prowizorycznych koszar lub centrum dowodzenia. Oni zostali skierowani do pustego pokoju, gdzie mogli usiąść, napić się wody, a na dużym stole przyjrzeć się mapie Kambodży, z zaznaczoną linią oddzielającą "ich" od "nas". Sytuacja, jaką przedstawiała, nie była różowa i dawała zrozumienie, dlaczego samolot leciał okrężną drogą, nad wodą. Sierżant rozłożył przed nimi także drugą mapę, przedstawiającą jedynie wycinek Kambodży, z zaznaczonymi punktami.
- Generał zostawić ją dla was. Nie wyjaśniać nic o swoje posiadłości. Mówić, że wy wiedzieć, jak zobaczyć. I dać ta koperta - położył na stole szarą, małą kopertę. - To otworzyć, jak wy sami.
- Co z rzeczami, o które prosiliśmy na spotkaniu z generałem? - Zapytała zwiadowczyni, która jeszcze w hotelu przebrała się w wytarte spodnie, swoje stare, dobrze rozchodzone buty i jeden z topów, a włosy upięła w wygodny warkocz. W takim ubraniu zdecydowanie najlepiej czuła się w tropikalnych warunkach.
- Wszystko w samochodzie, tak jak przekazał generał - odpowiedział od razu sierżant.
- W takim razie czy moglibyśmy na chwile zostac sami? - Shade uśmiechnęła się porozumiewawczo do sierżanta biorąc do ręki kopertę,
Chea skinął głową po żołniersku i opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi. Koperta, jak się okazało, zawierała malutki dysk, zamontowany w holofonie prosił o hasło. W środku znaleźli też informację, że po hasło muszą zadzwonić do generała bezpośrednio.
- Niezły syf musi ukrywać, skoro się nawet swoich boi - z rozbawieniem skomentował te podchody Crack.
- Albo po prostu bawi się w konspirację - Mrugnęła do niego kobieta wybierając na swoim niezarejestrowanym holofonie numer jaki otrzymali do kontaktów.

Odebrał niemalże od razu, musiał - bez zaskoczenia - czekać na to połączenie. Upewniwszy się, że rozmawia z Shade, podał hasło.
- W środku znajdują się zdjęcia mojej rodziny i opis co z jakiego miejsca zabrać. Miejsca nazwane od A do E, liczyć od lewej strony mapy, którą mieliście dostać.
Rzeczywiście tak było. Paczka zdjęć oraz opisy, łącznie z kombinacjami do sejfów.
- Podałem też kody i sposoby działania alarmów, ale te pierwsze na pewno zmienili po zajęciu. Dołączyłem zdjęcia przywódców i dowódców. Za zgładzenie każdego, gdyby któryś stacjonował z jednym z tych miejsc, otrzymacie po dodatkowe dziesięć tysięcy od głowy.
Zwiadowczyni rozłączyła się i przekazała uzyskane informacje towarzyszącemu jej mężczyźnie:
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty bawić się w wyrównywanie cudzych rachunków poprzez odbieranie komuś życia na zasadzie egzekucji. Do momentu, gdy to nie jest konieczne, nie stosuję środków przemocy. Jak sam powiedziałeś: Trudno ocenić kto jest tym złym, a kto tym dobrym. Jeśli jednak masz ochotę w taki sposób zarobić więcej pieniędzy, nie będę tego w żaden sposób komentować.
- Nie jesteśmy świętoszkami. Nigdy nie twierdzę, że są dobrzy i źli, Valerie. Oni wszyscy to skurwiele - wzruszył ramionami. - Cisza to podstawa, ale jak przypadek nas na jakiegoś skieruje to nie będę robił wszystkiego, by przeżył - mruknął z ironią, wyjmując papierośnicę i otwierając ją. W środku znajdowały się skręty. Podsunął jej. - Najlepszy tytoń.
- Dziękuję, nie palę, nie biorę narkotyków, a w czasie akcji nie piję też alkoholu.- Odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy. - Nie mam skrupułów by zabijać. Po prostu nie mam ochoty bawić się w płatnego zabójcę. To by pana generała kosztowało o wiele więcej niż dziesięć tysięcy.
- Twoje zasady - skinął głową, dając tym samym znać, że je akceptuje. Sam jednak nie miał oporów, aby zapalić skręta. Sądząc po zapachu rzeczywiście był to jedynie tytoń. - Na pewno nie będziemy się za nimi uganiać. Ciekawe czy wymyślił to teraz, bo w umowie o tym ani słowa. Pewnie dostrzegł szansę - parsknął. - Musimy się zastanowić, którędy wejść do drugiej strefy - spojrzał na mapy, zaciągając się.
Valerie także przyjrzała się uważnie obu mapom, które otrzymali:
- Spróbujmy najprościej. Interesuje nas ten rejon - wskazała na dużej mapie, wycinek z mniejszej. - Najszybciej tam dotrzeć ze stolicy drogą na Kampong Cham. To miasto jest jak na razie w rękach strony generała, a więc nasze przepustki, o których powinniśmy przypomnieć sierżantowi, powinny tam być pomocne. Na miejscu zorientujemy się gdzie najlepiej przedostać się przez granicę. Warto to także skonsultować z naszym przewodnikiem.
- O ile nie trwa tam aktualnie jakaś ofensywa - skinął głową Crack. - Możemy użyć tego miasta, sierżant powiedział, że przewodnik zaczeka na nas gdzie chcemy. Niech zaczeka tam i zdamy się na jego objaśnienia sytuacji. Oby był ogarnięty, inaczej trzeba będzie zasięgać języka wśród wojskowych.
- No to mamy jakiś plan na początek. Chyba możemy ruszać dalej? - Zapytała Shade pakując otrzymane dokumenty.
- Jeszcze jedno. Jak bardzo udajemy reporterów? - spytał mężczyzna, zaciągając się. - Bo jak mamy udawać, to przekraczanie granicy nocą może być złym pomysłem. Wtedy bardziej opłacałoby się przenocować tutaj, w bezpiecznej strefie.
- Nie trzymałabym się mocno tej przykrywki. - Odpowiedziała zwiadowczyni. - Może kiedy spotkamy na drodze niewielki patrol? Lubię poruszać się nocą. Ogólnie wolałabym unikać spotkań z ludźmi. Aktorstwo to nie jest moja mocna cecha.
- Jadąc jeepem po drogach będziemy spotykać masę ludzi, zwłaszcza na początku - zauważył Crack. - Na pewno nie unikniemy patroli. Nie wiem co zaproponuje nam przewodnik, ale w dzień zwykle łatwiej się wytłumaczyć.
- Niezależnie od wszystkiego i tak najpierw trzeba się z nim spotkać, porozmawiać i wtedy opracować plan. - Stwierdziła Shade. - Jedźmy dalej. Najwyżej zanocujemy przy granicy.
Crack skinął głową, nie dyskutując z tą decyzją.
 
Eleanor jest offline