Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2017, 01:45   #7
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Arabia Saudyjska, dolina Neryan, 1 stycznia 2017, 19.21 czasu lokalnego
Wszyscy w obozie zamarli wpatrując się w to, co zamierzał zrobić Obdarzony. Doniosła chwila zdawała się trwać wieczność. Będący najbliżej Edgar przestał nawet oddychać.
Theo wpatrywał się w ranę i… nic się nie wydarzyło. Nastała niezręczna cisza.
Obdarzony był jednak uparty. Jeszcze raz przystawił dłoń do gardła leżącego. Przymknął oczy i skupił się. Nagle poczuł gwałtowny odpływ sił. Zakręciło mu się w głowie. Nagle poczuł piasek na twarzy.
Musiał się przewrócić i wrócić do ludzkiej postaci. Podniósł powieki, ale świat wirował mu przed oczami. Zdążył zwymiotować zanim stracił przytomność.

USA, Illinois, Chicago, 1 stycznia 2017 roku, 10.29 czasu lokalnego
Przeskakiwała pomiędzy zatrzymującymi się w panice samochodami. Nie codziennie widzi się pięciometrowego Obdarzonego biegnącego autostradą. Dwa razy policja próbowała ją zatrzymać, ale nie mieli ku temu żadnych środków. W pewnym momencie nad jej głową pojawił się helikopter, ale po kilku minutach odleciał. Mogła tylko przypuszczać, że Lovan pociągnął za odpowiednie sznurki.
Co jakiś czas zerkała za siebie. Miasto wyglądało zwyczajnie. Tak jak każdego razu gdy na nie spoglądała.
Zeskoczyła właśnie z wiaduktu, by skrócić sobie drogę, gdy TO usłyszała. Ten ogłuszający dźwięk trudno było porównać do czegokolwiek innego. Zgrzyt milionów ton stali, łomot jeszcze większej ilości betonu… Porównanie tego do końca świata nie byłoby wcale bezpodstawne.
Odwróciła się gwałtownie.

Całe centrum Chicago, wszystkie wieżowce i drapacze chmur - zniknęły. Jakby wielka ręka zdmuchnęła zamki z piasku.
Tymczasem huk po początkowym wyciszeniu zaczął nabierać na sile. Jack wyraźnie zobaczyła, zbliżającą się i z każdą chwilą coraz większą, falę uderzeniową.

Wielka Brytania, Londyn, Chelsea, 1 stycznia 2017, 16.29 czasu Greenwich
Wpadł na przeciwnika i zaczęli się okładać pięściami. Zwykła, wręcz karczemna bijatyka. Naładowany w pełni White mógłby sprostać nawet komuś z dwoma mocami. Teraz jednak każdy cios odczuwał coraz mocniej. Po jednym z nich zachwiał się i nie dał rady oddać. Oberwał kolejny raz, tym razem w brzuch.
Zgięło go w pół. Miał ochotę wypluć swój żołądek. W tym momencie oberwał kolanem w szczękę. Zgrzyt metalu mógł świadczyć o powstałym wgnieceniu. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Siła uderzenia go wyprostowała. Półprzytomny zrobił kilka kroków w tył, ratując się przed upadkiem, ale właśnie wtedy dostał prostego na twarz. Aż go odwróciło. Nic już nie widział.
Poczuł tylko, że upadł na brzuch. Próbował się jeszcze czołgać, ale przeciwnik wbił mu ostrze w lewą łydkę, przygważdżając go do asfaltu.
To już koniec - przeszło mu przez głowę. Walka była skończona - uważali dwaj atakujący go Obdarzeni.

Mylili się.

Najbliższy hydrant wystrzelił w górę rozsadzony olbrzymim ciśnieniem. Jednak strumień wody zupełnie przecząc prawom fizyki skręcił równolegle do powierzchni ulicy i uderzył w Obdarzonego z rozciąganymi rękami, odrzucając go kilkanaście metrów dalej, wprost do pustego w tej chwili basenu na jednej z posesji.
Wokół leżącego i ledwo przytomnego White uformowało się pole ochronne, przypominające bańkę mydlaną.
Obdarzony z maczugą na chwilę zamarł zaskoczony, by zaraz zacząć się rozglądać.
To wystarczyło.

Kalipso spadła na niego wkładając w pchnięcie włócznią całą swoją masę, prędkość i siłę ramion.
Kryształowe ostrze wbiło się w plecy jej celu do połowy swojej długości, klinując się na wzmocnionym pancerzu. Zgromadzona przez Erikę energia kinetyczna była tak duża, że wbiła przeciwnika twarzą na dobry metr w ulicę.
Huk towarzyszący jej lądowaniu sprawił, że zatrzęsły się wszystkie pozostałe jeszcze szyby w oknach okolicznych domostw.
- W IMIENIU ŚWIATŁA ROZKAZUJĘ SIĘ WAM PODD… - nie dokończyła standardowej formułki.
Wbita w ziemię “trójka” zaczęła się wiercić, próbując wydostać. Jego ręce zamieniły się w długie ostrza, którymi machnął w kierunku przygniatającej go Obdarzonej. Ciosy jednak jedynie zaskrobały o jej pancerz, gdyż w tej pozycji nie miał jak włożyć w to większej siły.
Drugi z nich powoli zaczął się wygrzebywać z basenu, który teraz był napełniony prawie do połowy.

Poblisk hydrant cały czas pompował w powietrze wodę, która zaczynała krążyć wokół Kalipso. Ta tymczasem przydepnęła wiercącego się, kładąc mu ciężką stopę na plecach i wyszarpnęła z niego włócznię, a z otwartej rany strzelił strumień krwi. Obdarzona wycelowała w jego kierunku dłonią i wykonała nią gest pistoletu.
Z olbrzymią prędkością i pod potwornie wysokim ciśnieniem wystrzelił w tamtym kierunku bardzo cienki strumień wody. Przebił on się przez wszystkie organy wewnętrzne i przeleciał na wylot. Kalipso mogła go teraz powoli ciąć jak nie przymierzając laserem. Wokół drugiego z nich woda stworzyła wir, zupełnie go otaczając. Próbował przejść, ale jedynie się odbijał.
Obdarzona z żywiołem wody zupełnie kontrolowała sytuację.

Polska, Warszawa, Praga, 2 stycznia 2017 roku, 8.04 czasu lokalnego
Wieczór i noc minęły mu spokojnie. Wreszcie najedzony i wyspany. Kasy miał przy rozsądnym gospodarowaniu na najbliższe trzy miesiące. O dziwo w telewizji nawet nie było wspomnienia o wydarzeniu. Uszło mu to zupełnie na sucho.
Takie przynajmniej miał wrażenie.
Nad ranem znalazł w swojej skrytce list.
Przyjedź o północy w okolice “Góry Śmieci”, pogadamy o robocie.
Podpisu nie było.

Arabia Saudyjska, dolina Neryan, 2 stycznia 2017, 9.37 czasu lokalnego
Zerwał się zrzucając na podłogę koc, którym był przykryty. Oddychał bardzo szybko. Sen był bardzo dziwny. Nie pamiętał szczegółów. Było to smutne rozstanie z przyjaciółmi. Przyjaciółmi, którzy wkrótce stali się wrogami. Cios jednak nadszedł z zupełnie niespodziewanej strony. Theo popełnił błąd i nie był w stanie go naprawić. Strach jaki temu towarzyszył był prawie paraliżujący.
- Spokojnie, już jesteśmy bezpieczni - z boku dobiegł go głos Edgara.
Profesor kończył właśnie śniadanie. Zapach jajecznicy sprawił, że i Obdarzonemu zaburczało w brzuchu. Zauważył przy tym, że nie był nagi. Miał na sobie czyjeś bokserki, dresowe spodnie i bluzę.
- Siadaj, należy ci się - Massashi wskazał mu miejsce przy składanym stoliku. Podał kubek i nalał kawy z czajnika. - Długa to była noc - mruknął.
Jedli w milczeniu. Profesora coś wyraźnie gryzło, ale nie przeszkadzał mu w jedzeniu. Sam skończył nieco wcześniej i zapalił fajkę.
- Chodź ze mną - poprosił go, gdy Theo był już najedzony. - Chciałbym ci coś pokazać.
Przeszli do największego z namiotów. Przykrywał on prowadzone wykopaliska, chroniąc odkryte już fragmenty przed nawiewanym nieustannie piaskiem.
- Moją uwagę zwróciła tablica, którą przyniosłeś ze sobą. Tutaj - wskazał na kawał skały, starannie odkryty i zabezpieczony przez uczniów profesora. - występuje identyczne pismo jak na twojej tablicy. Nawet styl pisma i stawiania znaków jest wręcz jednakowy. Mogę się założyć, że zrobiła to ta sama osoba. Problemem jest fakt, że to tutaj - skinął głową na ich znalezisko - datujemy na około pięć tysięcy lat.

USA, Illinois, przedmieścia ruin Chicago, 1 stycznia 2017, 11.05
Lulu nie szczekała. Tylko cicho popiskiwała. Jeszcze nigdy nie była tak przestraszona. Trudno było się jej dziwić.
Zewsząd dochodziły okrzyki nawołujących się ludzi, ich płacz, klaksony pogniecionych samochodów, wycie rannych. Pył unoszący się w powietrzu powodował nieustanny kaszel i bardzo ograniczał widoczność.
Jack i jej podopieczni znieśli to o dziwo całkiem nieźle. Kobieta wskoczyła za jedną z podstaw wiaduktu, który sprawnie oparł się fali uderzeniowej. Dzięki telekinezie uniknęli pocięcia przez co drobniejsze odłamki karoserii i wszystkiego co niósł ze sobą podmuch.
Teraz, kiedy wszystko się uspokoiło, mogła się podnieść.
Ludzie dookoła natychmiast zaczęli w panice uciekać. To było jej nawet na rękę. Musiała zebrać myśli i zdecydować co dalej. Gdy się rozglądała, to sytuacja taka jak w jej okolicy była aż po horyzont.
Zniszczone budynki, poprzewracane samochody. To mógł być przecież skutek huraganu. Lecz gdy spojrzała w kierunku byłego centrum Wietrznego Miasta... Wiedziała jak potężni potrafią być Obdarzeni, ale tego nie mogła się spodziewać.
W tym momencie zauważyła coś jeszcze. Jakieś pół kilometra od niej przemieszczały się dwie duże sylwetki. Od razu rozpoznała parę spod feralnej kamienicy. Uciekali na północny zachód.
W powietrzu zaterkotał helikopter. Pojawiały się pierwsze jednostki ratunkowe.
- C-co? G-gdzie… - chłopak, którego przeniosła, obudził się. Lulu z nerwów polizała go po twarzy.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline