- Sigmarze, Shallyo i wszyscy bogowie - Hulz aż jęknął, gdy wraz z pozostałymi zobaczył pobojowisko. Gunnar był bardziej opanowany, szybko odpowiedział Bernhardtowi. - Wiele zrobić się nie da. W najbliższym zajeździe zawiadomimy strażników, bo takie rzeczy do nich należą. Ciała i powóz na bok drogi przełożyć wypada, żeby niebezpieczeństwa nie stanowiły. Jakby ktoś był chętny popilnować, toby było miło - zakończył nieśmiało.
Oględziny broni wypadły pomyślnie - obejrzane magicznym zmysłem egzemplarze nie emanowały jakąkolwiek formą eterycznego widma. Były więc najzwyczajniej w świecie zwyczajne i nie stanowiły zagrożenia dla posiadacza. Noc chyba, że nie umiał się nimi posługiwać...
Po zgarnięciu garłacza, zapasu prochu i garści siekańców, Axel i Szkiełko przystąpili do oględzin trupów rozrzuconych wokół powozu, ale zawiedli się srodze. Kieszenie martwych podróżnych były puste - prawdopodobnie któryś z mutantów ubiegł ich w zbójeckim procederze.
Wolfgang też chodził od ciała do ciała, ale w innym celu. Niestety żaden z leżących na drodze ludzi nie wykazywał oznak życia. Czarodziejowi pozostała jeszcze jedna ofiara do sprawdzenia - leżący na poboczu mężczyzna. Wolfgang odwrócił go na plecy, aby sprawdzić oddech i zamarł. Wpatrywał się w znajomą twarz. Leżał przed nim zupełnie i całkowicie martwy Bernhardt Zingger. Ale jego głos słyszał za sobą - Zingger rozmawiał właśnie z woźnicami. Wolfgang, gdy szok minął, zobaczył, że z kaftana wystaje trupowi jakiś opieczętowany dokument.
W tym samym momencie, gdzieś z przodu na drodze rozległ się odległy jeszcze tętent kopyt.