Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2017, 17:04   #11
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***

Budynek Vienna Philharmonic Orchestra samym wyglądem elewacji budził zachwyt.


[MEDIA]http://zakopanedlaciebie.pl/public/th/resize/800x600/i/cnt_img/Img_684/i3828-3143627377.jpg[/MEDIA]

Wnętrze było jednak tysiąckroć bardziej zdobne i zapierające dech w piersiach nawet komuś, kto mieszkał w Paryżu. Bal Tysiąca Masek oficjalnie miał być ukoronowaniem kolejnego udanego roku filharmonii wiedeńskiej. W praktyce... tego Sophie dopiero miała się dowiedzieć.

Wsparta na ramieniu Andre przeszła przez szereg zabiegów, przywodzących jej na myśl linię produkcyjną. Ktoś ich przywitał,potem ktoś sprawdził ich zaproszenia, potem bramka ochroniarska (o dziwo, ukryty pod podwiązką pistolet Sophie nie zapiszczał - niemniej zauważyła, że nim przeszli przez nią, Burth wykonał dziwny gest, przypominający pozdrowienie, do jednej z kamer), potem wzięto ich płaszcze, potem jakaś hostessa, mówiąca o atrakcjach wieczoru... Kiedy wreszcie weszli do ogromnej sali głównej, w której zamiast normalnych siedzeń ustawiono w jednej części kanapy oraz szwedzki stół, a w drugiej zorganizowano parkiet taneczny, Sophie czuła się wyzuta z energii. A przecież był to dopiero początek…

Sophie cały rozglądała się po wnętrzu, z lekkim uśmiechem jakby zachwycona tym co widzi. W duchu przeklinała. Ten tłum, te lustra, te zdobienia. Warunki gorsze niż w dżungli. Mimo wszystko starała się jak zwykle wypatrzeć otwarcia dla strzelca. Galerie z szerokimi, zdobionymi filarami, wiszące przy lustrach zasłony. Do tego ci ludzi. Kobiety w powłóczystych sukniach, mężczyźni w marynarkach… do tego świadomość, że wampir nie potrzebuje nawet broni by kogoś zabić.

Lekko zaskoczona popatrzyła na szwedzki stół. Najwyraźniej inne wampiry też pojawią się ze śmiertelnymi towarzyszami, może będą tu też inni goście. Odruchowo zerknęła czy nie ma tam może kawy. Bardzo żałowała, że nie ucięła sobie dłuższej drzemki. Nie może o tym myśleć, będzie miała tylko wrażenie, że jest bardziej zmęczona. Rozejrzała się po gościach (jeśli już jacyś są). Chwilę później zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystko się błyszczy… fajnie jakby mogła się obrócić. Niechętnie spojrzała na parkiet.

Na razie nie musiała się nim jednak przejmować. Raz po raz ktoś podchodził i witał się z Andre. Parę osób pochwaliło jego wybór odnośnie partnerki, kilka kobiet próbowało zagadać Sophie na temat jej sukni, makijażu, nawet manikiurzystki... Te rozmowy wydawały się tak zwyczajne, że trudno było podejrzewać, iż prowadzą je mroczne wampiry. Może to wcale nie było przyjęcie dla spokrewnionych. Dlaczego jednak nazwano je balem tysiąca masek? Póki co Sophie nikogo w masce nie widziała.

Dziewczyna dziękowała za pochwały i na ewentualne pytania odpowiadała zdawkowo. Szybko wybierała losowy element garderoby rozmówczyni i rzucała własną pochwałę, najlepiej z jakimś pytanie by ta mogła się wyżyć.
Zwracała głównie uwagę na rozmówców Andre, starając się ocenić czy kogoś znał wcześniej czy też też witają się tylko grzecznościowo. Już odruchowo wypatrywała bladych postaci, mimo, że wiedziała po samym Andre, że wampiry są w stanie to maskować. Cieszyła się, że gdy już oberwała te zajęcia z niemieckiego i etykiety to przynajmniej podrzucono jej kilka artykułów o Wiedniu, w tym samej operze. Niestety o tym co grano ostatnio mogła się dowiedzieć tylko przelatując szybko wzrokiem po wiszących w holu afiszach. Teraz bardzo cieszyła się z tego stania na baczność godzinami, tylko szkoda, że nikt nigdy nie kazał jej tego robić w tak wysokim obcasie. Do tego te dyganie, całowanie po łapkach. Widząc kolejną uśmiechniętą mordkę musiała się bardzo pilnować by jej nie przywalić. Od myśli odrywało ją kolejne “Ah, dziękuję. Czy to perły, piękne, szukałam czegoś podobnego...” i gdy kolejna pani zaczynała gadać trzy po trzy, mogła się znów zamyślić.

Wreszcie napływ nowych twarzy nieco się ograniczył, za to rozmowy Andre wydłużyły się i nierzadko były prowadzone w zupełnie obcych dla Sophie językach. Naliczyła w sumie 8. Jak on mógł je spamiętać i na dodatek mówić tak płynnie? W pewnym momencie, który wyjątkowo mieli dla siebie, mężczyzna spojrzał na swoją partnerkę.

- Jak sobie radzisz? - zapytał.
- Cóż czuję się jakbym naprawdę była w operze, nie rozumiem nic, ale jest pięknie. - Sophie uśmiechnęła się. Oparła się o niego mocniej wiedząc, że teraz nie będzie mu przeszkadzać. Na chwilę poczuła ulgę w nogach. - Jest sympatycznie.
- Chciałabyś coś zjeść? Jeśli tak, nie krępuj się.
- podsunął wampir, a za nim - kilkanaście głów dalej mignęła dziewczynie znajoma czupryna. Martin? Niestety, zaraz potem straciła go z oczu.

Sophie zamyśliła się na chwilę. Niepokoiła ją możliwość tego, że blondyn gdzieś tu jest. Znów skupiła wzrok na wampirze.
- Nie jestem głodna, a twoja obecność znacznie skraca te wszystkie wywody... Chyba, że ci przeszkadzam to się oddalę. - uśmiechnęła się.
- Gdzieżby tam. Jesteś wspaniałym odstraszaczem dla tych wszystkich napalonych cnotliwych dam, które porównując się z tobą, wiedzą, że nie mają szans i odpuszczają.
Sophie odwróciła wzrok od wampira i znów skupiła go na tłumie.
- A nie wydajesz się być osobą, która narzekałaby na zbyt dużą atencję wśród płci pięknej. - Obserwując tłum, starała się ocenić czy ludzi przybyło. Wydawało się jednak, że wszyscy goście już chyba przybyli. Według tego, co mówiła hostessa główny punkt programu miał nastąpić o 1 w nocy, czyli za 15 minut.
- Wydawało mi się, że widziałam moją wczorajszą przygodę. - Dodała cicho, pozwalając by wampir usłyszał w jej głosie lekkie zaniepokojenie. Nie wierzyła w coś takiego jak przypadek i niepokoiło ją to, że mogłaby spotkać Martina w innym miejscu niż hotel.
- No proszę, jaki ten świat mały. Eliott sprawdził go? - zapytał Andre, dyskretnie popychając Sophie w lewo, ku nawie z kanapą. Co ciekawe, owa kanapa jako jedyna w pomieszczeniu posiadała baldachim, przez co ciężko było dostrzec kto na niej siedzi.
- Nie prosiłam go o to, ale powiedziałam mu o tym “spotkaniu”. - Gdy szli Sophie lekko uśmiechała się, odpowiadając na lekkie skinięcia głowami i uśmiechy, kierowane pod jej adresem.
- Jeśli to zrobił to nie zdradził mi szczegółów. - pomachała kobiecie numer 5, tej od paseczka… podobno z rubinami. Nagle oczami wyobraźni zobaczyła naburmuszonego Eliotta. Szeptem dodała. - Ostatnio zachowuje się dziwnie.
- A coś konkretnego cię zaniepokoiło? Z mojej perspektywy wy ludzie strasznie szybko się zmieniacie
. - odparł filozoficznie wampir, obejmując Sophie w pasie i przyciskając nie mocno, ale dość niespodziewanie do filara koło nawy. - Poczekaj tutaj chwilę. - oddalił się, znikając pod baldachimem.

Sophie uśmiechnęła się i jak niby ma mu odpowiedzieć. Kilka sekund walczyła z gorącem, który rozlał się po jej ciele gdy Andre ją objął, po czym otworzyła dobraną przez Igne kopertówkę, jakby pilnie potrzebowała czegoś co się w niej znajduje… właśnie zdała sobie sprawę, że nawet jej nie pakowała. Cały czas zerkała na salę.

Naprawdę, kobiety noszą z sobą tyle rzeczy? Nic dziwnego, że to tyle waży, mogłaby tym kogoś zabić.

Gdy jej wzrok śledził głównie to co działo się na sali, to jej słuch całkowicie był poświęcony temu co mogło się dziać pod baldachimem. Jedyne co dosłyszała jednak, to ściszony głos Bortha oraz jakiś kobiecy głos. Zresztą Andre nie kazał długo na siebie czekać. Po chwili był już przy Sophie.

- To co, zatańczymy? - chwycił jej dłoń i uśmiechnął się w taki sposób, że nogi się pod nią niemal ugięły.
- Jeśli chcesz się ośmieszyć... - Sophie uśmiechnęła się. Miała spore wątpliwości, co do swoich umiejętności tańca po tygodniu ćwiczeń. Ciekawe kto był za tym baldachimem… jaka była szansa, że była to księżna? Czy w ogóle się miała tu pojawić? Czy w ogóle są tu jakieś wampiry poza Andre? Musiała się skupić na czymś innym - ...z przyjemnością zatańczę.

Gdy wkroczyli dumnie na parkiet, orkiestra na scenie akurat zaczęła osławiony Walc nr 2.

Pary ruszyły w tan, w tym także Andre i Sophie. Jak mogła się tego spodziewać po wampirze... tańczył znakomicie. Ruszał się, wykonywał półobroty, kroki... jakby przychodziło mu to zupełnie naturalnie. Nie było w tym ani odrobiny sztuczności. Co jednak niezwykłe, po kilku małych pomyłkach na początku, ta naturalność spłynęła także na Sophie. A może to dlatego, że pozwoliła się prowadzić partnerowi?

W sumie, podczas ćwiczeń, cały czas jej powtarzali by pozwoliła partnerowi przejąć kontrolę. Był to główny powód dla którego nie cierpiała tańców. Na początku patrzyła wprost na Andre. Świadomość tego jak obecność wampira działa na nią, niepokoiła ją. Miała go chronić, a coraz bardziej czuła jak jego świat wciąga ją. Czuła się dziwnie uświadamiając sobie, że uśmiech, który ma na twarzy przestaje być sztuczny, że po prostu dobrze się bawi. Cieszyła ją bliskość wampira. Czy na serio jeszcze tej samej nocy, rzuciła mu w twarz, że go pragnie? Poczuła jak policzki zaczynają ją delikatnie piec. Przeniosła wzrok na wirujące wokół pary.

Tymczasem Burth przysunął usta do jej ucha i zapytał szeptem:

- O czym myślisz? - pytanie było niewinne, a jednak bliskość jego ust drażniła zmysły.

Sophie znów spojrzała na wampira. Pragnęła go. Bolała ją świadomość, że nie było w tym żadnych jego sztuczek. Był przystojny, imponował jej, ciekawił ją. Gdy patrzyła na jego usta, bardzo chciała go pocałować, poczuć je na swoim ciele. Nagle zaschło jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że wciąż obserwuje go tym głodnym wzrokiem. Była ciekawa ile wampir jest w stanie wyczytać z jej oczu.

- Nie spodziewałam się, że będę się tu dobrze bawić. - Czuła gorąc z policzków rozlewa się w stronę uszu. Odwróciła wzrok. - Staram się skupić na pracy.
- Wiesz, ja w pewnym sensie też jestem tutaj w pracy
- szepnął jej do ucha - Dlatego ładnie proszę, postaraj się tak nie rumienić, bo zamiast się skupić na obserwacji, mam tylko ochotę zaciągnąć cię w jakiś ciemny kąt.

Na jego słowa po jej ciele rozlała się fala gorąca, na szczęście rumieniec postanowił pozostać taki jaki jest.
- Ludzie nie za bardzo to kontrolują, wiesz? - Nie spojrzała na wampira. Delikatnie przesunęła palcami po jego łopatce. Nie chciała sobie teraz tego przypominać, ale rzeczywiście nie powinna mu przeszkadzać. Na chwilę przed oczami znów stanęło jej więzienie, ten ból. Momentalnie ciepło się cofnęło. Jej ręka spokojnie opadła na jego ramie. Będzie lepiej jak ten taniec się skończy.
- Jesteś niesamowita - powiedział Andre i w jego głosie faktycznie usłyszała uznanie.

Gdy walc dobiegł końca, na scenę wyszło dwoje ludzi - kobieta i mężczyzna.

- Dyrektor filharmonii i minister kultury - wyjaśnił Borth.

[MEDIA]https://images.bwwstatic.com/upload10/759995/tn-1000_dsc_0548.jpg[/MEDIA]

W ramach wystąpienia pani minister mówiła o dziedzictwie kulturowym Wiednia i tym jak wielu artystom miasto to pomogło rozwinąć skrzydła, po niej zaś przemawiał niemniej wzniośle dyrektor, opowiadając o trudnych okresach filharmonii, o jej roli podczas drugiej wojny światowej i innych niezwykłych wydarzeniach. Wystąpienie trwało dobrych 20-25 minut, w trakcie których wszyscy goście jednak posłusznie stali i słuchali... lub udawali, że tak jest, tocząc własne rozmowy półgłosem.

Eliott tłumaczył jej, że takie chwile, są najbardziej niebezpieczne. Uwaga wszystkich, a przynajmniej wzrok skupia się na jednym miejscu. Światła gasną, oświetlony jest tylko jeden punkt. Sophie przywarła do Burtha, jednak jej wzrok przeskakiwał po rozmawiających parach, szukając otwarć do strzału. Cieszyła się, że może się na tym skupić, bo bliskość wampira nadal działała na nią. Starała się wyłapywać strzępki wypowiedzi, gdyż była pewna, że jeśli tu zostaną to będzie na pewno temat zaczepny rozmów. Powoli zaczynała też mieć wrażenie, że blond czupryna musiała się jej przywidzieć.

- ... a teraz, zgodnie z tradycją, poprosimy panie na lewą stronę sali, a panów na prawą. - usłyszała głos pani minister, stojącej na scenie.

Muzycy zaczęli przygrywać “motywującą” muzyczkę na samych skrzypcach, a ludzie faktycznie zaczęli przeciskać się między sobą. Andre puścił rękę partnerki.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline