Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2017, 21:24   #16
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jakiś czas później wszyscy mieli już pełne miski i pałaszowali z apetytem harfiarską polewkę.

- Posiłek i w drogę, tak wam powiem. Zanim wjedzie nam tu kolejny patrol. Wyciśnijmy z orka ile się da, powiedzmy że za śledzenie strzała w kolano i puśćmy go nago. Sami ruszajmy w przeciwnym kierunku, byle skryć się zanim zaczną szukać obu patroli - odświeżony po grzebaniu w trupach Louie z zapałem zabrał się do pałaszowania. Siedział wygodnie oparty o kupę łupów zdjętą z grzbietu muła. Rudego kota nie było ni widu ni słychu. Ale do tej pory wracał.
- Akurat orkowi golizna robi różnicę! - parsknęła śmiechem Moira, sięgając po dokładkę. - Najwyżej mu kuśka omarznie.
- I o to chodzi, żeby się mu odechciało kombinować na chłodzie. Coby pobiegł truchtem do swoich bez kombinowania
-Z całym szacunkiem ale… Nie uważacie, że to okrutne? - Lyre wtrąciła się do rozmowy. -Ja rozumiem, że to przeciwnik, ale nie ma potrzeby go poniżać i torturować kiedy już nam da, czego chcieliśmy. Nie zniżajmy się do poziomu jakiś bandytów.
Zinbi sypnęła jagódkami w trawę budząc Puchatego, który węsząc na lewo i prawo począł pałaszować podwieczorek. Sama zaś druidka po zjedzeniu gulaszyku, dała wylizać miskę Szaremu. Na jej odzew nie było co liczyć.

Moira z apetytem spałaszowała swoją porcję; głód zawsze dodawał smaku potrawom, wysiłek fizyczny również. Nim gulasz się ugotował zdążyła pozbierać bełty, wyczyścić broń i z grubsza ubranie, a teraz z zainteresowaniem przyglądała się Harfiarzowi.
- Może by mu pokazać ten orczy list, co? - mruknęła cicho do Eryka, muskając mu ucho oddechem. - Jeśli to naprawdę harfiarz to powinien o nim wiedzieć. Nie żeby to zmieniło mój pogląd na temat ratowania Nesme, ale jeśli nie my to może przecież ktoś inny.
- Harfiarzowi można by pokazać - odpowiedział dyskretnie Eryk. - Chociaż zastanawiam się, czy to na pewno Harfiarz… nie mam konkretnego powodu do podejrzeń, po prostu to dość wygodna wersja i każdy może tak powiedzieć. Ale może przesadzam… - zamyślił się. - A może by tak pójść z nim do tej całej kryjówki? Tam pewnie więcej nam powiedzą o obecnej sytuacji...
- Wydaje mi się, że dopóki jest naszym sojusznikiem to jego harfiarskość nie ma znaczenia - orzekła Moira.
- Chyba słusznie, ja sam nie uważam ich za jedyną słuszną opcję… - zastanowił się Eryk. - Choć właściwie nie zawsze wróg wroga jest przyjacielem. Tak w ogóle, to nie zdążyliśmy wam powiedzieć, że na pobojowisku Louie majeszcze jakąś mapę z zaznaczonym miejscem. Myślę, że to też warto im pokazać. Cóż, możemy powiedzieć Yearanowi o tych papierach.
- Ponoć zna okolicę; na pewno lepiej od nas. To dobry pomysł - odszepnęła.
- Louie ma rację, czas obudzić naszego śpiącego ropucha - dodała głośniej. - O co pytamy? Rozmieszczenie patroli, główny obóz, ilość wojów, szamanów, sprzętu, koni, niewolników… - wyliczała. - Skoro miał magiczną broń to nie byle sierżant, może i coś na temat dalszych ruchów orczych wojsk wie?
- Czy nie widział wolnego elfa albo człowieka między orkami - dowolnego nie-orka - o dowódców, o tym ile wiedzą o ukształtowaniu terenu, o szlakach komunikacyjnych, zgromadzone zapasy budowlane - Louile miał jeszcze parę pomysłów.
- Skoro się za łachmytami po wrzosowiskach ugania… pewnie w niełaskę popadł. - ocenił Gram zerkając na związanego orka.- Ale jaką pewność, że gnida kłamać nie będzie, by swój żywot ocalić?
- Żadną - wzruszyła ramionami Moira. - To już musimy ocenić sami. Kłamstwo zresztą też ma jakiś cel; odkrycie go zapewne bardziej przybliży nas do prawdy niż nie pytanie wcale - zakończyła nieco filozoficznie.
- Sporą - zaoponował Louie - Jak migniemy mu przed oczami łupami z poprzedniej grupy; nie będzie wiedział ile oni nam powiedzieli...więc kłamiąc narażałby swoją skórę - nie sprecyzował którą częścią łupów, choć miał na myśli bardzo konkretny przedmiot.
Eryk otworzył usta, ale zamknął, nic nie mówiąc. Domyślał się, o jaki przedmiot chodzi, ale Louie widocznie miał powód, by nie mówić tego głośno.
- I mamy interes w tym, żeby wrócił do nich cało. - wtrącił gnom.
- Strasznie kombinujecie. To tylko ork, nie mroczny elf - westchnęła Moira.
- Te tylko orki właśnie rozgromiły nam kraj. Poza tym, to tylko los setek ludzi, kto by się przejmował? Orki będą szukać winnych. Mogą wiedzieć kto to i polować na nas, głupców którzy wypuścili jeńca albo wziąć się za normalnych ludzi. - ciągnął swoje Louie.
- To, że jest to ork… to nie znaczy, że jest głupi. - stwierdził Gram po dłuższej chwili milczenia. - Może i nie jest euro… eru… ergu...
- Erudytą - pomógł Louie, ale zamiast aroganckiego uśmieszku, którego można się było spodziewać, skupiony czekał na kontynuację - Ale?
- Ale… nawet głupie gobliny mogą zrobić na szaru erudyckiego elfa. - dokończył kwestię Gram. - Zwłaszcza jeśli ów elf ich nie docenia. To ludzie nazywają chłopską chytrością.
- Yearan, a co ty na to? Macie tam w schronieniu kogoś kto wyciągnie z jeńca coś więcej?

Lyre skrzywiła się na wzmiankę ze strony Moiry. Co jak co, ale do Orków potrafiła żywić jednak pewien poziom sympatii, czego nie szło powiedzieć o Drowach.
-Mam lepsze pytanie. - Wtrąciła się. -Jak my go zamierzamy w ogóle nakłonić aby nam cokolwiek powiedział? Nie ma powodu aby podać nam swoje imię, nie wspominając o czymkolwiek więcej. - Przyjrzała się rozmówcom. -Z góry zaznaczam, jeśli ktoś zasugeruje tortury, dostanie po łbie. A jeśli ktoś choćby spróbuje ich użyć, osobiście go zadźgam. - Powiedziała tonem tak twardym, że nikt nie miał wątpliwości, że mówi poważnie.
- Proponując mu wyjście stąd żywym. W alternatywie do pełnej niewygód tułaczki razem z nami przez kolejne tygodnie, jeśli nie miesiące - starszy gnom jeszcze tym razem miał odpowiedź.
-Jesteśmy pewni, że nie lepiej by mu było w niewoli, niż musieć się tłumaczyć swoim przełożonym z porażki? Jaką mamy pewność, że oni go zwyczajnie nie zabiją?
- Dlaczego go po prostu o to nie zapytamy? Kilka próbnych pytań, jasnych i prostych, zadanych przez kogoś o ambiwalentnym stosunku do jego rasy. Czy dotarli już do Nesme? Kto tam rządzi? Kto jest nad nim? - pytań, co przynajmniej dla Louiego było najważniejsze, możliwych do zweryfikowania.
- Nie ma tam czarodzieja, który by umiał zdominować.- stwierdził Yearan po namyśle. - Ani kata, który by znał się na torturach. To… nie nasze metody. Ale jestem pewien, że będzie tam ktoś kto wie więcej niż ten ork.[/i]
-Macie szczęście, że to nie wasze metody. - Lyre spojrzała na Yearana twardo. -Tortury służą tylko przyjemności torturującego. - Wróciła do Louiego. -Jedyną osobą o ambiwalentnym stosunku do Orków jestem tu chyba ja. Ale jeśli mam pytać, ktoś musi być ze mną, słabo znam się na gładkiej gadce czy rozpoznawaniu, kiedy ktoś kłamie. - Przyznała. - No co? Większość czasu w straży miejskiej spędziłam goniąc złodziejaszków po uliczkach i dachach, niż na zadawaniu pytań. Może dlatego nigdy nie awansowałam.
- Albo… - urwał. Nie było to do rzeczy, więc po co. - Może inny chce towarzyszyć Lyre? Silke, Eryk? - gnom powoli wygramolił się na nogi, spoglądając na przeżuwających gulasz kompanów.
- Na wszystkich bogów! - zirytowała się Moira, zrywając się niemal równocześnie z powolnym gnomem miejsca. Co jak co, ale cierpliwości do długich dysput miała niewiele więcej niż druidka. Ileż można?! Energicznie podeszła do orka pilnowanego nieopodal przez krasnoludzkich “bliźniaków” i zasadziła mu kopniaka w jaja. A przynajmniej w okolice, w których powinny się one znajdować. Śpiący królewicz się znalazł! - Gadaj gdzie wasz obóz! - warknęła.
- Oooo tam. - wskazał kierunek ruchem głowy otrzeźwiony ork. - A idźcie do niego… z pewnościom wos przywitajom… godnie. - zarechotał.
- Konie macie? - kobieta zignorowała dobry humor orka.
- Gotowane… pieczone… mamy - potwierdził ork krótko.
- Durne bydle - spochmurniała Moira. Nie żeby się tego nie spodziewała, no ale… - A w Nesme?
- W Nesme są… dużo… zdobycznych. Pójdą na zapłatę - stwierdził krótko ork. - Dla najemników.
- Pełnia, chmury, nów - tyle dało się zrozumieć z mruczenia gnoma, który przytruchtał bliżej. Ale efekt zaklęcia był jasny nawet dla tych, którzy nie studiowali Arkanów - na głowę Moire spadł rzęsisty prysznic.

Moira, która miała właśnie zapytać o owych najemników wstrzymała oddech. Policzyła do dziesięciu. Potem do dwudziestu. A potem odwróciła się by przywalić dowcipnisiowi w mordę - bynajmniej nie z liścia - rozkwaszając gnomowi nos nadspodziewanie ciężkim ciosem pięścią. A Gram i krasnoludy oglądały tą bijatykę z ciekawością i zainteresowaniem. Lubili takie bitki. Zaś Yearan nie wtrącał się w “dyskusje” osób, które dopiero co poznał.
- Blhafo - gnom cofnął się kilka kroków i trzymając się za twarz.
- Rozumiem, że chciałeś umyć tego śmierdziela? - spytała jadowicie Moira i z całą godnością, na jaką było stać jej przemoczone jestestwo ponownie odwróciła się do orka.
- Ne, ofhłofić tfój zapafh - gnom nawet nie sięgnął w stronę broni… ale nie zrobił też niczego pozwalającego sądzić że odstąpi.
“Aż tak nie śmierdzę…”, westchnęła w myślach Moira. Marzyła o prawdziwej kąpieli.

Podczas wieczerzy Silke siedziała cicho, zerkając z zaniepokojeniem na towarzyszy. Pogwizd siedział na jej kolanach zawinięty w rąbek płaszcza i raczył recytować dziecinne wierszyki - te same, które kiedyś opowiadał jej ojciec. Jak bardzo zmieniło się jej położenie! Najpierw utrata domu i żadnych wiadomości o rodzinie, później koszmar służby przy umierających w armii, a potem? Potem, gdy śmierć zajrzała jej w oczy, pojawił się Pogwizd a wraz z nim magia. Od tamtego momentu minęło kilka dni… I oto siedzi przy ognisku z Harfiarzem, dwoma na pierwszy rzut oka niepoczytalnymi gnomami, schwytanym orkiem i małym stadem zwierząt. Kompani zdawali się nie mieć tych samych rozterek dotyczących trwającej wojny co ona i wyglądali, jakby bardzo dobrze odnajdywali się w całej tej spontanicznej partyzantce. Silke zaś wciąż myślami wracała do rodzinnej karczmy w Everlund i ciepła jej kominka, choć wiedziała że pewnie komin to jedyne co mogło z niej w obecnej sytuacji pozostać.
Podobnie, gdy przy ognisku wybuchła awantura o to, jak przesłuchać więźnia, Silke czuła że nie pomoże to grupie, jeśli jeszcze jedna osoba wtrąci swoje zdanie. Obserwując jak Louie dosłownie studzi zapał Moiry dotyczący przesłuchania, Silke przechyliła się do wytrzeszczającego oczy Eryka ze słowami - Jakbyście potrzebowali mojej pomocy, to daj znać… - po czym wróciła do Pogwizda kończąc dukaną przez niego właśnie rymowankę.
- Dziękuję, będę pamiętał… A teraz przepraszam cię na moment, bo się pozabijają - odrzekł Eryk, po czym z głośnym i przeciągłym westchnieniem udał się na interwencję. Stanął obok Moiry i zwrócony w stronę jeńca wzruszył bezradnie ramionami. Następnie podszedł bliżej kłócących się towarzyszy, pchnął ich lekko - nie tak mocno, aby przesunęli się wbrew swej woli - w stronę przeciwną do orka, samemu tam idąc. “Nie róbcie komedii” - syknął cicho. - “Jest kompromisowy sposób. Dajcie chwilę.”
- “Był, dopóki nie zaczęła. Teraz tej komedii potrzebuję ” - gnom odsyczał nieprzyjemnym tonem i... nie ruszył się z miejsca.

Moira zdusiła w sobie chęć kąśliwego komentarza. Zignorowała mężczyzn i sztywno ruszyła do ruin domostwa by się przebrać, po drodze chwytając swój plecak. Najwyraźniej dla mężczyzn nie było istotne, że przesłuchanie jeńca szło jej całkiem sprawnie; do tego bez żadnych targów ze strony orka, ani potrzeby tortur, których obawiała się elfka. Skoro nie odbywało się ono ich jeszcze-nie-do-końca-wymędzonymi sposobami, było “be”. Nota bene przesłuchanie tego samego “straszliwego orka”, który należał do rasy, która podbiła Marchie i wedle nich mogła oszukać elfa, a z którym certolili się jak z noworodkiem. Cóż, ona dowiedziała się czego chciała, a reszta niespecjalnie ją interesowała - zwłaszcza w takiej sytuacji. Nie pozwoli po raz kolejny upokorzyć się przed byle zielonoskórym - i to podwójnie! Nie przysięgała nikomu posłuszeństwa ani wierności, więc Louie nie miał prawa karcić jej jak rozwydrzonego dziecka. A nawet gorzej niż dziecka - wodę wylewa się na walczące psy, nie na ludzi! Kobieta kichnęła, zadrżała i przyśpieszyła kroku. Jeszcze brakuje, by przez tego durnia nabawiła się zapalenia płuc.

Eryk tymczasem podążył w stronę harfiarza.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-01-2017 o 21:29.
Sayane jest offline