Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2017, 20:26   #17
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Zinbi żyła w swoim świecie. Była najedzona, napita i wyspana… w zadowoleniu siedziała w kucki, iskając w zadumie ździebełka trawki. Puchaty wyjadł już wszystkie jagódki i aktualnie obserwował poczynania reszty stada. Ktoś z kimś rozmwiał, ktoś wyczarował wodę i ktoś komuś przywalił… miś nie rozumiał chaotycznych poczynań sprzymierzeńców. Popatrzył więc na siostrę, która aktualnie wysysała smaczne soki z jakiegoś kwiatka. Dlaczego inni, nie mogli zachowywać się tak jak druidka? Sfrustrowany zamlaskał przeciągle, trącając nochalem dłoń gnomki, która automatycznie pogłaskała go po łebku i rozejrzała się po zebranych. Wyglądało na to, że wszyscy się dobrze bawili i zapomnieli o orku, który związany siedział na trawie i podziwiał krajobrazy. Powoli kiełkujące myśli o kończącym się ognistym napitku, oraz wszędobylska nuda i chęć zrobienia czegoś ciekawego, sprawiły, że zielonowłosa wstała i klepiąc ręką w udo zachęciła Puchatego do jej towarzyszenia, który rozpoznając ten drobny gest szybko się ożywił.
- Pilnuj - mruknęła drobna kobietka, do rosłego wilczura leżącego na skraju światła ogniska, wskazując na plecaki i torby z druidzimi przyborami. Sama zaś wzięła swoją dzidę i upewniając się, że znów nikt z dyskutantów nie zwraca uwagi na jeńca (przynajmniej w jej mniemaniu), podeszła do niego.
Miś w połowie drogi speniał i stając na tylnych łapkach, gibał się na boki węsząc noskiem, jakby nie będąc pewnym czy może podejść i nie gryźć…
Zinbi zaś stała przed zielonym śmierdzielem i obcesowo się na niego gapiła od czasu do czasu mrugając. Chwila milczenia się przedłużała i przedłużała… a dwójka zielonych się na siebie gapiła i gapiła… aż w końcu ta mniejsza strona konfliktu nie przywaliła tej większej dzidą w łeb.
- GADAJ GDZIEŚ WÓDĘ SKITRAŁ! - wydarła się wojowniczo, a miś wyszczerzył zęby i podskoczył do jeńca, gotowy go dziabać, i przy okazji innych, jeśli coś mu się nie spodoba.
- Jaką wódkę? - zdziwił się ork słysząc słowa gnomki i patrząc bardziej nerwowo na jej misia. -Nie mam… wychlalim po drodze. Nudno było
- O ty kurwiu przebrzydły! - zaperzyła się zielonowłsa unosząc dzidę i szykując się do kolejnego chlaśnięcia przez łeb. - Robaczywa śliwko! - trach, kolejny cioś polecił, a miś niemal zaszczekał z radości, kręcąc kuprem w powietrzu.
- Gdzie twój obóz?! Rozpoznajesz ty w ogóle kierunki? - Zinbi nie dała tak szybko za wygraną, to, że własnego bimbru nie mieli bo wychlali, mogła jeszcze przyjąć… ale, że nie mieli zdobycznych? O… co to, to nie!
Louie - który wbrew mniemaniu Zinbi uwagę zwracał - konsekwentnie nie akceptował tortur jeńca. Tym razem dał temu wyraz hukiem kaskady petard koło ucha druidki kiedy ta podniosła znowu dzidę.
Niedźwiadek wystraszył się petard, skomląc głośno, ale nie uciekł, jedynie władował się druidce między nogi. Kobietka zaś odwróciła się do gnoma, przykładając rękę do ogłusznego ucha.
- Ty chuju… - wysyczała wściekle. Atakować członka własnego stada? Tak się nie godziło. Poprawiła uścisk na broni, przykładając rękę do głowy niedźwiadka, naciskając palcami na jego uszy. Rozpoznawalny gest, szykujący do walki. Zinbi przywoływała swoją moc, wskazując grotem na przeciwnika jej i niedźwiedzia. Na drugiego gnoma. Na co miś niemal momentalnie dostał zielonej piany na pysku, uradowany walką, choć nie rozumiejąc w pełni dlaczego nie może gryźć orka, rzucił się na gnoma szczerząc kiełki.
- Czego się spodziewałaś? Specjalnego traktowania? - tak samo jak przedtem, Louie nie miał najmniejszego zamiaru zrobić krzywdy towarzyszce. Stanął z założonymi rękami. Nie wyciągnął broni, alchemicznego ognia, nic. Oczy uciekły mu w głąb czaszki.
Misiowi było na łapę… lubił taką uczciwą walkę. I zaatakował, chybiając pazurzastą łapą raz, potem drugą już zahaczył o gnoma. Ale ząbkami go nie dosięgnął… na szczęście dla zranionego Louiego. W tym czasie na polecenie Grama do walki włączyły się krasnoluda kusząc misia swoimi porcjami mięsnego gulaszu, by odciągnąć jego uwagę… od w sumie nudnego przeciwnika. Bo co ta wróg co się nie broni?
- Jesteście z siebie dumne? - starszy gnom nie był pewny co się jeszcze stanie, więc stał ostrożnie. Ale krwawiąca rana domagała się uwagi znacznie szybciej niż rozkwaszony nos. I raczej nie mogła poczekać dłużej.
Puchaty przekrzywił łebek obserwując krasnoludy, które kucając machały do niego miseczkami czule wołając “taś, taś” i “kici, kici”. Nie był głodny bo najadł się mrówek i jagód… ale zapachy z talerzyków były intrygujące i niespotykane, a gnom przed nim nie zamierzał nic zrobić… Skonfundowany obejrzał się na siostrę, a jego czujny nosek przesuwał się na boki wychwytując z powietrza smakowite nuty.
Zinbi zaś oparła się na swojej dzidzie, dłubiąc w uchu, a potem w nosie.
- Gdyby nie ta broda… wziełabym cię za panienke… - burknęła, wycierając palec o nogę jeńca.
- Gdyby nie ten alkohol, wziąłbym cię z myślącą istotę - wszelkie dotychczasowe znaki na niebie i ziemi wskazywały że delikatny nacisk na właściwe słowa był absolutnie bezsensowna próbą, ale trzeba było próbować. Tyle że nie mógł sobie pozwolić na więcej.
Zinbi uniosła jedną brew do góry zastanawiając się jak nisko mógł upaść ktoś z jej rasy. Najwyraźniej miejskie wykształcenie, tworzyło miękkie pały i nic dziwnego, że ich ziemie zalały i opanowały zielone półmózgi.
Miś zatuptał w miejscu, ale gnom nie zamierzął mu oddać. Druidka gwizdnęła, dając mu wolne pole do popisu… które wykorzystał na pognanie do ciekawych miseczek z jedzeniem.
Gdy oni się sprzeczali między sobą, ork błysnął intelektem mówiąc. - Nooo.. jak wam mogem gorzałe załatwić jak mnie puścicie. A nawet wincej… z was som rembajły, a ja mam takiego upierdliwego szamana, co… mógby przypadkiem zginoć z waszej ręki.
- Nie odzywaj się niepytany! - warknęła zabroczo druidka, nie lubiąca gdy ktoś jej podskakiwał, a już zwłaszcza gdy tym kimś był przygłupi ork. - Ilu was jest! Wiem, że liczyć nie potrafisz, więc wymieniaj każdego z imienia ino szybko bo ci wetknę tę dzidę w zad i zakręce!
Ork zaczął wyliczać powoli podając imiona, przydomki, określe typu: taki duży i łysy, stary i mniej łysy… I nie spieszył się. Co gorsza wychodziło na to, że trochę ich jest w tym obozie. Całkiem sporo… Jeszcze nie skończył wyliczać, a już Zinbi zorientowała się że orki mają co najmniej trzykrotną przewagę liczebną na jej drużyną.
Gnomka liczyła i liczyła, od czasu do czasu kopiąc jeńca w kolano, co by przestał opisywać stadium zaawansowania łysiny jakiegoś ćwoka i przeszedł dalej.
- Hmmm… - Zielonowłosa wyraźnie się zasępiła. Napad z dzidą w ręku nie wchodził w rachubę, w obozie tłoczyło się za dużo wsiarzy… co gorsza, ci wsiarze niedługo podejmą trop drużyny, a co za tym idzie i jej i Puchatego… - Więcej to was kurwa matka nie miała? Po kiego trzpiota taka armia na wrzosowiskach? - zadała dość retoryczne pytanie, ale wcale nie obraziłaby się… gdyby ktoś odpowiedział, bo w sumie… to Zinbi nie miała do końca “zielonego” pojęcia czego mogliby tu szukać w takiej liczbie, pomijając oczywiście, że byli w samym sercu wojny, a na pewno jej obrzeżach.
Niedźwiedź kichnął, kłapiąc zębami i usiadł, zmęczywszy się udawaniem groźnego i wylizywaniem kolejnej miseczki.
- Ubić wszelakie robactwo co tu się kłebi. Teraz to ziemia orków i tylko… one tu będą i niewolnicy. Bo orki nie bedom siem orką hańbić.. czy co tam chłopy robią, by chleb zrobić. - wzruszył ramionami więzień.
- O ty durny żłopie! - krzyknęła druidka, bezceremonialnie dźgając jeńca w udo. - Chybaś się z dupą gównem za rozum wymienił!
- Czemu? Przeca to nie nasz… to wasz pomysł. To wy macie niewolników. Myśmy tylko skorzystali z tego co wy żeście wymyślili. - stwierdził filozoficznie ork ignorując ból.
- Jacy oni i jakie wasze? - święcie oburzyła się druidka. - Te ziemie należą do zwierząt, do NATURY! I nikt inny nie ma prawa pretendować do bycia ich właścicielem! - odparła pompatycznie, szybko dodając. - Miasta mnie nie interesują…
- Król Obould już sobie z tą Naturą poradzi… i jak jest ładna trafi do jego samic. - zarechotał z rozbawieniem ork.
- O bogowie… trzymajta mnie… ha! - Zinbi parsknęła śmiechem, bo trzeba było przyznać… ork może i głupi, ale dowcip to się go trzymał. Wyszarpnąwszy dzidę, wytarła grot o trawę. - Dokąd zmierzacie i po co… luzem was na pewno nie puszczono.
-Do Nesme… jako posiłki.- odparł krótko ork.-Choć tam pewnikiem dużo nas.
- Ieee… Nesme mnie nie obchodzi… - kobitka machnęła ręką na jeńca, klepiąc się w udo, a Puchaty przydreptał ochoczo i razem oddalili się do warującego przy pozostawionych rzeczach Szarego.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline