Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 23:32   #19
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
To wyjaśniało, czemu zaryzykowali i go napadli w biały dzień. Chcieli się stać silniejsi. Ale po co? Jak dużo jest takich jak oni, gotowych do ataku na jedynkach? Wziął łyka wody.
- Pamiętam, że dowiedzieli się o mnie od jakiegoś Informatora. Słyszałaś wcześniej o kimś takim? I skąd się biorą Obdarzeni, którzy nie są kontrolowani przez Światło? Taki atak jak ten w Chicago, albo ten na mnie... Ile jeszcze może być tych „złych”?

Erika skinęła głową.
- Tak, już Światło sprawdza kim jest ten Informator - odpowiedziała mu na pierwsze z pytań. - Skąd się biorą tacy jak oni? - powtórzyła po nim i skrzywiła się. - Obdarzeni to wciąż tylko ludzie. Jedni są źli, inni dobrzy. Jedni chcą spokojnego życia na przedmieściach, inni potęgi i władzy nad słabszymi. Niestety, ale niezarejestrowani zdarzają się. System nie jest doskonały i niekiedy dzieje się tak, że Obdarzonemu uda się uniknąć zostania zarejestrowanym przez SPdO. Na szczęście jest to bardzo mały procent przypadków. Niestety to wystarczy, żeby takie tragedie jak twoja, czy ta w Chicago się mogły wydarzyć - stwierdziła z bólem wymalowanym na twarzy. - Tacy jak tamta dwójka, oni zabijają, żeby stać się silniejszym i przejąć kontrolę nad słabszymi, albo dla samego uczucia, które towarzyszy temu co czujesz przejmując moc - spojrzała Elliotowi prosto w oczy. - Światło stara się, by świat nie pogrążył się w chaosie z powodu bezmyślności Obdarzonych, a zarazem by ludzkość nie uznała, że każdy komu pojawi się kryształ na piersi powinien z automatu zostać zlikwidowany.

Pokiwał głową w zrozumieniu. Musiał przyznać, że uczucie gdy przejął moc tamtego było nieporównywalne do niczego innego, co wcześniej odczuł w życiu. I wiedział, że bez ponowienia tego takiego stanu już nigdy nie osiągnie. Ale czy byłby zdolny do ataku i zniszczenia życia jakiegoś Obdarzonego, byle tylko mógł być silniejszy? Na pewno nie. Pomyślał za to, że nie miałby nic przeciwko, by pozbawić życia kolejnego takiego degenerata. Wyświadczyłby przysługę całemu światu...
Skarcił się samemu w myślach. Czy on serio właśnie rozważał zabijanie innych w kwestiach przyjemności lub czegoś dobrego? Wiedział, że nie powinien tak myśleć, ale jednak ostatnie wydarzenia zmieniły jego spojrzenie na ten temat. Zastanowił się jeszcze nad czymś innym.
- Dużo jest tak potężnych Obdarzonych jak ty w Świetle? Wyobrażam sobie, że musi być sporo. W końcu musicie kontrolować sprawy na całym świecie. Wspomniałaś też, że inni Obdarzeni mogą nie pochwalać twojej decyzji, o tym, że wykończyliśmy tamtych. Dlaczego? Przecież jesteśmy po tej samej stronie.

- I tak i nie - odparła w temacie liczebności silnych Obdarzonych w Świetle. - Zdecydowana większość Obdarzonych działających na rzecz Światła to jedynki, góra trójki. Tacy jak ja, piątki, to rzadkość. Moce zyskiwali z konieczności, podczas pacyfikowania takich jak tych dwóch z Londynu - chwilę się zamyśliła. - Nie pochwalają, bo jednak to wciąż jest zabicie drugiej osoby. Morderstwo. Prawo wciąż nas obowiązuje. Wielu z nich to idealiści. Ja co prawda mam... "uprawnienia" by eliminować zagrożenie wedle uznania, ale zazwyczaj staram się by nie kończyło się to śmiercią - westchnęła. - Tu jednak... Cóż, najbardziej ze wszystkiego to nienawidzę tych, którzy atakują bezbronnych. Była też obawa, że gdy im pozwolę się przemienić to spróbują kontratakować, a to by tylko przysporzyło więcej zniszczeń - uśmiechnęła się do Elliota przyjacielsko. - I kiedyś byłam na twoim miejscu. Chciałabym, żeby wtedy ktoś dał mi okazję na zemszczenie się. Możliwe, że teraz czułabym się lepiej gdybym mogła to zrobić. Ale nie powtarzaj tego mojemu psychologowi - mrugnęła do niego.

Lekko się uśmiechnął. Był już pewien, że dobrze zrobił skoro nawet Erika tak sądziła.
- Jestem ci dożywotnie wdzięczny, Eriko. Dziękuję. Ale myślisz, że musisz wspominać innym o moim udziale? Ja nie mam żadnych uprawnień. Co jeśli ktoś mnie oskarży?

Kalipso pokręciła głową.
- Tylko jednej osobie powiem jak było naprawdę, przez szacunek jaki do niego mam. Powścieka się, ale tylko na mnie - uśmiechnęła się do niego pocieszająco. - Reszta dostanie oficjalny raport. A w nim informację, że dwóch Obdarzonych, gdy pozwoliłam im wrócić do ludzkich postaci, rzuciło się na ciebie. Jednego, tego większego zabiłam ja, a drugi, był bliżej ciebie... Broniłeś się i przypadkiem zadałeś śmiertelny cios i tak już ledwo żywemu napastnikowi - przedstawiła mu wersję wydarzeń. - No, a teraz odpocznij. W Chicago, zapytam lekarzy czy możesz się przemienić. Jeśli zgodzą się i będziesz się czuł na siłach, to pewnie znajdzie się jakieś zajęcie dla ciebie. Zobaczysz jak wygląda nasza praca - wstała i przeciągnęła się. - Gdybyś chciał się odświeżyć to tam jest prysznic - wskazała w kierunku drobnej łazienki pokładowej.

- Ah - zatrzymała się w półkroku, przypominając sobie o czymś ważnym. - Jest jeszcze jedna bardzo ważna sprawa - podeszła do fotela i usiadła przed swoim laptopem. - Kryształy - wymawiając to, położyła dłoń sobie, na wysokości, gdzie za jej elegancką koszulą krył się ten nieodłączny element bycia Obdarzonym. - One potrafią działać na nasze charaktery. Sprawić, że dobry człowiek czuje chęć do walki, potęgować w nim gniew albo kogoś wcześniej będącego złym kierować na drogę dobra i prawości. Ponoć im większą posiada się moc, tym bardziej to jest wyraźne w zachowaniu - wzruszyła ramionami. - Ten pierwszy rodzaj to te Kryształy, które mają ciemny odcień, natomiast drugie są jasne.

Dopił szklankę do końca, zaniepokojony. Znał już prawie na pamięć wygląd swojego kryształu. To była w końcu część niego. Przypominał wydłużony, odwrócony trójkąt, zwężający się ku dołowi. Krawędzie i powierzchnię miał nieregularną, poszarpaną, gdyż składał się z kolejnych ostro zakończonych nakładających się na siebie części. Był koloru żółtego i White był cholernie pewien, że nie jest jasny. Był jednym z tych ciemnych. Tych gorszych. Jakby naprawdę nic nie mogło pójść po jego myśli.
Ale jakim cudem jakiś odcień mógł decydować o jego osobowości? Wiedział kim jest i żaden kryształ tego nie zmieni, tego był pewien. To nie miało sensu.
- Ja jestem ciemny. – zastanowił się - Pewnie w Świetle przyjmujecie tylko tych jasnych? Ale ja myślę, że jakiś kryształ nie zmieni tego, kim jestem. Nie jestem złym człowiekiem i nigdy nie będę...

- Też myślę, że dasz sobie radę zapanować nad wolą kryształu - Kalipso posłała mu ciepły uśmiech. - Owszem, jasne kryształy przeważają w Świetle - Obdarzona wyraźnie nie miała oporów przed przekazywaniem mu tych informacji. - Ale to przez względy wygody, bo łatwiej się podporządkowują - wzruszyła ramionami. - Niektórzy będą odnosić się do ciebie z rezerwą, inni nawet mogą obchodzić się z tobą jak z jajkiem. Ale cóż... Ja uprzedzeń nie mam i zapewniam, że nie jestem wyjątkiem - mrugnęła do niego.

Nie podobało mu się naturalnie to, co słyszał, ale nie zrażał się. Udowodni każdemu, że ma pełną kontrolę nad sobą. Cenił samego siebie i swoją inteligencję i wiedział, że da sobie radę. Traktował ogólnie tą całą koncepcję z dystansem. To pewnie działa tylko na kogoś o słabej woli, albo pewnego rodzaju efekt placebo, że ludzie czują się usprawiedliwieni. On samemu nie zauważył żadnych zmian, a jak już to na lepsze. Końcowe stwierdzenie blondynki trochę go pocieszyło.
- Doceniam to. Dzięki za te wszystkie informacje. Można powiedzieć, że otworzyły mi oczy. Jeszcze jedno pytanie. - wskazał na opatrzoną nogę – To zniknie jak się przemienię? Czy poważniejsze rany potrzebują dłuższego czasu?

- Zawsze lepiej jest poczekać dłużej... - odparła w zamyśleniu. - Ale już masz nogę poskładaną, najgorsze za tobą, więc podejrzewam, że jedna przemiana i wystarczy - stwierdziła. - Ale ostrzegam, że może ona zaboleć. Jak kiedyś się przemieniłam mając rękę w gipsie to serio, nie było to przyjemne doświadczenie - zaśmiała się sama z siebie. - Ogólnie to to, co mówili ci na szkoleniu, w sprawie zdrowia to cała prawda. Jeśli mocno oberwiesz to lepiej dochodzić do siebie w standardowy sposób, bo przemianą to możesz się tylko nabawić jakiejś niepotrzebnej fobii albo traumą, a w skrajnym przypadku nawet postradać zmysły.

- W porządku. Jeszcze raz dzięki za wszystko.

- Jestem po to, żeby pomagać - powiedziała mimowolnie spoglądając na ekran laptopa. Coś co tam wyczytała sprawiło, że się zmartwiła, czy też zasmuciła. - I Elliot pamiętaj, że ludzie będą otwarci na ciebie, jeśli tylko sam nie zamkniesz się na nich - dodała. - No, to idę zapytać ile jeszcze zajmie nam lot - Erika wstała i ruszyła w kierunku kabiny pilota.

Nie wiedział, do czego chciała nawiązać w tej poradzie. Przecież nie mogła wiedzieć o jego fobii społecznej. Miał to po prostu w naturze, że był mało towarzyski i nie lubił poznawać innych, albo że się krępował w grupie i nienawidził się otwierać i zdradzać swoich emocji. Pracował nad tym i z wiekiem szło mu coraz lepiej, ale pewnych przyzwyczajeń już nigdy nie zmieni. Nie, musiało chodzić o coś innego, ale nie zaprzątał sobie tym za długo myśli. Reszta lotu upłynęła mu spokojnie, na przyswajaniu wszystkiego czego się dowiedział i rozmyślaniu, co czeka go w Chicago.
 
Kolejny jest offline