Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2017, 23:59   #20
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Rudowłosa wyglądała na zmęczoną, choć lepszym słowem oddającym jej stan ducha byłoby wycieńczona i wyrzuta. To była ostatnia rzecz, którą miała zrobić przed upragnionym odpoczynkiem. Odebranie osoby przybywającej z Londynu. Jeżeli wezwali posiłki z Europy, to sprawa była jeszcze bardziej poważna niż wyglądała. Jack nie wiedziała co o tym myśleć.
Na widok dwóch osób, mężczyzny i kobiety brwi Jack zbliżyły się ku sobie. Dziewczyna ewidentnie była zdziwiona, mimo to jednak uśmiechnęła się do wysiadających z prywatnego odrzutowca ludzi. Kobietę kojarzyła, tak jej się przynajmniej wydawało, za to młody chłopak, który zapewne był w podobnym wieku co Dean był jej zupełnie nieznany. Niby nie dzieliła ich duża różnica wieku, bo Jack sama niedawno przestała być nastolatką, ale ze względu na pracę silniej od innych odczuwała dystans dzielący ją od młodych obdarzonych. Odetchnęła głębiej i podeszła do dwójki europejczyków z nie niknącym uśmiechem na pełnych wargach.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że lot nie był zbyt męczący? - w ustach dziewczyny, która wyglądała jak siedem nieszczęść zdanie to wypowiedziane z zadowoleniem na twarzy brzmiało dość kuriozalnie. - Prosze mi wybaczyć, ale poinformowano mnie o przybyciu jednej osoby czy mam nieaktualne informację?
Blondynka nim odpowiedziała jeszcze chwilę w skupieniu przyglądała się niebu, na którym królowała sylwetka ognistej zbroi. Pokręciła głową i powiedziała coś w niezrozumiałym języku.
- Witaj, Dove - powiedziała do Jack uśmiechając się przyjacielsko i wyciągnęła z kieszeni puchowej kurtki identyfikator Światła. Formalności zostały dopełnione. Kalipso przybyła wesprzeć ich w pracy. - Mam nadzieję, że długo na mnie nie czekaliście - dodała i spojrzała na chłopaka, który stał obok niej. - Tak, nie było czasu przekazać informacji, że nie będę sama. To jest Elliot White - przedstawiła blondyna. - Jest Obdarzonym. To jego zaatakowano w Londynie. Nie chciałam go zostawiać samego, więc... Tak praktycznie rzecz biorąc to go porwałam - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
- Też mam jedno porwanie za sobą - stwierdziła ruda posyłając uśmiech w kierunku młodego chłopaka, który wysiadł z samolotu za Kalipso. - Widzę, że mamy podobny gust - dodała i zaśmiała się cicho pod nosem. Mimo zmęczenie nie traciła pogody ducha. Wyciągnęła dłoń w kierunku nieznajomego.
- Jack Dove, miło mi Cię poznać.
- Elliot White, jak już Erika wspomniała. Nawzajem.
Dopiero teraz spojrzał na dziewczynę, bo wcześniej nie mógł oderwać wzroku od Obdarzonego latającego nad miastem. Wyglądała na strasznie zmęczoną. Nie wiedział w gruncie rzeczy, czego mogą od niego oczekiwać, więc czekał na to co ustalą między sobą dwie kobiety.
- Skoro formalności mamy za sobą możemy przejść do tej mniejj przyjemnej części. - stwierdziła Jack chowając dłonie do głębokich kieszeni, stanowczo za dużej na nią kurtki wojskowej.
- Elliot, jeśli tak mogę do Ciebie mówić - wtrąciła - nie ma dla Ciebie przygotowanej kwatery, ale spokojnie znam jednego takiego, co mu się przyda towarzystwo. Co do Ciebie Eriko, zaraz zaprowadzę Cię do pokoju, gdzie będziesz mogła odświeżyć się po podróży, a stamtąd zaprowadzę Cię do dowództwa, które pewnie zdecyduje co zrobić z Elliotem.- przytaknęła głową i nie czekając na nich ruszyła w kierunku, gdzie widać było budynki i krzątających się pomiędzy nimi ludźmi.
- Hej - odparła Erika do Jack by ją zatrzymać. Sama nie zrobiła jeszcze nawet kroku. - Smaug, długo jeszcze będzie tak latał? Bo muszę z nim pilnie pomówić.
- Lata tak od jakiś..- zawahała się, przeliczając w głowie ile upłynęło czasu odkąd pierwszy raz zauważyła na niebie ognistą piątkę
- czterdziestu, może czterdziestu pięciu godzin, więc jeśli miałbym zgadywać, to nie potrwa to już długo.
- No porąbało go chyba! - stwierdziła nagle zezłoszczona Kalipso znów spoglądając na niebo. Od razu jej mina zrobiła się zacięta. Na ziemi przed sobą Erika postawiła walizkę w różowe kwiatki i zaczęła się rozbierać. - Że też musi być styczeń... - mruknęła z niezadowoleniem pod nosem, kładąc kolejne elementy swojego ubioru na torbie. - Jack, zaprowadź proszę Elliota i weź proszę mój bagaż.
Jack uniosła jedną z rudych brwi. Nie zamierzała znaleźć się między młotem, a kowadłem, a w tej sytuacji nie mogła się zdecydować czy to Kalipso była młotem, czy też był nim Smaug. Jej spojrzenie na chwilę uciekło w kierunku Elliota. Jack westchnęła cicho i w końcu przytaknęła łapiąc za rączkę torby należącej do obdarzonej.
- Jakby ktoś się czepiał co robi tu Elliot, to powiedz, że jak wrócę to wszystko wyjaśnię - dodała Erika, gdy miała na sobie już tylko bieliznę. - To narazie - powiedziała spoglądając na White’a i odeszła od nich by znaleźć odpowiednio dużo miejsca na przemianę.

Ziemia w okolicy zatrzęsła się. Towarzyszący temu podmuch ciepłego powietrza wiele wyjaśniał. Smaug wylądował kilkanaście metrów za Gulfstreamem. W sumie to chyba spadł z pewnej wysokości, bo wgniótł swoim nogami płytę pasu startowego.
Spojrzał w kierunku rozmawiajacych.
- Zmień mnie na godzinę - zwrócił się bezpośrednio do Kalipso. - Muszę porozmawiać z Białym - obszedł samolot i stanął nad nimi. - Uważaj na centrum zniszczeń. Po ataku Desolatora utworzyła się tam anomalia pogodowa. Wszystkie bezałogowce są strącane. On tam nadal może być.
- Zaraz... Desolator?! - Erika zatrzymała się w pół kroku, jakby zapominając, że jest jej zimno. Chwilę patrzyła na Smauga, otworzyła usta, ale patrząc po reszcie zawahała się i zrezygnowała, nie decydując się na wyrażenie swojego zdania. - Odpocznij, zajmę się tym - stwierdziła i przemieniła się. Po chwili na lądowisku stanęła 16 metrowa zbroja i od razu wzbiła się w powietrze.

Dove stała obok nich spoglądając raz na jedno, raz na drugie, jednaka jak wcześniej postanowiła nie zamierzała pchać się pomiędzy dwóch obdarzonych, o, o wiele większej ilości mocy od niej.
- Jeśli pozwolisz - zwróciła się do Elliota, a na jej zmęczonej twarzy wymalował się uśmiech - chodź za mną - ruszyła w kierunku, który wcześniej obrała. Skoro nie musiała prowadzić Kalipso do jej kwatery jej trasa wymagała jedynie drobnej korekty. Miała nadzieję, że Dean złapał choć trochę snu, bo zamierzała mu poprzeszkadzać jeszcze chwilę.

Patrzył zafascynowany na Smauga, który właśnie do nich przyleciał, jak i na Erikę, która przybrałą formę zbroi. Rzeczywiście była jeszcze większa niż wcześniej. Taka moc... Można było powiedzieć, że trochę im zazdrościł. W jednej chwili mogli stać się niemal bogami. Pomyślał, że naprawdę trzeba bardzo nad sobą panować, żeby nie wykorzystać takiej potęgi dla własnych korzyści. Jak tak zwany Desolator... Jeśli dobrze zrozumiał to on musiał stać za tym atakiem. Nie miał pojęcia, jak mógłby dokonać takich zniszczeń tak szybko, ale jeśli to rzeczywiście on za tym stał to miał nadzieję, że jak najszybciej zostanie powstrzymany. Ale patrząc na stojące przed nim kilkunastometrowe sylwetki nie wątpił, że dadzą sobie radę.
Podążył za rudowłosą, będąc ciekawym, gdzie go prowadzi.

- Pierwszy raz w stanach? - Zapytała lekkim tonem wchodząc między pierwsze zabudowania wojskowego lotniska. Była zmęczona, jednak zauważyła, że Elliot nie czuje się tu dobrze, rozmowa o niczym powinna go rozluźnić, a przynajmniej na to liczyła rudowłosa.
Tymczasem Smaug poczekał na szeregowego, który przybiegł ze sportową torbą i wrócił do ludzkiej postaci. Ubrał się szybko i ruszył w kierunku budynków. Jego droga pokrywała się z tą Dove i White'a.
- Cześć Jack - uśmiechnął się miło do rudowłosej.
[media]http://cdn29.us1.fansshare.com/pictures/viggomortensen/tumblr-poksxi-vo-hot-1736212442.jpg[/media]
Miało się dziwne wrażenie, że nadal otacza go aura ciepła. Przyjemnie było przebywać w jego towarzystwie.
- On... - wskazał na Elliota - to chyba nie ten sam, który pomagał ci przy tym busie? - jego australijski akcent dodawał mu tylko uroku. Nie dziwiota, że był ulubieńcem prasy.
Słysząc swoje imię Jack odwróciła się. Jej imiennik definitywnie robił o wiele lepsze wrażenie, gdy nie był w postaci zbroi, na tyle dobre, że ruda nie mogła się nie uśmiechnąć do niego, mimo całego zmęczenia.
- Nic Ci nie umknie, co? - pytanie było dość retoryczne, dlatego zaraz dodała - To jest Elliot White, przyleciał razem z Kalipso z Londynu.
Zmarszczył brwi, jakby jej nie zrozumiał. Spojrzał na chłopaka taksująco. Widać było, że sobie analizuje sytuację.
- Ty... jesteś tym zaatakowanym Obdarzonym z Chelsea? Przyznam, że w postaci zbroi raporty czytam tylko pobieżnie... - nie był z siebie zadowolony. Musiał mieć wobec swojej osoby olbrzymie wymagania. - Dlaczego Erika... Ach rozumiem, moje kondolencje - podał rękę chłopakowi.
White odwzajemnił uścisk. Wspomnienie o rodzicach znowu sprawiło, że wrócił myślami do tamtego wydarzenia i zasmucił się. Z drugiej strony był zaskoczony, że ten tak zwany Smaug nie dość, że pracował strasznie długo i zamierzał jeszcze więcej, za co samo w sobie Elliot go podświadomie podziwiał, to jeszcze go kojarzy. Dziwne uczucie, jakby jakiś celebryta właśnie go rozpoznał.
- Dziękuję. – tylko tyle wydobył z siebie, nie wiedząc co jeszcze mógł powiedzieć. Po chwili zastanowienia dodał spontanicznie – Mam nadzieję, że skoro już tu trafiłem do czegoś się przydam. Mogę pomóc.
Rudowłosa w tym czasie stała z boku nie chcąc wtrącać się do tej rozmowy, tylko cień, który przebiegł przez jej twarz świadczył o tym, że słucha ich i nie wiedziała wcześniej o stracie White’a.
- Jesteśmy w takiej sytuacji, że potrzebujemy każdej pary rąk do pracy. Dziękuję ci - skinął mu głową. - Przejdziesz pod opiekę panny Dove. Jest zorientowana jak nikt inny w naszej sytuacji. W ogóle to tylko dzięki jej przytomności umysłu byliśmy w stanie w miarę szybko zareagować na ten... kataklizm - zacisnął szczęki. - Przepraszam was, ale muszę coś zjeść - jak na zawołanie, zaburczało mu w brzuchu.
Panna Dove, o ile to było możliwe biorąc pod uwagę zaczerwienienie policzków od mrozu oblała się pąsem i jej piegi zupełnie przestały być widoczne. Spuściła wzrok spoglądając, na jakże w tej chwili, ciekawe, ciężkie zimowe buty jakie miała na nogach.

Ich drogi rozeszły się przy barakach, zamienionych na wielką noclegownię.
Jack rozluźniła się dopiero, gdy Smaug ruszył w przeciwnym, do ich, kierunku. Odchrząknęła nieznacznie i obejrzała się na Elliota.
- Zapewne jesteś zmęczony po podróży i chciałbyś się odświeżyć. Dean, chłopak, który pomagał mi przy autobusie, jak wspomniał Vellanhauer, może jeszcze spać, ale jeśli tak, to go obudzimy - puściła oczko do młodego Anglika wchodząc do jednego z baraków.
- Raczej nie będzie takiej potrzeby. Niech odpoczywa, ja sobie poradzę samemu. Prawdę mówiąc, podróż nie była aż tak wyczerpująca.
Jak zwykle nie miał ochoty zawierać nowych znajomości i gadać bezsensownie, a już na pewno nie miał ochoty na budzenie kogoś z zasłużonego snu w tym celu.
- Powinnaś odpocząć, też musisz być bardzo zmęczona. Ja się tylko trochę odświeżę i będę mógł wam pomagać.
Prawdę mówiąc, chciał sobie znaleźć jakieś zajęcie, żeby zająć umysł czymś innym niż roztrząsaniem wspomnień.
- Dramatyzujesz - Dove machnęła niedbale dłonią i posłała mu rozbrajający uśmiech - Poza tym Dean śpi już od dłuższej chwili, a Lulu i tak potrzebuje spaceru - podwinęła rękaw kurtki sprawdzając godzinę, widząc ustawienie wskazówek na tarczy zegarka westchnęła tylko, nie było sensu liczyć ile godzin upłynęło od ostatniej drzemki. Nacisnęła klamkę drzwi, do których zdążyli podejść. Otworzyła je przed Elliotem zapraszając gestem do środka.
Wzruszył tylko ramionami i wszedł do środka. Koniec końców to i tak mało znaczyło, a widocznie Jack wiedziała lepiej.
Baraki były poupychane składanymi łóżkami. Dean miał szczęście na tyle luksusu, że jego łóżko było złożone w niedużym pokoju, w którym oprócz niego spał tylko jeden żołnierz.
Od progu przywitało ich skomlenie Lulu, cieszącej się na widok swojej pani. Zeskoczyła z łóżka, budząc chłopaka.

- C-co? - ten zerwał się gwałtownie. - Och, Jack - przetarł twarz. - Która to już? - zaczął przeszukiwać kieszenie za komórką. Był dosyć zaspany.
Dziewczyna od razu przykucnęła i pozwoliła suczce wskoczyć na swoje kolana. Wzięła ją w ramiona i uniosła do góry, choć zazwyczaj unikała noszenia psa na rękach.
- To jest Elliot White, właśnie przyleciał z Londynu - wskazała głową na chłopaka, który wszedł z nią do pokoju. - Eliot, to jest Dean McWolf - głaskała springer spanielkę popatrując to na jednego, to na drugiego z młodych mężczyzn - Dean mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytała jednocześnie siadając na brzegu łóżka, które zajmował chłopak.
- Pewnie - odparł, choć ziewnął przy tym strasznie.
- Pokażesz Elliotowi, gdzie może rzucić swoje bagaże i gdzie jest męski? - mówiąc to oparła się plecami o ścianę, a głowa jej delikatnie opadła na prawe ramię. Dopiero teraz poczuła, jak naprawdę była wycieńczona.
 
Lunatyczka jest offline