Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2017, 20:48   #14
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Stuk puk
Stuk puk...
Czy w Wiedniu mają dzięcioły? Sophie obudziła się w swoim łóżku. Była naga pod kołdrą, lecz obok czekał już na nią śnieżnobiały szlafrok. Coś było nie tak, wydawało się jej, że powinna być w innym miejscu.

Stuk puk
Stuk puk...
Zamrugała oczami, starając się strzepnąć z powiek resztki snu. Ktoś pukał do drzwi. Przez zaciągnięte zasłony przebijało się nieśmiało światło poranka. Przypominała sobie, że przed chwilą była noc… jakiś bal. Przetarła twarz i powoli przesunęła dłoń po szyi. Poczuła, że ma na niej siniaka. Zupełnie jakby facet z garotą był prawdą.

Stuk puk
Stuk puk...
- Panno Abigail? - rozpoznała głos Mauriccio - Przepraszam, jeśli panią budzę, ale postępuję zgodnie z instrukcjami pana Burtha.

Andre! Nagle wspomnienie wczorajszego wieczora rozbłysło w umyśle dziewczyny. To niemożliwe... Odruchowo spróbowała wstać, a obolałe ciało uświadomiło jej, że wszystkie projekcje w jej umyśle na temat zbliżenia z wampirem są najprawdziwszą prawdą! Sięgnęła po szlafrok, czując że wszystkie mięśnie się buntują. Będzie musiała się podnieść. Jeśli ich seks jest prawdą, to wczorajsze spotkanie z Jamesem też.
- Już, chwilkę! - Podniosła się i wtedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Boleśnie wyrżnęła o ziemię, w ostatniej chwili unikając kontaktu ze stolikiem nocnym. To było bez sensu. Tu problemem nie były tylko nogi. Miała wrażenie, że wampir wymieszał wszystko co miała w środku. Usiadła na ziemi i poprawiła szlafrok.
- Wejdź Mauriccio. - Przetarła twarz, już było jej gorąco od wysiłku. Miał ją wykończyć i rzeczywiście się mu udało. Nagle na to wspomnienie jej ciało przeszył przyjemny dreszcz. Oparła się o stolik, próbując się ponownie podnieść.
Kamerdyner uchylił niepewnie drzwi, a widząc Sophie na ziemi, podbiegł do niej strwożony.
- Och, nic panience nie jest? - spojrzał na nią oceniająco, a po chwili jakby o czymś sobie przypominając, odsunął się nieco. Z uśmiechem na ustach, wyjął zza pazuchy niewielką fiolkę ze znajomą, szkarłatną zawartością.
- Pan Burh mówił, że test Ankh był dla pani wyczerpujący i powinienem podać pani ten... specyfik godzinę przed pani wartą. Widać domyślał się efektów treningu. - Mauriccio podał dziewczynie fiolkę, po czym dodał - No i najszczersze gratulacje. Z tego, co wiem, już samo przystąpienie do treningu służb specjalnych to wielki zaszczyt. Ja i Jules jesteśmy z pani dumni!
A więc oficjalnie wykończył mnie test do Ankh? Skoro Burth chce to rozgrywać w ten sposób, niech będzie.
- Dziękuję Mauriccio. Bardzo teraz tego potrzebuję… - Sophie uśmiechnęła się do lokaja. - Która jest teraz godzina?
- 7 rano, proszę pani. Teoretycznie o 8 powinna pani zmienić na warcie pana Eliotta, jednak tutaj również dostaliśmy zalecenie, że jeśli nie będzie się panienka czuła na siłach, to może panienka dopiero o 12 zająć stanowisko.
Nie będę się czuła na siłach… Sophie chwyciła fiolkę. Chwilę patrzyła na nią obracając w palcach.
- Postaram się stawić o 8-mej na stanowisku. Chciałabym tylko wziąć prysznic.
- Oczywiście, już wychodzę. - rzekł mężczyzna, pomagając Sophie wstać, po czym skierował się ku drzwiom pokoju. - Aha, pani broń znajduje się w szufladzie, w szafce nocnej.
Po chwili dziewczyna została sama.

Sophie sięgnęła do szuflady i wydobyła broń. Poczułą się ciut pewniej.
Kiedy podniosła pistolet, pod spodem zobaczyła małą, biurową karteczkę - taką, na jakich spisuje się zazwyczaj notatki. Na karteczce był napis:
“Byłaś wspaniała. Wybacz, że mnie poniosło. A.”

- Idiota, a nie wampir. - Zrobiło się jej przyjemnie ciepło. Uśmiechnęła się ale pozostawiła jednak karteczkę w szufladzie.

Ostrożnym, mocno koślawym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Korzystała z każdej możliwej podpory. Tuż pod kabiną zrzuciła szlafrok i upuściła na niego pistolet. Nie miała sił by się schylić. Odkręciła wodę i osunęła się siadając na brodziku. W palcach obracała fiolkę z vitae, czując jak ciepła woda przynosi ulgę jej obolałym nogom. Odchyliła się by jej nie zamoczyć i wlała zawartość do ust. Osunęła się, dziękując projektantowi tego ośrodka rozkoszy cielesnych, za wielkie prysznice w apartamentach. Wiedziała, że wygląda jak ćpun na odlocie. Cała posiniaczona, w bliznach, z podciętymi nadgarstkami. Przymknęła oczy delektując się opadającym na nią ciepłym deszczem i skupiła się na tym by zatroszczyć się o swoje rany. Powoli czuła jak jej kończynom wraca pewność. Podniosła się i zakręciła prysznic. Wygramoliła się z łazienki zgarniając szlafrok i pistolet. Wykończona jakby właśnie przebiegła maraton, usiadła na łóżku i sięgnęła po karteczkę. Zachowywała się jak cholerna nastolatka, właśnie cieszyła mordę do liściku. Opadła na łóżko i dała sobie pół godziny.

Kwadrans przed 8-mą wcisnęła się ledwo w jakiś garniak, darując sobie dzisiaj krawat i dopinanie ostatniego guzika koszuli. Powolnym krokiem poczłapała w stronę salonu, by zmienić się z Eliotem. Dopiero przed drzwiami wyprostowała się i skupiła na tym by “jakoś” wyglądać. Pewnym, bardzo bolesnym krokiem, wkroczyła do środka, zmuszając się by na jej twarzy był lekki uśmiech.

-O, jesteś - powiedział jej zmiennik, jakby nie spodziewając ujrzeć kobiety o wyznaczonej porze. Zresztą z każdą minutą Sophie czuła się coraz lepiej, nawet nogi zaczęły funkcjonować normalnie, choć jeszcze wolałaby uniknąć biegania czy skakania.
- Cześć. - Uśmiechnęła się do Eliota. - Znasz mnie, zawsze gotowa do pracy.
Skinął głową, po czym przeciągnął się.
- Jadłaś coś? Idę popływać, więc mogę ci zamówić coś po drodze.
- Nie było kiedy. Zamów mi coś, jeśli masz chwilkę. - Po chwili namysłu dodała. - Tylko coś lekkiego.
- Powinnaś zjeść porządne śniadanie, jeśli chcesz wieczorem był w formie. - powiedział Eliott, wychodząc z pomieszczenia,po czym dodał w drzwiach - No ale jesteś dorosła. -nie czekając na jej reakcję, wyszedł.

Sophie zamarła. Gdy w pokoju zapadła cisza przeczesała włosy dłonią. Będzie musiała pogadać z Eliottem. Tylko o czym? Wiedziała, że coś dzieje się w głowie ochroniarza, ale nie była pewna co. Na pewno zachowywał się dziwnie.
Spojrzała na drzwi prowadzące do pokoju, w którym spał Andre. Najchętniej weszłaby tam, porozmawiała, ale wampir i tak leżał teraz martwy.

Przysiadła na krześle tuż obok drzwi. Na stoliku obok, leżała pozostawiona przez nią książka, chyba po prostu wróci do czytania… Przymknęła na chwilę oczy. O której teraz są zachody słońca… Jeśli codziennie będzie miała trening o 18-tej, który pewnie będzie trwał prawie do świtu to nawet nie będzie go widywać. Przetarła szyję, na której wciąż miała siniak i sięgnęła po książkę.
Śniadanie dotarło jakieś pół godziny później.Gdy tylko poczuła zapach kawy dotarło do niej że nie jadła nic od wczorajszego obiadu. Dosłownie pochłonęła posiłek. Poczytała z godzinę i postanowiła co nieco poćwiczyć. Musiała rozruszać obolałe mięśnie więc poćwiczyła nieco.

Koło 14-tej zajrzał do niej Mauriccio. Chwilę porozmawiali i poprosiła go by zamówił jej jakiś obiad. Cały czas biła się z myślami. Może powinna Andre zostawić jakąś wiadomość. Niepewnie zerkała w stronę drzwi. Zachowuje się na serio jak jakaś nastolatka, a toż ma ważniejszy problem na głowie. Dziś ma być na treningu, a nawet nie ma bladego pojęcia gdzie on się odbędzie.

5 minut przed 16 wrócił Eliott. Mężczyzna przywitał się skinieniem głowy, po czym rzekł po prostu:
- Możesz iść.
Sophie podniosła się, ale zamiast wyjść podeszła do ochroniarza. Stanęła przed nim i uśmiechnęła się niepewnie i opuściła wzrok. Ostrożnie sięgnęła i poprawiła mu krawat. Trochę nie wiedziała jak zacząć. Nie była w tym dobra.
- Co się dzieje? - Odsunęła ręce i niepewnie spojrzała na mężczyznę. - Zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Może tobie wydaje się to dziwne, bo jestem jedynym facetem w okolicy, którego nie posuwałaś, ale dla mnie to normalne. - spojrzał na nią zimno, po czym usiadł na swoim krześle pod drzwiami sypialni.
- Idź już. Twoje 5 minut trwa. Wykorzystaj je zanim się tobą znudzi.

Sophie otworzyła szeroko oczy. Nawet nie drgnęła z miejsca. To było szaleństwo… patrzyła na siedzącego na krześle ochroniarza. Był zazdrosny o to, że się z nim nie przespała, czy też o Andre? Bo był zazdrosny, prawda? Czy to też z nią było coś nie tak?
- Nie rozumiem… - Potrząsnęła głową jakby odrzucała jakieś myśli. - Chcę zauważyć, że po raz pierwszy od pół roku pozwoliłam sobie na lekkie opuszczenie gardy i ty o tym wiesz. O co ci chodzi? Kto się ma mną znudzić? - Była na niego zła. Podeszła do niego, stając naprzeciwko krzesła.
- Nie udawaj świętej krowy. - odparł ostro, podnosząc się z krzesła i stając naprzeciwko dziewczyny tak, by nad nią górować wzrostem - Widziałem Andre, gdy wrócił. Może bym uwierzył w tę bajeczkę o wyczerpującym treningu, ale kurwa, on raczej nie trenował, a już na pewno nie tak, żeby miał malinki na szyi. Nie rób ze mnie durnia. Przedwczoraj blondasek, wczoraj Andre, to dziś pora na “lekkie opuszczenie gardy” z tym nowym trenerem, co? Miałem cię za kogoś... lepszego po prostu. - dodał takim tonem, jakby chciał splunąć.
- A niby w oparciu o co brałeś mnie za kogoś lepszego? - Sophie chwyciła Eliotta za koszulę. - Wiesz jak Andre na mnie działa, wiesz do cholery jak na ciebie działa. Chcę ci przypomnieć, że byłam cholernym ćpunem, laską od walk ulicznych, za co lepszego mnie miałeś?! Bo jeśli za coś lepszego niż nieudolny samobójca to… - Puściła go. Brakowało jej sił, powoli przetarła twarz, nagle poczuła się taka mała. Ból wracał. - Z całej tej hałastry tylko na twoje wsparcie liczę, wiesz?
- Jasne... - w głosie mężczyzny usłyszała gorycz - Zaaplikować ci je doustnie?
Sophie przysunęła się do mężczyzny, niemal stykając się z nim ciałem.
- A może chcesz mi je załadować w szparę? - Było jej przykro, bardzo. - Skoro tak ci żal, że jeszcze mnie nie przeleciałeś. Pomyśl, będziesz mógł się porozpychać w tym samym miejscu co on. - Wskazała podbródkiem na drzwi do pokoju wampira. - A toż i tak w twojej opini nagle stałam się tylko kurwą.

Zobaczyła w jego oczach gniew i...coś jeszcze... samczy zew? Jednakże Eliott należał do elity ochroniarskiej. Szybko zapanował nad odczuciami.
- Gdybyś przyszła do mnie zanim zabawiłaś się z tym blondasem, dałbym ci wszystko i czułbym się wyróżniony. Teraz... łączy nas tylko praca. A ty swoją skończyłaś, więc idź już.
- Nie miej pretensji o to, że nie dostałeś czegoś po co nawet nie wyciągnąłeś ręki. - Sophie odwróciła głowę i ruszyła w stronę drzwi. - Dzwoń jakby się coś działo. Jeszcze przez chwilę powinnam tu być... chyba że kurier nie dotrze. - Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie ciężko. Czuła dziwną stratę. Była tak zamyślona, że początkowo nie zwróciła uwagi na pokojówkę, pchającą przed sobą niewielki wózeczek z detergentami. Dopiero kiedy starszakobieta podała jej karteczkę i wymineła jakby nigdy nic, Sophie uzmysłowiła sobie, że dała się zaskoczyć. Spojrzała na karteczkę. Była tam krótka instrukcja"
"O 17.57 pod hotel podjedzie czerwony mercedes. Wsiądź do niego. JR”

Lekko skołowana wróciła do pokoju. Musiała się uspokoić. Wzięła szybki prysznic i przebrała się w dżinsy i jakąś koszulkę. Cholerny Eliot. Skąd niby miała wiedzieć? A podobno to kobiety są trudne do odczytania. Kopnęła krzesło, które poleciało i rąbnęło o ścianę. Na chwilkę poczułą ulgę. Szybko sięgnęła po telefon i napisała do niego smsa.
“Tuż przed 18-tą wybywam z hotelu”

Nerwowo zaczęła się kręcić po pokoju. Na szczęście jej ciało wydawało się już być ok. Założyła szelki z kaburą, ale nie była pewna czy powinna brać broń Burtha. Najwyżej każą jej ją zostawić. Była taka zła na Eliotta. Lubiła go. Taki sam jak John. Kilka minut przed spotkaniem zarzuciła skórzaną kurtkę i opuściła pokój.
Dostała zwrotkę od Eliotta, gdy tylko wyszła przed budynek:

“Ok.”

Powietrze było rześkie i przyjemne - zadziwiające jak na centrum miasta. Równo o godzinie 17.57 koło stojącej na chodniku Sophie przystanął czerwony mercedes benz klasy B.
 
Aiko jest offline