Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2017, 19:41   #51
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mota pojawił się na komisariacie przed dwunastą. Nie wyglądał już na takiego radosnego, zresztą co tu się dziwić. W końcu niedawno mu powiedziała, że musi w zasadzie sam prowadzić śledztwo. I to takie wcale nie należące do prostych. Zastając ją na miejscu, w niedzielę na dodatek, zdziwił się wyraźnie.
- Nie miałaś sobie zrobić przerwy? - zapytał na wstępie, ale po krótkich wyjaśnieniach opowiedział o rozmowie z Ferrick i Remo, przekazując jej także nagranie. - Poza tym szukali czegoś na serwerach uczelni. Nie mogłem im zabronić, mieli nakaz. Nie rozmawiali też o tym, czego dokładnie szukają. Ja tam trafiłem trochę przez przypadek, słysząc od technicznego o sztucznej inteligencji w serwerowni i wirusie rozchodzącym się po całym mieście. Byłem ciekaw czy ma coś wspólnego z tym androidem od Tomkinsów, ale nie dostałem odpowiedzi. Zabrali serwer do siebie i powiedzieli, że dzisiaj to na pewno nikt się za to nie weźmie.
Leah słuchała go lekko ogłupiała.
- Czekaj, czekaj. Ferrick i Remo zabrali ten serwer? Pomimo, że sprawę przejęła policja?
- Nie, nie, jak to zabrali? - Arturo na chwilę został zbity z tropu. - Nie, oni odzyskiwali jakieś dane. Serwer zabrali ci z cybernetyki.
- Odzyskiwali dane? Pozwoliłeś się panoszyć cywilom na miejscu zdarzenia? - po wstępnych pretensjach Leah złagodniała pojmując, że to wszystko właściwie jej wina. Puściła solo żółtodzioba na robotę, czego się spodziewała?
- Widziałeś ten nakaz, którym dysponowali? Kto go wystawił?
- Mieli pozwolenie - mruknął cicho Mota na swoje niepowodzenie. - Nakaz wystawiony został przez prokuraturę, ale było na nim logo Corp-Techu.
- Jak przez prokuraturę to nie mogłeś im zabronić działać - pocieszyła go żeby zagłuszyć choć trochę wyrzuty sumienia, że go zostawiła na pastwę losu w niełatwej sprawie. - Poza tym to mogła być dobra dedukcja. AI to jednak rzadkość, nie można wykluczyć, że jedna nie ma związku z drugą. Chciałabym abyś jutro rano pojechał po Alexa. Złożę dyspozycję o stosowne papiery, aby mógł opuścić Inner City. Przywieziesz go bezpośrednio do szefa działu technicznego, Scotta Ferro. Weź ze sobą z dwóch mundurowych.
Mota skinął głową, nie zamierzając z tym dyskutować.
- O Shelbym nic nikt nie wie. Jego była żona była widziana w mieście, tyle udało mi się dowiedzieć. Rozmawiałem także z Daniele Morrison przez holofon, ale odmówiła stawienia się dzisiaj na posterunku.
- Spokojnie - Leah przygryzła filtr papierosa i odpaliła bez pośpiechu. - Spotka się. Nie na komisariacie to u siebie. Ale na razie pozwól mi przesłuchać taśmę z przesłuchania.
Wcisnęła do uszu bezprzewodowe słuchawki, odchyliła się w fotelu, słuchała i paliła, z przymkniętymi w zamyśleniu oczami. Gdy nagranie przeleciało do końca pozbyła się słuchawek. Niedopałek zastąpiła świeżo odpaloną fajką.
- No dobra, powiedzmy, że brzmi wiarygodnie. Masz jakieś błyskotliwe pomysły na dalsze kroki w dochodzeniu?
Sama odpaliła holoekran służbowego komputera i zaczęła pisać prośbę o nakaz od prokuratora. Pierwszy, w sprawie Alexa. O wytransportowanie androida z Inner City i przegląd techniczny w celu weryfikacji jego wersji zdarzeń. Drugi, o prześwietlenie firmy ochroniarskiej sprawującej opiekę nad domem Tomkinsów.
- Dzieci Rajneesha wydają się mieć najlepszy motyw. Ci Ferrick i Remo, oni też muszą w tym grzebać. Wydaje mi się, że tu musielibyśmy zacząć i prześledzić źródła finansowania, członków, przywódcę. Ktoś zmusił lub wmanewrował Amandę do wysadzenia się, oni nie mogą być więc tacy święci jak sugerował to ten White - zaproponował Mota.
- Owszem, kult to główni podejrzani. Poza tym społeczeństwo chce ich ukrzyżować a kapitan Hicks zwala wbijanie gwoździ na nas.
Włączyła archaiczny ekspres do kawy. Kolbowy unikat. Chwilę przy nim szperała, kilka razy musiała rąbnąć od góry żeby się obudził i wypuścił z siebie strużkę smolistej kawy. Po mikroskopijnym pokoju rozlał się intensywny aromat.
- Posiedź dzisiaj nad papierami grupy religijnej - ciągnęła dalej. - Przejrzyj status, nazwiska wpisane w rejestry zgłoszeniowe, kto poza Whitem na nich widnieje. Rachunki bankowe, dotacje, darczyńców, wydatki. Jest niedziela, równie dobrze możesz to pokwitować i zabrać do domu. Ja, wezmę pod lupę Amandę. Jej bilingi, wiadomości tekstowe, wpływy i wypływy z rachunków bankowych i BTSy z ostatniego miesiąca. Ciekawe czy Amanda odwiedzała jakieś nietypowe miejsca i, co ważniejsze, gdzie była tuż przed śmiercią. Ktoś jej musiał dać tą bombę. Z rejestrów kamer wynika, że nie doszło do tego w sądzie.
Przegrała na pendrive film z sali sądowej, rzuciła go Mocie.
- Obejrzyj. Może zauważysz coś co mnie umknęło.
Skończyła pisać służbowe maile i otworzyła policyjne rejestry w poszukiwaniu niejakiego Ricka Bauera. Według tego, co o nim mieli, Rick Bauer był nikim. Szara mysz w społecznej maszynie, widniejący w rejestrach wyłącznie z jednego powodu. Miał zeznawać jako świadek przeciwko Dzieciom Rajneesha. Zapewne coś nie poszło po jego myśli i nie załapał się na darmowy seks czy coś w tym rodzaju, lecz kilka dni temu, po zamachu w sądzie wycofał się z tego.
- Sprawdzałem już tę organizację, korzystając w dużej mierze z tego co zdążył zrobić detektyw Hawkins. Mają oficjalny charakter, odprowadzają należne podatki, a datki są dobrowolne. Konta są na Izaaka White'a, ale jedno jest wspólne, należy także do Artura Westa, doktora z Pace University. Ten podobno nic o tym nie wiedział, aż do chwili, kiedy trafili do niego, niespodzianka, Ferrick i Remo. Niestety Dzieci nie posiadają oficjalnej listy darczyńców ani członków. Prawnie nie muszą mieć, wszystko idzie przez White'a.
- Ale można przeanalizować konto White’a. Sprawdzić numery rachunków, z których spływały przelewy, przyporządkować je do ludzi. W świecie właściwie pozbawionym gotówki nic się nie ukryje.
Zanotowała w swoim notatniku imię Artura Westa i sprawdziła, za ciosem, i jego kartotekę, ciekawa czy czegoś w przeszłości nie nawywijał.
- Może nie ukryje, ale nie wszystkie banki chętnie z nami współpracują. Część z nich jest korporacyjna - skrzywił się Arturo. West miał czystą kartotekę, widniał tam jedynie mandat za niewłaściwe zachowanie sprzed dziesięciu lat.
- Mogą być niechętne ale nie odmówią nam współpracy w sprawie o zabójstwo. Poza tym wszystko zależy od prokuratora. Poproszę by wydał nakaz. Jak mi się każe odwalić bo nie ma podstaw to chuja będzie z oglądania rachunków - zakończyła wywód Leah i idąc za ciosem napisała do prokuratora trzecie pismo. Miała przeczucie, że o jedno za dużo.
Mota skinął głową. Nie miał chyba obecnie innych pomysłów.
- Shelbiego ciągle nie udało się znaleźć. Poprosiłem o analizę monitoringu, ale to może trwać wieki, zwłaszcza, że nie wiemy dokładnie gdzie szukać.
- Staraj się dodzwonić się do żony. Przejrzyj dzisiaj te akta. I… - zastanowiła się mocno, potarła bruzdę pomiędzy brwiami. - Rick Bauer. Możesz spróbować go zgarnąć?
- Spróbuję przynajmniej z nim porozmawiać - zgodził się. - Pytanie czy powie cokolwiek użytecznego.
- Jeśli nie powie, zgarnij go na dołek na dwa cztery. Jak sobie posiedzi z nakoksowanymi druciarzami i męskimi dziwkami będzie bardziej skory do zwierzeń.
- Ale za co? - Mota otworzył szeroko oczy, zaskoczony mocno tą sugestią.
- Żertujesz sobie? - zdziwiła się. - Na dobę masz prawo go posadzić za niewinność. Taka twoja supermoc. W papiery wpiszesz, że utrudnianie śledztwa.
Zapaliła, lustrując z ciekawością jak odbierze taką śmiałą sugestie.
- On miał zeznawać przeciwko Dzieciom Rajneesha, jak go zgarniemy to chyba już na dobre porzuci tę myśl - podrapał się po policzku, odwracając spojrzenie.
- Miał zeznawać. Wycofał się po akcji Amandy i w sumie mu się nie dziwię. Przestraszył się, miał prawo - wciągnęła haust nikotyny. - Ale ja chcę wiedzieć co na nich miał. Jakimi brudami chciał oczarować sąd, że Amanda musiała się posunąć do samobójczego ataku. Wyciągnij to z niego. To już nie jest akademia, ale sprawy kryminalne. Amanda Tomkins nie żyje. Jej ojciec nie żyje. Jak myślisz, komu zależy na tym aby ktoś zapłacił za ich śmierć? Korporacjom? Politykom wygrzewającym swoje stołki i odliczającym mamonę? Jesteś, kurwa, ostatnim sprawiedliwym. Nie robisz tego dla pieniędzy. Nikt z nas nie robi i można by rzec, jakich pieniędzy? - zaśmiała się pod nosem. - Amanda i Scott nie znajdą swoich zabójców. Ty, Arturo, musisz to zrobić. My, musimy to zrobić. Więc weź dupę w troki i przełknij swoje dziecięce dylematy, czy nie będziesz przyciskał pana Bauera za mocno. Masz zrobić tak, żeby uzyskać odpowiedź. Jedna noc na dołku go nie zabije, nie martw się. Co najwyżej doceni bardziej swoje spokojne, beztroskie życie.
Zgasiła, nieco zbyt energicznie, papierosa w wielkiej oldskulowej popielniczce. Przełknęła ślinę i dodała już spokojniej.
- Po prostu rób co musisz. W dopuszczalnych granicach.
- Spróbuję - westchnął i skinął głową. Nie było to najenergiczniejsze skinięcie, ale zawsze coś. Było jasne, że potrzebuje przewodnika po tym świecie, jak kiedyś Leah. - Postaram się czegoś dowiedzieć. O ile coś wie.
Arturo mógł po prostu nie wierzyć, że takie nic jak Bauer cokolwiek istotnego w sprawie może powiedzieć. Ale fakt był taki, że na podstawie jego zeznań założyli Dzieciom Rajneesha proces. I z jego powodu wysadzono połowę budynku administracji publicznej.
- Albo wiesz, co? - przemyślała sprawę. - Zadaj mu pytania, na które z pewnością nie odpowie i po prostu zamknij w areszcie za utrudnianie. Ochłonie. Przesłuchamy go razem z samego rana. Na pewno powie co wie, nawet jeśli niewiele.
Leah wbiła się w kurtkę, dopiła filiżankę smolistej kawy.
- Widzimy się rano - pożegnała się z Motą. Po raz pierwszy względnie wylewnie, bo poklepała go po ramieniu. - Znajdź Bauera, posadź na dwa cztery, przejrzyj akta finansów sekciarzy. Ja wyczerpię pytania z Ferrick i Remo. I przejrzę ostatnie dni z życia Amandy.
Na korytarzu wpadła na Ferra. Złapali windę w dół, zdołali sobie wyjaśnić (ku niezadowoleniu Leah), że ona idzie rozmawiać do C-T sama a Scott czeka w samochodzie. Nie chciał się mieszać w dochodzenie Tomkinsów, a przynajmniej w nic co wykraczało poza kwestie techniczne.
- Czemu nie chcesz iść ze mną? - zasępiła się. - Przycisnę trochę dziewczynę, mam marchewkę i kij, żeby zechcieli współpracować. Oby podziałała marchewka - sięgnęła po fajki. Paczka była pusta więc zgniotła ją w palcach. - Chciałabym cię mieć obok siebie, jak za starych dobrych czasów.
- To nie są stare, dobre czasy - odpowiedział jej, nie patrząc w jej stronę. - Ganianie po całym mieście w sprawie, która mnie nie interesuje? To nie jest moje marzenie. Tym bardziej gadanie z kolejnymi ludźmi, o których zapomnę kilka minut później. Wolę już czekać w wozie, tu chociaż mogę zrobić coś ciekawszego.
Leah miała wrażenie, że mówił prawdę, ale nie miała pewności, czy całą prawdę i to jego jedyny powód wykręcania się. Być może, w końcu była niedziela, a on w tym interesu nie miał. Przyzwyczajanie Wierzbovsky, że jest na każde skinienie? To nigdy nie był dobry pomysł.
- Wybacz, jeśli nadużywam twojego wolnego czasu - wypaliła dość chłodno. Właściwie to jego słowa podziałały na Leah jak kubeł zimnej wody. Jej siostra mogła trafić za kraty, a jemu chodziła po głowie kanapa i zimny browar. Intuicja jej podpowiadała, że sprawa Tomkinsów musi mieć związek z Joanną więc nie mogła ciągnąć jednego dochodzenia bez drugiego.
- Czy ty masz do mnie żal, że odszedłeś z Zabójstw? Mówiłam, że możesz zostać, a ja przejdę do Przestępstw Gospodarczych. - kolejny papieros zatlił się w ustach, w miejscu poprzedniego. - Jedź do domu. Strzel sobie piwko, pograj w gry video. Wrócę metrem, jak skończę.
Wzruszył ramionami.
Czy to już kłótnia czy jeszcze niezrozumienie?
Żadna, kurwa, różnica.
Leah trzasnęła drzwiami od auta. Zjarała fajkę przed głównym wejściem do C-T. Odprowadziła wzrokiem odjeżdżającego Ferro.
 
liliel jest offline