Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2017, 22:40   #10
sickboi
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Decyzja o opuszczeniu domu przyszła w najlepszym możliwym momencie. Atmosfera wewnątrz zrobiła się bowiem gęsta i duszna. Goście Cycerona przerzucali się najróżniejszymi pomysłami na to jak zabrać się do wyjaśnienia sprawy morderstwa, a każdy z nich uważał, że to jego sposób jest najskuteczniejszy. Crastinus, dotychczas mocno zaciskający z nerwów dłonie na poręczy fotela, odetchnął wyraźnie. Jego rozgrzanej winem, dyskusją i upałem głowie z pewnością przydałby się spacer, nawet w najbardziej upalną godzinę dnia. Nie stanowiło to dla niego zresztą żadnej przeszkody. Był wszak weteranem kampanii w południowej Italii i Achai. Nie raz przychodziło mu stawać na polu bitwy w samo południe, mając na sobie pełny rynsztunek. Jego ciało było zahartowane i niezwykle odporne na wszelkiego rodzaju wysiłek. Niestety tego samego nie można było powiedzieć o Cyceronie. Powietrze na wąskiej palatyńskiej ścieżce było niemal tak samo gorące jak w domostwie prawnika i ten po ledwie kilku krokach stracił cały swój wigor. Biedny Marek Tulliusz uchwycił się więc Crastinusa i razem ruszyli w dół wzgórza, przewodząc całemu pochodowi. Ktoś patrzący na nich z daleka mógłby nawet stwierdzić, że oto syn, będąc w kwiecie wieku, prowadzi swego ojca, staruszka u kresu żywota. Zresztą to porównanie było w pewnej mierze słuszne, biorąc pod uwagę przestrogę jaką byłem centurionowi dał Cyceron. Na jego słowa Crastinus pokiwał głową potakująco.

-Nie obawiaj się Cyceronie. Nie usłyszysz z moich ust ani jednego złego słowa na temat Sulli, czy też któregokolwiek z jego otoczenia-



Niedługo potem Marek Tulliusz i jego goście weszli na skąpaną w popołudniowym słońcu Via Sacra, drogę prowadzącą do faktycznego serca Rzymu – Forum. Już z daleka było widać czerwone dachówki świątyni Jowisza Kapitolińskiego oraz jej kolorowy tympanon i potężny kolumny. Nieco niżej znajdowała się prostokątna bryła Tabularium, po którego drugiej stronie znajdowała się świątynia Junony Monety. Pora dnia nie sprzyjała spacerom, więc pochód bez większego problemu dotarł do Nowych Sklepów, gdzie pod arkadami rezydowali głównie bankierzy i bogaci kupcy. Niemal zaraz za ich plecami rozpościerał się targ rybny, którego wątpliwe aromaty docierały do nozdrzy przechodniów. Dopiero nieco dalej tłum zaczął gęstnieć, jednak wciąż daleko mu było od porannego ruchu. Wszak większość ważnych spraw i interesów załatwiano najpóźniej do południa. Nigdy jednak nie brakowało żebraków, drobnych handlarzy zachęcających do zakupu swoich towarów, spóźnionych przedsiębiorców, czy zwykłych przechodniów spieszących do innych części miasta. Nie trudno było też spotkać kapłana, senatora, czy któregoś z miejskich urzędników. W tę kolorową i hałaśliwą ciżbę weszli Cyceron i jego towarzysze. Byli już przy Rostrach, gdy wpadli na grupę pijanych gladiatorów. Potrącony przez jednego z nich Marek Tulliusz utrzymał się na nogach tylko dzięki wydatnej pomocy Crastinusa, który nie zamierzał puścić takiej zniewagi płazem. Nim jednak zdążył wymierzyć sprawiedliwość nietrzeźwemu niewolnikowi na scenę wkroczył nieduży kondukt pogrzebowy. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.

Na gładkich kamieniach Forum znalazły się dwa martwe ciała. Jedno, należące do młodej dziewczyny, było już dawno chłodne i białe niczym marmur. Crastinus przeklął w myślach widząc w jak haniebny sposób je zbezczeszczono. Z drugiego sączyła się jeszcze ciemnoczerwona krew, choć dźgnięty z pewnością był martwy. Skąd wziął się zabójca niewolnika, tego Marcus nie wiedział. Nie było to też najważniejsze w tej chwili. Wraz z Cyceronem znajdował się pomiędzy rozeźlonymi członkami konduktu pogrzebowego, a zszokowanymi gladiatorami. Jasnym było, że zaraz skoczą sobie do gardeł, nie zważając na postronne osoby.

W innych okolicznościach Crastinus pewnie skorzystałby z pięści. Był jednak ubrany w nienadającą się do bijatyki togę, a u swego boku miał Cycerona, który w swoich pojedynkach używał raczej słów niż mięśni. Wyjście pozostawało, więc jedno – uciekać w tłum.

-Za mną!- rzucił w stronę swojego towarzysza, po czym schował głowę w ramionach i ruszył przed siebie niczym byk, gotowy utorować wyjście barkiem i łokciami. Jego uszu doszedł jeszcze wrzask Tytusa Vasco.

-Pooożar!-
 
sickboi jest offline