Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2017, 16:31   #105
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
27 dzień Czasu Kwiatów 1372 roku rachuby dolin. Wioska Grumgish. Wieczór

-Venoro...- głos starszego brata wyrwał rycerkę z snu -Venoro... Zwiadowcy wrócili- dodał po chwili, wiedząc że ten argument podziała na przejętą misją Venorę. Rycerka ubrała się wartko i udała się do biesiadnej izby za bratem, gdzie czekali zdyszani mężczyźni.
-Trafiliśmy na ich jamę. Słabo strzeżona, więc podkradliśmy się nieco bliżej...- rzekł Kirk, na co Arthon tylko nerwowo pokiwał głową, ponaglając żołnierza -Z jamy wydobywają się krzyki... Śpiewy w zasadzie i dudnienie...- mężczyzna spojrzał pytająco na swych kompanów.
-Myślimy, że one coś świętują...- wtrącił drugi z zwiadowców.
-Coś jeszcze?- dopytywał rycerz.

-Tak. Chwilę po tym jak dotarliśmy na miejsce, przegonił nas stamtąd szwadron goblinów, oraz jak podejrzewamy ich herszta- mówił Kirk -Gobliny usługiwały mu jak zaklęte magią, nie odstępowali go na krok, dobrze uzbrojeni. Udali się na wzgórza, milę od jaskini-
-Dlaczego nie zabiliście ich dowódcę? Wystarczyłby jeden celny strzał by uniknąć jutro rozlewu krwi na długie dni...- wtrącił się Virgo, stojący nieco z tyłu do tej pory.
-Chcielimy. Łuki wszyscy żeśmy gotowe mieli. Już my mieli celować, kiedy zza wzgórza wyłonił się gigant...-
-Gigant?!- Arthon aż się wzdrygnął.
-Tak, najprawdziwszy. Widziałem takie w moich rodzinnych stronach. To na pewno gigant.-
-Rozmawiali na wzgórzu parę chwil, po czym wspólnie ruszyli do gobliniej jaskini- dodał Kirk.
-To nam na pewno nie pomoże...- skomentował rycerz, po czym wyszedł z namiotu ochłonąć.

Z początku Venora chciała wyjść za bratem, uspokoić go i zawrócić do karczmy, lecz zaniechała tego planu. Arthon również miał wiele na głowie i jego siostra w końcu uznała, że pozwoli mu pobyć trochę w własnym towarzystwie.
Rycerka postanowiła wykorzystać ten czas inaczej. Pod nieobecność Purpurowego Smoka w gospodzie, Venora wyszła do wioski by sprawdzić czujność swych podwładnych, oraz ich nastroje.
Żołnierze w ciszy patrolowali okolice osady, a jeden z łuczników obrał sobie za posterunek dach stodoły, skąd widział całą dolinę. Ci z piechurów, których panna Oakenfold mijała, stawali na baczność, lecz nie szukali towarzystwa do rozmów, a ich kwestie kończyły się przeważnie na pozdrowieniu, bądź błogosławieństwie. Koniec końców Venora wróciła do karczmy, gdzie czekał już Arthon.
-Jesteś...- rzekł nieco zmieszany. W biesiadnej izbie był tylko on, reszta pewnikiem udała się do pokoi, lub jak w przypadku Kirka i pozostałych do stodoły, gdzie było przygotowane miejsce dla żołnierzy.

-Dawno temu, kiedy jeszcze byłaś małym dzieckiem...- rzekł rycerz, podchodząc do malutkiego okna, skąd widać było północną stronę Grumgish -spytałem matkę, czy prosiła bogów o córkę... Odrzekła, że nie, lecz i tak traktuje cię jak dar od nich. Wierzysz w to, że wszystko jest częścią jakiegoś wielkiego planu?- spytał, spoglądając na siostrę ukradkiem -Chodźmy spać. O świcie ruszamy na wielką bitwę...- dodał i odłożył na stół puchar z resztką wina. Venora rozumiała Arthona. Martwił się o siebie, o nią i pewnie również o cały oddział piechoty.
Paladynka udała się do swej izby, odmówiła modlitwę i usnęła.

~***~



Las tętnił własnym życiem. Ptaki świergoliły okupując dziesiątki gałęzi, wiewiórki wspinały się z gracją po korze drzew, a w oddali żerowało stadko saren i jeleni. Venora maszerowała posłusznie krok w krok z swym dziadkiem. Wciąż słabo pamiętała jego twarz, lecz była pewna, że to on. Siwy człek trzymał wnuczkę za rękę raz po raz zerkając na nią opiekuńczo. Venora pamiętała go zawsze jako lekko przygarbionego wąsacza, o niebieskich oczach.
Ścieżka, którą szli ledwo odróżniała się od leśnego runa. Dawno nikt z niej nie korzystał. Las robił się coraz bardziej gęsty, a gdy dziewczynka spoglądała w górę, ku koronom drzew, widziała tylko z rzadka odróżniające się, pojedyncze promyki słońca. Długą chwilę, Venorze zdawało się, że to miejsce jest dziwnie nieprzyjemne, jakby w jakiś sposób napawało ją lękiem. Spojrzała wtedy na swego dziadka i dopiero teraz w końcu jego twarz była wyraźna. Spoglądał na nią uśmiechając się ciepło i wtedy las przestał ją przerażać.
-Jeszcze trochę i będziemy na miejscu...- rzekł starzec, kładąc wnuczce dłoń na główce.

28 dzień Czasu Kwiatów 1372 roku rachuby dolin. Wioska Grumgish.

Kogut. Ten sam, irytujący i fałszujący kogut. Znała to pianie i irytowało ją tak samo jak poprzednim razem. Wtem Venora zrozumiała, że za kilka godzin będzie dowodzić bitwą przeciwko hordzie goblinów i tym samym od razu zapomniała o problemie fałszującego ptaka.
Gdy uniosła głowę w stronę okna widziała szarobłękitne niebo, lecz słońce jeszcze nie wzeszło ponad horyzontem. Venora przysposobiła się do wyprawy najszybciej jak to było możliwe. Gdy zeszła do biesiadnej izby, kilku żołnierzy w tym Arthon siedzieli już i jedli ciemny chleb i jajecznicę, zapewne zebranych z wszystkich gospodarstw Grumgish.
-Niech żyje król!- powitał ją brat gromkim okrzykiem, na cześć młodego Azouna Czwartego, na co otaczający go piechurzy odpowiedzieli takimi samymi słowami.
-Siądź i zjedz. Zwiadowcy, których wysłałem nocą przysłali jednego z wiadomością. Gigant odszedł w góry, mamy wolną drogę!- rzekł Purpurowy Smok -Twoi ludzie będą gotowi do wymarszu za kilka chwil- dodał. Do gospody schodzili się kolejni żołnierze zajmując coraz więcej miejsc, zaś gospodarz z pomocą trzech wieśniaczek z Grumgish biegało wspomagając obsługę ich wybawicieli.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 15-01-2017 o 18:16.
Nefarius jest offline