- No i pięknie. Mówiłam, żeby nie kombinować... - mruknęła po ucieczce orka Moira, której pozytywne podejście do świata, ludzi i nieludzi zostało tego dnia wystawione na na prawdę ciężką próbę. A może po prostu grupa zbyt długo przebywała już razem, wszyscy mieli dośc tych wrzosowisk i siebie nawzajem, a spory były tego pokłosiem? To miało się dopiero okazać w harfiarskiej kryjówce, do której prowadził ich Yeran. Czy raczej pędził jak stado baranów, którymi zresztą się okazali - orki raczej nie będą miały problemu z wytropieniem śladów takiej gromady. Cała nadzieja w "starożytnej magii".
Gdy dotarli do mglistej doliny Moira ledwie powłóczyła nogami. Brak odzewu nie wróżył najlepiej. - Silke, możesz posłać tam swojego kruka? Bo sami może lepiej nie podchodźmy; jeszcze przywitają nas strzały zamiast śniadania. Miała nadzieję, że Harfiarze tak wierzą w magię tego miejsca, iż po prostu nie wystawili wart. Lub mieli za mało ludzi. Zdobycia magicznej fortecy prze wrogie siły na razie nie chciała brać pod uwagę. |