Eryk przez całą drogą szedł w milczeniu ze wzrokiem wbitym w ziemię. Mimochodem znalazł się na końcu grupy, źle się czując, idąc blisko kogokolwiek z drużyny. Przerażały go wszelkie konsekwencje jego planu i czuł się winny każdej z nich, od najdrobniejszej do najgorszej.
Ten bezradny wzrok Lyre... akurat to było do przewidzenia. Mógł sam poudawać awanturę z Moirą, ale nie, ważniejsze były jego opory przed obrażaniem dam... I dlaczego, cholera, nie zainterweniował w trakcie?
O wiele gorsza była sytuacja z Silke. Przecież gdyby ten ork ją porwał, mogłaby przeżyć istne piekło. Przez niego.
No i jeniec-zdrajca uciekł. Nie dość, że teraz może ruszyć pościg, to jeszcze ork udowodnił, że jest niebezpieczny - a on właśnie dał mu w rękę zasługę u jego przełożonych, możliwe, że przyczynił się do awansu takiego przeciwnika. Darowanie życia to jedno, ale trzeba mu było na odchodne odrąbać w rękę...
Właściwie sam fakt zdrady dziwny nie był, Eryk dopuszczał możliwość, że po prostu w przyszłości ork nie będzie miał ochoty korzystać z układu... ale tego nie przewidział. Kompletnie nawalił. W chwili potrzeby podjął inicjatywę - wszyscy mu zaufali - i co z tego wyszło?
Zdawał się w tamtej chwili nie zauważać, że nikt nie przewidział takich konsekwencji. Po prostu szedł i w milczeniu się obwiniał.
Gdy nie było odzewu na nawoływania Yearana, Eryk przeczuwał, że stało się coś złego. Wolał jednak już się nie wyrywać z pochopnymi wnioskami. Jedynie zaczął wreszcie zachowywać czujność i spojrzał wyczekująco na Harfiarza, gdy padło pytanie Louiego. |