Ogień nadal dogasał, zmieniając się z lichych płomyków w lśniące czerwienią węgielki, pykające wesoło jak stara babka po grochówce. Wokół w najlepsze trwała konsumpcja, przerywana przez mieszające się ze sobą głowy. Snute opowieści przeplatały się z życzeniami rychłej śmierci dla wrogów, planowaniem dalszych posunięć i zwykłym wyrażaniem chęci, by rozruszać kości przy pacyfikacji jakiegoś społecznego pasożyta nacji losowej. Dziewczyna w berecie odczepiła się od swojego funfla i usiadłszy przy posiwiałym na skroniach mędrcu, żuła intensywnie kawałek kiełbasy. Wolała nie wnikać z czego jest zrobiona, nie wypadało też darowanemu wyrobowi garmażeryjnemu zaglądać pod flaczek. Grunt, że żarcie było smaczne i jedzenie nie groziło połamaniem zębów.
- Dziewic im się, kurwa zachciewa, zoofilskim sodomitom w rzyć chędożonym. Ten ich ciapaty raj nieźle musi trącić oborą. Może znajdźmy świnię i do każdego granatu przyczepmy torebkę z juchą? Tak dla spokoju sumienia i profilaktycznie. Albo i w pestki naładować świńskich okruchów. Trochę z tym zabawy, ale jak dzięki temu da się innowiercom załatwić wycieczkę prosto do kotła, gdzie ich miejsce, warto się wysilić. Uratujemy też niewinne kozy, odbębnimy dobry uczynek i będzie co oblewać - spoglądała na Golarę, a blask bijący od żaru kładł czerwone plamy na zwykle bladej gębie. Bojowy moherowy beret leżał tuż obok właścicielki, jako że do jedzenia wypadało zdjąć nakrycie głowy, kultura ponoć tak nakazywała... a przynajmniej mamusia zwykła tak powtarzać, wbijając córce stare mądrości ludowe do głowy za pomocą rurki pcv.
- Bóg zawsze jest sprawiedliwy w swym miłosierdziu - przeniosła spojrzenie na Piotera, przybierając poważną minę. Odruchowo pogłaskała różowy berecik, lecz zostawiła go tam gdzie leżał - Jego sądy są nieomylne, gdyż jako istota doskonała, wszechwiedząca oraz wszechwidząca, patrzy z miłością na swe dzieci i chce dla nich jak najlepiej. Nie pojmiemy wątłymi umysłami Jego planów, często ich sens nam się wymyka, lecz wystarczy pamiętać, że kocha wszystkie swoje dzieci, które w Niego wierzą. Jeśli tego nie robią... nie ma nic przeciwko rozwiązania ich problemu metodą warstwą - uniosła rękę z kiełbasą, przesuwając ją poziomo przed twarzą.
- Warstwa problemów, warstwa ziemi - drugi ruch wykonała równolegle do poprzedniego, tylko odrobinę wyżej - Warstwa problemów, warstwa ziemi, a na górze gaszone wapno - zakończyła wyjątkowo wesołym tonem, wracając do gryzienia śniadania. Dłuższą chwilę kontemplowała rozłożoną kartkę papieru, przekrzywiając głowę to w jedną, to w drugą stronę.
- Panie Rysiu, a co się po wojnie z tymi żydkami stało? - spytała starca, obracając się do niego w wyczekującej oświecenia pozie. Gdy Pan Rysio mówił, zawsze warto było słuchać... no i wódeczkę pędził pierwsza klasa.