Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2017, 03:34   #15
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!



Paweł miał miał potornadowego blues'a. Ja zwykle. To była jego wada. Jedna z licznych. Właściwie to można było odnieść wrażenie, że Podolski składa się z samych wad. Jedna, wielka śmigająca "Przecinakiem" wada. Począwszy od ksywy. Nawet nie było wiadomo czy kto bardziej determinował ksywę motor czy jego operator. Paweł jednak był dumnym posiadaczem jednej z naszybszych możliwych maszyn na tym zasranym świecie. Kawasaki Ninja Pińcetkę.





A przynajmniej trzon i większość części bazowała. Od dawnego standardu już brakowało mu więcej niż Podolski by chciał i sobie życzył. Ale żyli w czasach i świecie takim a nie innym więc i maszyny trzeba było sztukować jak się tylko da by były na chodzie. Niemniej Paweł był gotów walczyć o swoje cacko jak o siebie samego albo nawet o Dżoanę. Albo może nawet i jeszcze bardziej. Wolał nie stać kiedyś przed wyborem gdyby musiał którąś z tych dwóch ślicznotek wybierać do ratowania bo kurwa ciężko było znaleźć na miejsce Dżoany jakąś równie fajną laskę z taką przewagą zalet nad wadami. Pewnie znów by musieli z Przecinakiem się najeździć i naszukać a już przecież poprzednio im na tym sporo zeszło.

Wytrwała miłość i namiętność do swojej Kawasaki Ninja Pińcetki była znana w całej bandzie i była kolejną wadą Podolskiego. Sama maszyna też była jak najbardziej wadliwa. Nawet powiększony ponad 20 l bak potrafiła potrafiła wychlać po czterech setkach kilosów. Co prawda zapasowe kanistry z paliwem i tak zwana ekonomiczna jazda potrafiła nieźle wydłużyć ten dystans niemniej sportowa maszyna była stworzona do bicia rekordów prędkości i ścigania się a nie oszczędzania juchy. Zwłaszcza, że gdy Przecinaka dosiadał Przecinak rzadko interesowała go jazda z prędkościami ekonomicznego bo jak mawiał, wówczas szło zadusić tą maszynę przy takich nędznych dwucyfrowych prędkościach.

Maszyna oczywiście oferowała niesamowity wachlarz przyśpieszeń i prędkości jaka rzadko obecnie maszyna mogła się z nią równać. Tym szczycił się i lubił szpanować Podolski. Gdy dosiadał swojej mechanicznej bestii nawet obładowana ważyła nadal poniżej trzech setek kilogramów i oferowała niesamowite przyspieszenie do setki w kilka sekund w czasie prawie połowę krótszym niż pojazdy nastawione na prędkości, wyścigi czy uchodzące za sportowe. No i ten czad trzech setek kolosów na godzinę na liczniku...

Paweł nie potrafił się tego wyrzec i zrezygnować z "Przeciniaka". Nie chciał. Podobało mu się to i żył dla tych paru chwil gdy dawał czadu i nalge cieniasom w ponoć superbrykach czy na poboczu zmieniał się po prostu w znikający punkt. To była jazda! To było prawdziwe życie! Prawdziwe emocje! A nie takie tam pyrkotanie jakimś żałosnym dieselkiem bez klasy... Więc znów w tym punkcie Przecinak objawiał kolejną swoją wadę.

Tak samo było z tym tornadowym tripem. Podolski wiedział, że działa na niego inaczej niż zazwyczaj działało czy na ludzi z jego paczki czy w ogóle. A brał i tornado i inne używki dość często. Gdy się trafiły właściwie i okazja była. A przecież zawsze była dobra okazja na łyknięcie dropsa czy kreski nie? Więc używał do oporu skoro była okazja. Z tornado była inna sprawa bo jak to kiedyś pogadał pewnie miał zwiększoną podatność na ten środek. Albo może brał go już tak długo i często, że nigdy do końca z niego nie wyłaził. No albo dawało o sobie znak jak swego czasu jeździł z Visions. Też na haju gdy światy mieszały i nachodziły się. Teraz też tak było.

Faza schodziła. Ludzie z bandy zaczynali się schodzić i gadać. Paweł na razie wciąż jeszcze miał fazę. Czekał, czy będzie nawrót. Często miał. Byle to nie był bad trip. Czekał w specyficznym rytmie blues'a, w zawieszeniu. Czuł jak się zbliża. Wiedział już, że będzie miał nawrót. Czekał jak się objawi tym razem. Zgrzytaniem pazurów na metalu. Jebany sierściuch!

- Wypad! - syknął od razu lokalizując dźwięk za swoimi plecami. Odwrócił się i oczywiście ta czarna gnida Szajby znów ostrzyła sobie pazury o jego kurwa ukochany motor! Paweł nie pamiętam kiedy ten czarny parchaty pchlarz przypętał się do nich i choć jego Szajba była ok to kurwa coś sobie ubzdurał namiętnie ostrzyć te cholerne parchate pazury o motor Pawła! Z tego powodu mieli z Pawłem odwieczną wojnę i Podolski już nie raz się odgrażał, że załatwi wreszcie tą czarną gnidę. Gdyby nie była to gnida z fajną Szajbą pewnie już by sprawę załatwił ostatecznie już dawno.

Człowiek spoglądał na bestię a bestia spoglądała na człowieka w niemy pojedynku woli spojrzeń. Czarno - żółte ślepia wślepiały się te piwne o przekrwionych tęczówkach. Sierściuch słysząc i widząc zagrożenie znieruchomiał wygięty w banan z pazurami wczepionymi nadal w olstro na broń motocykla. Przez kilka nerwowych odechów nic się nie działo a dwaj odwieczni wrogowie mierzyli się przez odległość spękanego asfaltu. Któryś z nich musiał w końcu pęknąć. I pęknął. Sierściuch z perwersyjną powolnością ruszył czarną łapą ale zamiast odpuścić przerysował szponami olstro po raz kolejny co momentalnie rozjuszyło Podolskiego. - Won kurwa, czarnuchowata gnido! - wrzasnął polski ganger zrywając się i na nogi i mając zamiar wreszcie dorwać i ukatrupić wreszcie gnidę ale troszkę się jeszcze chwiał po tornadowym tripie i nogi mu zdrętwiały co w zupełności starczyło ogoniastemu by zwiać gdzieś w kąt. Gdy Paweł dopadł do "Przecinaka" zmartwił się gdy dojrzał kolejną dawkę rys na olstrze. Co on się tak zawziął właśnie na jego motor?!

Wojna przecinakowo - sierściuchowa też była kolejną wadą Pawła. Ich wieczne kłótnie bo Pawłowi wcale nic nie przeszkadzało kłócić się z kotem, gonitwy, drapanie pazurów o ulubione w zespole kocie oltro i inne takie perypetie kocio - ludzkie też były kolejnym urozmaiceniem w monotonii podróży wszelakich. Paskud bowiem miał dziwną manierę i niezrozumiała hierarchię i skakankę uczuć. Niezrozumiałą przynajmniej dla Podolskiego. Na przykład zdarzało mu się wpieprzyć w śpiwór Pawła albo co już doprowadzało go do furii pomylić go z kuwetą. Mało kurwa krzaków do podlewania dookoła?! Pawłowi jakoś starczało tylko ten cholerny sierściuch zdawał się czasem mieć fantazję zgubić do nich drogę. I kto kurwa mówił, że koty są inteligentne?

Jednym z kolejnych punktów na liście wad Przecinaka było to, że był. A potrafił w tajemniczy sposób być zawsze i wszędzie gdzie coś się działo. I zdecydowanie i bardzo zawzięcie zwalczał wszelkie pogłoski i insynuację jakoby to on generował "sytuacje". Brednia! Po prostu musiał się bronić. Czepiali się go a przecież z niego była taka dobra, miłująca pokój i spokój dusza. No kurwa domator i dominator normalnie. A czepiali się go oczywiście co chwila wszyscy. Kto? No ci wszyscy źli ludzie i wrogowie. Lista wrogów Podolskiego była druga lub krótka i zawsze bardzo elastyczna. To zależało od tego jaką akurat mieli "sytuację" na tapecie. Tak jak ostatnio mieli "sytuację z buldożerem". Heloł?! O co tym wszystkim ludziom chodziło?! Przecież im pomógł prawda?! No kurwa z dobroci serca i tej miłości... znaczy tej chrześcijańskiej do bliźniego. Zwłaszcza do córki szeryfa. O co tu było robić dym?! Czepiali się go chamy jedne... A mógł zabić... Żadnej wdzięczności na tym zasranym świecie...

 

Sytuacja z buldożerem



Sytuacja z buldożerem była dla Pawła ważna bo była jedną ze świeższych no i dotyczyła go osobiście no i co często podkreślał w swoich relacjach i opowieściach potraktowano go krzywdząco i bardzo niesprawiedliwie. A zaczęło się jak zwykle. Bardzo pięknie. Tylko kurwa przebudzenie było chujowe...

Pawła obudził męski krzyk i wrzask a gdy otworzył oczy natychmiast znieruchomiał. Wylot shotgana tak gdzieś o cały centymetr od własnych oczu działał zdumiewająco trzeźwiąco i stopująco. Nawet jak jeszcze wciąż mu pod baniakiem szumiało po... No właśnie wpatrzony w czarny tunel gładkiej lufy właśnie usiłował gorączkowo dojść po czym właściwie. Bo facet z shotgunem coś chyba kurwa do niego miał i to chyba nic, że fajnego. Ale Podolski kurczowo trzymał się pijackiej logiki, że nie trafił na psychola mordercę bo jednak darł się zamiast strzelać gdy Paweł jeszcze był w objęciach i słodkiej nieświadomości i chętnych, młodych, kobiecych jednocześnie.

Przy przebudzeniu te właśnie młode, chętne, kobiece ramiona gwałtownie odkleiły się od niego a właścicielka tak pół na pół zaczęła tłumaczyć siebie, jego i ubierać się gorączkowo piszczeć i prawie płakać by tata nie strzelał. Przecież jej tata no i szanowany szeryf nie zastrzeli bezbronnego szeryfa w swojej sypialni prawda?

Pawłowi z tych ich gorączkowej kłótni coś zaczęło się klarować. Ale kurwa! Jej tata? Szeryf? No faktycznie facet z shotgunem miał gwiazdę w klapie. I kurwa jego sypialnia?! To gdzie on właściwie wylądował?! I z kim?! Znaczy widocznie z córeczką szeryfa. A taka kurwa fajna się wczoraj wydawała. A tu chuj. Oczywiście próbował dyskretnie wyślizgać się z kłopotliwej sytuacji póki oboje byli zajęci wyjaśnianiem sobie tego i owego ale tym razem mała spierdoliła.

- Tato, przecież my nie robiliśmy nic złego! Nic się nie działo! - dziewczyna coś wczuła się chyba w swoją rolę i sytuację bo zabrzmiało bardzo, bardzo, bardzo szczerze. Tyle, że mówiła to właściwie nadal goła, młoda kobieta wyrwana z łóżka o młodym i też jeszcze właściwie gołym mężczyźnie próbującym pozbierać swoje rzeczy z podłogi. Rzecz była tak beznadziejnie głupia, że i ona, i szeryf, i Paweł przez jakiś magiczny mont we trójkę synchronicznie zamarli. Podolski przewrócił oczami ale był ciekaw co się stanie. Jej stary musiałby wygrać konkurs idioty roku gdyby łyknął taką ściemę. Był ciekaw czy jest. Ale też na kacu miał nieco spowolnione reakcje więc pysknął zanim pomyślał.

- Eeejjj! Jak to kurwa nic się nie działo! To ma być kurwa nic?! - wskazał rękami gdzieś na uniwersalną przestrzeń łóżka, gołej jej, gołego siebie i ogólnie na te błyskające wciąż w amoku wspomnienia z nocy i wieczoru. Fajnie było. Jak na taką zwykłą miejscową laskę. I kurwa jej też się wtedy podobało to co tu teraz kit wciska, że nic?! Ruch jednak spowodował, że na ziemię z podniesionych spodni wypadła klamka stukocząc metalicznym odgłosem. - Ups... - jęknął teraz dla odmiany dziwnie cichutko Paul patrząc tak samo ja pozostała dwójka na toczący się jeszcze przedmiot. Właśnie tego potrzebował. By cokolwiek myśleć o wyrównaniu szans w negocjacjach z shotgunem.

- Łapy do góry i pod ścianę gnoju! - szeryf coś nie zareagował pocieszenie na słowa, zachowanie i toczącą się klamkę. Paweł był na kacu i umysł jeszcze nie pracował mu na pełnych obrotach ale łapał, że wycelowanym shotgunem to ciężko będzie mu wyjść cało z takiej konfrontacji. 

- Aaa nie mógłbym się ubrać? Pizga tu trochę i smutnym chujem wieje... - zaproponował całkiem przecież grzecznie i dyplomatycznie za co w podzięce zarobił kolba w brzuch. Coś po wczuciu się szeryfa w ten cios i okazywanym nadmiarze negatywnych emocji Paweł dokminiał, że chyba dość długo nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi. Ale na szczęście wtrąciła się cizia. Zaczęła płakać i wierzgać odciągając uwagę tatusia od Pawła tłumacząc coś, że był taki miły wczoraj (ttaakk??) i okazał współczucie i zainteresowanie w ich problemie (jakim kurwa problemie?) a ona chciała mu przedstawić sprawę bo przecież i tak szukali rozwiązania i eksperta. Wszystko brzmiało mętnie ale już umysł Pawła zaczynał rozpoznawać znajome nici z wczorajszego wieczoru. Faktycznie coś mu tam o czymś miauczała z pomocą ale za cholerę nie jarzył o co szło. Ale do cholery chciał pokazać, temu ważniakowi, że nie jakiś obszczymur zerżnął mu córcię.

- No właśnie! Trochę kurwa szacunku dla takiego eksperta co?! Normalnie jakby pana córka mnie w nocy tak nie przekonywała w pocie czoła to już bym był dziś gdzie indziej! Wie pan kurwa ile zleceń mam taki spec jak ja?! - wreszcie odzyskał mowę i tak samo jak i spodnie. Zdołał je już naciągnąć na tyłek skorzystając z nieuwagi szeryfa choć uwaga o nocnym poceniu się z córką znów zjeżyła twarz szeryfa więc Paweł nie prowokował go dalej. Na razie. Pierwszy raz też dostrzegł u ojca córeczki coś więcej niż wściekłość i złość.

- O. I jesteś specem od powodzi? - (czego kurwa?!) szeryf spytał z uprzejmym zainteresowaniem i chyba był pewny, że szybko przejrzy ściemę swojego niechcianego gościa. Ten zaś na szczęście dla siebie w tym krytycznym momencie akurat zapinał pasek więc twarz nie była wystawiona na szeryfowy skan. Ale słowo kluczowe "powódź" nagle odblokowało co trzeba i mętne cienie wskoczyły na swoje miejsce. No tak! Powódź! Zalewało ich i o to wszyscy płakali i ta mała mu miauczała o pomoc ale ją wyśmiał. Serio myślała, że będzie łopatował w błocie te rozmięknięte błoto do ich gównianych worków i ustawiał w jakąś kretyńską ścianę?! O tak, tak było. Ale zaczęła go przekonywać a widział, że mięknie od bajery i jakoś w końcu mieli "pogadać" u niej no a jak byli u niej to kurwa przecież nie po to by gadać nie? A ten stary taki stary a tego nie czaił. Albo udawał, że nie o co Paweł miał do niego żal. Jakby nigdy młody nie był, świętoszek pierdolony.

- No pewnie, że jestem specem od powodzi. Co kurwa, nie widać? - wkurzony Polak spojrzał wyzywająco na szeryfa wskazując na swój nagi tors dłonią. Wychodził z założenia, że półgoły spec wygląda tak samo jak pół goły nie spec. Po spojrzeniu szeryfa widział, że chyba niezbyt go przekonał ale też i zasiał w nim pierwszą iskierkę niepewności. Tylko trzeba było ją rozniecić. Sma foczka zaś to miała taki wytrzeszcz, że chyba była w większym szoku od jej starego. - No sam pan powie, jak się do tego zabieracie? - nonszalancko opierając dłoń na swoim biodrze. Miał już pomysł jak się z tego wykaraskać więc poczuł się od razu pewniej.


- Kopiemy worki u ustawiamy tamę. Ale napór wody jest za duży. -
powiedział już spokojnie ale nadal podejrzliwym głosem szeryf mając chyba opory by mówić o czymkolwiek poza okładaniem i wrzaskami na swojego niechcianego gościa.

- Pfff! Typowe! Worki z piaskiem! Tandeta! Jak to ma niby działać?! Zaleje was w ciągu doby skoro taki napór wody jest jak pan mówi. Nic się nie da zrobić. - prychnął z wyraźną satysfakcją mówiąc o zagładzie tej głupiej dziury. Ucieszył się bo tego właśnie się spodziewał i coś mu z wieczornej paplaniny tej małej świtało, że sprawa wyglądała chujowo. I myśleli o ewakuacji. - Jedyne co zostaje to ewakuować ludność i to bezzwłocznie. - mówił już prędkim i szybkim głosem. Miał nadzieję, że posłuchają eksperta który przecież potwierdzał coś co sami podejrzewali. Niech spadają! A on szybko śmignie na z "Przecinakiem" do swoich i się tu może chociaż trochę obłowią nim tamci się skapnął.

- I nie ma innego sposobu? - mała zdawała się być naprawdę zasmucona. Jakby na serio gadała z ekspertem od powodzi i zależało jej na tej dziurze. Jak ona się właściwie nazywała? Trochę szkoda mu jej było bo przecież pomógł jej w nocy odkryć uroki dobrego obciągu choć co prawda musiał ją zbajerować, że od ciągnięcia rosną cycki. Uwierzyła czy nie dała się w końcu namówić i to był jej niewątpliwie wielki atut w oczach Pawła. Dlatego teraz jak tak posmutniała i była bliska płaczu to i słowiańska, szczera dusza Podolskiego zakręciła się niewyraźnie nie chcąc tak wdzięcznego dziewczątka ot tak bez pocieszenia zostawić.

- Jest. Ale musielibyście mieć buldożer. - machnął ręką obojętnie zakładając koszulkę. Sądził że ma ich właśnie z głowy. Że się po mistrzowkso wyślizgał i teraz trzeba tylko urobić ich na tą ewakuację. Główkował już jak tu podjudzić szeryfa do odpowiednich decyzji. Gdy mała normalnie wzięła go i zastrzeliła.

- Ale my mamy buldożer! - pisnęła radośnie i aż klasnęła w dłonie z uciechy (zzaaamkiniiij ryyyj szmatooo!) Paweł akurat przekładał podkoszulkę przez głowę więc pomogło mu to ukryć pierwszy moment gwałtownego rozczarowania. Momentalnie wszelkie ciepłe uczucia do foczy z niego uleciały.

- Daleko? - przerwał ich kłótnie bo tym razem o dziwo szeryf okazał się jego sojusznikiem gdy trzeźwo zauważył, że buldożer na pewno nie działa i znów się zaczęli kłócić, że nie wiadomo. Ostatecznie Paweł zdążyć założyć buty i sięgnął po kurtkę gdy niunia wkurzająco stwierdziła, że taki spec od powodzi na pewno zna się na buldożerach. Taa... Zna się... Na czymś co jest wolniejsze niż dwójka w "Przecinaku"... Mmhhmm... Pewnie... Liczył jednak, że wyjdzie z twarzą. Wystarczyło, żeby gruchot był gdzieś tam i byłby spokój. Za daleko i koniec pieśni. To kurwa nie. Stał ledwo parę domów dalej chujek jeden.

No to poszli po tego chuja. Wcześniej jednak foczkowa reputa znów podskoczyła o parę punktów procentowych gdy na wychodne sprezentowała mu zimny sok z malin. Na spieczone gardło podziałał jak eliksir życia. Momentalnie darował jej te babskie głupstwa. W końcu jak nie miała szczęścia by w jej żyłach płynęła biało - czerwona jucha no to musiała mieć te swoje niedoskonałości prawda? No bywa. Zwłaszcza z laskami. No ale jak czyniła taką uczynność samarytańską i zapodała płynne, chłodne złoto dla jego ust i gardła to nie było nic. Paweł doceniał takie akcenty. Zwłaszcza jak był na kacu. Ostatecznie uznał, że nie jest taka tragiczna.

Tragiczny zaś był sam buldożer. No prawdziwy kawał chuja! Już jak się do niego zbliżali było źle. Focza coś zaczęła nawijać z jakimiś palantami, że idą z ekspertem od powodzi co im pomoże czy tam uratuje. No super. I tak jeden patafian po drugim zaczęli gęstnieć wokół pierwotnej trójki. Gdy doszli to tego żółtego złomu to już tak ich z pół tuzina się uzbierało.

 




Sam złom też uparł się złośliwie nie współpracować z Podolskim. Już jak się zbliżał Paweł dostrzegł pierwszy feler. Miał silnik. No co za chujnia. Powiedziałby, że sorry ale z pustego to i Destylator nie poleje czy co i miałby z głowy. A tu no nie szło pod żółtym ryjem nie zgapić tego silnika. Paweł zatrzymał się przed kilkudziesięcioma tonami złomu i usilnie starał się ie drapać po głowie czy brodzie bo szeryf zezował bystrze i czujnie z każdą sekundą rosła chyba jego pewność, że w końcu złapie Podolskiego na ściemie. Niedoczekanie!

Paweł w końcu rozkminił, że pojazd to pojazd. Jaki by nie był musi się poruszać na paliwie. Podszedł do gąsiennicówki, odkręcił w końcu bak i sztachnął się. Był pusty! Sam pył i rdza! Był uratowany! Tamując euforię odwrócił się i z mądrą miną spojrzał na szeryfa. - Jest pusty. Przykro mi ale bez paliwa nic tu nie zdziałam. I nie mówimy tu o jakiś nędznym kanisterku tylko o parogodzinnej pracy w ciężkich warunkach więc o co najmniej pełnej dwustu litrowej beczce. I ja mam terminy nie mogę tu czekać nieskończenie długo. Przykro mi. Mogę poczekać z godzinę bo potem zrobi się zbyt późno by coś zrobić. - zasadził tak profesjonalnie jak tylko zdołał rozkładając ręce i robiąc zbolałą minę. A wewnętrznie pękając z dumy, że tak się po cwaniacku wyślizgał z matni.

- Za godzinę beczka będzie. - odparł po chwili namysłu szeryf szpiląc cwaniaka zawziętym wzrokiem. Paweł nie brał tego na serio bo skąd te wiejskie jełopy wzięłyby 200 l paliwa? Nawet jakby zbiórkę zrobili wątpił by tyle uzbierali w podanym czasie. A jak godzina minie odjedzie stąd w siną dal i wróci do swoich i będzie miał co opowiadać. Szeryf zniknął zabierając ze sobą córeczkę. Co za chamstwo! Jak teraz Paweł miał ją bajerować jak ją zabrał?! No ale w sumie wyłuskał z rosnącej grupki inną, też całkiem fajną. Bajera szła nieźle i czas szybko płynął, Podolski z przyjemnością pławił się w atmosferze wybawcy i okazywanej ludzkiej sympatii i życzliwości. Szło pięknie gdy po zaledwie połowie czasu na plac wtoczyła się beczka popychana przez szeryfa i paru ludzi. Mieli 200 l paliwa?! Co za banda cziterskich gnojków!

Gdy jednak dotoczyli beczkę pod buldożer Paweł miał czas przemyśleć to i owo. Przede wszystkim nad tym jak ten świat jest niesprawiedliwie urządzony. Zwłaszcza rozdział dóbr materialnych. U niego i jego krajan z bany taka posucha, Przecinak już na pewno ledwie zipie oktanwoymu bakami a te obdartusy mają całą beczkę paliwa! O nie, to nie mogło tak zostać! Coś trzeba było podziałać. Jakby nie liczył to w głowie mu wychodziło, że ich bandzie to taka beczka przyda się bardziej i na długo.

Gorzej było, że zaczęli przepompowywać paliwo do buldożera. Co za marnotrawstwo! Trzeba będzie odciągać do baków. No i problem tego złomu znów wrócił cholernym rykoszetem. Paweł próbował interweniować bo w końcu był przecież już ekspertem od powodzi a teraz jeszcze od buldożerów. Namawiał by na próbę tyle nie przelewać bo nie wiadomo, czy nie przecieka a w ogóle to musiałby sprawdzić skąd wzięli te paliwo i w jakich warunkach było przechowywane. I co dobrzy i życzliwi ludzie pewnie by posłuchali specowego głosu rozsądku no ale szeryf był chuj tak samo jak ten buldożer. Wcinał się i torpedował wszelkie plany Podolskiego. No zupełnie jakby wciąż podejrzewał, że Paweł go jednak roluje od początku do końca i jakby miał jakieś przykre doświadczenia z oszustami wcześniej. Podolski bardzo mu współczuł takich doświadczeń i szczerze złorzeczył tym złym i podstępnym ludziom, że byli swego czasu tacy niemili dla szeryfa i jego ziomków. Jak tu było kraść jak był teraz taki uczulony? No kurwa jak zwykle, jak biednemu to wiatr w oczy i chuj w dupę. Ale nie poddawał się jeszcze.

Skoro było tak jak było to zmienił taktykę i zachęcał by wlać do baku do oporu. Wychodził z założenia, że buldożer będzie łatwiej namierzyć niż to gdzie wyciągnęli beczkę a jak będzie wiadomo gdzie stoi to i się odciągnie co trzeba. Lepszy byłby skład no ale trzeba było w życiu być elastycznym i cieszyć się z małych cycków w garści niż z playmate na ścianie nie? Ale znów szeryf się wciął i zlali może połowę zawartości beczki. Po spojrzeniu szeryfa Przecinak zorientował się, że to już. Miał uruchomić te cholerne bydlę. Na oczach już pokaźnej gromadki kibiców. O kurwa ale chujowo...

Ale nie poddawał się. Zrobił mądrą minę i wskoczył po gąsienicy do szoferki. A tam cuda nie widy. Dobra, pedały i kierownica w miarę normalne ale reszta to może Destylator by to ogarnął ale Przecinak za cholerę. Zezował na tłumek i szeryfa ale tamci uparcie czekali na wynik. Chujki jedne. Po chwili macania, po panelu zaczął majstrować tym i owym. Musiał posymulować przecież, że coś robi by się nie skapnęli. Przecież odpalenie tego bydlaka kompletnie nie leżało w jego interesie prawda? Zostawało poklikać tu i tam i powiedzieć, że sorry ale wspaniały pan szeryf w swej przenikliwości właściwie ocenił stan techniczny pojazdu. Potem dać dyla i w nocy wrócić z paczką by osuszyć bak. Plan wydawał mu się ok jak na chujnie w której był i wówczas oczywiście by nie było za prosto metalowy skurwiel rzygnął chrapnął i odpalił. No co za kurwa kawał chuja!

Przez sekundę czy dwie Paweł wpatrywał się nienawistnie w tablicę rozdzielczą i gdyby ta miała cokolwiek przyzwoitość to by się raczyła stopić od tego spojrzenia. Ale nie, jak chuj to chuj. Ludzie na zewnątrz zaczęli debilnie krzyczeć i machać rękoma. Nawet szeryf wydawał się być pierwszy raz kompletnie zaskoczony przez co na oko Pawła wyglądał w tym momencie zwyczajnie głupio. Ale wynagrodziło mu rozmaślone spojrzenie tej jego foczkowatej córci więc puścił jej oczko ze swojego tronu, ludziom pomachał i uniósł jeszcze kciuk do góry.

Zaczynały mu się kończyć dobre pomysły. Właściwie to mu się wtedy właśnie skończyły. Właściwie to skończyły mu się jakiekolwiek pomysły. Serio?! Miał jechać tym wrakiem by robić jakąś groblę antypowodziową?! Pracować w błocie jak jakiś gówniany robol?! Wszystko w naturze Polaka przeciwstawiało się takiemu rozwiązaniu. Brzmiało jak frajerstwo. Musiał coś wymyśleć bo się szykował kawał siarczanej siary na dzielni jakby sprawa doszła do reszty bandy. Postanowił pogłówkować po drodze na ta tamę, groblę czy co oni tam mieli na tym wypizdowie.

I jak dotąd myślał, że jest w chujni no to kurwa się okazało, że nic to. Po prostu dotąd było to nic to. W chujni to się znalazł gdy zbliżał się do krańca placu i odkrył, że te cholerne drążki do skręcania nie działają! Buldożer sunął ociężale, miarowo, trząsł Pawłem niemiłosiernie o prawdziwej prędkości nie było mowy ale suczysyn w ogóle nie chciał skręcać! Paweł szarpał coraz mocniej, ludzie przestali być tacy radośni właściwie to wyglądali na coraz bardziej zaniepokojonych. Może by nie wpadli w panikę ale jakoś jak tak do pierwszej ściany budynku zostało tak ze dwie długości buldożera jedna z wajch urwała się i została w ręku zaskoczonego kierowcy ciężkiego sprzętu. Paweł zgadywał, że nie miał pewnie w tym momencie zbyt mądrej miny a gdy spojrzał na ścianę no też nie poczuł się najpewniej. Ludziom jakoś si to udzieliło i zaczęli po tej sekundzie zamrożenia wrzeszczeć i panikować już pełnowymiarowo. I wówczas Podolski popełnił jedną z największych pomyłek tamtego poranka. Został w środku...

Teraz jak to wspominał i opowiadał to już wiedział, że jazda buldożerami właściwie może być całkiem kozacka. No dobra, nie tak jak Przecinakiem albo z Dżoaną no ale kurwa nadal było kozacko. Tak jeździć na wylot po tych domach, rozwalać je jak leci, czuć moc, patrzeć jak kraty i mury się walą no w sumie bardzo zarabista rzecz! Każdy powinien spróbować choć raz w życiu. Zwłaszcza te ściany z kratami kozacko mu się rozjeżdżało. Jeeej.... Ten szeryf i reszta sami byli sobie winni jak zrobili ten głupi komisariat w trzecim domu pod rząd od tego placu z buldożerem. No dobra, Paweł może go tam troszkę pokierował ale to było po tym gdy jakiś dźwigar przebił się przez dach kabiny i przygniótł mu nogę do siedzenia dlatego kurwa nie mógł już potem opuścić tej cholernej kabiny mimo, że jak najbardziej próbował! I tak miał szczęście, że zaklinował się ten dźwigar nie rąbnął mu bezpośrednio na nogę bo by pewnie już jej nie miał. I gdzie kurwa jest ka-ka-kask!? Co z BHP pracy?! I kurwa na to to policji kurwa nie ma! No to miał takie atrakcje to kto by tam patrzył, że jakiś komisariat nie jest na drodze tylko trzeba jeszcze trochę skręcić a resztką drążka i tak nie było to takie łatwe.

Ale i tak Dżyzes i jemu i tym miejscowym matołom sprzyjał. Przedzierał im już nową ulicę i to taką finezyjną, poslalomowaną by się turystom nie nudziło łazić czy jeździć po tych wydepilowanych z Ruin domach gdy w końcu udało mu się zatrzymać. Parę kroków przed ścianą kościoła! No kurw acud jak chuj! Świętym kurwa powinni go zrobić czy co. Zwłaszcza jak się okazało, że przywalił po drodze w coś tam co się zawaliło na coś tam co zablokowało jakiś ta przepływ, co cofnęło zagrożenie przeciwpowodziowe. To co kurwa?! Nie był ekspertem od powodzi?! No był jak chuj.

- Okey, nie musicie dziękować. Rozliczę was po taniości bo się córka szeryfa napociła nad tym kontraktem więc zapakujcie mi na drogę tą beczkę paliwa i będziemy kwita dobra? - wyszczerzył się do nich a właściwie szeryfa ale ten coś znowu miał jakiś etap nielubienia Pawła. Humorzasty jakiś ten szeryf, gorzej jak z babą. Normalnie coś tam jakby miał fochy i pretensje i darł się i w ogóle był niemiły, że niby Podolski im jakichś szkód narobił! Co za niewdzięcznik! Przecież gdyby nie polski ganger to by tu kurwa teraz był potop! Ale w pobliżu był Przecinak więc Paweł skorzystał i czmychnął do swoich. Zostawało wrócić z resztą na nocne tankowanie.


---


 

Nawrót



Tak. Paweł miał wiele wad i różne "sytuacje" jakoś mu się po prostu przydarzały. Przez zły los i złych ludzi oczywiście. Teraz po wygraniu kolejnej bitwy z sierściuchem Szajby czuł jak zaczyna się nawrót. A na nawrocie najlepiej robiło mu się nawroty. Skatepark go korcił i kusił swoją zapraszającą pustką wołającą go by ją wypełnić. Hałasem, spalinami, wizgiem hamulców, adrenaliną. Życiem. Na przekór temu wszytkiemu dookoła. Tym trupom ludzi, wraków, domów, dawnego świata i jego czystej cywilizacji z jakiej im zostały same rozpadające się pordzewiałe resztki jakie czasem jeszcze wciąż działały.

- Ej! Ludziska! Zara pokażę wam parę sztuczek! - krzyknął odpalając Przecinaka. Czarna bestia obudziła się do życia jeszcze miarowym pomrukiem na jeszcze jałowym biegu. - Aha foczki! Wiecie takich co to macie piszczeć z uciechy i sikać po nogach z wrażenia! A! Ale najwyżej punktowane jest pokazywanie cycków! - poinformował ładniejszą część ich grupy i posadził tyłek na siodełku. Czuł jak go rusza. Adrenalina, trip, potęga Przecinaka, nawrót, wszystko to kotłowało mu się w żyłach tuż pod skórą. Czas dać czadu! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Nadmiar mocy wierzgnął tyłem czarnego Ninja i motor sportowego motocykla zaryczał ilością koni niespotykaną zazwyczaj w maszynach tej wielkości i masy. Przyśpieszenie błyskawicznie wywindowało licznik do wartości trzycyfrowych by zatrzymać się sprawnymi heblami tuż przed wjazdem na zjeżdżalnie dla dawnych skate'ów. Robioną ją co prawda z myślą o deskach i bmx'ach ale Pawłowi nigdy nie przeszkadzały takie niemodne i zbędne balasty dawnego świata.

Czarny Ninja wjechał na zjeżdżalnię. Paweł przez szybkę kasku obserwował chwilę wyprofilowany beton. Czuł jak się zbliża. Zjazd i najazd. Już był tuż pod skórą. Maszyna ryknęła potężną mocą ponad dwustu ogierów parskającą nadmiarem mocy tuż pod siodełkiem. Pokonanie dziecinnego podjazdu było dziecinne łatwe. Motocykl pokonał go w ułamku sekund a potem skoczna zadziałała jak skocznie. Ponad dwustu kilowa maszyna wystrzeliła w górę, pionowo w górę jak jakaś rakieta pionowego startu. Błyskawicznie pokonała kilka swoich długości nim ciążenie nie przeważyło jej ponownie w dół. Przecinak wyczuł ten moment błyskawicznie i przebalansował w locie maszynę. Ta obróciła się na bok wracając z powrotem na czołowe zderzenie z betonem. Już! Yeeaahh! Czuł euforę w momencie gdy przednie koło przyjęło na siebie impet uderzenia, które przyjęły na siebie amortyzatory ale i tak rzuciło i nim i maszyną nieźle. Jeszcze raz! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Maszyna wyskoczyła ponownie w górę, znów nawrót, i znów sę udało oszukać śmierć, kalectwo i zniszczenie! Yeeaahh! Czuł, że kiedyś mu sie w końcu nie uda. W końcu pomyli się o ułamek sekundy albo weźmie niewłaściwą poprawkę. PRzecież tyle razu już mu się udawało. W końcu ja zwykle coś musiało się spartolić. Ale nie! Jeszcze nie teraz! Jeszcze nie! Teraz, tu i teraz był władcą świata! Żył! Wbrew wszystkiemu i wszystkim! Żył i rządził, żył i bawił się świetnie!

Znów nawrót w powietrzu ale tym razem na boczną bandę. Maszyną gruchnęła kołami o beton i na moment znieruchomiała. Na ułamek sekundy. Potem Paweł dał gazu jakby zamierzał zeskoczyć w locie. Ale tuż przy krawędzi zahamował jakoś dziwnie i maszyna stanęła na przednim kole. A potem tak jechał! Z cały ostatni metr jaki dzielił go od krawędzi. Znów zastopował na tym, jednym przednim kole swojego Ninja i tak znieruchomiał. Potem przeważył maszynę i ta balansując zrobiła obrót kierownicą a za nim w powietrzu obróciła się reszta maszyny. Stała teraz razem z motojeźdźcem już poza kilkumetrową krawędzią skoczni mając stabilne oparcie tylko na przednim kołem które zatrzymane było tuż przed tą krawędzią. I teraz! Właśnie teraz! Szybciej! Mocniej! Głębiej! Poczuć to! To wszystko! I dać temu wycisk! Dać czadu!

Maszyna znów zawyła gdy jeszcze w zawieszeniu motocyklista zwiększył obroty. Przecinak zaregował natychmiast wyjąc i opadając rufą w próżnię i sunąc jednocześnie do przodu. Tylne koło w pionie nie było tak szybkie jak ciągnęło maszynę przednie w poziomie wiec Przecinak po prostu wystrzelił jak z katapulty. Pomknął przed siebie, w locie maszyną ledwo trochę rzuciło gdy kilkumetrowa betonowa prosta bandy skoczni starczyła by rozpędzić maszynę tak by zeskoczyła na asfalt kilka długości dalej. Zaczęło się! Zaczął się nawrót. Znów to widział. Jak wtedy pierwszy raz gdy jeździł z Visons. Tornadowy trip działał. Światy nachodziły na siebie. Wiedział jak to się skończy. Jak to sie zawsze kończy.

Sunął więc po asfalcie. Prosta niezbyt długa, Ninja pokazywała tylko 150 km/h. Ludzie. Biegali po niej w panice. Paweł przejeżdżał przez zatarasowane na wpół przezroczyste samochody utknięte w korku. Samochody pełne spanikowanych czy obojętnych ludzi. Sunął z nimi i przez nich wśród asfaltu i zaparkowanych, zepchniętych wtedy i teraz na pobocze wraków. Wiraż. Hamulce. Balans zbliżający pod ostrym skosem maszynę a zwłaszcza kolano jeźdźca do asfaltu. Zwolnić. 90 km/h. Tak, trzeba zwolnić. Nawet na nawrocie. Już prostował maszynę i widział przed sobą długą prostą. Nareszcie! Szybciej! Mocniej! Głębiej!

Taranował w nawrocie kolejne zatarsowane trumny. Oni jeszcze tego nie wiedzieli. Ale już przeczuwali. Skakali sobie do oczu, biegali bez sensu jak szczury w pudełku czując zbliżający się koniec. Widział to już tyle razy. Za każdym razie w nawrocie. Wiedział, że biegają bez sensu. Wiedział, że nic nie mogą zrobić. Wiedział, że on nie może nic zrobić. To było straszne. I dla nich i dla niego. I smutne. Przygnębiające. Można było tylko udawać, że tego nie ma. Zabić to kilometrami i prędkościami, zagłuszyć impetem powietrza miażdżącym jednoślad i motocyklistę gdy przedzierali się przez kiślowate warstwy powietrza. Blokada. Gliniarze za radiowozami. Zatarasowana droga. Krzyczeli coś próbowali zatrzymywać. Ale przecież nie przecinaka. Wiedział co chcą zatrzymać. Nie było ratunku. Ani dla nich, ani dla tych biednych palantów na ulicy ani nawet dla Przecinaka. Byli na siebie skazani. I na ten sam koniec. Musieli to przeżyć razem. Do końca. Do samego cholernego końca. Zostawał tylko pęd. Wybrać jak chce sie przyjąc ten koniec. Przecinak właśnie wybrał. 180 km/h. Koniec. Już go widział. Widział swój koniec.

Blask. Jaśniejszy niż milion Słońc. Skąd oni mogli to wiedzieć? Widział któryś z tych mądrali jakiekolwiek Słońce z bliska? A potem grzyb. I sunąca ściana ciemności zmiatają wszystko i wszystkich. Nie było ratunku. Nie było innego wyjścia. Sunęła prosto na Przecinaka. A on wciąż przyspieszał przecinając czas i przestrzeń przeplecionych światów z coraz większą prędkością. 230 km/h. Poczuł uderzenie. Zmiotło go. Go zawieszonego w tej części tego umierającego w tej sekundzie świata. Ale PRzecinak był nie tylko tam. Pędził dalej. Czarne chmury radioaktywnego pędy zdarły z niego skórzaną kurtkę i rękawice, zdarł czarny lakier z Ninja, obrały skórę i ścięgna wyrwały reflektory, stopiły mięśnie, odparowały wierzchni metal wciąż pędził! Strzepy kurtki zdarły się i suneły za jego plecami, zapłonęły ogniem a pęd uformował je płonące skrzydła. Resztki opon zapłonęły a ogień pęd przeniósł na szkielet motocykla i szkielet jeźdźca jaki wciąż nim kierował. Wolny! Wreszcie wolny! 280 km/h! I pędził dalej! Był władcą świata, nie da się zatrzymać! Będzie żył wiecznie!

Skręt. Skręt kurwa! Pisk, hamulców. Rzut. Tarcie. Ból. Pieczenie. Bezruch. Cisza. Zdjął kask. Ale jebnął. Piach pod kołami. Musiał być piach na zakręcie. Inaczej by mimo wszystko wyrobił się. A tak pokolebał się i przygrzmocił w barierkę. Dobrze, że wyhamował już większość prędkości to impet uderzenia był znośny. Udało mu się. Mimo wszystko mu się jednak udało. Otarł pot z czoła. Oparł łokcie o bak i schował twarz w dłoniach. Udało się. Po raz kolejny. Ale był wypompowany. I dołowała go nostalgia. Jakieś bezimienne uczucie straty za nie wiadomo czym. Brakowało mu słów by wyrazić to co czuje. Ale zawsze tak było po nawrocie.

Podniósł głowę gdy pił z manierki. Gdzie był? Nie poznawał okolicy. Nie widział swoich. Trzeba było wracać. Spojrzał w tył na drogę skąd przyjechał. A no tak. Jechał tamtędy. Wspomnienia z obu czasoprzestrzeni zaświtały mu znów w pamięci przed oczami. Tak, tedy przyjechał. To i tędy wróci. Uruchomił Przecinaka. Zrobił nawrót z powrotem i tym razem już z prędkością ekonomiczną wracał do swoich. Wyszumiał się i rozjechał bluse'a. Musiał wrócić. Zapalić. Spotkać żywych, ciepłych i przyjaznych ludzi. Znajome twarze. Jeszcze żywe. Jeszcze nie spotkanie na tornadowym tripie. Tak. Trzeba było wracać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline