Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2017, 03:36   #16
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł "Przecinak" Podolski - Szybciej! Mocniej! Głębiej!



Plac zabaw

 

Przecinak wrócił na plac zdecydowanie spokojniej niż gdy go opuścił. Zajechał do znajomej paczki, zsiadł z motocykla, zdjął kask i przez chwilę po prostu przysłuchiwał się ich głosom. Dobrze było wrócić. Mieć gdzie wrócić. Do kogo. O kogo walczyć. Dla kogo. I dlatego się z nimi trzymał. Wyszumiał się i rozjechał blusa. Zapalił szluga i podszedł w końcu do nich by zabrać głos.

- Byłem tu już wcześniej. - odezwał się wskazując ogólnie na ruiny wielomilionowej metropolii jakie mieli przed sobą i wokół siebie i gdzie zamierzali się zapuścić. To była kolejna wada Podolskiego. Był tu wcześniej. Co też lubił opowiadać i podkreślać. A opowieści jak wiadomo by był sens je opowiadać albo powinny być mądre albo piękne. Opowieści Pawła może nie były ani mądre ani piękne ale na pewno były barwne. Gdyby ktoś je brał na serio można było odnieść wrażenie, że Paul bardziej wraca do domu niż Alex i w ogóle zna tu każdy kąt i wszystkich czy wszystkich ważnych i wartych poznania ludzi. I oczywiście ci wszyscy ludzie znali Przecinaka i na pewno go pamiętali. Opowieści Pawła były jednak tak barwne i niesamowite stawiające oczywiście jego samego w roli głównego ich bohatera, że każdy rozsądnie myślący słuchacz pewnie zachowałby zdrowy umiar przy słuchaniu. Niemniej póki opowiadał ludzie często dawali się ponieść czarowi tych opowieści. Jedno było jednak pewne, że Podolski już kiedyś, jakoś w Detroit był.

- Żadna tam polonia ziomali na dzielni. - machnął lekceważąco dłonią na wstępne plany towarzyszy. - Kogoś od nas najłatwiej powinno być spotkac u Huronów. Na pewno Big Mo jest Polakiem a jest jednym z ich ważniaków. Oni mają dzielnię na południu. Najlepiej wjechać od zachodu przez Ann Anbor albo od południa przez Monroe. - podszedł do mapy trzymanej przez Ryśka i wskazał na kolejne rejony, plamy i kreski dróg. Popatrzył na nich po kolei.

- Ale będziemy tam kolejną bandą na motorach. Bez chodów, pleców i znajomości. - ostudził ich plany ponownie. - Możemy oczywiście powolutku wygryźć swój kawałek. Jak wielu frajerów co tu przybyło przed nami. I liczyć, że ktoś z nas dotrwa do środka tortu nim te miasto nie zacznie przeżuwać nas. - popatrzył na stare i młode twarze mężczyzn i kobiet. Nosili kurtki i naszywki co ich jakoś ujednoliciło i nadawało poczucie jedności i solidarności. Ale Paweł wiedział, że takich grup czy tu, czy w Vegas albo Hegemonii było pełno. By się jakaś wyróżniałaby zapadała ludziom w pamięć, by wspominali po latach to musiała mieć jakiś myk. Coś czego nie miały inne bandy. A jak nie miały to zrobić taki myk.

- Zróbmy skok. Duży. Na samym początku. Epicki. Spektakularny. Taki który bez względu na to jak pójdzie zapadnie ludziom w pamięć. Wtedy będą wiedzieć, że nie byle obszczymury przyjechały do miasta. Że te biało - czerwone naszywki i dziwne pióra coś znaczą. Że oznaczają KOGOŚ. Kogoś z kim trzeba się liczyć i nie warto zadzierać. Kogo warto mieć po swojej stronie. - pokiwał czarnowłosą głową i popatrzył jak reagują na jego słowa. Nie chciał tracić czasu na wyżeranie sobie miejsca gdy kolejny nawrót mógł go zabić. Albo spadające na głowę szyby wieżowca. Albo strzelanina za rogiem czy zbłąkany z Ruin potwór. W Detroit poznał na tyle realia, że wiedział, że jest tu mnóstwo możliwości spotkania ze śmiercią. Skoro miał odwalić kitę wolał zrobić przed śmiercią COŚ. I nawet wiedział co.

- Jest taki punkt w mieście. Taki sklep. Wszyscy go znają. Nawet spoza miasta. "Parabellum" Szchultz'a. Podobno nigdy nikomu nie udało się go obrobić. Nigdy nikt stamtąd nic nie zdołał zwędzić. Podobno nie da się tego zrobić. Ja się kurwa z tym kłócić nie będę. Ale to, że ktoś tego nie może nie znaczy, że my tego nie możemy. Zróbmy to. Obróbmy Schultz'a. A potem możemy jechać do Big Mo czy gdziekolwiek. Jak nam się uda to będziemy KIMŚ. A jak nie pewnie nas załatwią. Ale w obu wypadkach będziemy mieć swoje pięć minut. Bez tego zostaje nam wyżeranie sobie drogi w górę łańcucha pokarmowego. Sranie w banie z szukaniem roboty i innych dupiastych pierdół, wprzęgnięcie się w tryby machinerii miasta licząc, jak wielu frajerów przed nami, że akurat nas te tryby nie zmielą. Więc ja mówię, weźmy sprawy w swoje ręce i obróbmy ten magazyn z bronią. Pokażmy siurkom z miasta, że Polak potrafi. - pomysł mu się podobał. Był epicki, kozacki, wyglądał tak niedorzecznie, że miejscowym musiał wydawać się czysto hipotetyczną wartością. Gdyby wpaść tam z klamkami z ulicy pewnie mogło być tam niewesoło. Ale jakby ogarnąć temat i wpaść z klamkami no to kurwa już mogli ugrać trochę z michy tych wielkich tego świata dla siebie. A przecież jasne było, że nikt, im tak jak i innym, za darmo nic nie da i będą mieli tyle, ile zdołają sobie wyszarpać i utrzymać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline