Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2017, 00:50   #5
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- To wszyscy? - padło z ust Ristoffa, którego Lily rozpoznała od razu. On jednak zmierzył tylko wszystkich szybkim spojrzeniem ze zmarszczonymi brwiami. Zaraz się rozejrzał po placu. Wydawał się zaniepokojony.
- Wóz gotowy? Jeśli nikt nie zjawi się przez najbliższą klepsydrę ruszamy.
Druga postać, znacznie niższa, wpakowała się na miejsce woźnicy. Starszawy karzeł pomimo mrozu się uśmiechnął do wszystkich.
- Będzie dobrze mistrzu Ristoff. W mniej osób szybciej się jedzie. Szczególnie, że pan rycerz ma swojego wierzchowca. Jak będziemy czekać pomarzniecie.
- Im szybciej pojedziemy, tym lepiej! I tak nikt więcej się pewnie nie zjawi! - powiedziała głośno wysokim modulowanym tonem, trochę jak dziecko, po czym ziewnęła ostentacyjnie i zachichotała. Bardzo chciała jechać! Natychmiast!
Wierzchowiec, o którym wspomniał karzeł był ogromnym wargiem, który cierpliwie czekał zwinięty obok wozu, pozwalając by przykrywała go warstwa śniegu. Zimno nie było mu straszne, gdyż na zimę obrósł gęstym, ciemno-szarym futrem.
Hektor rozejrzał się po placu i cmoknął kilkukrotnie swoimi rybimi ustami - nie wiadomo czy z nawyku, czy z niezadowolenia. Cmoknięcia były słyszalnie mokre i wręcz przypominały mlaskanie.
- Może i w istocie szybciej się jedzie mości karle… - głos też miał mokry i jakby dochodzący z głębin wody. - [/i]Lecz cóż to za ekspedycja, jeśli jest nas jeno sześcioro? Ledwie rajza jakaś. Insze miałem wyobra tego żenie.[/i]
Karzeł nietaktownie siedział z rozdziawioną szczęką i wpatrywał się w mlaskającego rycerza bez słowa. Nawet Ristoff został wybity z rytmu widząc rybią twarz.
- A, tak. Ja też mości rycerzu. Khm. Zdawało mi się, że informacja dobrze się rozeszła - odpowiedział po chwili gdy odzyskał rezon. - Temu daje jeszcze… pół klepsydry aby ktokolwiek zawitał. Choć nawet jak na tak mroźny poranek coś głucho w tym mieście.
- Nie ma co się dziwić. Sucho strasznie - odrzekł utopiec. - Gdyby nie ten smaczny śnieg, niechybnie umarłbym na suchoty jako plebs jakiś.
- … Niewątpliwie - odpowiedział mag z nietęga miną.
- A widziałeś kiedyś żółty śnieg? Tego też możesz spróbować. Mówią, że jest jeszcze lepszy - powiedziała zgrzyźliwie siedząca na wozie kobieta, zdoławszy się przy tym jeszcze uprzejmie uśmiechnąć, by nie wyjść na bardzo złośliwą. Przysunęła sobie kolana do podbródka i objęła je ramionami, ponieważ brak ruchu źle wpływał na temperaturę ciała. Poza tym widać było, że każde kolejne mlaśnięcie ujmowało trochę jej dobrego humoru, co już nawet w tonie jej uroczego głosu było słychać. Miała wrażenie, że jeszcze kilka takich, a zacznie wrzeć - i już ciepłe ubrania jej nie będą potrzebne.
Oczywiście dopiero później się ugryzła w język.
Utopiec spojrzał na kobietę i uśmiechnął się. Znów kilkukrotnie cmoknął zanim się odezwał.
- Widziałem waćpanno, widziałem. Jeśli rzuci ci się kiedyś w oczy, to zaklinam cię, przynieś go w swych drobnych dłoniach i natrzyj nim swoją twarz. Legendy mówią, że cudnie działa na cerę krnąbrnych białogłów - rycerz zarechotał, co brzmiało trochę jak bulgotanie bagna.
- Właśnie widzę. Tak się zainteresowałeś bzdurnymi kobiecymi sekretami, że chcąc nie straszyć biednych dzieci upiękniłeś w tenże sposób swą twarz! W efekcie postanowiłeś schować łeb w hełm, by cię światło dzienne prędko nie ujrzało. - zmrużyła groźnie powieki, a w jej głosie zdecydowanie słychać było, iż to ona będzie miała ostatnie słowo w tej dyskusji.
Rycerz tylko głośniej zagulgotał w swojej wersji śmiechu i klepnął się opancerzoną dłonią po udzie.
- Wypominać utopcowi że jest brzydki… hagrhlhagrhlhaghrlhahaghrl… czyż można w swej wątpliwej elokwencji upaść niżej? Może lepiej już ruszajmy imć Ristoffie. Podróż będzie iście ciekawa.
- Widocznie masz nawet zbyt mało szacunku do siebie, by zaprzeczyć. Zresztą czego spodziewać się po "rycerzach"? Masz zapewne zbyt wiele wody w mózgu, która zaraz... - nie zdążyła skończyć.
Rycerz już nie słuchał. Cmoknął jeno kilka razy, ale widać w inny niż dotychczas sposób, bowiem hałda śniegu leżąca przy wozie nagle wystrzeliła do góry obsypując wszystkich, w tym i rycerza, bielą. Potężny warg ucieszony zaczął trząść się i otrzepywać gotując do podróży, a Lily pewnie zdążyła szczelniej zacisnąć kaptur na głowie, by się nie dostał we włosy.
Hektor oblizał rybie usta smakując śnieg.
- A żesz kurw..! Weź pan te psisko z dala ode mnie - jęknął karzeł otrzepując się ze śniegu. Ristoff zaś stał i patrzył na dwójkę wzrokiem tak zimnym jak śnieg, który pruszył z nieba.
- To może ja przypomnę, że to jest ekspedycja aby sprawdzić co się dzieje z obozem badawczy, od którego nie ma żadnej wiadomości od ponad dwóch miesięcy. A NIE JAKIŚ JEBANY CYRK! - śniada twarz mężczyzny poczerwieniała ze złości. - Tak, że panie rycerz pomiń zaczepki panienki o niewyparzonym języku i dosiadaj swojego wierzchowca. A panienka raczy trzymać swoje śliczne ustka zamknięte chyba, że będzie miała coś użytecznego do powiedzenia. Dizi ruszaj, bo mnie szlag trafi.
Mag odsunął się od wozu gdy ten ruszał i kiedy jego koniec go mijał zręcznie do niego wsiadł. Posłał jedno spojrzenie Esmondowi, który postanowił wszystko olać, zbawiennie dla swoich nerwów.
Plandeka na wozie osłaniała od wiatru i śniegu i było odrobinę cieplej niż na zewnątrz. Szczególnie kiedy Ristoff dodatkowo przesłonił część wejścia dodatkową kotarą.

Wydostanie się z miasta poszło gładko. Ulice były puste, nawet straży nie dało się dostrzec. Dizi pomimo wcześniejszego rozluźnienia zaczął łypać okiem to tu, to tam wyraźnie czując się nieswojo. Gdy wóz dojechał do bramy miasta nawet wyraźnie się podenerwował bo straży widać nie było. Ale zawołał. Dwa razy aż drzwi się otworzyły i wyjrzał opatulony po uszy liliput. Jego wielkie dwukolorowe oczy spojrzały na wóz przez przerwę pomiędzy kapturem a szalem. Dizi pokazał świstek. Musiał mocno się schylić aby ten spojrzał, ale liliput ledwo rzucił okiem aby zaraz udać się do stróżówki i zawołać “wysokich”. Wspólnie otworzyli bramę na tyle aby wóz przejechał.
- Na bogów Hebald przez ciebie łapię paranoję - karzeł powiedział zły na siebie kiedy wyjeżdżali za miasto. Mag tylko odburknął. Milczał z resztą większość drogi nie zaszczycając Lili, lub kogokolwiek spojrzeniami. Opatulił się mocniej w swój płaszcz i schował twarz pod kapturem. Co innego Dizi. Ten zagadywał to do panienki, to do Esmonda. Do rycerza mniej jako, że ten jechał z tyłu pilnując całej wyprawy. Zdawało się zresztą, że chyba mu Warg nie przypadł do gustu… albo jego jeździec.

Droga mijała spokojnie. Byli jeszcze za blisko miasta aby ewentualni bandyci na nich napadli. Mijali z resztą kilka patroli nim nastąpiło południe. Kupców było znacznie mniej - ale desperaci nie poddawali się pogodzie. Zimno nie odstraszało najgorliwszych wyznawców Pani Dostatku, gdyż ta nie lubiła zastoju. A kto nie zarabiał - głodował - co również było jej domeną. Kupiec musiał być biegły i regularnie ofiarowywać datki dla Pani aby mieć powodzenie. Dlatego, kiedy zajechali o zmierzchu do pierwszej karczmy, wewnątrz zastali dwóch kupców. Dizi poszedł oporządzić Jataki - ich ciężkie, kopytne, futrzaste i rogate zwierzęta pociągowe. Były powolne, ale wytrzymałe, dzięki czemu nie musieli tak często robić postojów. Ristoff zaś poszedł pertraktować z karczmarzem o miejsce do spania. Pozostała trójka wyziębionych podróżników miała do wyboru trzy wolne stoły, dosiąść się do dwójki kupców, lub zrobić cokolwiek im do głowy przyjdzie. Byli głodni i ich żołądki domagały się czegoś ciepłego.
 
Asderuki jest offline