Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2017, 10:03   #14
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gladiatorzy byli zbyt pijani i zbyt poirytowani, by jakiekolwiek wołania mogły ich powstrzymać. Choć okrzyk o pożarze przyniósł jednak pewien efekt, ale wśród gapiów, ten i ów zaniepokojony obywatel zaczął się rozglądać szukając źródła katastrofy.

Ignorując zupełnie Aratusa wstawieni wojownicy ruszyli do bójki potrącając po drodze Cycerona i Crastinusa, jednak dzięki przytomności umysłu i zdecydowaniu Marka obaj mężczyźni osłaniając rękoma głowy wydostali się z tłumu, w tej chwili kotłujących się gladiatorów i żałobników. Jedynie ich stroje były w nieładzie, co doprawdy było niewielką niedogodnością.

Tytus wydatnie im w tym pomógł, gdyż pchnięty gladiator wpadając na kompanów zrobił wyrwę w tłumie uczestników bójki i obaj mężczyźnie przeskoczywszy leżącego nieszczęśnika oddalili się od miejsca walki.
Vasco nie zajmując się już nimi i trzymając za dłoń Ellę bez większych problemów wmieszał się w tłum gapiów i nie tracąc z oczu Cycerona wydostał się na niezatłoczoną część forum.

Tymczasem reszcie nie poszło tak łatwo. Aulus Herminus Rosa próbował wpierw dostać się do Cycerona, co sprawiło, że znalazł się pomiędzy gladiatorami. Napierany przez nich bardzo szybko znalazł się w centrum bójki. Ku swemu przerażeniu zauważył, że nie tylko jeden żałobnik miał przy sobie nóż. Tu i ówdzie błysnęła stal i nie wiadomo, jak by to się skończyło dla szacownego Rzymianina, gdyby w sukurs nie przyszedł mu Aratus. Ten doświadczony żołnierz, był zaznajomiony z walką w ścisku. Osłaniając kompana dosłownie wyrwał go z tłumu.

Marcus Aquila poczuł przy tym kilka razów na plecach. Z tego co podpowiadało mu doświadczenie nie było to nic poważnego, ot kuksańce jakie można było zarobić przeciskając się przez tłum, choć jeden był na tyle bolesny, że aż stęknął.

W końcu także Aratus i Rosa wydostali się z tłumu. Nie niepokojeni przez nikogo dołączyli do reszty grupy. Cyceron właśnie doprowadzał togę do ładu. Był zdyszany, a policzki mu się zaczerwieniły z podniecenia. Nie wydawał się jednak wystraszony raczej poirytowany. Szybko się jednak opanował.
- Nic Wam nie jest moi drodzy … a gdzie jest Askaniusz? – spytał z niepokojem w głosie.

Wśród Was nie było niewolnika. Odruchowo wszyscy zaczęli się rozglądać.
Tymczasem Askaniusz zaskoczony szybkością wydarzeń nie był w stanie podjąć żadnych działań, co biorąc pod uwagę, że wokół trwał tumult nie mogło skończyć się dobrze dla Greka. Z odrętwienia szybko wyrwał go cios jaki prosto w szczękę dostał od jednego z pijanych gladiatorów. Ból sprawił, że rzucił się do ucieczki. Nim jednak zdołał się wyrwać poczuł na ciele kolejne ciosy. Wreszcie sponiewierany dotarł do reszty.
Zdecydowanie Cyceron doznał uszczerbku na własności.

Nie zajmując się już bójką, która rozkręciła się na dobre dotarli do via Sacra. Serce zamarło w nich, kiedy spojrzeli w górę wąskiej, stromej alei wiodącej ku okazałym willom na szczycie Palatynu. Świat był cały z kamieni i słońca, absolutnie bez cienia. Warstwy drżącego powietrza czyniły szczyt wzgórza zamglonym i niewyraźnym, bardzo wysokim i odległym. Ruszyli pod górę.

Gdy zmęczeni dotarli na szczyt ujrzeli otoczony prastarymi dębami, różowo otynkowany dom, który imponował wielkością. Drzwi wejściowe kryły się w murze pod portykiem. Po obu stronach wejścia stali dwaj żołnierze w hełmach i pełnym bitewnym rynsztunku, z mieczami u boku i z włóczniami w dłoni. Posiwiali weterani armii Sulli, pomyślał Aratus.

Cyceron skinieniem ręki nakazał Askaniuszowi, by zastukał w masywne dębowe drzwi. Upłynęła długa chwila, dzięki czemu wszyscy odetchnęli i w cieniu portyku zdjęli z głów kapelusze, zanim wreszcie drzwi bezszelestnie się otworzyły. Z wnętrza wypłynął im na spotkanie chłodny powiew i zapach kadzidła.

Otworzył odźwierny, a inny niewolnik przyszedł, by ich poprowadzić do środka. Zabrał od wszystkich kapelusze, po czym oddalił się, by sprowadzić niewolnika od anonsowania. Odźwierny, siedzący na stołku u drzwi i zajęty jakimś rękodziełem przykuty był za stopę do ściany łańcuchem o długości pozwalającej mu dojść tylko do drzwi.

Po chwili zjawił się niewolnik anonsujący, wyraźnie zawiedziony, że gościem jest Cycero, a nie jakiś płaszczący się protegowany, od którego mógłby wycisnąć parę denarów, zanim dopuściłby go do dalszych części domu. Po drobnych oznakach – wysokim głosie, wyraźnie powiększonych piersiach łatwo było poznać, że jest eunuchem. Choć na Wschodzie byli oni niezbędną i odwieczną częścią społecznego krajobrazu, w Rzymie jednak bezpłciowcy byli rzadkością i patrzyło się na nich raczej z niesmakiem. Cycero powiedział, że Cecylia Metella jest wyznawczynią orientalnych kultów, ale trzymanie w domu eunucha wydało się doprawdy dziwaczną afektacją. Poszli do Atrium gdzie oczekiwała ich gospodyni.

Był to długi, wysoki pokój z oknem w suficie i otwartymi drzwiami u obu końcach dla przewiewu. Ściany zdobił realistyczny wizerunek ogrodu z zieloną trawą, drzewami, pawiami i kwiatami, sufit był udrapowany niebieskim jak niebo materiałem. Podłogę wyłożono zielonymi płytkami.

Przy srebrnym stole, na którym podano zimną wodę i granaty, siedziała już Cecylia i rudowłosy młodzieniec. Po wzajemnych formalnościach podczas których wszyscy się przedstawili wyszło na jaw, iż jest to wspomniany wcześniej przez Cycerona Rufus Messala, zięć samego dyktatora. Wszyscy usiedli tylko Askaniusz i Ella stanęli za krzesłami swych właścicieli.

Metella była dużą, krzykliwie elegancką kobietą. Pomimo swego wieku sprawiała wrażenie zdrowej i silnej. Włosy miała ufarbowane na ognistą czerwień (pod henną zapewne były białe) i upięte w wysoki kok, zwinięty spiralnie i utrzymywany w tej karkołomnej pozycji przez długą srebrną szpilę, której ostry koniec wystawał z drugiej strony. Główka szpilki wykonana była z karneolu, Cecylia miała na sobie kosztowną stolę i dużo biżuterii. Twarz kryła się pod warstwą różu. Cała przesycona była wonią kadzidła. W jednej dłoni trzymała wachlarz i biła nim powietrze, jakby chciała rozprzestrzenić swój zapach na cały stół.

Rufus był rudy, miał brązowe oczy, zarumienione policzki i piegi na nosie. Był tak młody, jak mówił Cycero. Rzeczywiście nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat, ponieważ wciąż nosił szatę dziecięcą, taką samą dla chłopców i dziewcząt, luźną, z białej wełny, o długich rękawach aby nie przyciągać spojrzeń lubieżników. Za kilka miesięcy nałoży togę mężczyzny, ale na razie według prawa był chłopcem. Było oczywiste, że Cycero jest jego idolem, podobnie jak to, że Cycero uwielbia nim być.

Marek Tulliusz odchrząknął i powiedział:
– Cecylio, dzień jest bardzo gorący. Czy możemy przejść do naszej sprawy?
– Oczywiście, Cyceronie. Przybyliście w sprawie biednego młodego Sekstusa. –[/] odrzekła łaskawie Metella.
– Tak. Obecni tu moi przyjaciele mogą nam pomóc w odkryciu okoliczności, kiedy ja będę przygotowywał obronę.
– Obronę. Ach, tak. Czy ci okropni strażnicy tam jeszcze są? Widzieliście ich?
– Obawiam się, że tak.
– To takie żenujące. Kiedy przybyli, powiedziałam im stanowczo, że na to nie pozwolę. Na nic się to nie zdało. Powiedzieli, że to zarządzenie sądu. Jeśli Sekstus Roscjusz ma tu przebywać, to tylko w areszcie domowym, ze strażą u wszystkich drzwi, dzień i noc. „W areszcie?”, powiedziałam, „Jak gdyby był jeńcem albo zbiegłym niewolnikiem? Znam prawo bardzo dobrze i wiem, że nie ma paragrafu pozwalającego na więzienie rzymskiego obywatela w jego własnym domu albo w domu jego protektorki”. Zawsze tak było. Obywatel oskarżony o przestępstwo zawsze mógł wybrać ucieczkę, jeżeli nie chciał stawać przed sądem i gotów był porzucić swoje mienie. No więc przysłali z sądu urzędnika, który wszystko gładko wyłożył... sam byś tego lepiej nie powiedział, Cyceronie. „Ma pani rację”, powiada, „jest tak, ale z wyjątkiem pewnych spraw. Pewnych kapitalnych spraw”. Pytam go, co też ma na myśli. „Kapitalnych”, mówi, „jak od dekapitacji. Spraw związanych z odcięciem głowy albo innych ważnych organów, co kończy się śmiercią”.

Cecylia odchyliła się do tyłu i powachlowała intensywniej. Oczy jej się zwęziły i zwilgotniały.

Rufus pochylił się ku niej i łagodnie położył dłoń na jej łokciu.
– Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko straszne –[/i] ciągnęła. – Biedny młody Sekstus, jedyny pozostały przy życiu syn mojego drogiego przyjaciela, straciwszy ojca, może teraz sam stracić głowę. Ale to nie wszystko! Gorzej! Ten sługa, ta osoba, ten urzędnik mówił dalej i dokładnie wyjaśnił, co słowo „kapitalna” znaczy w wypadku wyroku za ojcobójstwo. Och! Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybyś tego nie potwierdził, Cyceronie, słowo w słowo! Zbyt straszne, zbyt straszne, by o tym mówić.
Cecylia zaczęła się wachlować ze zdwojoną energią, a jej powieki, ciężkie od egipskiego czernidła, trzepotały jak skrzydła ćmy. Wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć. Rufus sięgnął po kubek wody, ale odmówiła, machnąwszy przecząco dłonią.
– Nie będę udawać, że znam tego młodego człowieka. To jego ojca znałam i kochałam jak bardzo drogiego przyjaciela. Ale jest on synem Sekstusa Roscjusza i ofiarowałam mu schronienie w mym domu. Z całą pewnością to, co opisał ów urzędnik, ta wstrętna osoba, nigdy nie powinno się przytrafić nikomu, wyjąwszy najbardziej podłych, ohydnych i zdegenerowanych morderców.

Zamrugała oczami i wyciągnęła dłoń, nie patrząc. Zaskoczony Rufus odszukał kubek i podał jej. Cecylia upiła łyk wody i oddała mu naczynie.
– Pytam więc tego potwora urzędnika, jak mniemam, całkiem rozsądnie, czy byłoby wielkim problemem, gdyby ci żołnierze przynajmniej stanęli gdzieś z dala od domu, zamiast tak tkwić u samych drzwi. Jakież to upokarzające! Mam sąsiadów, a oni uwielbiają plotkować. Mam krewnych i protegowanych, którzy co dzień przychodzą prosić o łaski, a ci strażnicy ich odstraszają. Moi siostrzeńcy i siostrzenice obawiają się mnie odwiedzać. Och, ci żołnierze umieją trzymać język za zębami, ale powinniście widzieć, jak patrzą na młodą dziewczynę! Czy nie możesz czegoś z tym zrobić, Rufusie?
– Ja?
– Oczywiście, że ty. Musisz coś znaczyć u... u Sulli. To on ustanawia sądy. I to on jest żonaty z twoją siostrą Walerią.
– Tak, ale to nie oznacza... –
Rufus urwał, rumieniąc się.
– Daj spokój. – Głos Cecylii nabrał konspiracyjnych tonów. – Jesteś przystojnym młodym chłopcem, równie ładnym jak Waleria. A wszyscy wiemy, że Sulla zarzuca sieci po obu stronach strumienia.

– Czy możemy powrócić do czegoś, o czym była mowa przed chwilą? –
zręcznie zmienił temat rozmowy Cyceron.– Karze za ojcobójstwo …
Nastrój uległ gwałtownej zmianie, jakby czarna chmura nagle przesłoniła słońce. Cecylia odwróciła się bokiem i schowała twarz za wachlarzem. Rufus spojrzał zakłopotany na Cycerona. Ten zaś napełnił swój kubek i pociągnął długi łyk wody.
– Ojcobójstwo jest tak rzadką zbrodnią wśród Rzymian. Ostatni taki wyrok zapadł, jeśli mogę być pewien, kiedy mój dziadek był młodzieńcem. Tradycyjnie karę śmierci wykonuje się przez dekapitację, czyli ścięcie, w wypadku niewolnika zaś przez ukrzyżowanie. Kara za ojcobójstwo jest ustalona bardzo dawno, przez kapłanów, nie przez prawodawców i bardzo surowa. Ma wyrazić gniew Jowisza-ojca na każdego syna, który odważy się uśmiercić tego, z którego nasienia się wziął.
– Proszę cię, Cyceronie –
rzekła Cecylia. – Dość mi było usłyszeć to jeden raz. Mam przez to koszmarne sny.
– Ale wszyscy powinni wiedzieć. Wiedzieć, że stawką jest czyjeś życie, to jedno, ale znać rodzaj śmierci, jaka go czeka, to coś zupełnie innego. Oto, co prawo stanowi: skazany za ojcobójstwo natychmiast po ogłoszeniu wyroku ma być wyprowadzony na Pole Marsowe tuż nad Tybrem. Tam zabrzmią rogi i cymbały, wzywając ludność, by przybyła patrzeć. Kiedy ludzie się zbiorą, ojcobójca zostanie obnażony, jak w dzień swych narodzin. Dwa piedestały, wysokie do kolan, ustawione będą o parę stóp od siebie. Skazany wstąpi na nie, każdą nogą na inny, i ukucnie z rękoma skutymi za plecami. W ten sposób każdy cal jego ciała będzie dostępny dla jego katów. Ci zgodnie z prawem będą bić go węźlastymi biczami, aż krew popłynie z jego ran jak woda. Jeśli spadnie z podwyższenia, musi wejść na nie ponownie. Bicze muszą padać na każdą część jego ciała, także na stopy i dolne partie między nogami. Krew kapiąca z jego ciała jest tą samą krwią, jaka płynęła w żyłach jego ojca i dała mu życie. Patrząc na jej upływ, zbrodniarz może rozważać, co uczynił.


Cecylia przez zmrużone powieki wpatrywała się ponad wachlarzem w adwokata jak urzeczona. Mówiąc, Cycero patrzył gdzieś w dal. Przerwał na chwilę, po czym beznamiętnie ciągnął dalej:
– Przygotowuje się worek, tak duży, by pomieścić człowieka, wykonany ze skór tak ciasno zszytych, by nie przepuszczał wody ani powietrza. Kiedy biczownicy ukończą swoją pracę – to jest, kiedy każdy skrawek ciała ojcobójcy będzie pokryty krwią tak, że nie będzie wiadomo, gdzie kończy się krew, a zaczyna żywe mięso – skazańcowi każe się pełznąć do worka. Worek kładzie się w pewnym oddaleniu, by zgromadzeni mogli patrzeć na posuwanie się skazańca i ciskać w niego nawozem i odpadkami oraz głośno go przeklinać. Kiedy dotrze do worka, musi do niego wpełznąć. Gdyby stawiał opór, zostanie zaciągnięty z powrotem na piedestały i kaźń rozpocznie się na nowo. W worku ojcobójca niejako wraca do łona matki, nie urodzony, zawrócony z życia. Filozofowie mówią, że rodzimy się w cierpieniu. Większym cierpieniem jest jednak być nie urodzonym. Do worka wpycha się wraz ze zbrodniarzem czworo żywych zwierząt. Najpierw psa, najbardziej służalczą i godną pogardy z bestii, oraz koguta ze specjalnie zaostrzonym dziobem i pazurami. To prastare symbole: pies i kogut, stróż i trębacz pobudki, strażnicy domowego ogniska. Nie ustrzegłszy ojca przed synem, dzielą los mordercy. Wraz z nimi idzie wąż, męski symbol, który może zabijać, nawet dając życie. Na koniec małpa, najokrutniejsza boska parodia człowieczeństwa.
– Tylko sobie to wyobraźcie! –
zakrzyknęła Cecylia. – Co za hałas!
– Cała piątka zostaje zaszyta razem w worku i zaniesiona na brzeg rzeki. Worka nie można toczyć ani okładać kijami, zwierzęta muszą bowiem pozostać żywe, by jak najdłużej mogły dręczyć skazańca. Kiedy kapłani wypowiadają ostateczne przekleństwa, worek wrzuca się do Tybru. Wzdłuż brzegów rzeki aż do samej Ostii muszą czuwać obserwatorzy. Jeśli worek utknie na płyciźnie, muszą go zepchnąć z powrotem w nurt, póki nie dopłynie do morza i nie zniknie z oczu. Ojcobójca niszczy samo źródło swego życia. Zakończy je więc pozbawiony kontaktu z pierwiastkami dającymi życie światu: ziemią, wodą, powietrzem, nawet światłem słonecznym, dopóki worek wreszcie nie pęknie i nie pochłonie go morze, a jego zawartość w ten sposób zostanie przekazana przez Jowisza Neptunowi, a potem Plutonowi, wymazana z ludzkich serc i pamięci, niegodna już nawet odrazy.


W pokoju panowała cisza. W końcu Cycero wziął długi, głęboki oddech. Na jego ustach widniał lekki uśmiech. Pomyślałem, że jest raczej dumny z siebie, jak każdy orator czy aktor po zakończeniu recytacji, która porwała słuchaczy.

Cecylia opuściła swój wachlarz. Pod makijażem była kredowobiała.
– Zrozumiecie wkrótce, kiedy go poznacie – rzekła. – Biedny młody Sekstus, zrozumiecie, czemu jest tak zrozpaczony. Jak królik skamieniały z trwogi. Biedny chłopiec. Jeśli się ich nie powstrzyma, zrobią to z nim. Musicie mu pomóc. Musicie pomóc Rufusowi i Cyceronowi ich zatrzymać.
– Ten człowiek jest wrakiem – wtrącił Cycero. – Ogarnięty paniką, bez rozumu, zupełnie rozklejony. Prawie oszalały z trwogi.
– Oczywiście, że się boi. – Cecylia zganiała wachlarzem muchę z rękawa. [/i]– Kto by się nie bał z taką groźbą nad głową? A że jest niewinny, to jeszcze za mało. Chciałam powiedzieć, że wszyscy znamy przypadki... zwłaszcza odkąd... to jest od jakiegoś roku... Niewinność nie wystarcza, by czuć się bezpiecznym w dzisiejszych czasach. –[/i] To mówiąc, rzuciła szybkie spojrzenie na Rufusa, który przyjął wystudiowanie obojętną pozę.
– Ten człowiek boi się własnego cienia – rzekł Cycero. – Bał się, zanim tu przybył, a teraz boi się jeszcze bardziej. Boi się skazania, boi się uniewinnienia. Mówi, że ktokolwiek zabił jego ojca, nie zawaha się zabić i jego. Proces jest spiskiem mającym na celu pozbycie się go. Jeśli zawiedzie ich prawo, dopadną go i zamordują na ulicy.
– W środku nocy budzi mnie jego krzyk –
wtrąciła Cecylia, oganiając się przed natrętnym owadem. – Słyszę go przez cały dom, aż z zachodniego skrzydła. Ma koszmary. Najgorsza jest chyba ta małpa. Chociaż wąż też...

Rufus wzdrygnął się.
– Cecylia mówi, że Sekstusowi nawet ulżyło, kiedy sąd postawił strażników przed domem. Jakby mieli oni go chronić, zamiast zapobiegać jego ucieczce. Ucieczce! On nie chce nawet wyjść z pokoju.
– To prawda –
potwierdził Cycero. – W przeciwnym razie spotkałbyś się z nim w moim gabinecie i nie byłoby potrzeby nachodzić naszej gospodyni, co byłoby wielką dla mych przyjaciół stratą, gdyby nigdy nie zostali przyjęci w domu Cecylii Metelli.

Cecylia uśmiechnęła się uprzejmie, przyjmując komplement. W następnej chwili jej oczy strzeliły w bok ku stołowi i jej wachlarz uderzył weń z klaśnięciem. Ta mucha już więcej jej nie dokuczy.
 
Tom Atos jest offline