Z gruntu złe, niedobre i w ogóle fuj drowy mają przecież w Faerunie swoją dobrą boginię, od fikania na golasa pod światłem księżyca. Czy to się łapie na lubieżne aspekty Slaanesha?
Charaktery w DnD zdają się mieć dwa aspekty - mechaniczny i fabularny. Jak zajrzeć w podręcznik potworów, to lubi się tam przetaczać wyrażenie z gatunku "zawsze chaotyczny zły", choć z każdą kolejną edycją zaczyna się to coraz bardziej rozmywać. A to dlatego, że DnD to nie tylko podręczniki i zasady, ale też masa drugorzędnej literatury, która jak to beletrystyka niespecjalnie przejmuje się jakimiś tabelkami i cyferkami. Pisarze tworzący opowiadania w Zapomnianych Krainach odchodzą od kanonu, żeby stworzyć ciekawszą historię. Z moich doświadczeń przoduje tutaj Salvatore, który zasłynął oczywiście postacią Drizzta, ale wykreował też królestwo orków, które jednak przez długie lata powstrzymywało się od wojen, tudzież wspominanego w temacie dobrego goblina. W swych najnowszych książkach prowadzi też między swymi postaciami dokładnie takie same dyskusje, jak w tym temacie. Drizzt nie wierzy, że są rasy z gruntu złe, bo to by oznaczało, że on sam jest zły. Z kolei jego żona, jako kapłanka, skoro słyszy od swej bogini że ork czy goblin to zło wcielone i trzeba je wytłuc, to przecież z bogiem się kłócić nie będzie.
A gracz czy MG mogą sobie stworzyć taką postać, jak tylko sobie wymyślą, bo kto im zabroni? No, chyba że
prawnicy.