Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2017, 16:43   #19
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wezwanie na trening otrzymała tak jak ostatnio – zupełnie się tego nie spodziewając. Dostała telefon w którymś momencie po zmianie warty, a nieznany głos kazał jej się stawić o 17.44 przed hotelem i czekać na czarne bmw.

Tym razem jednak to nie James po nią przyjechał. Mężczyzna w garniturze i rękawiczkach tylko zmierzył ją wzrokiem, gdy spojrzała przez opuszczoną szybę, po czym bez uśmiechu rzucił:

- Wsiadaj.

[MEDIA]http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/12/13/article-0-167FB2A5000005DC-258_634x355.jpg[/MEDIA]

Sophie nie do końca odpowiadała ta zmiana., ale jaki miała wybór. Wczoraj zabiła wampira i jakoś ciężko było jej uwierzyć, że przejdzie to bez echa. Wskoczyła na miejsce pasażera.

Jechali w milczeniu. Najpierw minęli centrum miasta, potem dalsze osiedla bloków i domków jednorodzinnych. Wszystko wskazywało na to, że za chwilę opuszczą w ogóle granice miasta.



Dziewczyna starała się przyjmować nową sytuację ze spokojem. Raz na jakiś czas zerkała na kierowcę, starając się cokolwiek wyczytać z jego miny. Jednocześnie starała się zapamiętać trasę, na wypadek gdyby zafundowano jej spacer.

- Czy są jakieś instrukcje dla mnie?
- Jak ci powiem, to wysiądziesz.
- burknął kierowca, wjeżdżając w las i skręcając w boczną, wyraźnie rzadko uczęszczaną dróżkę.
- Raczej nie. - Sophie uznała temat za zamknięty, ale jakoś odruchowo zaczęła się spinać. Czekała aż dotrą na miejsce.

Nagle, gdy droga zaczęła się robić wybitnie błotnista, mężczyzna zatrzymał auto.
- Tutaj wysiadaj i idź dalej drogą. - powiedział chłodno.
- Ta jest. - Kobieta opuściła auto. W lesie było dużo chłodniej niż w mieście. Zapięła skórzaną kurtkę i ruszyła bokiem drogi, starając się unikać błota. Cały czas nasłuchiwała, czy mężczyzna nie wysiądzie zaraz i nie strzeli jej w plecy.

Samochód jednak powoli zaczął odjeżdżać tyłem. Sophie została sama. Nie mając za bardzo innego wyjścia szła dalej błotnistą dróżką. Na szczęście tego dnia księżyc był spory (prawie pełnia) i dobrze widoczny. Dzięki jego blademu światłu dziewczyna mogła więc uniknąć wystających korzonków czy najgorszych kałuż. Niestety, księżycowy poblask miał też swoją mistyczną właściwość, tworząc w cieniach drzew i krzewów złudzenia postaci, fałszywe ruchy. Naturalny szelest lasu w zestawieniu z widziadłami wydawał się coraz bardziej złowrogi…

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/cc/6d/a7/cc6da7c5d6fbaa73f75ceac6f372944a.jpg[/MEDIA]

Pozostawało jej mieć nadzieję, że droga niebawem się skończy i będzie mogła wracać. Nagle jak żywe stanęły jej przed oczami wydarzenia z pierwszej nocy. Odruchowo zaczęła nasłuchiwać wycia wilków. Idąc powtarzała sobie, że “przynajmniej do niej nie strzelają”. Mimo to powoli przyspieszała krok.

Wreszcie pomiędzy drzewami zauważyła większą plamę światła, która mogła być jakimś wyjściem na polanę. Nim jednak zdążyła się ucieszyć tym faktem, obok, jakieś 3-4 metry na prawo usłyszała szelest czegoś, co właśnie przyczaiło się za pobliskim drzewem. A może to tylko jej wyobraźnia rysowała tam sporej wielkości kształt?

Sophie odruchowo sięgnęła po broń. Jeśli cokolwiek tu było na pewno widziało w ciemnościach lepiej niż ona. Ruszyła w stronę plamy światła wyostrzając wszystkie zmysły. Starała się na razie nie wchodzić w jego strumień.

Przemieściła się kilka kroków, przystanęła. Wokół panowała cisza. Była już pewna, że jej się wydawało, gdy w po kilkudziesięciu krokach znów usłyszała szelest i była niemal pewna, że zobaczyła przez moment w świetle księżyca odbicie oczu gdzieś w gęstwinie po prawej stronie.

Zatrzymała się. Odblokował broń ale jej nie podniosła.

- Może jednak porozmawiamy? - Odezwała się cicho. W każdej chwili spodziewała się ataku.

Odpowiedziała jej cisza.

Sophie ruszyła dalej w stronę światła, cały czas uważnie się rozglądając. Czuła jak jej mięśnie napinają się. Nie wiedziała czy to uczucie, że ktoś na nią patrzy, to jej wyobraźnia czy rzeczywiście coś może jej zagrażać.
Przyspieszywszy kroku minęła linię drzew i wybiegła na otwartą polanę, opasającą sporej wielkości naturalne jezioro.

[MEDIA]http://www.desktopimages.org/pictures/2012/0707/1/sunset-landscapes-nature-trees-night-forest-bridges-fishing-lakes-skyscapes-1920x1080-wallpaper-562896.jpg[/MEDIA]

Miejsce było urokliwe, lecz ze strategicznego punktu widzenia Sophie właśnie wystawiła się na cel. Mając tego świadomość, chciała wrócić pod osłonę drzew, lecz jej prześladowca już ją dogonił. Spomiędzy zarośli wolnym krokiem zbliżała się do niej postać - mężczyzna. Jednak rysów jego twarzy i szczegółów ubioru nie była w stanie dostrzec.

Kobieta obróciła się tyłem do jeziora i wycelowała broń w mężczyznę.

- Z kim mam przyjemność?
- Jej głos był spokojny. Jednak cały czas szukała jakiejś drogi ucieczki.
- A na kogo ma szanowna pani ochotę? - usłyszała znajomy głos.

Po chwili z zarośli wychylił się uśmiechnięty od ucha do ucha James. W dłoni niósł dwa długie na jakieś półtora metra kije.

Sophie nie opuściła broni. Cały czas uważnie obserwowała swojego trenera.

- James skąd pomysł na zmianę klimatu?
- O, zaczynasz podejrzewać, że jestem kimś innym.
- mężczyzna wyglądał na rozluźnionego, jednak zatrzymał się na linii drzew - Świetnie. Widzisz? Poznałaś dyscypliny. Teraz czas na inne ćwiczenia. Wybierz więc. Jestem wilkołakiem, wampirem czy łowcą?
- Z uwagi na klimat zakładam, że wilkołakiem.
- Uśmiechnęła się. Nadal zerkała na jakiś sposób by wyminąć mężczyznę. Nie czuła się pewnie, szczególnie po tym co wydarzyło się ostatnio.
- Gdybym był wilkołakiem, wolałbym cię gonić jak zwierzynę. Prawdopodobnie więc zagrodziłbym ci ścieżkę i zmusił do ucieczki przez las tak, żebyś zgubiła orientację i zaczęła błądzić. Wilkołaki są jak koty, jeśli nie muszą, nie zabijają szybko, ale bawią się ofiarą. - wyjaśnił, nie ruszając się z miejsca - Jakbyś więc sobie poradziła?
- Pewnie starałabym się ciebie wyprowadzić w miejsce, mniej dla ciebie wygodne.
- Opuściła broń, ale jej nie zablokowała. Trzymanie je w powietrzu niczemu nie służyło, a zmęczona dłoń miałaby mniejszą celność. - Czemu tutaj jesteśmy James?

Mężczyzna wyszczerzył się.

- Dziś w ramach treningu sobie pogadamy. Muszę cię poznać. - wyjaśnił podchodząc bliżej. Nagle mężczyzna zamachnął się i rzucił kijkiem w Sophie. Nie był to jednak rzut, by ją zranić, lecz by mogła złapać kawałek drewna.

Sophie chwyciła lewą ręką rzucony w jej stronę kij po czym wsunęła broń do kabury, zabezpieczając ją. Uważnie przyjrzała się swojej nowej broni.

- Niektórzy zabierają kobiety na kolacje, wiesz? - Przełożyła kij do prawej dłoni i wycelowała go w Jamesa. - O czym chcesz pogadać?

Nim się zorientowała co się dzieje, wylądowała boleśnie na ziemi. Ledwo zarejestrowała jak Rossell zbliżył się i podciął ją, kiedy była zajęta chowaniem broni!

- O życiu.
- odpowiedział niewinnie, wymijając ją i idąc w kierunku molo. - O wczorajszym przyjęciu... Podobało ci się?

Sophie przez sekundę leżała na ziemi. W końcu odtoczyła się kawałek wstając na nogi. Przyjęła obronną postawę. Czyli jednak wiedzieli. Była bardzo ciekawa jak dużo. Postanowiła jednak odwlekać dyskusje na ten temat.

- Moje życie miało wiele zwrotów, nie wiem czy starczy nocy by o nim opowiedzieć.
- Uśmiechnęła się, ale jej postawa nie była wyluzowana. Powoli przemieszczała się, czekając na kolejny ruch mężczyzny.
On tymczasem zaczął się rozbierać na molo. Był typem umięśnionym ale przede wszystkim żylastym. Jego ciało nie było ciałem modela, choć bez wątpienia było doskonale wyćwiczone.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Było nudno. -
Dziewczyna obserwowała go uważnie, ale wyprostowała się. Zachowanie trenera było dziwne i trochę ją rozpraszało.
- Jak to na przyjęciach. - odparł James, nie patrząc na nią. Kiedy był już ubrany w same bokserki, wszedł do wody, a właściwie w pobliskie szuwary.
- I nic ci się nie podobało? - spytał, całkiem zasłonięty przez zarośla.

Sophie zmusiła się by skupić się na czymś innym niż rozmowa. Znów nasłuchiwała każdego najmniejszego odgłosu. Niepokoiło ją, że przeciwnik znów stał się niewidoczny.

- Czy to istotne? Nie byłam tam dla przyjemności.
- Sugerujesz, że rozmowy ze mną nie są ważne?
- usłyszała z krzaków głos Rossella a potem kilka głębszych uderzeń. Po chwili z zarośli mężczyzna wytoczył na wodę dwie wielkie beczki. - Tadaaaam! Oto super zaawansowany sprzęt treningowy. Bierz swój kij i wskakuj na beczkę. - to rzekłszy sam złapał swój kawałek drewna, który zostawił na brzegu i wdrapał się na najbliższą beczkę, pozostawiając drugą tuż przy molo.

Sophie podeszła do beczki.

- Nie było na tym przyjęciu nic co mogłoby mi się spodobać. I nie, nie sugeruję, że rozmowy z tobą nie są ważne. - Oparła dłoń na beczce ale nie weszła na nią. - Nie będzie ci zimno?
- Wydałem ci polecenie, Sophie.
- rzekł nagle zupełnie oziębłym tonem - Nie zapominaj gdzie jesteś, kim jesteś ani kim ja jestem. Czujność to podstawa. Co jest następne? - zapytał, mierząc kijem w dziewczynę.

Ta już bez słowa zdjęła kurtkę i rzuciła na nią kaburę. Uważnie obserwując mężczyznę wdrapała się na beczkę. Spoważniała. Chciał nagle manifestować swoją rangę. Niech mu będzie.

- Może reakcja?
- Jej głos przybrał ten oschły ton. Jej uwaga była całkowicie skupiona na Jamesie. Czuła się dziwnie jak w jakimś filmie kung-fu. Czekała na jego reakcję… na jego ruch.

Mężczyzna nie zaatakował jej, lecz chlusnął kijem w wodę tak, że ją ochlapał. Odruchowo przymknęła powieki i wtedy nie wyjmując kija, trącił beczkę, przez co Sophie omal nie straciła równowagi. Żeby nie spaść musiała złapać się rękami pływającego przedmiotu.

- Twoja reakcja zawsze będzie zbyt wolna względem nadprzyrodzonych. Zła odpowiedź. Wymyśl coś innego.
Sophie wyprostowała się.
- Wiedza? Znając przeciwnika, jestem w stanie przewidzieć jego ruch.
- Blisko
- mężczyzna pokiwał głową z aprobatą - Nie oszukuj się jednak, nie zawsze będziesz znała swojego przeciwnika. Chodzi też o to czasem, by go poznać. Chodzi o dedukcję. Posiadanie wiedzy to za mało. Trzeba umieć korzystać z tej, którą się ma. Jeśli dołączysz do nas, nauczysz się patrzeć na swoje otoczenia jak na klocki lego. Zawsze będziesz widzieć to, co może ci się przydać, z czego możesz zbudować “coś”. - James uniósł kij i zaatakował Sophi. Nie miała jednak problemu ze sparowaniem ciosu. Po chwili nadszedł kolejny i kolejny. Kiedy mężczyzna odstąpił, przesuwając swoją beczkę w tył, kontynuował - Nigdy nie jesteś bezradna Sophie. Pamiętaj o tym. Możesz być słabsza, wolniejsza, mniej wytrzymała, gorzej uzbrojona, ale to, co jest w twojej głowie powinno dać ci przewagę nad każdym przeciwnikiem. I na tym powinnaś się skupić. Nie tylko dziś, ale zawsze. Tylko zwyciężając głową, możesz zwyciężyć też ciałem. - znów zaatakował.

Kobieta sparowała kolejny cios. Słuchała mężczyzny z uwagą. Dedukcja. To było coś co już miała. Wiedza to coś czego potrzebowała od Ankh. Uważnie obserwowała Jamesa, to jak swobodnie poruszał się na beczce. Musiała być coraz doskonalsza, to było pewne. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie dotyczy to tylko jej ciała.

Wyprowadziła cios na jego głowę, wyhamowując w ostatniej chwili pęd uderzenia i przekierowując całą siłę by drugim końcem kija uderzyć w beczkę. Sparował, lecz uśmiechnął się.

- Co myślisz o Andre? - zapytał, nagle wyprowadzając atak w jej udo.
Sophie sparowała, musiała jednak “zatańczyć” na beczce by utrzymać równowagę. Wyprowadziła cios na jego prawą rękę, w której trzymał kij.
- Jest przystojny... - James sparował atak, więc zaatakowała głowę. - ...zabawny, inteligentny.. - odparty atak przekierowała ponownie na beczkę. Skrzywiła się gdy znów się nie udało. - … jest dla mnie bardzo ważny.
- Zabiłabyś dla niego?
- zatrzymał się nagle.

Kobieta także zatrzymała się patrząc Jamesowi prosto w oczy. Chciała się dostać do Ankh, pewnie od tego mężczyzny zależała w sporej części ta decyzja. Jednak czy kłamstwo by ją w jakikolwiek sposób uratowało?

- Tak. - Nie zamierzała nic dodawać. Nie było potrzeby.

Patrzyli sobie w oczy przez chwilę, a gdy James się uśmiechnął, Sophie poczuła, że traci równowagę. Tym razem wpadła do wody, gdy mężczyzna nie kijem, a nogą odepchnął jej beczkę. Podniosła się, zapierając się kijem o jeziorny muł. Czuła jak jej buty grzęzną, jak wlewa się do nich woda. Zaczesała dłonią do tyłu mokre włosy. Teraz bardzo żałowała, że jednak nie rozebrała się tak samo jak jej trener. Przynajmniej broń…

Myśl uderzyła ją jak piorun. Szybkim krokiem zaczęła wychodzić z jeziora.
Trening trwał do 2 nad ranem, kiedy Sophie nie była w stanie już odpowiadać swojemu mentorowi na pytania, bo zbyt mocno szczękała zębami z zimna. On zresztą też wyglądał na zmęczonego - może nie na tyle, by przestał się uśmiechać, jednak jego ruchy straciły zwykłą spontaniczność i stały się oszczędne.

Przez te kilka godzin 3 razy została zepchnięta do wody, zaś James prawie raz. Prawie. W tym czasie rozmawiali o wszystkim: o wilkołakach, wampirach, łowcach, żołnierzach, serialach, książkach, muzyce, nawet o wychowanie dzieci zahaczając, choć żadne z nich potomka nie posiadało.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline